Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2009, 19:21   #520
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith, Nizzre;
Błysk teleportacji, znów to niefajne uczucie słabości i mdłości.
The Town between the Bridges10 by ~Prince-Of-The-Winter on deviantART

Dotarliście. Pojawiliście się w wąskiej uliczce jakiegoś miasteczka. A karczma gdzie?
- Miasto pojawia się raz na jakiś czas – powiedział Gatenowhere. – Każdy chce z tego skorzystać i zapewne znów będą tu tłumy.
Rozejrzał się.
- Karczma jest trzy ulice stąd – powiadomił. – Nie sądzę jednak, abyście chcieli tak wcześnie kłaść się spać. Pokręcimy się po mieście, poszukamy informacji i okazji.
Rin oddzielił się od reszty i nim zareagowaliście, zniknął przy wylocie uliczki, skręcając w lewo.
- Nie muszą wiedzieć, że pracujemy razem – powiedział Gate do Nizzre i Diritha. – Najlepiej trzymajcie się razem, z dala od nas, Nizzre, Dirith. Jest poważnie rany – skinął na mrocznego elfa. – A nie jesteśmy tu sami. Wielu wie, kim jesteśmy, będą próbowali ‘bronić się’ na sam nasz widok. Waszych twarzy jeszcze nie znają. Uważajcie na plecy – ostrzegł.
- Mam nadzieję, że ten garbaty psychol nie nakabluje – mruknął Deen.
- Kto słucha drowów...? – prychnęła kotka. – Bez urazy.... – bąknęła do Diritha.
- Gdyby coś się działo, będę w pobliżu – powiadomił Gate. – Aczkolwiek znamy się tylko w ostateczności. Szukamy paru ważnych rzeczy. Nizzre, Dirith, poszukajcie leku na Żywą Klątwę, dobrego medyka i zielarza.
- I pieniędzy – dodał Deen.
- Znajdę was – powiadomił Gate. – Bądźcie ostrożni. To miasto nie jest bezpieczne.
Drużyna rozeszła się. Zostaliście sami w uliczce. Widzieliście, że dochodziła ona do dużych ulic, gdzie były tłumy ludzi, dwarfów, elfów, niziołków, koboldów, i Astaroth wie czego jeszcze. Ruszyliście przed siebie. Uszliście kawałek...

- Witaj, tygrysie.
.stay. by *noah-kh on deviantART
Pani wpatrywała się wnikliwie w mrocznego elfa.
- Oszczędzasz, czy zechcesz wspomóc samotną kobietę odrobiną grosza...? Przy okazji zaspokajając jej... ciekawość...? O tym, jak drowy to robią krąży wiele mitów...

* * *
Uzjel; Po krótkim odpoczynku postanowiłeś rozładować nieco swoją frustrację. Flafie szła za tobą, siorbiąco ssąc lizaczek, kręcąc się w kółko jak małe dziecko, oglądając z zachwytem mijane domy i stworzenia – elfy, dwarfy, niziolki, koboldy, orków, gnoli itd... W całym tym towarzystwie wyglądała jak dama arystokracja.
Zdziwił cię brak straży miejskiej. Hm, może stróże prawa krążą gdzieś w tym tłumie... aczkolwiek nie zauważyłeś żadnego.
Miasto jak miasto – ciemny zaułek i już grupka szukających kłopotów. Znudzeni wojacy uprawiali tu swoje mroczne interesy i interesiki. Gdzieś zza zakrętu dobiegały nawet bardzo sugestywne kobiece jęki, świadczące o tym, że prostytutki też mają tu co robić. Czujnie i ostrożnie zbliżałeś się do grupki różnorodnego towarzystwa. Ktoś tu handlował czymś po cichu, ktoś szemrał po kątach. Tłumek gapiów obserwował toczącą się walkę. Dwóch młodzieńców w samych spodniach naparzało się równo, ku uciesze gapiów.
Fight Club 1 by ~chuckhead on deviantART

