Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2009, 01:02   #221
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Siegfried wpatrywał się w swój kufel piwa. Robił to z niewyobrażalnym spokojem, bo smakowało podle - ale Lauch miał powody, żeby się nie denerwować. Wykonywał swoje zlecenie, a Bractwo dało mu tabletki, które miały zniwelować wpływ Externusa, więc wszystko było w porządku. Solidna mieszanka psychotropów połączona z treningiem i medytacją zapewniała zdrowy, właściwy stosunek do rzeczywistości i niepodatność na iluzję. A w dodatku zapewniało mu to znakomitą przykrywkę. "Kumple" z Pajęczarzy, widząc jego niemal nieruchomą twarz, uważali go za ćpuna.

Oczywiście, tutaj nikt nie znał go jako Siegfrieda Klauge. Nowe papiery, jakie zapewniło mu bractwo, wystawione były na nazwisko Karla Lindemanna. Całkowite przyjmowanie nowej tożsamości nie było pierwszyzną dla Laucha. Trzeba było po prostu odrobiny treningu chociażby po to, aby umieć wypowiedzieć swoje nowe imię i nazwisko bez dziwacznej pauzy. Na szczęście Malak też to potrafił i w żadnej z rzadko toczonych rozmów nie nazwał go nigdy Lauchem. Nawet, kiedy nikogo nie było w pobliżu.

Obaj poświęcili sporo czasu, żeby dokładnie poznać strażnicę i swoją przyszłą ofiarę, chociaż żaden z nich nie był mistrzem prowadzenia konwersacji. Alkohol jednak czynił cuda, a Siegfried był stałym bywalcem kantyny. Zresztą, każdy lubi rozmówcę, który nie opowiada non stop o swoich wrzodach na jajach, tylko słucha. A chociaż Lauch częściej wpatrywał się w ścianę, niż w rozmówcę, to nauczył się rzucać uwagi typu "Mhm", "Fakt" i "Też prawda". A od czasu do czasu, rzucać naprowadzające pytania.

Dzisiaj akurat z nikim nie rozmawiał, a to dlatego, że przygotowania do wykonania planu były już na ukończeniu. U dealera zakupił potężną dawkę środka uspokajającego, który dawniej ponoć aplikowany był krowom. Napełniona nim strzykawka ukryta była bezpiecznie w kieszeni Sigfrieda Można mu było, oczywiście, zapodać celiowi pigułkę gwałtu w drinku, ale było to zbyt niebezpieczne. Nie dość, że nie wiadomo było, czy wystarczy na wspomagany syntetycznie organizm, to jeszcze głupio było trochę go wywlekać z kantyny. Dużo rozsądniejsze było podanie mu czegoś innego: dawki środka, po którym Kowal dostanie objawów choroby cholernie przypominającej grypę żołądkową. Układ pokarmowy był dość słabym punktem bioników, bo przyjmowane dawki sterydów i wspomagaczy selektywnie wyłączających układ immunologiczny kompletnie rozregulowywały wątrobę. Można było więc w ten sposób wyłączyć najemnika z akcji bez wzbudzania podejrzeń.

Plan zakładał zgarnięcie go w drodze do kwatery, do której z pewnością postanowi się udać, by nie zasrywać publicznie spodni. Dawka środka powinna była uśpić go, nim zdąży wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

Tu zaczynały się schody. Trudno było wywlec charakterystycznie wyglądającego łysola z budynku w sposób nie wzbudzający podejrzeń. Na szczęście garaż zazwyczaj był w miarę czysty, więc czekali po prostu, aż Malak lub Schliemann dostanie w nim wartę. Ta część planu nie była zbyt subtelna: zakładała kilkakrotne wykorzystanie pistoletu z tłumikiem i ewentualnie noża. Nie powinni na swojej drodze spotkać więcej, niż jednego lub dwóch wartowników. Wtedy pozostawało załadowanie ciała do pojazdu i użycie kodów autoryzacyjnych Kowala do wyjazdu z bazy, nim ktoś się zorientuje.

A w razie czego zawsze pozostawał sprzęt do ekstrakcji mózgu. To był plan B - zamknąć się z bionikiem w pomieszczeniu i przeprowadzić przyśpieszoną operację. Z drugiej strony, to była ostateczność, bo Klaugemu nie uśmiechała się walka z silnie wspomaganym Kowalem. Szczęśliwie uśpienie miało szansę zadziałać, bo najemnik nie miał żadnego układu oczyszczającego krew z toksyn. Inaczej nie reagowałby w ogóle na alkohol.

Pozostało żmudne oczekiwanie na właściwy moment. Sprzyjający układ wart był warunkiem powodzenia akcji, bo dywersja nie wchodziła w grę. Ostatnie, czego potrzebowali, to Kowal decydujący się włączyć do akcji zanim zdążą go uśpić...
 
Gantolandon jest offline  
Stary 25-08-2009, 19:00   #222
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Warschau
Ten dzień był inny od wszystkich innych. Ten dzień miał zapoczątkować serię dni, tych paru decydujących dni, które miały zaważyć na losach świata. Po tym dniu nigdy nie miały nastąpić dni, które były przed nim.

*

That day may seem like other days
Once more we feel the tiny legged trepidations
Once more we are mangled by a great grinding fear
But that day will have no others after
No more worlds like this will follow
Because I have a plan
A very special plan
No more worlds like this
No more days like that

- Current 93, I Have A Very Special Plan for This World

*

Naturalnie, nie wszystko zaczęło się od razu. Naturalnie, nikt nie przypuszczał, że rzeczy zapoczątkowane w Warszawie będą miały taki poważny oddźwięk. Naturalnie, wiele ludzi sądziło, że to, co stało się później, było tylko jeszcze jedną chwilową zamieszką, kolejną warszawską burdą, kolejną małą wojną. Nikt nie sądził, że po Dniu Zero może stać się coś jeszcze dziwniejszego. Nawet ci, którzy mieli zapoczątkować rewoltę, która miała zmienić świat, nie mieli pojęcia o tym, że właśnie to robią. Że z małego kamyka potoczy się cała lawina. Może gdyby inni wiedzieli, to bardziej by się starali powstrzymać tamtych.
Ale nikt nic nie wiedział, za to w strażnicy życie nie wydawało wcale zmieniać. Żadnej cholernej rewolucji, żadnej przemiany. Skrytobójcy ćwiczyli zażarcie, jak zwykle. Kowal pił, jak zwykle. Ogólnie, zazwyczaj coś, co skazane jest na zagładę, przed zagładą wykazuje coś w rodzaju sielankowatości, kompletnie nie przeczuwając, że stacza się w otchłań.
Umiejętności infiltracji Siegfrieda Klauge(teraz zwanego Karlem Lindemannem) były wyborne, dlatego nie miał większych oporów schlać trzy czwarte kantyny znudzonych weteranów. Kowal zasiadał na tym samym fotelu, który z czasem, przyozdabiany bronią, nożami i amunicją zamienił się w coś w rodzaju tandetnego tronu. Śmiał się, przepijał do wszystkich w ciągu nieustającej imprezy. Nuda i brak śmierci rozpijały żołnierzy. Jego morda nie zamykała się, wlewając do zmasakrowanego alkoholem żołądka hektolitry bimbru domowej roboty. Klauge, który był szpiegiem, cieszył się umiarkowanym zadowoleniem Kowala, chyba z powodu fałszywej reputacji, jaką wyrobiło mu Bractwo, ale także z powodu jakiejś litości, którą Kowal darzył dla Klaugego, bowiem powszechnie wiadomym było, że ten ostatni jest ćpunem, ale dobry z niego żołnierz. Co do Malaka, Kowal nie cierpiał go w ogóle, na czym on sam cierpiał, bowiem Kowal wyrobił sobie nawyk, by na powitanie zawsze zasunąć detektywowi w kark.
- A tak, tak, pamiętam, jak żeśmy ich udupili w dwieście pierwszym... - gaworzył. - Karl, podasz mi piwo? O, dzięki, suszy mnie... Wiecie, chłopaczki, nudzi mi się w tej cholernej dziurze, krucyfiks. Dlaczego mamy się tutaj nudzić, podczas gdy nuż, nuż, jakieś sukinsyny planują, żeby nas ukradkiem zarżnąć? Co, Karl... - spojrzał z przekorą na Laucha i Malaka, ale roześmiał się zaraz potem. Wysmarkał się na but swojego najemnika, chrząknął. - Moment... Z tego piwa nagle zachciało mi się szczać... Zaraz...
Wyszedł, a Lauch i Malak, niczym duchy, ruszyli za nim.
Spędzili jakiś czas przed drzwiami kibla, wiedząc, co właściwie znajdowało się w piwie Kowala.
Ani Klauge, ani znajdujący się przed strażnicą ludzie, nie wiedzieli, dlaczego w oddali, ze strony muru obronnego, zawyły syreny. Mimo to, Kowal wypadł prędko z wychodka, wyciągnąwszy nóż. Nieco czasu zajęło Siegfriedowi, by wyjaśnić, że to nie od nich, tylko gdzieś z daleka. I że to robota tamtych od muru.
Na nieszczęście, Kowal stracił chwilowo zaufanie do Klaugego, bo węszył niecierpliwie. To zmusiło Siegfrieda do wbicia mu szpili pod żebro. Zaskoczony Kowal odtrącił Klaugego, posyłając go na ścianę. I byłby go zabił, gdyby nagle światło nie zgasło.
Lauch poczuł wizg powietrza obok swojego ucha i chrzęst miażdżonej przez bioniczne ramię ściany i pomyślał, że gdyby nie światło, to może byłaby tam jego głowa. To było wszystko, na co stać było Kowala, który upadł na ziemię, charcząc coś o tym, że da zdrajcom w ryj. W ciemności usłyszał upadające ciało cyborga, a także szum po drugiej stronie, który sprawiło nagłe wyłączenie prądu. Ktoś coś uspokajał, najemnicy odzyskiwali z wolna przytomność.
Ujrzał światło latarki i zobaczył kogoś, kogo Neumann by rozpoznał jako Natalię – była to szczupła kobieta, która rzuciła mu maskę przeciwgazową.
- Nie wiem, kim jesteś, ale masz pieprzone szczęście, że go pierwszy znalazłeś. Właśnie miałam się zabrać za jego głowę. Załóż ty... I ty – rzuciła trzecią dla Malaka. - Mamy poważne kłopoty. Moje wtyki powiedziały mi, że chodzą rumory, że dzisiaj podobno ktoś ma zajebać całą strażnicę, a ktoś ostatnio na czarnym rynku kupił całą walizkę sarinu.
„Przemytniczka!” - mignęło w umyśle Klaugego.
Cyborg poruszył się.
- Na pewno go obezwładniłeś? - powiedziała, ubierając się w kostium. - Sarin przenika także przez skórę. Coś ty za jeden, tak swoją drogą? Miałam zabić Kowala. A co do ciebie, musiałeś mu wkręcić coś naprawdę niezłego. Ten skurwysyn reaguje na mało toksyn. Nie jest jeszcze odporny na wszystkie, ale mutacje sprawiły, że na większość. Więc może lepiej zniesie sarin.
Tymczasem Lauch przeszukiwał frenetycznie Kowala w nadziei, że uda mu się coś znaleźć. I udało mu się. Zdążyli się zamknąć w jakimś biurze. W międzyczasie wskaźnik toksykologiczny w kombinezonie nieznajomej przemytniczki skoczył do czerwonej skali.
- Mhm – zabuczała spod maski. - Zaczyna się.
Ktoś za drzwiami krzyczał, ale cała sprawa była kwestią minuty. Chwilowe krzyki i nawoływania ucichły, a Kowal... Cóż, Kowal żył, skoro użyczono mu maski przeciwgazowej. Na cyborga, widać, nie działało skórne wnikanie trucizny. Wydawał się z wolna budzić, a Siegfried już, już miał sięgnąć po maszynę do ekstrakcji mózgu...
Wtem usłyszeli cichy huk, a światło zaczęło znowu działać. Cyborg obudził się i w nagłym ferworze wyrwał drzwi, przez które uciekł. Zdezorientowany, zniknął im z pola widzenia, zniknąwszy gdzieś w zakamarkach kantyny. Światło oślepiło na chwilę ich wszystkich, po to tylko, żeby mogli zobaczyć korytarz pełny trupów. Wentylacja zaczęła znowu działać, a sarin z wolna ulatniał się z budynku.
Lauch wystawił głowę, żeby stwierdzić, że znowu przyszło coś złego.

