MJ trzymała się z tyłu, blisko Sky, starając się jak najmniej rzucać w oczy tutejszej hałastrze. Z mieszaniną zdumienia i niedowierzania słuchała, jak świniogłowy recytuje biblijne kawałki, co najwidoczniej z radością przyjmował zebrany wokół lumpenproletariat. Przerażające. Sama MJ nie była religijna - jedyne w o wierzyła, to nieszczęśliwy zbieg okoliczności i ludzką głupotę. A co do pewnych rzeczy, była nią tylko śmierć, która dosięgnie każdego, bez wyjątku na status społeczny, majątek czy wyznawane wartości. Wierzenia te nie mogły jednak uchodzić za podstawę religijności, a świadczyły jedynie o zdrowym rozsądku, cynizmie i prawdopodobnie początkach depresji radiooperatorki. Jakby nie było, MJ rozglądała się po ścianach kościoła, zastanawiając się, kim byli ludzie, którzy wznieśli ów gmach i jak dawno temu to nastąpiło. Freski, zatarte przez bieg czasu i spłowiałe od wpadających przez powybijane szyby promieni słonecznych, przedstawiały figury świętych i zapewne jakieś sceny biblijne, o których MJ jednak nie miała bladego pojęcia. Jedyne co mogła to podziwiać kunszt i technikę, jaką wykonano malowidła. Słowa Matgulfa zlały się w uszach dziewczyny z potokiem deszczu, który zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami, lunął z ponurego nieba i uderzał miarowo o napotkane przeszkody. Kapanie, miarowe i głośne, podziałało na MJ usypiająco i relaksująco. Mało ostatnio spała i teraz najchętniej zajęłaby jedną z ławek, by choć na trochę się przekimać. W tak dużej grupie nie powinno jej nic grozić a osób potrzebnych do sprawowania warty jest aż nadto. Ziewając bardzo niedyskretnie, MJ przeniosła wzrok na figurę wiszącego na krzyżu Chrystusa. Patrząc na pałętające się wokół pospólstwo i mutantów naprawdę chciało by się powiedzieć "Boże, Ty to widzisz, i nie grzmisz". Jak na komendę, pomieszczenie rozświetliła potężna błyskawica a po chwili dał się usłyszeć rozdzierający grom. Zadowolona MJ uśmiechnęła się do siebie. Na szczęście natchniony bełkot świniowatego nie trwał długo, a tym samym można było przejść do niezobowiązującej i nienatchnionej wymiany informacji. MJ bacznie obserwowała Vasqomba słuchając, co handlarz ujawni Matgulfowi. Na szczęście stary wyga miał się na baczności i nie dał się urzec obietnicom posiłku i ogrzania. Posiłku... radiooperatorka usłyszała, jak jej żołądek wydaje nieartykułowane dźwięki, potęgowane echem kościoła. Dobrze, że stała na tyle daleko od Mortimera i Matgulfa, że nie mogli usłyszeć arii wygrywanej przez jej głodne wnętrzności. Dziewczyna rozejrzała się po pozostałych. Sky, jak zwykle z obojętną i nie zdradzającą emocji twarzą, jak i ona obserwowała otoczenie. Kot bez większej krępacji zapalił zioło, którego zapach stworzył dziwną mieszankę z aromatami dochodzącymi prawdopodobnie gdzieś z kuchni. Coś jednak było nie tak, i w mieszaninie zapachów i w fakcie, że chyba cała drużyna coś przeoczyła... a raczej kogoś
- Sky, kiedy ostatnio widziałaś Jedediasza? - szepnęła w ucho przewodniczki MJ, rozglądając się czujnie wokół.
Po chwili wydało jej się, że widzi bure szaty Joba, wędrującego gdzieś na zaplecze, w stronę unoszących się zapachów. Radiooperatorka odczekała stosowną chwilę i pomału, niby to obojętnie, ruszyła również w stronę kuchni.
Ostatnio edytowane przez Ribesium : 21-08-2009 o 23:07.
|