Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2009, 19:33   #13
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Ciemność.

Mroczna toń pochłonęła go totalnie. Nikt nie był w stanie wyciągnąć wystającej ręki młodego awanturnika wystającej z tafli by uratować go w porę. Smutek i tęsknota jak betonowe ciężary ciągnęły go na dno. W stronę melancholijnej pustki z której nie było odwrotu. Z próżni której nikt żywy nie jest w stanie powrócić ni pomóc nikomu. Jedynie Śmierć jest w stanie zakończyć to cierpienie.

Ależ ilu ludzi jest w stanie zrozumieć to uczucie? Iluż jest w stanie żyć z wielką raną na sercu niemogącą się zasklepić? Oraz ilu daje sobie z tym radę, wraca do wesołego trybu życia i nie przejmując się niczym idzie dalej ścieżką istnienia.

Milo nie umiał sobie z tym poradzić. Śmierć towarzyszy zrodziła skazę na jego malutkim serduszku, a zdrada Liah i jej bestialskie morderstwo przepołowiły je na dwie części. Łzy nie były w stanie zapełnić bruzd w organie życia. Czas nie leczył wszystkich ran. Spokój duszy uleciał bezpowrotnie.


Cmentarz. Wszyscy tam skończą. Kiedyś. Lecz jednak mimo tej świadomości i pewności skonu nigdy nie możemy pogodzić się ze śmiercią. Zawsze jest dla nas szokiem, niespodzianką na końcu naszej ścieżki, przed którą opieramy się całymi siłami. Nadchodzi tak nagle, wygrywa zawsze. Niezwyciężony Pan w czarnym płaszczu o trupio bladej twarzy z wiecznym uśmiechem nigdy nie zawiedzie. Przyjdzie po każdego. Zawsze. Wszędzie.

Ostatnie dni w Rath nie należały do najprzyjemniejszych. A miało być tak pięknie. Mieli poszukać skarbów w opuszczonym już zamczysku. Mieli wzbogacić się znacząco i wyruszyć w dalszą podróż. Jednak nigdy nie układa się tak jakbyśmy chcieli. Wybuch zabierający elfa, lina odbierająca życie, osikowy kołek na nie tego wampira co trzeba... złe fatum ciążyło nad Obrońcami. Kosiarz był nie nasycony...

Pogrążony w smutku i melancholii Milo przesiadywał całymi godzinami wpatrując się w napis wyryty na kamiennym krzyżu.



"Tak mało, dla tak niewielkiej,
a dużej duchem za tak wiele.
Aner Umnebsim
Obrońca Rath"

Tylko tyle mógł dla niej zrobić. Nic więcej... Już nigdy... Już nigdy nie zobaczy jej uśmiechu, nie usłyszy jej aksamitnego głosu. Nie spojrzy w rozradowane oczy, nie dotknie ciepłej dłoni. Taką ją zapamiętał... Taka go opuściła.

Jednak... było coś... coś co mógł uczynić dla jej pamięci. Coś na co by nigdy wcześniej się nie zdecydował. Coś...

Zemsta...

Tylko ona mu ostała. Tylko ona trzymała obie połówki serca w względnej spójności. To ona dodawała mu siły i zapobiegała pójściu w ślady Zory. Tak! Wyrwie to czarne i przeszyte złem serce tej ladacznicy i złoży je Aner w ofierze! Tak! To jest myśl! Nic innego mu nie pozostało... tylko zimna żądza zemsty...

Stał się mścicielem szukającym większej mocy by pokonać swą śmiertelną przeciwniczkę. Stał się mścicielem nie myślącym o niczym więcej jak o swym celu. Bez żadnych innych pragnień. Bez żadnych innych marzeń. Bez skrupułów.

Tylko zemsta...

Mroczna część jego duszy przejęła nad nim kontrolę. Nie pamiętał podróży. Nie uczestniczył w niej duchem. Milczał przez całą drogę. Okryty płaszczem chroniącym przed pogodą i barierą w umyśle chroniącą przed innymi podróżnikami. Ignorował próby rozmowy. Nie słuchał innych. Żył. Ale jakby nie żył. A myślał tylko o niej. Tylko o niej jedynej.

Zmierzali do Melvaunt. Miasta czarnych spraw, ciemnych porachunków i prawa silniejszego. Prawdziwej miejskiej dżungli. Ciemnej Przystanie gdzie każdy mógł znaleźć schronienie i nóż w plecach. Lub informacje...

W tak dużym mieście łatwiej zdobyć informacje na temat poszukiwań. Łatwiej też stracić życie pytając. Dlatego trza uważać. Trza mieć baczność na każdym kroku. Trza mieć oczy dookoła głowy. Taka umiejętność przydała by się niziołkowi właśnie w tej chwili. Lawirował biedak miedzy nogami dużych ludzi, uważając by nie wpaść pod te cięższe i mając baczenie na zręczne ręce posiadaczy tych lżejszych. Do tego niósł kufel z cieczą nazywaną piwem. Przynajmniej tutaj. W jego rodzonych stronach nazwano by to pomyjami, ściekami lub szczynami, ale nigdy piwem. Jednak miejscowi nie sprzedawali niczego lepszego. Dlatego idąc za przykładem Wakasha Milo kazał dolać sobie trochę mocniejszej nalewki malinowej... Jeśli mają coś takiego tutaj...

W takich miejscach bywa bardzo gorąco. I szczególnie niebezpiecznie gdy nosem nie dotyka się nawet pępka swego "rozmówcy". Jednak zręczność niziołka trenowana latami pozwoliła mu w miarę szybko i bez większych problemów dotrzeć do stolika. W kuflu ostało tylko połowa płynu. Resztę musiał usiorbać by nie stracić złotych kropelek tego ykhm... ykhm... zacnego płynu o którym śpiewał ktoś w innej części sali.

Mimo swego nie szlachetnego pochodzenia napój miał kilka procentów. Wystarczająco by zaszumiało miejscowym i przybyłym. Wystarczająco by wzniecić bójkę. Wystarczająco by stołki latały. Wystarczająco by niewielki łotrzyk poczuł się zagrożony i nie narażając się na większe siniaki przeczekać bijatykę poza zasięgiem niszczycielskich ramion pijaczków. Milo nie miał zamiaru wmieszać się w rozróbę... ale nie wykorzystać jej też było by grzechem. Niech tylko ustanie... Niech tylko potencjalni informatorzy stracą ochotę do walki. Niech tylko staną się łatwym łupem dla niewielkiego i wątłego malucha.

Jednak zanim to nadejdzie, trzeba przeczekać nie tracąc zębów ni przytomności. Ale co to było dla wprawionego łotrzyka z magicznymi przedmiotami?

Milo ściskając złoty pierścień z uwagą obserwował rozwój wydarzeń.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline