Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2009, 17:02   #17
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Ulica w Melvaunt



Pech chciał, że Acaleem trafił nie-do-końca-na-ten-balkon-co-powinien. Początkowy sukces w (najpewniej) pozbawieniu sierżanta patrolu straży miejskiej możliwości rozmnożenia w przyszłości, oraz brawurowa ucieczka przed jego wściekłymi ludźmi, niespodziewanie przemieniła się w jak najbardziej zaskakującą sytuację. Oto bowiem, gdy Mnich ukrywał się, w jego mniemaniu bezpiecznym miejscu, a szukający go na dole gwardziści szybko opuścili ślepą uliczkę, Acaleem poczuł nagle naprawdę okropny ból.

Kątem oka zauważył ruch na balkonie za jego plecami, a następnie przyszła istna fala gorąca. Mimowolnie odskoczył w bok, na drobną milisekundę zapominając jednak gdzie tak naprawdę się znajduje. Poparzony zeskoczył więc dosyć niezręcznie z balkonu, a przy lądowaniu już na bruku coś cholernie mocno zabolało w lewej kostce u nogi. Nim zdążył siarczyście zaklnąć, z góry rozległ się głośny szczebiot:

- Cholerny diable poszed won!! - Gruba, wyjątkowo brzydka, a nawet wręcz odpychająca z wyglądu kobieta o paru brodawkach, chlusnąwszy w niego wiadrem wrzątku, darła się teraz na całego, zwracając uwagę wszystkich w promieniu co najmniej pięćdziesięciu kroków.

Gwardzistów oczywiście też.

Lekko kulejący Acaleem z poparzonymi plecami znalazł się ponownie w potrzasku, i miał teraz do wyboru tą nieprzyjemność zmierzyć się z wredną kobietą, lub z nadbiegającymi już z głównej ulicy strażnikami. Pośród zamieszania za ich plecami zauważył, że ich dowódca leży pod ścianą, niezwykle blady, i oparty o nią plecami, towarzyszył zaś jemu jeden z gwardzistów. Do Tieflinga biegło więc już tylko trzech, co dosyć równało szanse... .

- Tu jesteś świnio! - Krzyknął jeden z przedstawicieli prawa, szarżując na Mnicha z trzymaną oburącz halabardą.


Melvaunt, Karczma "Biały Kuc"



Rozróba trwała w najlepsze, a tłukł się praktycznie każdy z każdym. Furgały stoły i ławy, śmigały kufle i butelki, tu i tam lała się nawet i pierwsza krew, oraz latały zęby. Biły się nawet miejscowe ladacznice, które o dziwo również nie przebierały w środkach, i nie ustępowały w skuteczności mężczyznom. Jakaś ruda posłała podpitego mężczyznę na podłogę prawym sierpowym... . Karczmarz również aktywnie uczestniczył w bijatyce, korzystając z drewnianej pały, którą wyciągnął spod lady, kładąc systematycznie jednego amatora mocnych wrażeń za drugim, niezwykle celnymi ciosami w potylice.

Vanessa miała nie lada kłopoty. Do atrakcyjnej Bardki rzuciło się bowiem aż dwóch napaleńców, wprost z wymalowanym na twarzy szaleństwem. Kobieta krzyknęła smagając desperacko dłońmi przed zapędami napalonych mężczyzn, na szczęście dla niej w porę zjawił się Raison. Genasi wykręcił pierwszemu z nich rękę, po czym chwycił go za ubranie i cisnął w stół, co definitywnie zakończyło jego "romantyczne" zapędy, drugi z kolei zdołał jednak narobić nieco szkód. Złapał w mocnym uścisku ramię kobiety, ta starała się wyszarpnąć, efektem czego rozerwał jej ramiączko sukni, doprowadzając do ujrzenia światła dziennego (czy też raczej wieczornego), jej kremowej piersi... .

W wojaku zagotowała się na ten widok krew, nie wytrzymał już nerwowo i chwycił za swój młot bojowy, co doprowadziło do trwałego uszczerbku na zdrowiu owego delikwenta, po ciosie orężem w plecy.

