Kryjówka okazała się balkonem kobiety. Ale nie nadobnej dziewki, o jakiej mogło marzyć diablę. A matki balorów, sądząc z paskudnej fizjonomii owej matrony. Babsko marzyło chyba, by uczynić skórę diablęcia jeszcze bardziej czerwoną, a chciało to osiągnąć za pomocą mało finezyjnej metody...wrzątku. Maloch wolał jednak wyskoczyć z balkonu unikając poważniejszych poparzeń. I wylądowała na ziemi...dość boleśnie. Mnich nie przejmował się krzykami babska, a powinien.
-A bodajże by cię parchy zżarły stara krowo. – zaklął siarczyście pod nosem Acaleem rozmasowując kostkę. Na szczęście uraz bardziej był bolesny niż groźny. Mnich powoli wstał poprawił płaszcz i plecak. A widok nadbiegających strażników wywołał u niego zbolałą minę. Nie chciał wchodzić w zatargi z przedstawicielami prawa...w każdym nie chciał bardziej wchodzić w zatargi z prawem.
- Tu jesteś świnio! – usłyszał od nadbiegającego strażnika, spojrzał na babsztyla i posłał jej całusa ze słowami.- Ostatni raz zamierzałem u ciebie nocować cioteczko, słowo!
-Oż ty pieronie, diabelski pomiocie w mordę kopany, Ja ci dam cioteczkę ty psia kupo.- darło się babsko.
Diablę spojrzało na biegnących strażników. Sięgnęło do plecaka, chwyciło za butelkę wina i jednym haustem wypiło całą. Po tym Acaleem zaczął chwiać, jego wzrok stał się zamglony, a on sam wybełkotał.- Doobra panie panienki, któr...która chce zata...zatańczyć z Wesołym Di Diabł..Diabłem.
Szarżujący strażnik zamachnął się halabardą mierząc w głowę pijanego mnicha i ostrze jego broni wbiło się w ścianę. A sam Acaleem zataczająć się, obrócił dookoła strażnika bełkocząc mu do ucha. – Nie machachachaj tyle, bo się spocisz, ski...sku.. skarbeńku.
Po czym strzelił z ogona niczym z bicza w siedzenie halabardnika mocującego się z utkwionym w murze orężem.
-Naprzód ddo boju! –wrzeszczał pijackim głosem Acaleem, zataczając się w kierunku kolejnego halabardnika.- Do kkarczmy nasz...-przerwał słowa czknięciem.- nasz..ego wodopoju.
Pocisk z kuszy poleciał w kierunku chwiejącego się na nogach mnicha...lecz nagle jego ogon pojawił się na jego torze i bełt został strącony w bok. Halabarda zatoczyła łuk, ścinając głowę diablęcia...gdyby w nią trafiła. Niestety Acaleem się potknął, przetoczył pomiędzy jego nogami i znajdując się za plecami halabardnika, szybkim zamachem prawej nogi po łuku podciął kończyny halabardnika, bełkocząc.- Xien Fu wstają...wstają... wstaje i robi...coś
Dla spokoju szybkim kopnięciem z góry, przycisnął głowę strażnika do ziemi. Po tym ciosie nie miał on prawa szybko się podnieść. Ani mieć wszystkich zębów.
Acaleem podskoczył wstając dość efektownie z ziemi. Byłoby bardziej widowisko, gdyby nie przechylił się do przodu mówiąc.- O matko.... chyba się porzygam.
Następnie chwiejnym krokiem ruszył w kierunku dwóch kuszników, przy okazji zataczając się coraz bardziej i pędząc coraz szybciej. Zanim pierwszy kusznik zdołał ponownie załadować kuszę, Acaleem był już przy nim.- A te...raz pok...poka...zobaczysz furię mnicha.
Acaleem lekko ugiął kolana i w kierunku strażnika poleciał grad ciosów pięści. Jeden drugi, trzeci...w trzy wybrane miejsca. Twarz, podbrzusze, prawy bark...Z rozbitym nosem, przetrąconym stawem barkowym, i strażnik zwijał się z bólu u stóp mnicha, trzymając jedną dłonią za brzuch. Acaleem przeskoczyłby go, ale nieszczęśliwe zahaczył stopą o jego ciało. Unikając przy tym bełtu od strażnika stojącego przy dowódcy. Zatoczył się i dotarłszy do niego, wyrwał mu kuszę ze słowami.- Mamcia po..pozw..pozwo.. wie, że się bawisz ...takimi zabawkami?
Przerażony chłopak nie potrafił wydukać z siebie ani jednego słowa.
- Spadaj... póki jeszszczcze możesz chodzić.- mruknął do chłopaka i zwrócił się do bladego jak ściana dowódcy. Spojrzał na niego z góry mówiąc.- Może daru..jejeje..cie sobie to ści..ganie..mnie..zanim komuś zrobię nap.. naprawdę krzywdę...co?
Blady strażnik, leżący na bruku i oparty równocześnie plecami o sciane, wciąż trzymający się za krocze, spojrzał dosyć zaskoczony, ale i wściekły na Acaleema
- Pieprz się gnido... - wymamrotał.
- Mogę ciebie...z moim wyglądem nie nie nie jestem wybredny.- zarechotał Acaleem.- A ttty już z siusiu..siaka pożytku mieć nie będziesz.
Dowódca straży w milczeniu splunął na Mnicha, po czym zaczął nieporadnie sięgać po swój sztylet przy pasie...
- O bogowie...nie do...nie dość, że debil, to i poczucia hum.. oż.- tyle zdążył rzec mnich, za nim w pośpiechu zjedzone śniadanie, zmieszane w pośpiechu wypitymi trunkami postanowiło wyrwać się na wolność. I Acaleem zwymiotował na dowódcę, śmierdzącą breją pochodzącą ze swego żołądka.
-Coraz...lepiej.- westchnął smutno Acaleem, spojrzał na pobitych strażników i krzyknął.- Ma któryś ochchchotę na dokładkę...Nie? Tak myś..myśl..tak sądziłem.
Nikt się bowiem nie ruszył, paru zresztą nie mogło.
Nałożył na głowę kaptur od płaszcza i ruszył chwiejnym krokiem w kierunku głównej ulicy, by zniknąć w tłumie. Acaleem był wściekły i pijany. Niebezpieczna mieszanka. Dlatego diablę zamierzało się upić w najbliższej przyzwoicie wyglądającej karczmie. Co prawda będzie jeszcze bardziej pijany. Ale już nie będzie wściekły. Idąc (a właściwie zataczając się co chwila, przez co przypominał wielu z przechodni) szukał karczmy, która wyglądała na taką, co bójki urządza nie częściej niż raz w tygodniu. Maloch zaspokoił już swój apetyt na bicie po pysku i nie chciał zwracać na siebie większej uwagi. Jeden pobity patrol straży to i tak za dużo zamieszania wokół Acaleema...zwłaszcza, że zamierzał przebywać w mieście dłużej.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
Ostatnio edytowane przez abishai : 24-08-2009 o 08:12.
|