Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2009, 03:11   #112
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gun'Ryan

Elfy poczęły skradać się wzdłuż rzeki. Pod osłoną nocy i gęstego sitowia oddalali się po cichu od obozowiska orków i grodu hegemona.
Noc była chłodna. Jasny księżyc wychylał co jakiś czas swe blade oblicze, oświetlając wędrowcom drogę.
Cichotko grały świerszcze i rechotały żaby. Wiatr delikatnie wyginał długie źdzbła sitowia. Krocząc w milczeniu para elfów wypatrywała każdego niebezpieczeństwa. Nie codzień wszak zdarza się by duża grupa uzbrojonych po zęby orków wystawiał wartę. Coś lub ktoś musiał czaić się w mroku. Ktoś bardzo potężny. Niewiele jest rzeczy i istot mogących przestraszyć bandę orków.

Gdy Ryani oddalił się znacznie od obozowiska zielonoskórych potworków i poczuł się bezpieczniej, wraz elfką wyszedł z rzecznego sitwia na pobliską polanę.
To była długa noc i trzeba było udać się na spoczynek. Elf znalazł dobrze ukrytą wśród krzaków małą dolinkę. Tam rozbił prowizoryczny obóz i wraz Glorianną poszedł spać.

Nazajutrz rano elf przedstawił Gloriannie swojego kompana ropucha Kaela. Elfka smutnym uśmiechem skwitowała historię przemiany ropucha. Po jej oczach widać było, że bardzo mu współczuje.
- To co może i ty ruszysz z nami na poszukiwania Korony Władzy? - spytał Ryani.
- Raczej nie – odparł ropuch – Choć byłbym wdzięczny gdybyście zabrali mnie ze sobą i pomogli odzyskać moją normalną sylwetkę.
- Nieznam niestety nikogo kto mógłby ci pomóc.
- Nic nie szkodzi. Może spotkamy kogoś takiego na szlaku. Bardzo byście mi pomogli zabierając mnie. Sam ile pokonam wciągu jednego dnia? Raczej co najwyżej kilkaset metrów. Poza tym w tej postaci raczej trudno będzie mi nawiązać z kimkolwiek kontakt.
Ryani spojrzał na Glorianę. Ta tylko pokiwała lekko głową. Wyglądało na to że decyzja zapadła.
- Pomożemy ci Kaelu – stwierdził elf.
- Dziękuję wam. W zamian ja też wam pomogę w poszukiwaniach. Oczywiście w miarę możliwości.
- Myślę, że już mógłbyś pomóc. Może mógłbyś wskazał nam kierunek gdzie powinniśmy się udać.
- Widzę, że wasze poszukiwania dopiero się rozpoczynają...
- Tak to można określić – przyznał zawstydzony Ryani.
- W takim razie musicie znaleźć na początek Talizman, a w waszym przypadku dwa. Talizman jest magicznym amuletem dzięki któremu można przejść przez Dolinę Ognia bez żadnego uszczerbku na zdrowiu.
- Gdzie można zdobyć ten Talizman?
- Jest ich kilka rozrzuconych po świecie Trzech Krain. Jeden ma napewno czarownica Wicca. O tym jednak możecie zapomnieć. Widzicie jak skończyłem ufając tej wiedźmie.
- To gdzie szukać tych innych? Wiesz może?
- Wiem, ale nie jest to wcale łatwiejsze ani bezpieczniejsze niż spotkanie z Wiccą. W Środkowej Krainie w Jaskini mieszka czarodziej Fangrol. On to każdemu kto się do nieg zgłosi wyznacza zadanie za którego wykonanie oferuje Talizman. Tak słyszałem od jednego kupca. Problem jednak w tym że żeby dostać się do Środkowej Krainy trzeba pokonać Wielką Rzekę.. A tego można dokonać tylko na dwa sposoby. Albo pokonać Strażnika na Kamiennym Moście, albo przeprawić sie wpław.
- Hmm... - zamyślił się elf.
Musiał podjąć decyzję o tym co zamierza robić. Z jednej strony Wicca (która już trochę poznał) zła i wredna wiedźma, a z drugiej niebezpieczna rzeka i zabójczy Strażnik.
- Zdobycie Korony Władzy nie będzie takie łatwe jak mi się wydawało – pomyślał Ryani.
- Hryy hhryy – zaryczało coś nad głową trójki bohaterów, przerywając rozmyślania elf – Czy nie widzieli państwo może bandy wędrujących po tych terenach orków? Tak około dwunastu?
Tuż nad poszukiwaczami górował ogromna sylwetka cyklopa.

