Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2009, 01:02   #221
Gantolandon
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Siegfried wpatrywał się w swój kufel piwa. Robił to z niewyobrażalnym spokojem, bo smakowało podle - ale Lauch miał powody, żeby się nie denerwować. Wykonywał swoje zlecenie, a Bractwo dało mu tabletki, które miały zniwelować wpływ Externusa, więc wszystko było w porządku. Solidna mieszanka psychotropów połączona z treningiem i medytacją zapewniała zdrowy, właściwy stosunek do rzeczywistości i niepodatność na iluzję. A w dodatku zapewniało mu to znakomitą przykrywkę. "Kumple" z Pajęczarzy, widząc jego niemal nieruchomą twarz, uważali go za ćpuna.

Oczywiście, tutaj nikt nie znał go jako Siegfrieda Klauge. Nowe papiery, jakie zapewniło mu bractwo, wystawione były na nazwisko Karla Lindemanna. Całkowite przyjmowanie nowej tożsamości nie było pierwszyzną dla Laucha. Trzeba było po prostu odrobiny treningu chociażby po to, aby umieć wypowiedzieć swoje nowe imię i nazwisko bez dziwacznej pauzy. Na szczęście Malak też to potrafił i w żadnej z rzadko toczonych rozmów nie nazwał go nigdy Lauchem. Nawet, kiedy nikogo nie było w pobliżu.

Obaj poświęcili sporo czasu, żeby dokładnie poznać strażnicę i swoją przyszłą ofiarę, chociaż żaden z nich nie był mistrzem prowadzenia konwersacji. Alkohol jednak czynił cuda, a Siegfried był stałym bywalcem kantyny. Zresztą, każdy lubi rozmówcę, który nie opowiada non stop o swoich wrzodach na jajach, tylko słucha. A chociaż Lauch częściej wpatrywał się w ścianę, niż w rozmówcę, to nauczył się rzucać uwagi typu "Mhm", "Fakt" i "Też prawda". A od czasu do czasu, rzucać naprowadzające pytania.

Dzisiaj akurat z nikim nie rozmawiał, a to dlatego, że przygotowania do wykonania planu były już na ukończeniu. U dealera zakupił potężną dawkę środka uspokajającego, który dawniej ponoć aplikowany był krowom. Napełniona nim strzykawka ukryta była bezpiecznie w kieszeni Sigfrieda Można mu było, oczywiście, zapodać celiowi pigułkę gwałtu w drinku, ale było to zbyt niebezpieczne. Nie dość, że nie wiadomo było, czy wystarczy na wspomagany syntetycznie organizm, to jeszcze głupio było trochę go wywlekać z kantyny. Dużo rozsądniejsze było podanie mu czegoś innego: dawki środka, po którym Kowal dostanie objawów choroby cholernie przypominającej grypę żołądkową. Układ pokarmowy był dość słabym punktem bioników, bo przyjmowane dawki sterydów i wspomagaczy selektywnie wyłączających układ immunologiczny kompletnie rozregulowywały wątrobę. Można było więc w ten sposób wyłączyć najemnika z akcji bez wzbudzania podejrzeń.

Plan zakładał zgarnięcie go w drodze do kwatery, do której z pewnością postanowi się udać, by nie zasrywać publicznie spodni. Dawka środka powinna była uśpić go, nim zdąży wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

Tu zaczynały się schody. Trudno było wywlec charakterystycznie wyglądającego łysola z budynku w sposób nie wzbudzający podejrzeń. Na szczęście garaż zazwyczaj był w miarę czysty, więc czekali po prostu, aż Malak lub Schliemann dostanie w nim wartę. Ta część planu nie była zbyt subtelna: zakładała kilkakrotne wykorzystanie pistoletu z tłumikiem i ewentualnie noża. Nie powinni na swojej drodze spotkać więcej, niż jednego lub dwóch wartowników. Wtedy pozostawało załadowanie ciała do pojazdu i użycie kodów autoryzacyjnych Kowala do wyjazdu z bazy, nim ktoś się zorientuje.

A w razie czego zawsze pozostawał sprzęt do ekstrakcji mózgu. To był plan B - zamknąć się z bionikiem w pomieszczeniu i przeprowadzić przyśpieszoną operację. Z drugiej strony, to była ostateczność, bo Klaugemu nie uśmiechała się walka z silnie wspomaganym Kowalem. Szczęśliwie uśpienie miało szansę zadziałać, bo najemnik nie miał żadnego układu oczyszczającego krew z toksyn. Inaczej nie reagowałby w ogóle na alkohol.

Pozostało żmudne oczekiwanie na właściwy moment. Sprzyjający układ wart był warunkiem powodzenia akcji, bo dywersja nie wchodziła w grę. Ostatnie, czego potrzebowali, to Kowal decydujący się włączyć do akcji zanim zdążą go uśpić...
 
Gantolandon jest offline