*

Samo umieszczenie sarinu w otworze wentylacyjnym, krótka akcja z zabiciem strażników generatora prądu, a także podłożenie C4, by odblokować system powietrza było łatwe, zbyt łatwe. Neumann, jako najemnik i ktoś, kto umiał zabijać i skradać się, bez większych rewelacji złamał karki paru strażnikom. Ostatecznie potrzebowali tylko tego, by wpuścić sarin do środka, sami mieli maski przeciwgazowe. Pozorowany, frontalny atak, sprawił, że podtruci najemnicy nie mieli zbytnio ochoty walczyć. Nagły zanik energii sprawił, że Neumann bez przeszkód wdarł się do środka w kombinezonie termooptycznym. I mógł ustawić tunel PAKT-u. Gdy wszedł, zobaczył wylatujące w powietrze drzwi – a z nich, dzikim susem, wyleciał nie kto inny, jak Kowal. Uszkodzona wentylacja z wolna przetrawiała trujący gaz, który ulatniał się na zewnątrz. Naturalnie, nie wszystko było tak doskonałe – nie zdołali wyrżnąć wszystkich samym gazem, jednak ci, którzy przeżyli, byli likwidowany pojedynczym strzałem w głowę przez najemników. Właściwie niewielu przeżyło gaskamerę, która rozegrała się na tym poziomie. Ale wielu pozostało na wyższych piętrach. I, oczywiście, ktoś zdołał włączyć alarm. Pajęczarze z pozostałych wachturmów mieli się zjawić lada chwila, dlatego czasu nie zbywało.
Axel i Tanja skierowali się prosto do jednego z pomieszczeń. Energia była, musieli tylko złamać zabezpieczenia.

*

Zanim to wszystko nastąpiło, Klauge zdołał się przyjrzeć małemu zawiniątku, które Kowal nosił przy sobie. Składało się ono z dwóch rzeczy: Krótkiego liściku napisanego na maszynie i infodysku. List brzmiał:

witaj,
chciałbym cię powiadomić o tym, że dobrze sobie radzisz + dotychczas, mimo tego, że raczej niewiele miałeś do roboty, zdołałeś utrzymywać te informacje w tajemnicy + to dobrze, ponieważ my w berlinie mamy zbyt dużo zajęć, żeby spoglądać na WK + rozmawiałem dzisiaj z Giegerem + jest pewien, że zdołają zbudować superportal na czas i wywołać jednego z Benefactoris Nostrum + trzymaj się z daleka od neoberlina, a tym bardziej od die mauer + jak już mówiłem, twoim jedynym zadaniem jest ochrona danych + jeśli one wyciekną albo zostaną przejęte przez kogoś innego, będziemy mieli poważne kłopoty, ponieważ geny w WK objawiają się po pewnym czasie samoistnie + różnorako, ponieważ teoretycznie taka osoba myśli, że staje się coraz bardziej szalona, podczas gdy zaimplementowane w niej geny symbiotyczne będą miały za zadanie zmienić jej mózg + naturalnie zyskuje ona wtedy kontakt z Dobroczyńcami, a wokół niej pojawiają się coraz dziwniejsze rzeczy, takie jak sny, ale nie tylko, bo mutacja będzie się nasilać + może być ona zwiększona przez kontakt z portalami + na takie energie są podatne szczególnie dzieci, wykryliśmy, że regularna ekspozycja na pole T+ powoduje mutacje mózgu + ostatecznie wykształcona jednostka jest w stanie otwierać portale + szczególnie osobliwy jest przypadek S.(nie pamiętam numeru projektu) + infodysk, który ci dałem, zawiera wstępne kody dostępu + jeśli będziesz próbował je zmieniać, zapłacisz głową + założyliśmy całkiem niezłe zabezpieczenia na dyskach do Triarii i Wunderkinder + ten infodysk potrafi zebrać je wszystkie razem, gdybyś sądził, że musisz nagle uciekać z danymi, nie zwlekaj i zbierz je do neoberlina + zawsze zaopatrzymy cię tak, byś miał czym uciec do nas, tj do bloku E + będziesz wiedział, gdzie będzie portal

*


Gdy Hahn i Heintz znaleźli się w jednym z pokoi oznaczonych wykrzyknikiem, okazało się, że ktoś tu już był. Sami starzy znajomi. Nie, nie spodziewali się, że ujrzą Klaugego i Malaka w jednym pokoju z jakąś kobietą, którą mógłby rozpoznać tylko Neumann. Naturalnie, gdy tylko Kowal zniknął, Klauge, próbując wykonać misję Bractwa, przeszedł do jednego z pomieszczeń, które znał grubo wcześniej, mając kody dostępu i infodysk, zamierzał zebrać wszystkie informacje.
Connor, która udała się razem z Tanją i Axelem, wzruszyła ramionami i odbezpieczyła rewolwer. Tak na wszelki wypadek.
- A co to za jedna? - mruknęła. - I co wy tutaj robicie?
Natalia paliła papierosa.
- Tą broń, paniusiu, to sobie wsadź... Wiesz, gdzie. Nie wiem, kim jesteś, ale to chyba ty jesteś odpowiedzialna za ten sarinowy bajzel. Masz pecha.
- Pecha?
- Tak, kurwa, pecha. Jak ty sobie wyobrażasz, że wydostaniemy się z tej kabały? Może masz jakiś portal, co?

Connor popatrzyła na Tanję.
- Ano... Mam.
- To może zainteresuje cię również fakt, dlaczego syreny zaczęły wyć, zanim zaatakowaliście?

Tamta milczała.
- Widzisz, może przeoczyłaś to, ale okazuje się, że niedaleko Warszawy pojawiło się jedno z Triarii. Nie wiadomo, co kierowało nim, że przypałętał się tak daleko, bo aż z Neoberlina. Dotychczas nie wystawiono żadnych oficjalnych sprawozdań, jednak jestem pewna, że skoro ktoś uznał, żeby zawyły syreny w mieście, w którym zamieszki dzieją się co godzinę, to sądzę, że miał dobry powód, żeby je uruchomić. Mamy problem, bo mamy jedno z Triarii w Warszale.
Sara pobladła.
- Gdyby nie fakt, że mamy na głowie Pajęczarzy i za pół godziny dystrykt zamkną, to może by mnie to zainteresowało – splunęła. - Mówiłaś coś o tym, że masz portal...?

