Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2009, 20:23   #14
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dni wlokły się jeden za drugim, nawet wolniej, niż posuwała się ich karawana.
I trudno było powiedzieć, co było bardziej przygnębiające - krajobraz, nuda, czy kiepski nastrój całej kompanii.
Prawie całej, bo wydarzenia, jakie miały miejsce w Rath, w najmniejszym stopniu nie wpłynęły na humor Wakasha. Najwyraźniej przebolał nie tylko małą nagrodę, ale nawet straty finansowe. Albo też były one znacznie mniejsze, niż 'kupiec' głosił wszem i wobec. W końcu hasło 'dokładam do tego interesu' stało się od dawna dewizą wszystkich, którzy parali się handlem.


Bardziej wyczuł niż zobaczył spojrzenie, jakie skierowała na niego Luna. Nie pierwsze zresztą.
Zdawać by się mogło, że ścięcie włosów, dość dziwny i irracjonalny gest, niezbyt korzystnie wpłynął na stosunek kronikarki do reszty świata. z Yonem na czele owej reszty.
Ze spojrzeń owych ktoś nad wyraz podejrzliwy mógłby wywnioskować parę rzeczy... Na przykład to, że kronikarka właśnie jego obwiniała o zdradę Rosy, śmierć Mary, śmierć Rosy...
Oczywiście dobrze wychowana Luna nie rzuciła mu tych oskarżeń prosto w twarz.
Zastanawiające było tylko, kiedy Yon zostanie oskarżony o spowodowanie całej masakry w Rath. I kiedy Luna, nie mając pod ręką kultystów Shar, postanowi zemścić się... nie... wymierzyć sprawiedliwą karę... temu, kto był, na swoje nieszczęście, w jej pobliżu.
Yon uśmiechnął się mimowolnie.




W końcu dotarli.
Z daleka Melvaunt wyglądał jeszcze jako tako, ale z bliska okazało się, że jest to jedno z tych miejsc, które należy omijać z daleka.
Z bardzo daleka.
Brud, smród i ubóstwo to nie były słowa, którymi można by określać to urocze miasteczko. Tym trzem wyrazom zdecydowanie brakowało siły, by oddać należycie urok ulic, którymi przejeżdżali. Trzeba by barda, a i ten zapewne miałby kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej ilości odpowiednich przymiotników.

Zdawać by się mogło, że takie miejsce to raj dla łotrzyka.
Cóż... prawdopodobnie Yon nie był typowym przedstawicielem tej profesji, bo Melvaunt zdecydowanie mu się nie podobało. Przynajmniej ten kawałek, który właśnie oglądali, mając wątpliwą przyjemność wędrowania ulicami miasta.
I to nie tylko dlatego, że 'panienki' uprawiające najstarszy ponoć zawód świata były szpetne nad podziw.

Dodatkowym elementem urozmaicającym wędrówkę był Sever.
Rzucające się w oczy symbole Tyra kłuły o owe oczy wszystkich wyznawców Bane'a, Cyrica, Talosa, Talony, ulubionych bogów tych stron. Zaprawdę, Sever nie mógł lepiej wybrać swego boga... Równie dobrze mógłby sobie przyczepić na czole napis 'Strzeżcie się siły zła i chaosu... Prawo wkracza do miasta!'
I to by było tyle, jeśli chodzi o w miarę dyskretne pojawienie się w mieście...


Jeśli karczma "Biały kuc" była typową przedstawicielką przybytków oferujących podróżnym jadło, trunek i możliwość przespania się pod dachem, to Yon zdecydowanie wolałby spędzić kilka nocy na łonie natury, parę mil od murów miasta. Już na pierwszy rzut oka widać było, żę karczma stanowi najzwyklejsze na świecie 'przedłużenie' ulicy, nie różniąc się od niej ani czystością, ani rodzajem przebywających tu osób.
Czemu ta mordownia nosiłą takie, w gruncie rzeczy nienajgorsze, miano? Tego z pewnością nie wiedział ani mało sympatyczny barman, ani żaden z licznych bywalców. To, że każda oferowana tu usługa była robieniem w konia klientów raczej z nazwą nie miała wiele wspólnego.

Yon z powątpiewaniem wpatrywał się w stojącego przed nim cienkusza. Szczerze doprawionego wodą.