Od tej pory robotnik Johan do końca swego marnego życia często skarżył się na bóle pleców.

Zagranie Raisona nie spodobało się jednak do końca napażającym się w bezpośredniej bliskości klientom przybytku, na co w odpowiedzi jeden z nich użył ławy, drugi zaś butelki, obaj zaś zaatakowali Genasi od tyłu. Ława roztrzaskała się na jego plecach, butelka z kolei na głowie. Vanessa w tym czasie, schowawszy się pod stołem, jakoś wciągnęła pod niego leżącego na podłodze, i zalewającego się krwią towarzysza podróży, najprawdopodobniej po raz już drugi ratując jemu życie... .

~

W całym tym burdelu, pewna grupa awanturników starała się mniej lub bardziej spokojnie siedzieć przy swoim stole, co stanowiło naprawdę niecodzienny widok. Luna otrzymała cios anonimowym, latającym kuflem w czoło, i z rozciętej skóry pociekła krew, jednak jakimś dziwnym, niewytłumaczalnym sposobem, niemal nikt z jej towarzyszy tego nie zauważył. Wakash aktywnie rzucił się w tłum, przez chwilę rozdając razy na prawo i lewo, i przy okazji podkradając tłukącym się sakwy, co było naprawdę w jego stylu. Miał tupet... . W końcu powrócił jednak do wspólnego stołu, bogatszy o kilkanaście monet, oraz cztery sińce.

Pozostali śmiałkowie mieli z kolei dosyć obojętne miny. Milo krył się pod stołem, starając się spokojnie przeczekać rozróbę, a dopiero po jej zakończeniu ewentualnie podjąć jakieś działania, Sever natomiast ruszył do wyjścia, torując sobie drogę tarczą. Oczywiście nie spotkało to się z uznaniem podchmielonych rozrabiaków, w ruch poszły więc pięści, łokcie, a nawet nogi, szczególnie aktywne na widok znaku Tyra. Aasimar zarobił parę raz w szczękę, sam jednak rozbił i kilka nosów oraz wybił parę zębów, często właśnie za pomocą owej tarczy.

Yon z kolei chciał jak najszybciej opuścić lokal. Rudowłosy mężczyzna ruszył więc do wyjścia, nawołując za sobą swoich towarzyszy, i rozdając przy okazji co bardziej natrętnym ciosy, jego krzyki pozostały jednak bez odzewu, tonąc we wprost nieznośnym hałasie toczącej się burdy. Ruch jednak sprawił dobrze Earlyemu, prawie przez miesiąc podróży nieco "skostniał", a tak pojawiła się okazja do rozruszania kości, i zapomnienia choć na chwilę o wszelkich mrocznych wydarzeniach z niedalekiej przeszłości.


Burda wkrótce powoli zmarkotniała w sile, aż w końcu całkowicie ustąpiła. Nieprzytomnych najpierw ograbiono, a następnie po prostu wyniesiono na ulicę, gdzie po raz kolejny zostali oni wystawieni na pastwę szybkich rąk, tracąc już całkowicie wszelkie możliwe dobra, w tym i takie z pozoru proste rzeczy, jak pasy u spodni, czy nawet buty. Karczmarz z obleśnym uśmieszkiem na gębie wprost zacierał ręce z powodu zdobytych sakiewek, które z pewnością wynagrodzą rozbite stoły, ławy, okna i tym podobne... .

Jeszcze około tuzina najwytrwalszych usiadło na czym się dało, po czym spokojnie powrócono do poprzednich zajęć, racząc się serwowanymi "sikaczami", na nowo rozgorzały rozmowy i śmiechy, a w tym samym czasie dwóch młokosów wycierało podłogę, wynosiło potrzaskane meble i zbierało czyjeś zęby. Istne wariactwo.

Yon wraz z Severem powrócili po chwili z ulicy z dosyć dziwnymi minami, po czym ponownie zasiedli przy stole zajmowanym przez towarzyszy. No cóż, czasem dochodziło do nieporozumień, tym razem jednak na szczęście ich skutki nie doprowadzały do wielkich problemów. Luna spokojnie wycierała twarz chusteczką, obserwowana kątem oka przez Wakasha. Kronikarka najwyraźniej potrafiła mieć czasem nerwy ze stali. Zawiedziony Milo bezsilnie obserwował grabieże karczmarza na pobitych osobach, nici więc jednak z jego planu.

Grupce nie pozostało nic innego, jak pozostać w karczmie, a następnie w niej przenocować, lub nadal włóczyć się ulicami w poszukiwaniu nowej.

~

Vanessa użyła na Raisonie leczniczego zaklęcia, po czym oboje wyszli spod stołu. Kilka oczu spoglądało na atrakcyjne miejsce kobiety, niezdarnie przez nią zakrywane resztkami ramiączka sukni. Ona sama spojrzała zaś prosto na Severa, i nie wiedząc czemu, na jej ustach pojawił się trwający jedynie mrugnięcie oka drobny uśmieszek. Genasi z kolei powiódł swoim wzrokiem za wzrokiem Bardki, przyglądając się ogólnie nieznanej grupce osób.



Kolejna ulica w Melvaunt...



Kobieta poruszała się dosyć chwiejnym krokiem, przemierzając cały ten chlew, dumnie zwany miastem. Nosząca niezwykle poważne, i dumne nazwisko, Kristalina Morgan Wildborow wypiła stanowczo zbyt dużo, zważywszy również na porę dnia. Nowy rekord?. Było tuż przed zmierzchem, a słońce powoli zachodziło, mimo jednak tego na ulicach nadal panował spory tłum, który akurat w tej chwili nie wydawał się jej już taki uciążliwy.

Spiła za to grubasa do nieprzytomności, uzyskując potrzebne jej informacje, za które co prawda musiała zapłacić, jednak zakład który wygrała wyrównał owe koszty, wyszła więc praktycznie z tej sytuacji na czysto. Gdyby tylko nie te cholerne, wprost już nie do zniesienia parcie na pęcherz. Mimo jej stanu, nikt jej już nie zaczepiał, mając na uwadze liczne uzbrojenie wojowniczki oraz jej zdolności, za to liczne gały śledziły jej każdy krok, oraz błądziły po atrakcyjnym ciele.

Parę przecznic wcześniej znalazł się jeden odważny, czy też raczej głupi, jednak szybko i dosyć brutalnie został sprowadzony na powrót do rzeczywistości. Lekko łysiejący, i również dosyć mocno podchmielony typek, ośmielił się pozwolić sobie na kilka wyjątkowo sprośnych zdań pod adresem Morgan, a jego ręce wprost paliły się by zbadać kształtną pupę rudowłosej. Oczywiście "sparzył" się bardzo szybko, a rozkwaszony nos był tego najlepszym efektem, wśród wyjątkowo licznych śmiechów okolicznych gapiów.

Hep... gdzie ta karczma?.

Morgan wymijała właśnie kolejny, dosyć pusty zaułek, gdy natura odezwała się już z pełnym oburzeniem. Jak nic za chwilę może być za późno, a wtedy dopiero będzie cyrk i obciach. Jak na złość wtedy też ktoś wylał z jakiegoś okna pomyje, które wyjątkowo głośno chlusnęły blisko niej na bruk, stojący pod murem pijaczyna z głośnym bulgotem opróżniał flaszkę jakiegoś pseudo-wina, a cały świat nagle po prostu zdawał się akurat w tym momencie składać tylko i wyłącznie z płynów!.

Jakiś babsztyl rżał z jakiegoś powodu na cały głos, brudne dzieci biegały bawiąc się na ulicy wśród własnych pisków, gdzieś ktoś na kogoś wrzeszczał. A całym Melvaunt nieco dziwnie chwiało, z każdym krokiem jaki wykonywała wstawiona kobieta.

Hep!.






Brama przed miastem Melvaunt, a następnie "Tawerna Barda"


Kropla miodu wylana niezauważalnie z fiolki, i kilka wymamrotanych pod nosem słów, dziwnie zmieniło nastawienie strażnika do pragnącej wjazdu do miasta pary. Blady jegomość zamrugał parę raz oczami, po czym wyszczerzył ponownie zęby. Sytuacja była lekko mówiąc idiotyczna, gwardzista strzelający niespodziewanie uśmieszki na prawo i lewo do nieznajomego, zupełnie jakby... czuł do Nathana przysłowiową "miętę"??.