*

Tymczasem na korytarzach w i pobliżu schodów walka rozpętała się na całego. Fanatycy, którzy byli pod wpływem narkotyków, ginęli bez żadnego żalu i nawet bez krzyku. Neumann, który brał udział w tych walkach, pozostawił reszcie najemników robienie oporu, który słabł, ponieważ, o ile najemnicy Pajęczarzy ginęli łatwo, to z rzadka ci z elitarnej straży ginęli.
Kowala nie było w kantynie. Neumann miał już podejrzewać najgorsze, gdy tamten się pojawił.
Kowal zdołał się przebić przez sufit. Dosłownie przez sufit, zaskakując Nicolasa i pozostałych najemników. Nie miał czasu nałożyć pancerza, a szmaty, które miał na sobie, zerwał. Niestety, miał coś o wiele gorszego: Tarczę pleksiglasową i miecz łańcuchowy.
- Neumann! - wykrzyknął. - A więc to ty, głupia cipo, jesteś w to zamieszany? Świetnie, świetnie. Szkoda, że kiedy wtedy miałem cię w garści, od razu nie poderżnąłem ci gardła. Może miałbym parę problemów od razu z głowy.
Zaśmiał się i włączył piłę w mieczu, która zaczęła pracować z ponurym brzękiem. Wziął spory zamach i dla zademonstrowania swojej siły rozwalił kawał ściany, a także jednego z najemników, który się napatoczył.
- Kiedy cię już zabiję, to z twojej głowy zrobię sobie nocnik. Czas kończyć, Nowy.
Skoczył, biorąc spory zamach. Nowy odskoczył, a piła zaryła się w chodnik. Paru najemników z grupy odcinającej przejście Pajęczarzom i pomagierom Kowala zaczęło strzelać w kierunku cyborga. Spora tarcza z pleksy zaabsorbowała wzmacniane pulsowo kule, jednak spękała.
Neumann nie pozostał mu dłużny, paląc do niego, z czego mógł. Kowal robił się coraz bardziej wściekły, a jego furię podsycały kule, które były w niego władowywane. Wyglądało na to, że oprócz swojego zwyczajnego pancerza – którego, na szczęście, teraz nie miał – miał wbudowany pewien zasób podskórnego pancerza. W każdym razie, Kowal nie zamierzał zejść. Przynajmniej nie tak prędko.
Kolejny udany unik Neumanna sprawił, że miecz Kowala rozciął na dwie części trzech ludzi. Spora część strzelała do niego, jednak wydawał się być zajęty głównie Neumannem. Był szybki, nienaturalnie szybki, a jego siłę wspomagało mechaniczne ramię i noga. Jego tarcza ledwo trzymała, a on wymachiwał mieczem, tak, że wkrótce korytarz wyglądał niczym pobojowisko, z sufitu zwieszały się kable, w ścianach były liczne dziury, a coraz większa masa trupów zaścielała podłogę, bo Kowal nie dbał, czy zabija swoich, czy wroga. Był całkowicie zaprzątnięty myślą zabicia Neumanna.

*

- Słyszysz to? - zapytała Natalia.
- To pewnie Kowal – odparła Connor.
- Co zamierzasz? - powiedziała przemytniczka, patrząc wymownie na rewolwer wymierzony w jej stronę. - I, o tym portalu, to mówisz poważnie, czy tak sobie, zjebki robisz? I, do diabła, czemu zaatakowaliście strażnicę? Kto jeszcze jest z wami? Co zamierzacie zrobić z tym, co się tu zbliża – i to chyba nie tylko Pajęczarze – z tym pierdolonym cyborgiem, któremu miałam sama ukręcić łeb, gdybyście się nie zjawili i, kurwa! Po co przyszliście po dane o Wunderkinder? Bo to są dane o Wunderkinder... - powiedziała zirytowanym tonem.

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 26-08-2009 o 09:33.
Irrlicht jest offline  
Stary 27-08-2009, 23:27   #223
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Henitz przygotował się do tej wyprawy najlepiej jak mógł, przynajmniej w jego własnej opinii. Nigdy bowiem nie wiadomo było, co tak na prawdę może się wydarzyć, a na dodatek cała ta misja to było niemal samobójstwo, w którego szpony tak ochoczo się pchali. Gdyby nie to, że i tak już był wariatem, to by nie poszedł. Gdyby nie to, że misja dotyczyła jego, jego bliskich a może także wszystkich innych. Nie był żadnym zafajdanym bohaterem, na tym świecie już od bardzo dawna nie występowały takie osobniki. Oj nie, Axel "Chemik" Heintz był normalnym facetem, którego życiem postanowiono się zabawić. A on teraz chciał je odzyskać, dokopując przy okazji tym, którzy pociągali za malutkie sznureczki.

Come crawling faster
obey your Master
your life burns faster
obey your Master
Master
Master of Puppets I'm pulling your strings
twisting your mind and smashing your dreams
Blinded by me, you can't see a thing
Just call my name, `cause I'll hear you scream
Master
Master


Starodawna muzyka brzmiała ze słabych głośników laptopa. Co z tego, że kierowali go kolejni, bardzo podobni, jeśli nie tacy sami. Nie obchodziło go to w tej chwili, on chciał swoją wolność, swoją ułudę, swoje nic, którego osiągnąć nie był w stanie. Nucił ostrą melodię doładowując ich OHU i doczepiając do działa grawitacyjnego mocny, odporny na chemikalia pasek, tak, by można było przymocować sobie broń do pleców. Nie zamierzali tu wracać, więc przygotował też plecak, zewnętrzną jego część wzmacniając kevlarową płytką, by kule nie poszatkowały laptopa. Sprawdził też mapę, szukając ewentualnych dróg ucieczek. Znalazł i nauczył się na pamięć kilku z nich. Lokalne serwery znały to miasto na wylot, możliwa była ucieczka nawet po blokadzie. Zapewne krwawa. Portal mógł zawsze nie zadziałać, a na dodatek Axel nie miał pojęcia czy znajdzie w sobie odwagę, by w niego wejść. Budziły w nim większą grozę niż Triarii. Spakował wszystkie potrzebne rzeczy i sprawdził pistolet maszynowy. Założył OHU. Pocałował Tanję.

-Jak myślisz, ile razy można oszukać tę pieprzoną sukę, śmierć?

***

jutro, gdy zabraknie poezji
jutro, zimne słońce nauki zmrozi krew
jutro, przestaniemy być piękni
jutro, lecz dzisiaj ostatni chwalmy dzień!


***

[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/19-charlie_clouser-convoy.mp3[/MEDIA]

Weszli za innymi, za zimnokrwistymi zabójcami, którzy nie mieli żadnych oporów by pociągnąć za spust. OHU wrzasnęło, ostrzegając przed sarinem. Wieczne ostrzeżenia męczyły już hakera. Nie, tym razem on ostrzegał. Z odbezpieczonym H&K przemierzał korytarze, w pamięci odtwarzając niezbyt skomplikowaną mapę. Spokojnie stąpał nad wykrzywionymi w dziwacznych pozach trupami, nie patrząc im w oczy. Fanatycy i najemnicy, idioci i ludzie, którzy już nie zarobią ani grosza, wykonując jedyną znaną im profesję. Czy oni obchodzili Axela? Nie, to byłoby kłamstwo. Oni tylko stanęli na drodze, służyli nie tym ludziom co trzeba. Zapłacili za to cenę. Nawet nie zerknął na ich najemników i Neumanna, który poszedł z nimi. Kolejne ofiary, ale chociaż w ich sprawie. Nikt nie wiedział czy słusznej. Jedyną słuszną byłoby unicestwienie reszty ludzkości jednym pociągnięciem po nuklearnych przyciskach. Jak kiedyś, tylko tym razem celniej.

Nie spodziewał się spotkać Malaka i tego drugiego, zwłaszcza tutaj. Ale i od dawna przestał dziwić się czemukolwiek. Po portalach, obcych, mutacjach, Triarii, Wunderkinder, Mauer, biorobotach i brutalnym seksie we snach nie mógł już dziwić się niczemu. Uniósł broń w kierunku gadającej kobiety. Ona go nie obchodziła, równie dobrze mogła być jaszczurką. Ludzkie uczucia gdzieś uciekały, nie do końca mógł je dogonić. Ale nie, lufa zadrżała, ale nie rzygnęła ogniem. Powstrzymał to gest Malaka, który zignorowany najwyraźniej przez resztę, teraz podszedł do tego drugiego, wybijając mu z ręki jakiś dysk i rzucając go Chemikowi. Złapał w locie, z pytaniem w oczach.
-Infodysk, zgrasz tu wszystko.
Nie trzeba było więcej słów, nie trzeba było pustych gestów i jakiejś śmiesznej rozpaczy połączonej z wyrzutem. Całkiem gadatliwy Heintz teraz prawie zignorował kobietę.
-Idziemy zdobyć to, co do nas należy. Możesz odejść w swoją stronę.
Odwrócił się i pognał ku komputerom. Nie mieli czasu i wiedzącego o co chodzi Malaka za plecami.
-A potem idziemy po zemstę.
Sam nie wiedział skąd brały się te słowa. Nie był bohaterem. Ale stawał się takim samym skurwysynem, jakim był ten świat.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-08-2009, 02:10   #224
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
No tak. Uległa. Nie ona zamordowała ludzi wewnątrz. Nie jej 500 trupów, bo nie ona wpuściła do budynków sarin. Uzyska rozgrzeszenie. I w ogóle tym razem nie strzelała.
Prawdziwa święta.
-Jak myślisz, ile razy można oszukać tę pieprzoną sukę, śmierć?
- Nie oszukasz – jej pocałunek był bardziej zachłanny niż wypadało.