- Bez Bestii! – usłyszałeś zimne ostrzeżenie.
Bikakuma by *nJoo on deviantART
Jeden z tutejszych strażników-pakerów wskazał swoim paluszkiem grubości drzewca twojej włóczni na Flafie. Flafie siorbiąc lizaczkiem przewróciła tylko oczami, tym damskim gestem olewając spasionego pana porządkowego.
- I bez zbroi, bez broni – powiadomił cię uprzejmie strażnik. – Chyba, że chcesz się tylko gapić – uśmiechnął się swymi pięknymi żółtymi dwójkami i resztką trzonowych.
- Co tam?
Spojrzałeś na pakera, który najwyraźniej miał tu jakiś szacunek.
Fight Club 5 by ~steamw on deviantART
- Nowy? Zapraszam.
- Zdejmuj zbroję! – krzyknął ktoś z tłumu.
Pan porządkowy pokiwał niecierpliwe ręką.
- Dawaj ten patyk – wyciągnął rękę po twoją halabardę.
Gdzieś zza sterty wielkich skrzyń i beczek, głębiej z uliczki, dobiegło niecierpliwe warczenie. Zobaczyłeś stworzenie, ni to orka, ni trola.
Street Fighter Contest-Blanka by ~martinorona on deviantART

- No, chyba, że chcesz coś większego na przekąskę – uśmiechnął się porządkowy.
Poczułeś, że ktoś chwyta cię za ramię i ciągnie ku sobie. Zapobiegawczo przygotowałeś się na atak, obróciłeś się. Poraniony i obity mężczyzna trzymający cię za ramię odciągnął cię na bok, w zdumieniu odszedłeś za nim kilka kroków.
Fight Club 1 by ~Polinesia on deviantART
- Uważaj na nich – szepnął poufnie. – Mam wrażenie, że Dżej sypie jakiś dopalacz do karmy tej bestii!

* * *
Kall`eh; Z trudem wcisnąłeś się do karczmy. Swojskie towarzystwo. Zapytujesz, czy ktoś by się nie posiłował. Przepychając się w ścisku zdołałeś dotrzeć do ławy, gdzie toczył się pilnie obserwowany konkurs siłowania na ręce. Ktoś popukał cię w ramię. Obejrzałeś się.
- Borax zgnieść! – przywitał cię uprzejmie twój przeciwnik.
Wow - Tauren by ~liquidology on deviantART

Kawał... uh... byka z niego!
- Borax... – odezwał się nieśmiało jakiś mężczyzna. – Wy tego eee... troszkę... nie ta.... waga...? Może zechciałbyś raczej...?
Byk prychnął tylko i wykonał pełen gracji zmiatający cios na odlew, posyłając przemiłego pana doradcę w lot w poprzek karczmy, zakończony na czyimś stoliku.
- Borax zgnieść – powiadomił cię znów, tym razem nie było protestów.
Spojrzał na twój nóż, uśmiechnął się kącikiem pyska i z hukiem położył na ladzie nieduży mieszek monet.
- Drobne...

Szamil; Krążysz uliczkami, przepychając się przez tłum, podchodząc do stoisk i wypytując o składniki. Jest tu taki tłum, każdy coś kupuje, coś sprzedaje, co drugi zapytany nie dosłyszał cię lub cię zlał, zajęty akurat wydaniem towaru lub przyjmowaniem kasy. To, co rzuciło ci się w oczy – każde stoisko miało solidną obstawę, jak nie w postaci przerośniętych pakerów i Bestii, to w postaci czegoś, co wyglądało na golemy, lub inne magiczne badziewie ochronne. Sprzedający co cenniejsze towary byli uzbrojeni po zęby, a ich stoisk pilnowali strażnicy, oraz magiczne bariery [nie masz pojęcia jakie, ale wolisz nie sprawdzać co tam migocze wokół lady...] Widać handlarze spodziewali się najazdu tłumów i dobrze się przygotowali. Wyróżniające się z tłumu szarych mieszczan i innego tałatajstwa grupki poszukiwaczy-przygód-zaproawionych-w-bojach też każą ci się mieć na baczności. Lśniące zbroje, tęgie Bestie u boku – nie wyglądają na kogoś, kogo warto zaczepiać.
Dopchałaś się do zielarza. Sprzedawcami tam są dwa elfy i jedna elfka. Ruch spory. Pytasz o melisę.
- 30 sztuk złota – słyszysz.
Płatki i pręciki.
- Płatków nie ma. Pręciki po 200 złotych monet każdy.
Cynamon?
- 100 złotych monet.
- Wezmę dwie torebki!!! – zawołał nagle ktoś, wymachując mieszkiem przed nosem elfa.
- Służę panu – elfa podał towar, zgarnął kasę, a facet zwinął się z twoim cynamonem. - To był ostatni – powiadomił cię przepraszająco elf.
Miód?
- Obok – wskazał elf.
No i faktycznie, obok stał mały wóz z osiołkiem, a dziadek jakiś z beczułek przelewał miód.
- Miód, świece, wosk!... – wołał.

Pytasz o miód.
- 50 złotych monet – usłyszałeś.
Pytasz o wódkę.
- To u alchemika!
O fioletowy cukier.
Wszyscy w okolicy obejrzeli się na ciebie.
- Na oczy czegoś takiego nie widziałem! – powtarzał każdy zapytany handlarz.
Docierasz do alchemika. Ma swój sklep w kamienicy, wejścia pilnują dwa spore... cosie. Chyba golemy.

Wchodzisz. W środku też stoją spokojnie dwa golemy, a lada błyszczy czymś magicznym.

http://www.fantasygallery.net/cardiff/alchemist.jpg

Pytasz o wódkę.
- 300 złotych monet za bezpieczny, czysty towar – powiadomił alchemik.
O fioletowy cukier. Alchemik spojrzał na ciebie nieufnie.
- Ile pragniesz przeznaczyć na ten zakup, szanowny panie? – spytał.

Isendir; Drużyna się rozlazła, szybko zgubiłeś ich w tłumie. Siedzisz sobie, Elir siedzi obok, próbując znaleźć miejsce, gdzie nikt by nie nadepnął. Poszukujesz przewoźnika, ale każdy na ulicy jest zajęty swoimi sprawami. Postanowiłeś postraszyć/zwrócić na siebie uwagę ujadaniem Elira. O ile przechodnie zaczęli ciebie i wilka szerszym łukiem omijać, o tyle wóz z zaprzęgiem konnym nie zdołał. Spłoszone konie stanęły dęby i szarpnęły w bok, z wozu runęło kilka kufrów i skrzyń, na co zza wozu dobiegł czyjś krzyk i fala przekleństw. Woźnica zeskoczył z wozu, przepraszając, ale nic to już nie dało. Po chwili wyrósł przed tobą gigantyczny, łysy osiłek ze spuchniętą lewą stopą.
- Żarty ci w głowie, durny elfie?! – fuknął, para poszła z nozdrzy.
Chwycił cię za szmaty i podniósł jak piórko.
Do alchemika można prosić...?



Z hukiem wylądowałeś głową w dół w wielkim, wiklinowym koszu, a osiłek otrzepując ręce zniknął w tłumie. Szybko odkryłeś, że wydostanie się z wiklinowego kosza kiedy ma się sparaliżowane nogi jest niemalże niemożliwe.
- Ile za ten kosz? – słyszałeś pytania z zewnątrz.
- A ten elfi tyłek gratis?
Po chwili poczułeś, że ktoś cię szarpie za szmaty i wyciąga z kosza. Okazało się, że to dwóch elfów. Nosili biało-czerwony ubiór, z wyhaftowanymi wzorami w kształcie trójkątów równoramiennych w kołach. Wyciągnęli cię z kosza i zauważywszy, że nie możesz stać, ostrożnie usadzili na ławce przy ulicy. Gadali po elficku, ale w dziwnym dialekcie i co drugie słowo brzmiało „melisa”, a co czwarte „yay”. Wyglądali troszkę jak na fazie. Poprosiłeś, by zanieśli cię gdzieś w okolice zielarza, lub alchemika. Elfowie spojrzeli po sobie i zaczęli taszczyć cię w dół ulicy.
Po chwili stanęliście przed zadbaną kamienicą. Weszliście do alchemika. Ku twojemu zdumieniu wewnątrz był też Szamil. Elfy powitały alchemika, rzuciły coś o melisie, wiśniowej ściółce i peace and love, po czym wybyły.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline