Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2009, 21:31   #511
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Likantrop w miaę spokojnie obserwował sytuację na drugiej stronie dachów. Jednakże reszta drużyny najwyraźniej nie zamierzała się śpieszyć, jeśli wogóle zamierzała kiedyś przez dachy przejść. Chwilę później prowadzący już zamierzali walczyć. Dirith nie słyszał jednak o co poszło, jednak cała sytuacja wydawała sie dla niego śmieszna.
~ Rasy poślednie.. ~ pomyślał z rozbawieniem. ~ ..założę się, że żaden nie zada nawet połowy ciosu. ~ dokończył myśl, po czym zaśmiał się w duchu.
A po drugiej stronie dachów, jak drużyna stała, tak stała. Ni to walczą ze sobą, ni to rozmawiają, w zasadzie to niewiadomo co robią. Za to Dirith zaczynał się dowiadywać, że od opierania się o kulę zaczyna go boleć ręka..

Lecz Dirith nie zdążył sie tym zirytować, gdyż usłyszal dziwny szme dochodzący z lasu. Obrócił głowę, i uważnie przeczesal teren lasu. Wszystko wyglądało tak jak wyglądać powinno, spokojnie żadnych nienaturalnych przedmiotów, praktycznie żadnego rucho poza liściami pouszanymi niewielkimi powiewami wiatru.
Drow spokojnie odwrócił z powrotem głowę w stronę drużyny. Niemalże natychmiast usłyszał kolejny szelest. Tym razem odwrócił się gwałtownie w stronę lasu, a podczas obrotu zmienił tryb widzenia na infrawizję. Niestety jasno świecące słońce nie ułatwiało zadania, dlatego Diith przymróżył oczy i uważnie zaczął się przyglądać praktycznie każdemu wzorowi ciepła jaki zobaczył szukając chociażby najdrobniejszego podejrzanego szczegółu.
Żaden ze wzorów ciepła nie wydawał się odejrzany, lecz mimo to drow wiedział, że coś tam musi być i może się ukrywać za czymś. Dirith po prostu był pewien, że ktoś go obserwuje. Nadal nic. Żadnego ruchu, żadnego kolejnego szmeru przebijającego się przez szum lasu. Nic.

.................................................. .................................................. .....czyjeś schowana sylwetka.. najprawdopodobniej drowa.. W tym momęcie przez głowę Diritha jak strzała przeleciało kilka myśli. jednak nie było ani chwili do zastanawiania się. Przyczajony drow zaczął uciekać gdy tylko spoczęły na nim oczy Diritha. Nie czekając zatem na nic więcej likantrop ruszył za nim przechodząc jednocześnie do normalnego widzenia.
Oczywiście było by to zbyt proste i przyjemne gdyby Dirith spokojnie sobie gonił niedoszłego napastnika, czy Chaos wie kogo nie napotukając na różnorakiej maści i krzaczory z kolcami różnowodnej wielkości lub gęstwiny. Jakby to bieganie o kuli było zbyt proste. Do tego ścigany cwaniak uciekał używając obydwu nóg więc szubko zyskał przwagę.
Była to na tyle duża przewaga, iż pogoń szybko zmieniła się w tropienie podejrzanego osobnika. Jeszcze przez chwilę likantop miał nadzieję na to, że uciekający drow będzie miał na tyle odwagi żeby stanąć z nim w twarzą w twarz, jednak po kolejnej seri krzaków pojawiła się myśl, że to kolejny tchórz z pośledniej rasy jaką w mniemaniu Diritha sa drowy.
Kilka kolejnych minut czegoć, co od biedy możnaby nazwać biegiem i likantrop dotarł do polany. Ucieszył się lekko, że nie ma na niej tych pzeklętych krzaków, lecz nie na długo, gdyż szybko stwierdził, że w takim stanie go nie dogoni, a nawet jeśli, to nie będzie w stanie zobić praktycznie niczego. Zatrzymał się zatem na polanie i ciężko opał się o imprrowizowaną kulę.
Mimo to zziajany drow rozglądał się szybko po polanie szukając jakiś śladów gonionego osobnika. Słysząc trzask nawet nie spoglądał w tamtą stronę, tylko natychmiast wyprostował się tak aby mógł samemu utrzymywać równowagę i chwycił za sejmitar, który wyjął gwałtownie z sykiem kiedy odwracał sie w prawą stronę. Odrazu ciął przy tym powietrze, przez co zachwiał się, i musiał wykonać kilka podskoków w miejscu żeby złapać równowagę. Przyjżał się szybko czającym się postaciom, zastanawiając po trochu co tu robi Nizzre. Nie to jednak było dla Diritha najważniejsze.
- A wy coście za jedni? - spytał nadal dysząc.
Nieznajomi spojrzeli na srebrnowłosego maga odzianego w drogie, kolorowe szaty. On z kolei wymienił krótkie, porozumiewawcze spojrzenia z Nizzre.
- Nie jesteśmy wrogami - mag odparł miękkim, łagodnym głosem bez emocji.
- Widzieliście to jakiegoś drowa?
Znów spojrzeli po sobie.
- Widzieliśmy, ale już go tu nie ma - odparł mag.
- Gdzie? jak on wyglądał? - Dirith dopytywał dalej mimo jasnego przekazu płynącego ze słów maga.
- Niedaleko stąd stoczyliśmy z nim małą... wymianę argumentów za i przeciw życiu po śmierci. Jak wyglądał? Jak opalony, garbaty psychol.
Likantrop słysząc opis mimowolnie zacisnął chwyt najmocniej jak potrafił, aż czarna skóra pobielała, a białe tęczówki oczy zwęziły się maksymalnie. Widać w nich było czystą wściekłość.
- Gdzie on jest!? - rzucił wściekle przez niemal zaciśnięte kurczowo szczęki po czym niemalże dosłownie warcząc pod nosem.
- Nie wiemy. Teraz może być wszędzie tam, gdzie był wcześniej. Szukasz go? Może ci to zająć trochę czasu - skinął wymownie na wiszącą bezwładnie nogę.
- Powiedzmy że tak. Tym razem się wymknął, ale to nie zmienia faktu, że bez ręki i nogi jak go dorwe to wypatrosze. - rzucił zimno po czym rozluźnił się nieco myślą, że najprawdopodobniej poszukiwany przez niego drow nieżyje.
Spojrzał jeszcze raz na pozostałych członków napotkanej drużyny przygladając sie im.
- A skoro i tak już zauważyłeś noge, to nie masz przepadkiem czgoś żeby się pozbyć tego cholernego problemu? - zapytał bardziej z ciekawości uśmiechając się przy tym lekko.
Gate znów wnikliwie spojrzał na wytatuowanego drowa.
- A kto pyta? - uśmiechnął się.
- Ktoś kto by potrzebował takiego leku. - rzucił szybko nie chcąc jeszcze zdradzać swojego imienia, po czym szybko zadął kolejne pytanie.
- To może chociaz wiecie gdzie i jak je dostać? -
- Może... - odparł mag.
Tym razem to na twarzy mrocznego elfa pojawił się uśmiech.
 
eTo jest offline