Potężny kilkumetrowy stwór z jednym okiem pośrodku głowy pojawił się nagle nad elfem.
- Nie chciałem państwa przestraszyć – rzekł cyklop widząc przerażoną minę Gloriany – Pomyślałem, że możecie mi pomóc. Szukam tych gagadków, gdyż ukradli mi coś bardzo cennego. Muszę ich odnaleźć i ukarać. A przede wszystkim odnaleźć mój skarb.
Ryani spojrzał skonsternowany na górujące nad nim zwały mięśni i tłuszczu. Z kimś takim się niedyskutuje. Elf podrapał się po brodzie i rzekł w stronę cyklopa.


Elrix
Strażnik stał na posterunku jak zawsze już od wieków. Na przeciwko niego, niewielki biorąc pod uwagę wzrost rycerza Smokowiec.
- Dokąd to? - Zadudnił głos olbrzyma w zbroi.
- Przechodziliśmy przez to parę godzin temu, pamiętasz? - parsknął Elrix - Cholerny automaton. - zaklął doskakując zręcznie do przeciwnika.
Strażnik cofnął się o krok i przyjął pozycję obronną. Elrix skoczył w przód a jego cios przeciął tylko powietrze z głośnym świstem.
- Niedobrze – pomyślał – szybki też jest.
Przez chwilę rywale mierzyli się wzrokiem. Oczy olbryzma błyszczały metalicznym blaskiem w wąskiej szparze w chełmie. Smokowiec skoczył zręcznie do góry i zamarkował cios na odlew. Strażnik zasłonił się a wtedy smokiec po szybki zwodzie wylądował u stóp wielkoluda. Teraz już bez zasłony ciął go w nogi. Zakuty w zbroję olbrzym zachwiał się pod siłą ciosu.
- Teraz!! - krzyknął smokowiec do Laury.
Olbrzym oparł się o barierkę chroniąc się przed upadkiem. Spojrzał na tychmiast na biegnąca kobietę. Takiego obrotu sprawy najwyraźniej się nie spodziewał. Podniósł się i zapominając o Elrixie rzucił się w pogoń za dziewczyną. Jego kroki dudniły po całym moście.
Smokowiec tylko na to czekał. Gdy Strażnik obrócił się do niego plecami, ponownie skoczył do góry i potężnym kopniakiem zaatakował olbrzyma. Nijak się to miało do walki honorowej, ale taki pojęcia jak honor i uczciwość były mu raczej obce. Bez skrupułów napadł na tyły Strażnik.
Ten upadł jak długi z głośnym łomotem. Elrix wylądował mu na plecach. Pewnym pchnięciem wbił ostrze swego miecza w szczelinę pomiędzy zbroją a chełmem. Coś zazgrzytało i strzeliło.
- A więc jednak automaton – pomyślał smokowiec.
Nie czekając co się będzie dalej działo ze Strażnikiem, Elrix puścił się biegiem za Laurom.

Zwolnili dopiero gdy byli całkowicie pewni, że nikt ich nie ściga. Dalej szli już normalnym tempem. Oboje podziwiali doskonałą wręcz konstrukcję Kamiennego Mostu. Był on poprostu przeogromny. Zgodnie z legendą zbudowali go giganci na polecenie czarnoksiężnika. Była to iście tytaniczna praca. Most ciągnął się po horozont.
Para poszukiwaczy doszła do jego końca dopiero o zmierzchu. Gdy postawili stopy na drugim brzegu, księżyc stał już wysoko.

