Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2009, 16:41   #12
Cosm0
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Gdy tylko wjechali do Melvaunt w nozdrza Wakasha uderzyła taka różnorodna i intensywna gama zapachów, że łotrzyk zaczął współczuć wszystkim psom zamieszkującym w tym siedlisku światowego fetoru. Stworzenia mające bardziej wyrafinowany węch niż ludzie musiały przeżywać prawdziwe katusze, przynajmniej w tych dzielnicach przez które przejeżdżała ich karawana. Zapachy perfum pomieszane ze smrodem nieświeżego mięsa, ryb, rzygowin oraz ludzkiego i nie-ludzkiego potu powodowały, że od razu traciło się apetyt. Wakash patrzył na to wszystko w koło z wielkimi, pełnymi tęsknoty oczami - Melvaunt tak bardzo przypominało Wyspy Piratów, na których jako chłopak spędził większość swojego dzieciństwa, iż przez chwilę poczuł się jak w domu. Ciasne zaułki bram, w których ludzie załatwiali swoje najrozmaitsze potrzeby, poprzez seksualne aż po zwykłe fizjologiczne czynności, wypluwały miejscami na nierówny bruk strumyczki moczu lub innych, bądź co bądź równie niesympatycznych płynów.

~ Tutaj to można zarobić... - myślał rozglądając się z podziwem łotrzyk.

- Może Ci obciągąć? - usłyszał gdzieś niedaleko siebie i już zaczął rozglądać się za źródłem tegoż dźwięku, gdy ktoś mocno przyhaczył w jego bark.

- Patrz gdzie leziesz! - słowa ta wypełzły z wyjątkowo szpetnej gęby tak, że łotrzyk ledwo powstrzymał się od jakiegoś ciętego komentarza, który uświadomiłby właścicielowi tejże facjaty jak paskudnie wygląda. Oni nie przyjechali tutaj szukać kłopotów, przynajmniej nie tak od razu to też język południowca utrzymany został w ryzach.

Wakash szedł za resztą karawany rozglądając się nieustannie dokoła i trzymając mocno swoje sakwy. Wszak w takim parszywym tłumie pozbycie się nadmiarowych, a nawet deficytowych, dóbr było niezwykle proste i zazwyczaj niezauważalne.

- My jedziemy na targowisko, nasze drogi się więc chyba rozchodzą - powiedział głośno Korg do nich wszystkich, gdy zrównali się z nim na skrzyżowaniu - Bogowie więc z wami śmiałkowie, obyście cieszyli się dostatnim życiem jak najdłużej!

Wakash spojrzał na Samanthę, która wyglądała jakby miała zaraz rozbeczeć się na środku ulicy na myśl o utraconych pocałunkach.

- Nic się nie martw perełko! Trochę tutaj zabawimy, zapewne tak jak i wy - powiedział do niej konspiracyjnie puszczając oczko, tak żeby Korg mógł się na to napatrzeć. Wakash uwielbiał obserwować jak oczy wychodzą mu na wierzch na widok czegoś takiego.

Nastał więc czas rozstania, i każdy ruszył w swoją stronę. Nieustający pech Wakasha chciał, aby ich STRONA znalazła swój koniec w dość szpetnej spylunce prowadzonej przez wyjątkowo nieuprzejmego szynkarza. Wakash pamiętał jak, jako dziecko biegał na posyłki z jednej z takich spylunek popędzany na odchodne kopniakami takich jak ten stojący przed nimi przy barze. Gdy odrobinę dorósł i zaczął te kopniaki odwzajemniać, przekonał się że większość tego typu udawanych twardzieli mięknie przy pierwszym prawidłowo wykonanym ciosie w gębę, jednak jak Wakash wcześniej sprytnie zauważył - oni nie mieli szukać kłopotów od razu. Uśmiechnął się zatem do właściciela przybytku zamawiając sobie piwo 'z wkładką' podejrzewając, że tutajszy browar to istne rozwodnione siki. Stereotypowe myślenie łotrzyka dyktowane doświadczeniem w tych kwestiach nie zawiodło go - gdyby nie zamówiona 'wstawka' - piwo smakowałoby jak jakieś pomyje pozostające jako odpad po produkcji prawdziwego browaru.

W karczmie panował spory tłok to też, gdy każdy odebrał swoje zamówienie - całą kompanija zaczęła przepychać się używając łokci i barków w stronę wypatrzonych miejsc.

- Jaki tłum... ja pierd.... - wyrwało się Wakashowi, gdy ktoś nadepnął go na stopę, co też łotrzyk skrzętnie odwzajemnił łokciem wbitym pod żebra sprawcy.

- Jeśli do... nio... sę to piwo na miejsce to dziękować będę Tymorze - marudził przeciskając się i lawirując pomiędzy goścmi przybytku.
- Kurwa! Piwo się rozlewa - przeklnął, gdy ktoś szturchnął go na tyle mocno, że ulało się trochę piany z kufla.

Mimo, że nie było zbyt wiele czasu ani okazji do głębokich rozmyślań, Wakash pomyślał o biednym Milo, który gdzieś tam w dole stara się nie zostać stratowanym przez bandę dzikusów, niosąc zapewne również swój kufel i pewnie klnąc pod nosem na ignorancję 'wysokiego luda'.

Gdy dobrnęli w końcu na wcześniej upatrzone pozycje łotrzyk rozsiadł się wygodnie na miejscu zagrzanym przez śpiącego tutaj wcześniej pijaczyny, a 'pożyczoną' po drodze od jakiegoś uprzejmego nieznajomego chustą, wytarł pozostałości śliny swojego poprzednika z blatu bezpośrednio przed nim. Wakash oddał się przyjemności picia swojego pseudo-piwa i wybijaniu palcami rytmu piosenki, którą podejmowało coraz więcej osób. Była to pijacka przyśpiewka, jakich pełno nasłuchał się w życiu, a melodia do niej wygrywana była przez jakiegoś niewidocznego z tejże perspektywy grajka.

Niestety, jak to się mówi - to co dobre, nigdy nie trwa wiecznie, to też nie trzeba było zbyt długo czekać na pierwsze oznaki szykującej się rozróby, a biorąc pod uwagę że w miejscach takich jak to, sytuacje takie jak ta rozwijają się niebywale szybko. Nie minęło parę minut a w powietrzu zaczęły latać zęby, stołki i butelki, a przekleństwa rzucane na głos teraz padały częściej i gęściej niźli jeszcze odrobinę wcześniej.

- Hej mieliśmy wtopić się w tłum prawda? - zapytał łotrzyk uchyliwszy się przed lecącą w jego stronę przypadkową butelką.

Nie czekając na odpowiedź towarzyszy podniósł się z miejsca, upił do końca zawartość swojego kufla po czym, idąc za przykładem wielu gości - posłał go parabolicznym lotem w stronę największego tłumu, a zaraz za nim poszybowało krzesło z sąsiedniego stolika zwiastując przyłączającego się do bójki wagabundę.

- Gwarantuję, że gdy przyjdzie do płacenia rachunku, wielu gości odkrywszy brak monet, zapamięta na jakiś czas żeby nie robić takich burd - zakrzyknął do towarzyszy i zniknął w tłumie.

Można było pomyśleć, że łotrzyk upił się tą skromną porcją trunku, jaką sobie zafundował, jednak bardziej przenikliwy umysł dostrzegał fakt, że w czasie takich bójek nie da się za bardzo uważać na własne kieszenie, co przyłączający się do bójki Wakash miał zamiar z premedytacją wykorzystać.

~

- Heeeej kolego! - krzyknął do ucha jakiemuś głupio wyglądającemu uczestnikowi 'zabawy', a gdy ten się odwrócił łotrzyk rozbił mu na głowie znalezioną na podłodze szklanicę posyłając chłopa wprost to krainy marzeń sennych.

- Ha! Tak to jest w życiu... - krzyczał do drzemiącego 'na stojaka', utrzymywanego tłumem w pionie mężczyzny i czyniąc go lżejszym o sakiewkę.

Ktoś złapał go za ramię i obrócił tylko po to, żeby chwilę później przyłożyć mu z pięści prosto w szczękę, tak że świat zawirował w koło po czy na szczęście wrócił na miejsce.

- Ożesz ty! - wykrzyczał - popychając sprawcę wprost na jakiegoś stojącego za nim wielkoluda, który obrócił się w stronę mężczyzny i zaraz zajął się jego osobą, tak że łotrzyk mógł spokojnie wykonać taktyczny odwrót próbując odciąć po drodze jeszcze kilka woreczków. Gdy dotarł na powrót do stolika swoich kompanów, wyglądał zapewne jak siedem nieszczęść wyciągniętych psu z gardła, ale o ile orientował się w topologii własnego ciała to chyba wszystko miał na swoim miejscu.

- Obiecuję tego więcej nie robić - rzekł po czym padł gębą na stół obserwując już tylko toczącą się jeszcze chwilę rozróbę
- Chyba wyszedłem z wprawy... - dodał dysząc.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.

Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 19-08-2009 o 16:31.
Cosm0 jest offline