- Jeśli chcieliśmy znaleźć gniazdo rozpusty i nieprawości - powiedział cicho - to Melvaunt pasuje do tego idealnie. Ale nie sądzę, by łatwo nam przyszło znaleźć naszych przyjaciół. - w ostatnim wyrazie zabrzmiała ledwo słyszalna ironia. - Ale możliwe jest, że to oni nas znajdą. Być może moja sympatia zjawiła się tutaj przed nami i niektórzy już nas znają ze słyszenia.

Udał, że pociąga solidny łyk ze swego kubka, a potem rozejrzał się dokoła.
Sala od dawna nie widziała ani miotły, ani kota. Stoły i ławy nosiły wyraźne ślady ostrych narzędzi oraz podawanych tutaj potraw, zaś stan stołków, niezbyt zresztą licznych, wskazywał na to, że dość często były używane w charakterze broni. Prowadzące na górę schody pozbawione były poręczy i wprost dopraszały się o wizytę stolarza.

- To miejsce pewnie niedługo samo się rozsypie - powiedział.

Jedynym pozytywnym akcentem 'wyposażenia' gospody była bardka. Jakość jej występów zdecydowanie odbiegała od klasy lokalu. Artystka śpiewała, nie zwracając uwagi na wpatrzone w nią łakome oczy bywalców gospody i komentarze, oceniające nie jakość występów i walory artystyczne śpiewaczki, ale jej atrybuty i, ewentualne, umiejętności seksualne.


Bójka wybuchnęła nagle i błyskawicznie rozprzestrzeniła się na cały lokal.

- Chodu! - syknął Yon. - Zanim się zjednoczą pod hasłem 'Bij obcych!'

Rada, choć niezła, okazała się nieco spóźniona. Luna nie zdążyła się uchylić przed lecącym w jej stronę kuflem, a do stołu szybkim, choć nieco niepewnym krokiem zbliżała się dwójka podchmielonych jegomościów.

- Wyprowadźcie ją - powiedział Yon, zrywając się z miejsca z dzbanem w ręku. Struga cieczy, zwana niesłusznie winem, poleciała w twarz najbliższego napastnika, zaskoczonego takim sposobem traktowania trunku. Oślepiony zalewającym mu oczy trunkiem nie zauważył stołka, który jakimś dziwnym trafem zaplątał mu się pod nogi. Człowiek i stołek z rumorem runęli na podłogę.
Drugi z napastników uniósł trzymaną w ręku prowizoryczną maczugę. Yon uchylił się, a następnie rozbił na głowie napastnika pusty już, ale i tak ciężki dzbanek. Potraktowany dzbankiem zrobił olśniewającego zeza i, idąc w ślady swego kompana, osunął się na podłogę.

Yon wątpił, by coś tak powszedniego, jak bójka w "Białym kucu" mogła przyciągnąć strażników, ale wolał nie ryzykować. Trochę rozrywki, jaką stanowiła bijatyka, nie było warte ewentualnego ryzyka.

- Chcecie z własnej kieszeni pokrywać straty? - dorzucił w charakterze argumentu.

Ktoś musiał to zrobić. Ponieważ 'tutejsi' nie wyglądali na chętnych i zdolnych do płacenia za poczynione zniszczenia, zostawali tylko oni... Zapewne byliby w stanie kupić całego "Białego kuca", ale Yon nie planował żadnych inwestycji w Melvaunt. Przynajmniej nie takich.

Ruszył w stronę drzwi.
Nie zaszedł daleko. Niespodziewany cios trafił go w ucho.
Śmierdzący winem osobnik zdołał pozbierać się z podłogi i przymierzał się do kolejnego ciosu. Na szczęście nie trzymał w dłoni resztek butelki

- Niektórzy - Yon tym razem zgrabnie się uchylił - nie rozumieją, że czasami lepiej jest leżeć, niż stać.

Celny i silny kopniak w kolano sprawił, że napastnik wydał okrzyk bólu i schylił się, chwytając za bolącą nogę.
Yon, nie chcąc nadwyrężać cennych dla każdego łotrzyka rąk, chwycił leżący stołek i niezbyt delikatnym ruchem umieścił go na głowie pijaczka.
Napastnik jęknął i zwalił się na podłogę.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 21-08-2009 o 16:38.
Kerm jest offline