"Ta przeklęta kotka!" myślał Mathew. "Musiała się włóczyć akurat po tym korytarzu". Nie była to zbyt szczęśliwa chwila. Sama Pani Norris nie przeszkadzała chłopakowi. O wiele gorszy był jej właściciel, który prawdopodobnie niedługo się tu pojawi. I rzeczywiście parę sekund później można było dosłyszeć kroki i charakterystyczny chrapliwy oddech Filcha. Wallace słyszał już, przez ten krótki czas pobytu w Hogwarcie, o karach wymierzanych przez woźnego. Przede wszystkim czyszczenie przeróżnych rzeczy mugolskimi metodami, czego wielu uczniów nigdy nie robiło. Potem wychodziło na to, że rzeczywiście jest to niemała męka i ukarani wracali do swoich pokoi z bolącymi dłońmi i nadgarstkami. Chociaż Filch i tak pragnął powrotu starych sposobów karania. Najczęściej wymieniał wieszanie za ręce pod sufitem. I to na parę dni! Mathew niewiele myśląc rzucił się biegiem w przeciwną stronę niż ta z której nadbiegał już głos woźnego:
- Co jest moja droga? Jakiś uczeń się tu wałęsa?
Skręcił w prawo, potem w lewo, znów w lewo, w prawo, zbiegł po jakichś schodach, przebiegł przez jakąś tkaninę, znów w prawo, znowu schody, a potem długi korytarz. Jego kroki odbijały się głośnym echem w nocnej ciszy. Biegł i biegł wciąż przed siebie mając nadzieję, że Filch za nim nie nadąży, a i przy okazji na nikogo nie wpadnie. Gdy wydawało mu się, że nikt za nim nie podąża zwolnił kroku i rozejrzał się dookoła. Ruszył przed siebie szukając znajomych miejsc. |