Zarówno klimat jak i ukształtowanie terenu radykalnie się zmieniło. W Środkowej Krainie więcej było wzgórz i pagórków a klimat był bardziej surowy. Chłodny wiatr przelaciał po twarzach poszukiwaczy. Smokowiec zaczął rozglądać się za jakimś miejscem na nocleg. Nieopodal rósł niewielki zagajnik. Wszystko wskazywał na to, że jest to miejsce osłonięte od wiatru i mało widoczne z drogi.
- Chodźmy tam – rzekł Elrix do Laury – Tam przenocujemy.
- Spójrz – odpowiedziła dziewczyna wskazując odległe wzgórze po prawej stronie. Grupa kilkunstu ludzi szła w ich kierunku.
- Lepiej się ukryjmy. Dość mam narazie machania mieczem – rzekł Elrix.
Szybkimi krokami poszukiwacze podbiegli do zagajnika. Po czym padli na ziemię i obserwowali drogę z ukrycia.
Gdy grupa była już blisko smokowiec ujrzał sporą grupę mężczyzn odziany w liche płócienne, workowate tuniki. Wszyscy byli zgarbieni i wzrok mieli wbity w ziemię. Kilku z nich potrząsało drewnianymi kołatkami. Kilku najbardziej przygarbiony podpierało się kosturami. Grupa szła w milczeniu i zatrzymała się zaledwie kilkanaście metrów od ukrytych poszukiwaczy.
- To trędowaci – szepnęła Laura.
Smokowiec tylko kiwnął głowę i dalej obserwował mężczyzn. Po tym jak się zatrzymali większość z nich zacząła w nachalny, zwięrzęcy sposób węszyć. Wciągali głęboko powietrze i łapali każdy powiew wiatru.
- Co oni robią? - spytał szeptem smokowiec.
- Niewiem
Po chwili trędowaci zeszli z drogi i usiedli na trawie w okręgu, twarzami na zewnątrz. Nadal węszyli i rozglądali się czujnie.
- Co robimy? - szepnęła Laura – Niewyglądają na niebezpiecznych, ale lepiej im się nie pokazywać nie uważasz?


Guun i Thorius
Noc minęła spokojnie, nielicząc dziwnych dźwięków i stukania do drzwi. Krsnoluda zbudziły znajome odgłosy miatseczka. Słychać było przekrzykujących się kupców, jęki poganianych zwierząt i ogólny gwar wielu rozmów. Gdy reszta jego towarzyszy także zaczęła przecierać oczy i budzić się, krasnolud sam zajął usuwaniem barykady wzniesionej przez Grumila.
Gdy drzwi się otworzył, pierwszy na zewnątrz wyszedł Neuris. Stanął w miejscu i rozejrzał się. Reszta poszukiwaczy oślepiona blaskiem słońca, nie widziała co było pwodem krzyku karła.
- Jesteśmy zgubieni! To Zakhara - miasto duchów i demonów! - krzyknął do nich, a w jego głosie słychać było strach i panikę.
Guun i dwaj brodaci wojownicy stanęli na progu.
Wymarłe wczoraj w nocy, dzisiaj tętniło życiem. Ulice pełne były ludzi. Główną drogą podążał sznur wozów ciągniętych przez muły i woły. Widać też było kilku mężczyzn jadących na wielbłądach. Kupcy zachwalali swój towar i zachęcali do kupna. Nic nie wskazywało na to, że jest to miasto duchów i demonów, jak twierdził Neuris.
- Spójrzcie – rzekł nagle Grumil – Oni wszyscy są przezroczyści.
I faktycznie, gdy Guun i Thorius przyjrzeli się dokładniej przechodzącym obok ludziom, okazało się że są oni przezroczyści. Było to dziwne i niepokojące uczucie. Guun widział na przestrzał poprzez mężczyznę, który właśnie obok nich przeszedł. Thorius aż spojrzał z niedowierzniem na własną rękę, by upewnić się o własnej realności. Wszystko było z nią w porządku, tylko dookoła coś szwankowało.
- To duchy! Rozumiecie! Już stąd nie wyjdziemy! - darł się Neuris – Zdechniemy tu!
- Chyba ty! - odburknął Grumil – I to szybciej niż ci się zdaje, jak się zaraz nie zamkniesz.
Guun zauważył, że nikt nie zwraca na nich najmniejszej uwagi. Być może nawet nie widzi.
- Co to za miejsce Neurisie? - spytał karła.
- To Zakhara - miasto duchów i demonów. Przeklęte miejsce gdzie nasz świat łączy się za światem duchów. To tu trafiają ci którzy nie zasłużyli ani na piekło ani raj. To miejsce wygnania demonów i upadłych aniołów. To piekło na ziemi. Przeklęte. Jesteśmy zgubieni.
- A jak my tu trafiliśmy do jasnej cholery? Przecież jeszcze żyjemy, prawda? - spytał poddenerowowany Grumil.
- Zakhara jest w naszym świecie. To realne miejsce mimo, że jest domem dla duchów i demonów. Wielu mistyków poszukiwało tego miejsca na przestrzni wieków. A my na nie poprostu wpadliśmy.
- To trzeba mieć fart – podsumował ironicznie Thorius.
- Nic nie dzieje się przez przypadek – Guun usłyszał nagle złowieszczy szpet za uchem. To był głos Mefistofelesa.
- Słyszeliście? - spytał karzeł – To był demon! Jesteśmy zgubieni!
Wrzasnął po czym wbiegł z panice z powrotem do domu w którm spędzili noc.
- To co teraz? - spytał Thorius.
Pytanie było rzucone ot tak w powietrze i nikt nie poczuł się zobowiązany na niej odpowiedzieć.
Milczenie trwało tylko chwilę, gdyż do poszukiwaczy podszedł bogato ubrany mężczyzna.