Biegła korytarzami do archiwów.
Gładka, wypolerowana podłoga. Wzięła rozbieg i pojechała, niczym na łyżwach. Zatrzymała się, oparta o Ys.
-Taaaaak – głos lekarki brzmiał w uszach Tanji kilka sekund.
W archiwum trafili na żywych. Tanja słuchała. Cierpliwie. Aż cierpliwość fizyczki się wyczerpała.
-Jedno Triarii? Nie panikuj idiotko. – Maska zniekształcała głos. - Duży miś przegapi małą myszkę. Są no to szanse. Ma do zabicia tysiące innych. – Puściła perskie oko do nieznajomej kobiety.
- Kim ty jesteś słodziutka i czemu myszko nie piszczysz? Mamy duże spluwy.

- Łap – rzuciła w jej stronę stos dokumentów, drugi stos w stronę Sary – przede wszystkim szukamy nazwiska Stein, za znalezienie nagroda w postaci nowych przyjaciół.
Axel patrzył na nią. Sama się nie poznawała. I jego zresztą też.

- Saro, moja piękna, kochana, głucha babo. Mówiłam ci o portalu. Chyba, że to nie do mnie? Oni mają portal. W piwnicy. Jestem pewna. Prowadzi do Berlina, gdzie ponoć Triarii jest więcej. Na pewno chcesz korzystać?
- Szukają swoich dzieci – Tanja znowu mówiła do nowej – Są niepoczytalne. – wskazała na Sarę, ominęła Ys.
Przez chwilę w pokoju furkotały grube stronice.
- Papier, kurwa, czerpany. – powiedziała Tanja. – Co za popieprzone miasto.
Podkradła Ys za dużo proszków.

A świat i bez tego wariował bardziej niż zwykle.
- Zsikam się – no tak, to też powiedziała na głos. – Gdzie?
Nowa bez słowa wskazała kierunek.
To właśnie była normalność. Fizjologia. Proste zachcianki. Pierwotne zmysły. Sikając myślała o hamburgerze.
- Tanja? –gdy wyszła właśnie to powiedział. Szedł za nią do toalety. To chyba dobrze. Troszczy się. Dwa razy umyła ręce. Higiena jest ważna.
- Prawda? –zapytała głośno.
Seks w toalecie, pornografia dla ubogich. Obraz się rozmył.

- Tanja?! – przed łazienką, tym razem na pewno prawdziwy.
Przepraszam. Połknęłam proszki Ys.
Czy na pewno to powiedziała? Połknęła je? To jest przecież Tanja prawdziwa, obojętna, końcem świata trochę rozbawiona, w miłości nienasycona. Obojętna. Połknęłam je?
Jak działa sarin? Czy jestem wunderkinder? Chcę do brata.


Ys oglądała jej źrenice.
- Działa. – powiedziała do Axela.
Tanja rozumiała, co się dzieje. Yseult na polecenie Axela, (Tanja uwielbiała ten suchy, władczy głos), podała jej leki. Leki miały zneutralizować narkotyk. Pewnie to zrobiły. Ale fizyczka nie czuła różnicy.

Znowu odezwała się czarnowłosa. Pomieszczenie było to samo. Zapach, karafka z wodą.
- Portal- charyzmatyczny głos wwiercał jej się w czaszkę.
- Mam nadzieję, że Bóg istnieje. I skończysz w piekle. – Tanja cedziła słowa. – To twoje trupy.


Powrót. Ponownie Ys i Axel.
- Już mi lepiej, przepraszam. – Uśmiech wyszedł smutny, ale prawdziwy. – Czy już ci mówiłam, że cię kocham?
- Chciałabym przejść przez ten portal. Ale pójdę gdzie zechcesz.
Oszalała.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 30-08-2009 o 02:20.
Hellian jest offline  
Stary 31-08-2009, 09:50   #225
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Właściwie nie wiedział, dlaczego zgodził się na założenie tego pieprzonego cuda techniki, kombinezonu kamuflującego i pałętanie po placówce pełnej fanatyków. Szaleństwo? Z pewnością. Z drugiej strony pozostawanie w ukryciu było bardziej w jego naturze, niż atak frontalny.

Kombinezon działał nieźle. Błąkający się po zaciemnionych korytarzach nieliczni Pajęczarze kompletnie nie reagowali, kiedy obok przemykał.
"Całkiem zmyślna bestia..." - myślał zadowolony z gadżetu. Co nie zmieniało faktu, że narażał się na spore ryzyko. I do tego wyjący alarm, który miał najwidoczniej awaryjne zasilanie. Do przewidzenia.

Pierwszy kontakt z celem, dla którego w ogóle tu przyszedł, czyli Kowalem, nastąpił zaraz przed tym, jak miał odpalić PAKT. Ustawiał urządzenie zgodnie ze wskazówkami Hahn, zastanawiając się przy okazji, czy podała mu prawdziwe informacje, czy też zaraz z tunelu wylezie jakiś uzębiony paskud. Wzruszył ramionami i zamierzał kontynuować zapamiętane wcześniej czynności, kiedy niedaleko przemknęła potężna sylwetka jego prześladowcy. Zamknięte drzwi, które po prostu wyrwał, nie spowolniły go zbytnio. Nicolas sięgnął po broń, jednak cyborg zniknął gdzieś za rogiem.

Kowal wyglądał jak naćpany. Albo pijany. Albo jedno i drugie. Być może wszczepy osłabiały psychikę i kompletnie ześwirował. Nie, żeby kiedyś był normalny - tacy jak on nigdy nie są normalni.
Nowy splunął na ziemię, krzywiąc się przy tym okrutnie.
Przy okazji zauważył, że jego niewidoczna do tej pory sylwetka zaczyna pojawiać się, zupełnie jakby oglądał fatalnej jakości obraz na monitorze, którego wyświetlacz odmawia posłuszeństwa i gaśnie co chwila.
- Pewnie baterie zaraz padną... szkoda... - mruknął pod nosem i wyłączył kombinezon.

Przyszła kolej na czyszczenie poziomu. Nie angażował się zbytnio - najemnicy Sary byli skuteczni w dobijaniu oszołomionych i konających fanatyków. Jak na razie bez strat po ich stronie.

Straty szybko pojawiły się, kiedy sukinsyn wypadł z sufitu. Z jego sporym kawałkiem. Po władowaniu pełnego magazynka z pm'a i poprawieniu podwójną porcją śrutu z obrzyna Nicolas zdołał jedynie stwierdzić, że będzie ciężko ustrzelić nadzwyczaj szybko poruszającego się 'borga. Dopiero zmiana magazynka na ten oznaczony czerwoną taśmą izolacyjną i załadowanie ładunków kulowych do dubeltówki zaczęło przynosić efekty w postaci dziur w tarczy i kilku postrzałów Kowala. Ten wydawał się jednak nie zwracać na to kompletnie uwagi. Owładnięty był obsesyjnym pragnieniem uśmiercenia Nowego, któremu to nachalne zainteresowanie zupełnie nie odpowiadało.

"Zmienił się. Ześwirował jeszcze bardziej..." - podsumował z furią miotającego się przeciwnika.

Kiedy najemnicy zauważyli, że Kowal ma na celu właśnie Nicolasa, wokół niego szybko opustoszało. Dobrze, że przynajmniej strzelać nie przestali, co dekoncentrowało nieco olbrzyma. Pikanterii dodawał fakt, że mogli również przy okazji postrzelić Nowego.

Kolejny zamach i warczące ostrze rozpruło betonową wylewkę podłogi.
"Jest za szybki..." - Nowy myślał gorączkowo.
Kolejny unik i zębata śmierć niemal wgryzła się w jego bark.
"Ja pierdolę..." - teraz był już spanikowany. Broń Kowala utknęła na chwilę w plątaninie drutów ze zbrojonej ściany.

Szybko obrócił głowę w stronę najemników za jego plecami. Próbowali mierzyć do cyborga, nie zabijając przy tym Neumanna. Ten ostatni kątem oka dostrzegł błyskawicznie zbliżającego się przeciwnika.

Mając w dupie to, czy ktoś uzna to za tchórzostwo, czy nie, ruszył biegiem w stronę oddalonych o jakieś dziesięć metrów siepaczy Sary.
Kowal musiał być tuż za nim. Usłyszał wściekłe warczenie miecza i dostrzegł podniesione, gotowe do strzału lufy karabinków pulsowych. Na paskudnej i pokrwawionej gębie Kowala pojawił się będący parodią uśmiechu grymas, kiedy Nicolas... zniknął.

Nowy w ostatniej chwili załączył zasilanie kombinezonu kamuflującego. Baterie z pewnością zaraz odmówią pracy, ale w tym momencie uratowały mu dupę. Po odpaleniu kamuflarza Nowy wykonał przepisowy rzut na ziemię i przeturlał się po podłodze zatrzymując w końcu na jakimś martwym nieszczęśniku. W stronę zaskoczonego Kowala wystrzelił pierwszy nie mniej zdziwiony najemnik, po chwili cała grupa pruła do cyborga pełnymi seriami.

Nicolas nie czekał, aż kombinezon przestanie działać. Podniósł się, po czym zgarbiony ruszył w przeciwną stronę szorując bokiem ścianę i starając się wyminąć kolosa po jego lewej stronie - byle dalej od młócącego powietrze ostrza.
Z kieszeni wydobył kupioną od fiksera kostkę C4 i kciukiem kilkakrotnie nacisnął "+", a następnie "GO" przy cyfrowym wyświetlaczu. Nie zastanawiał się nad tym teraz, ale tak naprawdę nie miał pojęcia na ile nastawił zegar.

8...7...

Minął wściekle ryczącego Kowala. Spojrzał na niego, szukając miejsca, gdzie mógłby przyczepić ładunek.

6...5...

"Cyberłapa...?" - jedyne, co przyszło mu do głowy to możliwość "przyklejenia" magnetycznej podstawy ładunku do metalowego szkieletu wszczepu cyborga.
Sięgnął i już miało się udać, kiedy poczuł silne uderzenie w plecy. Stracił równowagę i runął na ziemię.

Domyślał się, że postrzelił go któryś z najemników naparzajacych do wielkoluda. Po plecach rozeszła się fala bólu, jednak jeszcze nie wiedział, czy kevlar wytrzymał.

- O kurwa... - wymamrotał, kiedy Kowal obrócił się w jego stronę. Prawdopodobnie baterie rozładowały się do końca lub postrzał uszkodził jakiś obwód kombinezonu i jego prześladowca zauważył go.

4...

- Jesteś skurwielu! - ryknął, kopiąc leżącego przemytnika wzmacnianą cybernetycznie nogą. Nicolas przefrunął dobre pięć metrów i gruchnął o ścianę skręcającego w prawo korytarza. Miał zawroty głowy, czuł silny ucisk i ból w klatce piersiowej. Potężne kopnięcie musiało złamać mu przynajmniej jedno z żeber.

3...

"Kowal!..." - przypomniało mu się i spojrzał na triumfującego psychola. Cyborg stał w tym samym miejscu, z którego posłał Nowego na ścianę. Śmiał się, zupełnie ignorując strzelających najemników.
Nicolas dostrzegł coś jeszcze.

2...

- Kurwa jasna! - wycharczał i zerwał się do biegu. Wydawało mu się, że za wolno, o wiele za wolno. Czas stał się lepki niczym smoła, a zbawcza ściana odchodzącego w bok korytarza odsunęła się o jakieś trzydzieści metrów.

1...

Przerażony zerkał na wolno idącego w jego stronę na Kowala. Nie patrzył jednak na niego. Nawet nie na tnący powietrze wirujący miecz. Przez niemiłosiernie długi czas patrzył na pulsujący czerwonymi cyframi nieduży ekran wyświetlacza ładunku przyczepionego do mechanicznej nogi Kowala.

Skoczył.

0...

Ciche, niesłyszalne w ogólnym zamieszaniu piknięcie detonatora i nagle korytarz eksplodował błyskiem, ogniem i hukiem. Na walczącego z bólem po kolejnym upadku Nicolasa posypał się pył, gruz i jakieś śmieci.
Był wyczerpany. Każdy głębszy oddech oznaczał następną falę bólu. Kurz powoli opadał. Rozejrzał się, ale zza zakrętu nie dochodziły go żadne hałasy. A może wybuch spowodował czasową głuchotę? Przerażony, że w każdej chwili zza załomu wychynie wielki łysy łeb Kowala pomacał rękami w poszukiwaniu broni. Niestety MP7 gdzieś się zawieruszył, więc chwycił oberżniętą dubeltówkę. Przełamał lufę, wydłubał wypalone ładunki i szybko załadował dwa w kolorze niebieskim. Tak oznaczone były naboje kalibru 12/70 w którym zamiast śrutu używano pojedyńczej kuli. Amunicja tego typu była bardziej celna, niż chmura śrutu, a rozmiar ponad osiemnastomilimetrowych bliźniaczych luf zapewniał ogromną siłę rażenia.

Przygotował broń, nie zastanawiając się nad tym, że nikt nie powinien przeżyć takiej eksplozji, nawet wszczepiony po uszy cyborg. Zresztą ostatnio naoglądał się wielu przykładów rzeczy, które nie powinny się wydarzyć.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 31-08-2009 o 09:53.
Gob1in jest offline  
Stary 01-09-2009, 20:12   #226
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Klauge drgnął, kiedy jego "pomocnik" nieoczekiwanie wyrwał mu z dłoni infodysk. Przez moment spoglądał z kamienną twarzą na stojących w pomieszczeniu. I po chwili uśmiechnął się pod maską gazową.

- No dobrze. Niech i tak będzie - powiedział spokojnym, pojednawczym tonem. Leki sprawiały, że był w stanie oddzielić gniew od siebie. W takich chwilach miał wrażenie, że istnieje dwóch Siegfriedów Klauge: jeden wściekający się, drugi obserwujący go chłodno i kalkulujący wszystko. I, na szczęście, to właśnie on kontrolował sytuację.

- Popsuliście plan tym wejściem, wiecie? - oświadczył - Teraz muszę znaleźć Kowala i dobrać się do jego wiedzy w bardziej bezpośredni sposób. Ten infodysk do niczego się wam nie przyda bez ludzi, którzy mogą go odczytać, a tak się składa, że znam paru. No i oczywiście najważniejsze informacje i tak znajdują się w głowie Kowala.

Obrócił się na pięcie i podniósł z podłogi maszynę do ekstrakcji mózgu. Wesoło pogwizdując, ruszył w najbliższy korytarz, nasłuchując śladów walki. Kowal zapewne już próbował powiadomić kogoś o jego zdradzie, ale w takim burdelu informacje rozchodziły się powoli. Poza tym wciąż miał na sobie maskę gazową, która częściowo zasłaniała jego twarz.

Minął po drodze kilka podrygujących jeszcze spazmatycznie ciał, którymi za bardzo się nie przejmował. Niektórzy nawet zdążyli założyć maski tylko po to, by przekonać się, że sarin przez skórę działa równie dobrze, choć nieco wolniej. Szczęśliwie wentylacja zaskoczyła już na dobre, inaczej Laucha spotkałby ten sam los. Teraz jednak mógł spokojnie biec korytarzem, nie obawiając się o smutny los.

Jeden ze strażników stał pod ścianą, podpierając się jedną dłonią. Oddychał spazmatycznie, a z nosa ciekły mu smarki. Jego muskuły drgały, co sprawiało, że ledwo utrzymywał się na nogach.

- Po... pomószszsz - wybełkotał, spoglądając na Laucha swoimi zwężonymi źrenicami.
- Zaraz - powiedział Lauch - Gdzie Kowal?
- Bła... błagam... anty...toksyny...
- Kowal?
- Bie... biegł tam - kolejny spazm sprawił, że strażnik zachwiał się na nogach i przykląkł na lewe kolano. Ciemna plama zaczęła rosnąć na jego kroczu.
- Dziękuję. - Lauch kiwnął głową i odbiegł. Ścigał go błagalny wzrok otrutego strażnika, ale niedługo. W chwilę potem bowiem Pajęczarz padł na ziemię, podrygując konwulsyjnie, a następnie znieruchomiał.

Coś łupnęło w oddali z całej siły. Oczywiście nie musiało to nic znaczyć. Jednak Siegfried zdążył poznać Kowala i wiedział, że ten jest skłonny ciągnąć w środek największego burdelu, jaki tylko będzie potrafił znaleźć. To właśnie była jego szansa na skierowanie tej przeklętej misji na właściwe tory.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 05-09-2009, 20:54   #227
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Dziecko Sary Connor
Warszawa wyła syrenami, coraz głośniej i coraz natarczywiej. Nie wiedział, nie mógł wiedzieć, że to nie tylko z jego powodu. Ale to nie miało żadnego znaczenia, szczególnie nie miało go teraz: Jego matka wzywała go, czuł to. Czuł do niej bezgraniczną miłość i wiedział, że to chwilowe odtrącenie to tylko test.
Rzeczywistość Triarii jest rzeczywistością zła i koszmarów, choć, oczywiście, nigdy nie słyszały ani słowa „zło” ani „koszmar”, bowiem u doskonałego żołnierza nie dba się o rozwój słów, ale o to, by mógł dobrze zabijać. Co do tego ostatniego, synkowi przychodziło to bez żadnego problemu. Tak właściwie nie wiedział, że zabija. Znał tylko miłość do swojej matki, Sary, i to mu całkowicie wystarczało.
Świadomość niezakorzeniona w zbiorowej halucynacji ludzkości – to jest formy rzeczywistości takiej, jaką znamy wszyscy – jest wystawiona na inny jej widok. Triarii się nie rodzą, ale są tworzone, zatem nie znają strachu, który niosą ze sobą narodziny. Co widzi Triarii? Czarne kanały rzeczywistości, które są normalnie odpychane i usuwane z umysłu wykształconego przez społeczeństwo, teraz są widziane dobrze. Rzeczywistość, którą widzą Triarii, jest doprawdy bliższa rzeczywistości faktycznej.
Energia spowijająca materię wrzeszczy i buczy, a krew, która spływa z ukrzyżowanego słońca, spływa za horyzont. Gwiazdy są czarne, a niebo nie jest niebieskie; tam, na górze, jak często widzą Triarii, czasami przepływają latające psy, a także rzeczy nienazwane i o wiele od nich gorsze. W tym stanie widoczna jest śmierć, która jest obecna we wszystkich rzeczach. Ludzie natomiast to wielkie, o wiele większe niż sądzą, góry zawodzącego mięsa, nad którym unoszą się kłęby brzęczących myśli. Materia jest lepka jak klej.
Nie ma czegoś takiego jak śmierć dla Triarii. Gdy człowiek ginie z ich rąk, to kupa gnijącego mięsa rozpęka się, myśli odfruwają, a w spaloną glebę wsiąka masa czarnego gnoju, który kiedyś stanowił treść osobowości. Substancja wraca do systemu.
Syn Sary Connor nie dbał o nic, nawet o niewidzialne dla ludzkiego oka planety, które przetaczają się z łoskotem przez niebo. Chciał tylko przyjść, znaleźć się niedaleko swojej matki, kochać ją tak, jak sądził, że ona go kochała – chciał ją rozczłonkować i ukochać każdą komórkę jej ciała, każdy organ, ba, każdą brzęczącą myśl.
Zamierzał kochać ją długo, o, bardzo długo, aż do śmierci.

