Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2009, 09:59   #3
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Warszawa 31 sierpnia 1939 r.

Tomasz był conajmniej zaskoczony. Zaskoczony zarówno samą „ceremonią”, jak i znajdującymi się na cmentarzu... Szybko odmówił modlitwę i ruszył za odchodzącymi lipową aleją mężczyznami.

W samochodzie jeszcze raz przemyślał to wszystko co stało się w ostatnich dniach. Ktoś, zapewne ten spieszący się nawet na pogrzebie jegomość, musiał sobie zadać sporo trudu, aby go odnaleźć. Tylko po co? Jego znajomość z Weroniką była... Po prostu była. Znał Weronikę i dość często rozmawiali, ale to nie była jakaś wielka przyjaźń...

Kątem oka spojrzał na siedzącego obok mężczyznę, Tomaszowi wydawało się, że kojarzy go z otoczenia Weroniki, ale nie potrafił sobie przypomnieć nazwiska... Ciężkie krople zaczęły uderzać w karoserię samochodu i mężczyzna rzucił jakąś grzeczną uwagę o pogodzie. Przez jego umysł przemknęła myśl o tym, że cała sytuacja przypomina jeden z dowcipów "czystej duchem" ciągającej po całej Warszawie amantów tylko po to, aby w końcu z nich okrutnie zadrwić... Postanowił więc nie pokazywać swoich kart do czasu, aż...

Wystrój kancelarii był bardzo niesmaczny i stwierdzenie „Nic nie szkodzi” przeszło przez usta Tomasza tylko dzięki wyćwiczonej etykiecie i swoistej obłudzie „elity”. Podczas odczytywania testamentu zachował kamienną twarz, choć same słowa wywołały sprzeczną falę uczuć i odczuć. Z jednej strony potwierdzały one podejrzenia jakie Tomasz nosił w swoim umyśle od dawna – podejrzenia co do maski jaka skrywała prawdziwe oblicze Weroniki, z drugiej... Czas był najmniej odpowiedni na podróż po Europie – zwłaszcza przez Niemcy – a i same użyte sformułowania świadczyły o tym, że ojciec Weroniki może nie wiedzieć o śmierci córki. Sama persona rzeczonego ojca była owiana tajemnicą i chyba nikt nie wiedział, kim ten człowiek był... Weronika, droga zmarła – poprawił się w myśli – nigdy nie mówiła o swojej rodzinie, co w powiązaniu z jej pogardą dla niższych stanów rodziło w głowie Tomasza brzydkie podejrzenie o mezaliansie...

Zastanawiające było również stwierdzenie o tym, że jej plany się nie powiodły. Dość sensownym wydawało się, iż Dyjamentowska zakładała znaczne ryzyko swoich poczynań i ustaliła wszystko przed swoją śmiercią – może to nawet ona przekazała instrukcje kancelarii prawnej? Hmm. W dzisiejszej Europie tylko dwie rzeczy są aż tak niebezpieczne...

Prawnik wyszedł wspominając coś o barku i telefonie. Drugi z mężczyzn – Edward Cywiński – nazwisko dalej nic nie mówiło Duninowi, ale... to była kolejna zagadka pozostawiona przez Dyjamentowską. Kiedy mężczyzna rozmawiał Tomasz podszedł do barku i przyjrzał się butelkom. Było przed południem i w końcu nalał sobie trochę burbonu. Wrócił na krzesło i zastanowił się.

„O co w tym wszystkim chodzi?”. Sprawa była zagadkowa – skoro Weronika wybrała go do wypełnienia ostatniej woli musiała wiedzieć, pamiętać, że wspominki „nie narazi was na koszty” są conajmniej nie ma miejscu w jego przypadku... Chyba, że Tomaszowi dedykowała wcześniejsze zdanie o czasie – nie zgadzali się w wielu kwestiach i czasem dochodziło do spięć. Proszenie Dunina o taką przysługę musiało być... Czyżby „tonący brzytwy się chwyta”? Tylko – dlaczego, skoro do wszystkiego wynajęła kancelarię prawną – nie wynajęła jej również do tego? Odnalezienie byłych znajomych ze studiów musiało kosztować sporo zachodu i pieniędzy. A przecież...

- Witam, nazywam się Edward Cywiński. Bardzo mi miło. – słowa wyrwały Dunina z rozmyślań. Wstał miękko i uścisnął podaną dłoń:

- Tomasz Dunin. – skrócił nazwisko do formy używanej na studiach i uśmiechnął się. – Wydaje mi się, że spotkaliśmy się na wydziale historii – skłamał miękko dalej nie mogąc przypomnieć sobie, gdzie i kiedy – jeżeli w ogóle – spotkał tego człowieka.

- Muszę przyznać – Tomasz usiadł z powrotem, tym razem wybierając inny (wyglądający na bardziej stabilny) fotel – że jestem zaskoczony całą sytuacją. O pogrzebie dowiedziałem się z listu mecenasa Jasińskiego, ale nie sądziłem, że będe wykonawcą ostatniej woli... Weroniki. Skrótowo opisana historia wynajęcia kancelarii i podjętych przez nią działań wydaje mi się conajmniej podejrzana, ale to tylko moje odczucie...
Jak rozumiem dysponuje pan czasem, aby zająć się sprawą? Przepraszam –
uśmiechnął się – założyłem, że chce się pan nią zająć...

Po takich słowach rozmówca musiałby być totalnym gburem, aby powiedzieć: „Nie, mam to w nosie”, ale ostatecznie... Dunin sam nie wiedział czy ma ochotę zajmować się całą tą sprawą – wyglądało jednak, że nie ma za dużego wyboru... Korzystając z tego, ze Cywiński jeszcze nie odpowiedział kontynuował:

- Czy mieszka pan gdzieś w Warszawie, czy jest przyjezdnym? – uświadomił sobie, że najpierw muszą pojechać do Gdańska, co w praktyce oznaczało Niemcy... – Prawdę powiedziawszy chętnie wypiłbym kawę, po podróży jestem nieco zmęczony, a obecne zdarzenia również nie wpływają kojąco na psychikę...

Tomasz upił kolejny łyk burbonu i bliżej przyjrzał się drugiemu wybranemu przez Weronikę Dyjamentowską. Miał poważne wątpliwości dotyczące sprawy i postanowił ciągnąć przedstawienie "niezdecydowany" do popołudnia... Najdalej wieczorem należało udać się do Gdańska. Chyba dopiero tam uda się coś sprawdzić...

"Jeżeli to zabawa Weroniko - to ja będę się śmiał ostatni." - pomyślał przelotnie spoglądając w okno...
 
Aschaar jest offline