- Możecie wjechać, w końcu to wam najwyżej poderżną gardła, co mnie to w sumie - Bąknął gwardzista - A ja poszukam tej świni, co to kamieniami rzuca.

Pozostali zbrojni spojrzeli po sobie z wyraźnie nietęgimi minami.

....

Miasto odpychało, przerażało i powalało swoim smrodem, jednocześnie jednak wbrew pozorom i fascynowało. Nathan Corvus widział w nim tyle możliwości, potencjału, i wprost pchających się w łapy okazji, że jechał ulicami z lekko mówiąc, niepokojącym uśmiechem. Nie omieszkała tego oczywiście skomentować Una, widząc niezwykłe zachowanie Maga.

- A tobie co znowu chodzi po łbie? - Spytała przymrużając oczy - Pewnie zaś myślisz o jakiś świństwach, pamiętaj jednak co obiecałeś.

Skinął jedynie uprzejmie głową, co spotkało się z głośnym westchnięciem kobiety.

Przedzierając się przez mocno zatłoczone ulice miasta w końcu na ich drodze pojawiła się jakaś tawerna, nosząca dosyć osobliwą nazwę. Postanowili się więc tam oboje zatrzymać, odpocząć po podróży i wyspać w wygodnym łożu. O ile to oczywiście było możliwe w takiej norze, jaką było Melvaunt... .





"Tawerna Barda"


Półelfka siedziała wyjątkowo wygodnie przy pustym stole, z zarzuconym na niego butami, sącząc wino i rozmyślając co też dalej uczynić. Nie przejmowała się zarówno właścicielem przybytku, jak i jego mizerną klientelą. Posiadane przez nią dwa miecze skutecznie odstraszały wszelkich głupców chcących się chociażby do niej zbliżyć, dumała więc spokojnie nad dalszym rozwojem sytuacji. Drużyna do której dołączyła nie wywiązała się z podjętego kontraktu, zapłatę więc trafił szlag, podobnie jak Kapłana Lathandera i Krasnoludzkiego wojownika w walce z Czarcim Pomiotem. Sarra, dosyć głupawa Czarodziejka postradała z kolei zmysły, Tiara pozostała więc ponownie sama, zdana tylko na własne siły i spryt.

Przybytek w zupełności nie przypominał dobrze znanej, posiadającej tą samą nazwę karczmy. W tej tu podejrzana klientela była na "ty" z samym Belzebubem, a w półmroku błyskało więcej ostrzy niż w całym Cormyrze razem. Ohydne gęby, brzydkie ulicznice, podejrzane spojrzenia, jedna, czy nawet dwie macki, obejmujące puchar z winem, słowem niezwykle swojsko, całkiem chyba w jej guście?.

Z rozmyślania nad kolejnym sposobem powiększenia swojego bogactwa wyrwał ją widok pracującej w karczmie małej dziewczynki. Blada, z krótkimi włosami, uwijała się niczym w ukropie, roznosząc tace z trunkami i obrzydliwym jadłem, a jedną jej nagrodą były kolejne, liczne razy, za długie oczekiwanie na składane zamówienie, czy też dyskusyjna utrata paru kropel alkoholu w drodze od lady do stołu. Mała, ze łzami w oczach dzielnie jednak nadal wykonywała swoją pracę, brodaty karczmarz zaś miał głęboko w poważaniu jej zdrowie czy bezpieczeństwo.


Wątpliwe było, by była ona jego córką, najpewniej katorżniczo tyrała niemal do nieprzytomności za parę miedziaków, jeśli i nie była czasem niewolnicą. Kolejny wymierzony dziewczynce kopniak, jej pisk, i śmiech kolejnego, pijanego sadysty zaczął jednak lekko działać wojowniczce na nerwy.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 23-08-2009 o 17:14.
Buka jest offline