*

Syn Sary Connor nie wiedział, że oprócz tego, że zauważono jego wejście do miasta, miała miejsce jeszcze jedna rzecz: W dystrykcie Kociarzy także miały miejsce zamieszki, drugie w tej nocy, licząc zamęt ze strażnicą w dystrykcie Pajęczarzy. Tutaj jednak nie uwolniono sarinu, ale ktoś podłożył bomby w jednym budynku z pomniejszych sekt. Powiedziałoby się: Rzecz normalna, jak na Warszał. Mało kto wiedział, że w rzecz był wplątany trzeci z agentów, których raz opisał Jeremiah Bark. Nie, tu wybuchów było zaledwie parę, a i tak ledwie słyszalnych. Jednak plaga, która wyłoniła się z nich, była po stokroć gorsza, niż jakikolwiek gaz trujący.
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy pierwsi ludzie zaczęli wychodzić ze zgliszczy, a jeszcze mniej czasu minęło, kiedy ich głowy rozprysnęły się, a z ich karków bryznęły czarne macki zaopatrzone w ostrza. Czas, czas, czas. Potrzebowali czasu, by rozprzestrzenić się na tyle, by zagrozić miastu. Wydające obrzydliwy dźwięk macki zbliżały się, a zaopatrzone w ostrza ssawki i małe paszcze kaleczyły, zabijały i siały jaja. Po chwili głowy zwłok eksplodowały, czyniąc żołnierzy do zombiej armii. Czarne quasi ręce nie wysuwały się tylko z karków zaczynających gnić ciał, ale także chętnie rozrywały płuca, brzuch, wychodziły wszystkimi naturalnymi otworami ciała, tak, że stopniowo tracili swoje człowieczeństwo, jeśliby resztki człowieczeństwa leżały w posturze ludzkiej. Stawali się rojami, zlepkiem macek kroczącym na dwóch nogach, a w końcu przekształcali się w amorficzne byty, pełznąc jak sfera i wciągając do swojego wnętrza tych nieszczęśliwców, których napotkali na drodze.
Gdy jeden ze strażników ujrzał rój ostrzy zbliżający się w jego stronę, było już za późno, by ocalić życie. Ale nie, by drżącym głosem wezwać do alarmu. A syreny zawyły głośniej.

* * *

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/02_Deathmatch.mp3[/MEDIA]

# Sara Connor
- Zanim wszyscy umarliśmy, zdarzyło się parę ciekawych rzeczy.
Nie patrz tak na mnie. Że co, że ja żyję? Nie, chłopczyku, ja nie żyję. Niby dlaczego miałbym żyć? Że stoję przed tobą? Nie, nie, nie. Wszystko pierdolisz. Wbij sobie do swojej ślicznej główki, że skoro moje ciało stoi przed tobą, to niekoniecznie muszę być ja. Sara Connor umarła tego dnia, wielu ludzi umarło tego dnia. W taki czy inny sposób. Nawet, jeśli bym chciał, żeby wtedy jeszcze żyła... Sara Connor, mam na myśli, to i tak jest wszystko jedno. Po śmierci wielu osobom staje się wszystko jedno.
Wtedy, w strażnicy, wszyscy byliśmy odjechani. Ja jeszcze żyłem, jak i wiele osób, które poznałem. Nagle ludzie zaczęli tracić sens życia i strzelali sobie w łeb, załamywali się, stawali się wrakami ludzi, którymi kiedyś byli, albo, zupełnie odwrotnie: Stawali się żądni krwi, jakby to, co ich dotychczas spotkało, nagle ich opętało i kazało im zabijać. Niektórzy na początku bawili się w wyróżnianie, kogo trzeba, a kogo nie, ale po tym, co potem nastąpiło, szaleństwo sięgnęło swojego apogeum i strzelali do wszystkiego, co się rusza.
Wiem, bo tam byłem.
I kiedy tak mówisz – o, wybacz, zapalę – przypominam sobie strażnicę dokładnie. Aż nazbyt dokładnie: Na zewnątrz syreny wyły jak oszalałe, a my wiedzieliśmy, że to nie mogło być od nas, choć z czasem włączyły się i wyjce, które miały przysłać roje strażników po nas. Wrzask syren świdrował mi łeb, światło jarzeniówek migotało, bo wciąż system energetyczny nie mógł sobie poradzić ze zwarciem, jakie mu zrobiliśmy. Wszędzie śmierdziało krwią i śmiercią, nie, sarinem nie śmierdziało, bo był bezwonny. Była noc, a ja, wierz mi lub nie, czułam oddech swojego własnego syna na moim karku. I nie marzyłam o niczym innym, aby skręcić kark temu wyrośniętemu smarkaczowi.
Natomiast Tanja radziła sobie nieźle. Coraz bardziej staczała się, albo też schodziła w najciemniejsze zakamarki swojego umysłu. Och, nie tylko ona. Ten cały Heintz także wyglądał coraz gorzej, o Yseult nie wspominając. Yseult wyjęła tylko nóż i szła z nim bez żadnego słowa.
Natrafiliśmy na jakąś laskę, która przedstawiła się jako Natalia, przemytniczka. Chyba nam nie przeszkadzała, bo ostatecznie nikt nie strzelił w nią. Za to bez problemu poszło zrzucanie plików na infodysk, bo kimkolwiek był Klauge, miał kody dostępu do tych komputerów, co wołało o chociaż chwilowe przesłuchanie go. Ale nie mieliśmy na nic czasu.
Uwinęliśmy się z dwoma bazami danych, kiedy znowu coś się stało.


*

- Opowiedział mi to potem ktoś, kto przeżył strażnicę i nawet portal.
Neumann, który chyba w akcie desperacji, wziął i potraktował cyborga C4, spowodował tak duży wybuch, że słychać nas było dwa dystrykty dalej. I to dopiero ściągnęło na nas uwagę. Wtedy to była czysto sprawa Pajęczarzy i tej głupiej strażnicy. Kiedy C4 eksplodowało, nagle do powszechnego wrzasku dołączył się jeszcze jeden – znacznie bliższy. Ktoś, kto osłaniał tyły, krzyknął, że nie dalej, jak sto metrów od strażnicy ciągną najemnicy wysłani przez miejskich rajców i to chyba z tego wybuchu.
Ale to nie było z powodu tego wybuchu. Mamy wtyki, które powiedziały nam, że wtedy nikt w ogóle nie wiedział, że coś takiego dzieje się w strażnicy. Że dopiero wtedy wszczęto alarm, bo napadnięto na strażnicę, kiedy zobaczyli te paręset trupów w niej. Tak naprawdę wojska ściągały tutaj z innego powodu: Mój kochany synek nadciągał. Zamierzali się oporządzić i mieć przyczółek w strażnicy.
Ale ze strażnicy nawet nie został wypompowany do porządku sarin.
Po wybuchu strzały na chwilę ustały, a kurz sprawiał, że Nowy gówno widział. Spękał sufit, więc tamci na górze także się przestraszyli i zaczęli ratować, zamiast nas wycinać.
O dziwo, C4 zabiło tylko jednego czy dwóch po naszej stronie. A po eksplozji ładunku nastąpiła jeszcze jedna, mniejsza. I to był moment, kiedy dla Neumanna szczęście się chwilowo skończyło.
Kowal dostał wpierdol i prawie umarł – prawie. Nowy widział jego posturę tylko przez parę chwil, kiedy znikał w dziurze w podłodze, którą wyżłobiło C4. Wiesz, do tej pory nie wierzyłem tej suce, Hahn, że tam na dole może być portal. Myślałem, Boże, przecież ona staje się coraz bardziej szalona i w końcu dojdzie do tego, że albo sama sobie strzeli w łeb, albo weźmie jakąś klamkę i nas wszystkich wystrzela. Wszystkich. Później pytałam się ludzi, skąd wiedziała coś, czego nie uwzględniały nawet plany taktyczne.
I wtedy dowiedziałam się o Naszych Dobroczyńcach.
Ale wróćmy do tego za chwilę, dobra? Gdy C4 wybuchło, Neumann musiał przeżyć orgazm widząc bezręki korpus Kowala i jego rozerwany odłamkiem brzuch, z którego wylewały się jelita. Stracił lewą rękę, wszczep ledwo co wisiał, ale zdołał nim rzucić granat, który mu został. Tamten trochę późno zareagował, czy to przez wyczerpanie, czy to, że ogłuchł na chwilę przez huk ładunku i nie usłyszał toczącego się granatu. Kiedy się rozprysło, zmasakrowało mu lewe ramię, w niektórych miejscach aż do kości, poza tym spory kawał oderwał mu skórę, tak, że w lewym policzku widniała spora dziura, przez którą mógł wystawić język. Ale był za daleko, żeby go zabiło.
A Kowal? Nie miał czasu nawet na śmiech. Pozbierał swoje bebechy z podłogi. Przeżył tylko dlatego, bo na klatce piersiowej miał wszczepiony pancerz. Lewej stopy też nie miał, chodził jak kurewski pirat. Chyba nie bardzo mu to przeszkadzało.
Dziura w podłodze. Tego C4 było za dużo, a posadzka była za cienka. W każdym razie, stwierdziliśmy, że winda nie prowadziła do żadnych podziemnych sektorów strażnicy. Winda była tylko po to, by doprowadzić do portalu na dole.
Kowal uciekł, zjechał po gruzie, śmiejąc się opętańczo. Potem mówili, że zanim rozbrzmiały ponowne strzały i horror, w ciszy wypełnionej oczekiwaniem zabrzmiały prędko wciskane przyciski – pik, pik, pik – a to, co było na dole, z wolna budziło się i dochodziło do życia.
Brama do piekieł się otwierała. Mam na myśli, portal do bloku E.
A później było jeszcze zabawniej. Karabiny pulsowe brygady uderzeniowej znowu się rozterkotały, a otwierający się coraz szerzej portal wył coraz głośniej. Poczuli powiew wiatru, skóra zjeżyła się od przestrzeni wypełnionej polem Thamma. Zaczęło błyskać, a ich umysły z wolna wypełniały się koszmarnymi wizjami. Rozległ się trzask łamanej kości, kiedy Kowal wszedł w portal. Uciekał.


*

- Na ten czas mieliśmy już wszystkie dane o Triarii i Wunderkinder na infodysku. Upewniliśmy się, że zniszczyliśmy to, co zostało, a cokolwiek mogliśmy wiedzieć i czego potrzebowaliśmy wiedzieć, znajdowało się w naszych rękach. Gdy proces się skończył, wyciągnąłem infodysk i rzuciłam do rąk Heintza. Miałem wrażenie, że tam będą bezpieczniejsze.
„Prędzej!” - wrzasnęłam. Chyba podziałało, bo wkrótce zwróciliśmy się w kierunku, z którego wyszliśmy. Zastaliśmy dziurę w podłodze, w której huczał wiatr i otwarty portal, naszych, którzy ledwo dawali sobie radę z zalewem fanatyków, reflektory helikopterów za oknami. Z daleka usłyszeliśmy, jak wyłamywali bramę do strażnicy, mimo to, nikt nie dostrzegł, że ktoś używał PAKT-u. Tymczasem mój syn nadciągał.
„Dobra” - powiedziałam do Heintza. „Nie wiem, co zamierzasz zrobić z tymi informacjami, ale jeśli chcesz, to uciekaj. Co do mnie, nie jestem zainteresowana ani Triarii, ani Wunderkinder. Nie aż tak bardzo od czasu tej pieprzonej afery w Świebodzinie. Wiem, że jest Korporacja i wiem, że są źli. Kombinat? Może, ale przynajmniej oni jeszcze nie przeprowadzają eksperymentów na ludziach. Nie wiem, jak wy, ale zamierzam dołożyć swoją cegiełkę do zniszczenia Neoberlina. Pierdolę to. Mam dość ciągłej wojny i potworów, które rodzi Korporacja. Nie mam dla was więcej pretensji... Możecie iść, dokądkolwiek chcecie. Ja idę do Berlina”.
Odwróciłam się i poszłam, kompletnie ignorując innych. Mówiłem przecież, że wszyscy byliśmy odjechani. Dałam jeszcze znać przez radio swoim, żeby zaczęli się wycofywać do portalu, co też zrobili z chęcią, bo Pajęczarze zaczęli wygrywać. Zjechałam po gruzie.
Tak, był tam. Portal. Był o wiele większy, niż wszystkie machiny portalowe, jakie do tej pory widziałam. Nie został zamknięty, a w środku szalał wir. Kowal – a nie wiedziałem wtedy jeszcze, kto otworzył ten przeklęty portal – zapewne specjalnie nastawił maszynę portalową, aby pole Thamma rosło. Nacierało ono na mój umysł, szepcząc najgorsze i najobrzydliwsze koszmary. Moje oczy wypełniły się mimowolnie łzami.
I wstąpiłam w czeluść, a za mną podążyli, wyrwawszy się nagle i bez żadnego wyjaśnienia, Malak i Stein. A także reszta moich żołnierzy.
Zamierzaliśmy zabić wszystko, co znajdziemy po drugiej stronie. O dziwo, nie spodziewaliśmy się, że za portalem przyjdzie nam walczyć z Kościołem.

* * *

# Pan Wyjaśniacz
Biskup to kolejny potwór pojawiający się w Triarii, po Matce.
Biskup to, naturalnie, aberracja powstała przez ścieranie się wierzeń ludzi ze świata rzeczywistego i Eksternusa, przy czym głównym faktorem, który miał udział w jego powstaniu, było oczywiście pole Thamma.
Biskup to furia i wściekłość Johna Sainta, zmieszane z jego bezsilnością w chwili jego śmierci. Ostatnią czynnością Sainta była, wedle jego nazwiska, modlitwa. Kiedy w końcu umarł, przygnieciony gruzami, w jego pobliżu zaistniało spontaniczne wyładowanie pola Thamma, które ostatecznie uformowało się w ten twór. Biskup, wiedziony burzami Eksternusa, został przyciągnięty do osób powiązanych z Saintem, w ten czy inny sposób – a więc pojawił się dlatego, ponieważ Malak przeszedł przez portal.
Biskup, zwany też Rzeźnikiem Świętych, to drapieżnik. Zła wola uformowana przez agonię. Wściekłość inkarnowana w pokaleczoną powłokę. Żywi się zatem ludzkim mięsem.
Sama postać Biskupa jawi się jako humanoid mierzący nieco ponad dwa metry, ubrany w zakrwawioną sutannę i stułę. Posiada on trzy otwory gębowe, co odpowiada ilości godzin, podczas których umierał Saint. Dwa znajdują się na głowie bez oczu i uszu, która za to wypełniona jest niezliczoną ilością wrzodów i cyst. Usta z przodu nieustannie wznoszą modlitwy do Chrystusa Pantokratora. Drugie ciągle wrzeszczą w agonii, która jest odbiciem agonii Sainta. Trzecie znajdują się na klatce piersiowej. Są to wielkie, poprzeczne usta, którym złamane żebra służą jako zęby. W nich to znajduje się jęzor z otworem na końcu, dzięki któremu Biskup żywi się krwią swoich ofiar. Jego podbrzusze jest rozcięte i krwawi czarną krwią. Z rany wyrasta rząd około dwunastu do dwudziestu czarnych macek zaopatrzonych w ostrza, które służą jako broń do uśmiercania ofiar. Nie posiada nóg, a okaleczone kikuty – unosi się metr nad ziemią siłą jego woli.. Jego ręce zaopatrzone są w mocne, czarne szpony, którymi także zabija to, co znajdzie.
Widok Biskupa jest sam w sobie przerażający i wszyscy ci, którzy go napotykają, a mają wartość ducha mniejszą niż 4, czują przerażenie, które poważnie utrudnia działanie, zaś ci o duchu mniejszym od 2 wpadają w panikę.

* * *

- Byliśmy odjechani, wiesz. Więc, kiedy chłopaki obok mnie zaczęli wrzeszczeć na widok tego biskupiego gówna, które przed nami stanęło, ja zaczęłam się śmiać. I chyba mój śmiech przestraszył ich bardziej, niż wrzeszczące i modlące się monstrum, które znajdowało się przed nami.
Kiedy tylko odstrzeliłam lecącą w kierunku mojej twarzy pluskwę, wyciągnęłam drugi rewolwer. I zaczęłam strzelać. I się śmiać. Jeszcze gorzej. Niż. Poprzednio.
Dokładnie pamiętam, gdzie wtedy wyszliśmy. Portal był na środku platformy o średnicy parudziesięciu metrów. Niechybnie znaleźliśmy się w jakimś silosie. Pomiędzy końcem platformy z barierką rozciągała się czeluść, której końca nie mogłam dojrzeć, a pomost do wyjścia był okupowany przez to obrzydlistwo.
Po lewej ujrzałam szczelinę w murze silosu, skąd promieniował uszkodzony reaktor. Widziałam sypiące się iskry i chyba dlatego ten sukinsyn tak dobrze się trzymał. Nacierał, a my uciekaliśmy. Ktoś mu zasunął z granatnika, to się na chwilę zastanowił, a ja strzeliłam mu w głowę. I to był mój błąd, bo nagle poczuł do mnie miętę.
Wyskoczyłam na pomost, ale on był szybszy. I prawie by mnie zabił, gdyby dziura w silosie prowadząca do reaktora nie zaczęła chwilowo zasysać materii do siebie.
Tak, wiem. Prawa kurewskiej rzeczywistości wtedy przestawały obowiązywać. Ale szczelina poszerzyła się i mogliśmy widzieć, że następny portal był otwarty, który otwierał się i zasysał wszystko coraz bardziej, gdy ktoś stanął w odpowiednim miejscu na pomoście. Prawie wciągnął potwora, ale szczelina była za mała. A kiedy przestało, Biskup znowu zaczął nacierać.
Malak wrzasnął: „Dla tego cholernego świata chyba nadchodzi Sąd Boży”.
Było coś jeszcze. Niedaleko przepływała wiązka energii, razem z jądrami pulsowymi - takimi samymi, które używano w broni pulsowej - gdyby tylko sięgnąć po nie - gdyby tylko...
Otworzyliśmy ogień. Znowu.


 
Irrlicht jest offline  
Stary 09-09-2009, 16:44   #228
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Szło zadziwiająco gładko. W zasadzie nawet zbyt gładko, jak na to wszystko. Tanja najwyraźniej naćpała się czegoś i była równie przekręcona jak Yseault, tylko bardziej w drugą stronę. Przyłapał się na tym, że wyłączył się na słuchanie jej tekstów, skupiony na zadaniu, które mieli wykonać. Prawdę powiedziawszy spodziewał się trudniejszej przeprawy, ale ci na górze poradzili sobie nieźle. Może poza przepuszczeniem tego cyborga, ale miał nadzieję, że to był nieistotny szczegół. Morze trupów, jakie zalegało tam trochę wyżej, nie obchodziło go zupełnie, jakby świat już go uodpornił na takie rzeczy. Skopiował dane, dzięki kluczom poradziłoby sobie z tym nawet dziecko. To co zostało wykasował, co zajęło mu trochę więcej czasu. A potem zapuścił formatowania doszczętne. Nie lubił odzyskiwania danych. I dopiero wtedy skinął głową Sarze. Portale go przerażały i ich nienawidził, ale jego logiczny, rozsądny umysł podpowiadał, że po tych wybuchach, jest to jedyna droga na zewnątrz, jeśli chciało się ją przeżyć, oczywiście.

Wzdrygnął się, gdy zobaczył wirujące pole energii, której nie rozumiał i nie chciał zrozumieć. A gdy poczuł, zebrało mu się na wymioty, jeszcze przed wejściem. Co za paskudny sposób podróżowania! Zacisnął zęby i wziął Tanję za rękę. Zamknął oczy i zrobił te kilka oczy, wchodząc w portal. A ten wyrzygał go chwilę potem, tak jak Heintz właśnie pozbywał się reszty żarcia z żołądka. Miał nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz. Gdy już się otrząsnął nieco, uniósł wzrok i zobaczył... coś. Nic go już nie mogło zdziwić, owszem, ale kolejne zmutowane i zdziwaczałe kurestwa robiły powoli sieczkę z mózgu! Zwłaszcza, gdy jedyne co się dało z tym robić, to spierdalać!

Bieg przez korytarze ujawniał kolejne zniszczenia, jakie zostały już poczynione. Ów energia wgryzała się w ziemię coraz mocniej, prawdopodobnie chcąc ją pochłonąć całą. Co wstępowało w ludzi, że dążyli do samozniszczenia?! Najpierw trzecia wojna, a teraz ten syf. Aż wszyscy wyrżną się do końca. Cudownie. On jednak chciał umrzeć ze starości.
Dojrzał dziwne, buczące przy poruszaniu się kulki. Tego chyba się używało przy broni i innych przedmiotach tej samej technologii. Sięgnął po działo grawitacyjne i niemal bez mierzenia wcisnął spust. Kula przyleciała, wyrwana ze strumienia energii, zaczęła niebezpiecznie drżeć i brzęczeć. Wystrzelił ją w karykaturę biskupa, smuga energii przeleciała pomieszczenie i implodowała na stworze, zatrzymując go w miejscu.
-Ruszcie się! Musimy się stąd wydostać!
Sięgnął po kolejne jądro. Nie miał pojęcia, czy to zatrzyma w końcu potwora, ale przynajmniej mogło go zatrzymać.
-Strzelajcie w te kule, gdy nie trafię!
Skupiona energia pulsowa pomknęła ku maskarze. Świat wariował coraz bardziej.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-09-2009, 00:07   #229
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Na szczęście weszli w portal. No, może niekoniecznie było to szczęście ale tego pragnęła bo mimo całej niechęci, może nawet nienawiści do czarnowłosego demona, do tego dręczącego j e j mężczyznę sukuba. Uwierzyła, że tak jak demon powiedział, tamtędy wiedzie droga do zbawienia ludzkości. Ciernista i kręta droga, którą zamierzała iść.
Choć chichotała w duszy z roli, którą sobie wymyśliła. (Poudawajmy w tym momencie, że miała na to wpływ.)

Póki co dłoń Axela, który jej nie słuchał, sypała płatki na kolce. Po takim dywanie szło się przyjemnie a z przebitych stóp prawie nie ciekła krew.
Gigantyczny biskup, morderczy inkwizytor – dominikanin, doskonale się wpisywał w jej tok myślenia. Tylko gdzie jest Chrystus Prawdziwy, wcielone dobro z ludzkich snów. Bo przecież nie jesteśmy źli – myślała Tanja, pod wpływem otwierającej umysł chemii przenikliwa jak nigdy – skoro nasze instynkty kształtują psychoplazmę w monstra i religijnych oprawców, gdzie jest to, co dobre, gdzie nasze sny naiwne, marzenia o miłości i odpuszczeniu grzechów, o świecie kolorowych kwiatów i ptaków świergoczących o poranku, bo przecież nas naiwnych też jest armia, tysiące dzieci i ckliwych niewiast, miłych, dobrych mężczyzn, co boja się wychodzić z domu, starców dokarmiających koty i natrętnie rozdających miłe słowa każdemu, kto zechce choć chwilę posłuchać. Gdzie nasze fantomy? Czyż nie powinny stać naprzeciw tej sylwetki w purpurze, ściskać ją w monstrualnych ramionach, szeptać o ukojeniu, które przynosi nicość. Czy to wszystko musi być snem złośliwego nastolatka?
Bo w Tanji, o duchu 5, biskup nie budził przerażenia. Był bytem nieprawdziwym, plazmą której kształt nadał niewłaściwy procent ludzkości, materią spoza wymiaru, która u l e g ł a ludzkim żądzom. Był dowodem potęgi Tanji świata.
Więc biskup nacierał, wierzący w realia Axel znajdował rozwiązania a Tanja rysowała szklaną tarczę euforii. Oto prawdziwa wiara, zbudowana na matematyce i kilku proszkach. Tanja stosowała metody egzorcysty.
„Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz miłował bliźniego jak siebie samego.” Kiedy przechodziła przez portal, gdy uczestniczyła w jego umieraniu, pokochała Sainta.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 11-09-2009 o 11:54.
Hellian jest offline  
Stary 11-09-2009, 19:51   #230
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Jeśli była jakaś rzecz, której Lauch nie lubił, były nią niespodzianki. To spotkanie starych przyjaciół było dla niego w tym momencie dostatecznie niefortunne. Ostatnie, czego potrzebował, to ci ludzie przysysający się na miejscu do jego danych. Teraz zaś okazało się, że na miejscu był również Neumann - który miał własny pomysł na rozprawienie się z Kowalem.

Ten człowiek nie znał się na mokrej robocie, to pewne. Pierwszą rzeczą, jaką Klauge ujrzał po wbiegnięciu do pomieszczenia, była olbrzymia dziura w podłodze. Drugą - niesamowicie poraniony cyborg spierdalający w portal. Oczywiście nie można było zarzucić facetowi, że się nie starał. Z tym, że na Kowala najprawdopodobniej atomówka, to byłoby za mało...

Bez wahania wskoczył wraz z pozostałymi. Psychotropy powinny ochronić go przed działaniem portalu. Brał je między innymi właśnie ze względu na taką możliwość. Pewnie dlatego na moment się zawahał, gdy ujrzał Biskupa.

Wierzył, że rzeczywistość jest iluzją. Po ujrzeniu Externusa miał całkowitą pewność. Teraz jednak na krótką chwilę zastanawił się, czy aby na pewno mu całkowicie nie odpierdoliło. Dłonie zadrżały.

- O ja pierdolę, kurwa mać.

Cokolwiek by to nie było, nie pisał się na to. Był zabójcą, czasami człowiekiem do zdobywania pożądanych informacji, a nie pogromcą duchów. Gdyby jego próba polegała na zabiciu tego czegoś, to pewnie by to zrobił. Ale nie polegała. Klauge doskonale wiedział, co powinien zrobić. Dlaczego został wysłany. I stanięcie naprzeciwko czegoś takiego na sto procent nie należało do jego obowiązków. Wcale a wcale.

Rozejrzał się, planując ewentualną ucieczkę w głowie.
 
Gantolandon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172