- Witajcie przybysze – rzekł, po czym ukłonił się uniesioną ręką.
Grumil sięgnął po topór i przyjął bojową postawę.
- Nie bójcie się. Z mojej strony nic wam nie grozi – zapewnił.
- Ta jasne – warknął Grumil – A ja jestem siostra Albertyna tylko mi habit ukradli.
- Dowcipny jesteś brodaty kolego...
- Tylko nie kolego! - zastrzegł krasnolud – Wódki z tobą nie piłem.
- Spokojnie Grumil – interweniował Thorius – Możemy pogadamy z panem, a ty idź zobacz czy z Neurisem wszystko w porządku.
- Dobra – skrzywił się brodacz - Już wolę tego ścierwojada niż tego przezroczystego poparańca. Neuris przynajmniej jest żywy.
Gdy Grumil wszedł do domu odezwał się Guun:
- Wybacz panie, ale nasz towarzysz jest w gorącej wodzie kąpany.
- Rozumiem go. To dość nietypowa sytuacja. Jesteście pierwszymi od czterystu lat śmiertelnikami odwiedzającymi Zakharę.
Badacz i krasnolud spojrzeli po sobie znacząco. Ktoś kierował ich losem i to od dłuższego czasu. Nie było to bynajmniej przyjemne uczucie.
- Nazywam się Hassan Alsabbah i pełnię obowiązki burmistrza.
Widząc zdziwione miny słuchaczy dodał:
- Cóż w tym dziwnego? W świecie duchów także musi byc porządek i władza jest potrzebna. Powiedzcie co was tutaj sprowadza? Szukacie skarbów? A może chcecie odwiedzić naszą bibliotekę i skorzystać z jej bogatych zbiorów? A może szukacie kogoś? Słucham, jestem do waszych usług – Hassan ukłonił się – Dawno nie było u nas śmiertelników, to będzie dla mnie zaszczyt jeśli będę mógł wam służyć za przewodnika po mieście.
- Nie słuchajcie go! - wrzasnął nagle Neuris, przepychając się pod nogami – To pewnie jeden z tych duchów-zwodzicieli. A kysz! Wynoś się! - karzeł wykonał jakiś gest rękami w powietrzu.
- Powstrzymajcie moi mili swojego przestraszonego towarzysza, bo inaczej nie będę mógł wam pomóc.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline