Tiara siedziała przy swoim stole sącząc rozwodnione do granic przyzwoitości wino i z nudów analizując wzrastający w niej poziom irytacji. Na pewno nie był on spowodowany fiaskiem ostatniego zlecenia. Ot, zdarza się; Tiara już to przeżarła. No, może nie całkiem - głupota i brawura byłych wspólników wciąż podnosiły jej ciśnienie; w końcu sama prawie przez nich zginęła. I dlatego właśnie należy mi się jeszcze jeden - mruknęła, hojnie dolewając sobie wina ze stojącego na stole dzbana. Ale wracając do tematu: chwilowe bezrobocie nie martwiło półelfki; podobnie zresztą jak pustoszejący w zastraszającym tempie mieszek. W końcu w krasnoludzkim banku i licznych skrytkach miała tyle łupów, że mogłaby żyć wcale przyzwoicie przez dekadę czy dwie. Tyle, że to nie dla niej - zanudziłaby się na śmierć i koniec końców usiekłaby pewnie własnego konia byle tylko mieć z miecza pożytek. A poza tym nie lubiła ruszać pasywów pomna nauk swego ojczyma, by wydawać to co w mieszku, a co poza nim odkładać na czarną godzinę. W jej zawodzie zaś godzina ta mogła czaić się za każdym rogiem. Wyłupione oko, obcięta ręka czy noga i koniec pieśni. A półelfce nie uśmiechało się życie w przytułku, wcale a wcale.
Więc może jednak sama nuda? Tiara zastanowiła się głęboko, kołysząc w zamyśleniu kielichem. Nieee... a bo to raz jej sie zdarzało czekać na porządne zlecenie miesiąc czy dwa? A tu dopiero dwa tygodnie minęły. Melvaunt nie różniło się dla kobiety wiele od innych miast; ot, tu śmierdzi i tam śmierdzi, tu burdy i tam burdy, tu szlachta zadziera nosa i tam... no, tam może zadziera nieco wyżej. No i sklepowe zaopatrzenie pozostawia tu wiele do życzenia. Myśląc o sklepach wojowniczka przypomniała sobie o rodzicach. Trza by im list posłać... zbyt długo odkładała tę "przyjemność", ale i co miała niby pisać? "Witajcie, jestem zdrowa, pięciu zbójców dziś ubiłam, co się pod karawanę napatoczyli?" Śmiech pusty. Ale mus to mus, ostatecznie była im coś winna; kochała ich też na swój sposób. No i stareńcy już byli; szczerze mówiąc to Tiara dziwiła się, że jeszcze żyją - jak na ludzi było to niemal niewiarygodne. Choć z drugiej strony gromada dzieci, wnuków i prawnuków (czy tam nawet praprawnuków) dobrze się nimi zajmowała.
Pijacy znów ryknęli śmiechem, gdy smarkata omal nie wywaliła miski z gulaszem, potykając się o rozmyślnie wystawiony kostur. Półelfka skrzywiła się z niesmakiem. Znała los sierot z obserwacji i autopsji, nie współczuła jednak dziecku nadmiernie. Mała wykonywała swą pracę z uporem godnym lepszej sprawy, dzielnie znosząc kolejne zaczepki. Tiara widywała już spojrzenia takie jak jej. Jeszcze rok, dwa, trzy, kilka gwałtów ze strony właściciela i mała flądra którejś pięknej nocy wbije mu pod żebro nóż do mięsa, weźmie sakiewkę z utargiem, po czym urządzi się w jakimś pięknym miejscu z dala od tego chlewu. Rzecz jasna trafi z deszczu pod rynnę, ale przynajmniej będzie wolna.
- No i czego tak ślipisz, co? - warknął jakiś pijak, któremu najwyraźniej nie spodobały się pełne pogardy spojrzenia Tiary.
- Bo po to mam ślipia, nie podoba się? - odszczeknęła Tiara, wbijając ponure spojrzenie w zamglone oczy pijaka tak długo, póki ten nie wlepił wzroku spowrotem w swój kufel. Nie lubiła karczemnych burd - uważała je za bezsensowne ryzyko bez żadnych profitów. Potocznie było wiadomo, że najwięcej kontuzji otrzymać można przypadkiem od niewprawnych rąk; ona zaś wolała dostać mieczem czy młotem, niż nożem kuchennym lub stołkiem. Może i wybredna była, ale ostatecznie każdy jest panem własnego losu, a ona kusić swojego nie zamierzała.
Rzuciła jeszcze raz okiem na małą służebną, upatrując w niej przyczyny swej irytacji. Ale to chyba też nie to... A bo to raz widziała takie bachory? Przecież bić się o nią nie będzie, wykupić nie wykupi bo i co z nią potem zrobi; a do przytułku nie da, bo tam jeszcze wieksze szuje są niż tutaj. A tak to przynajmniej mała fachu się wyuczy i życie pozna. Jak się zna dno to łatwiej piąć się w górę. W zamyśleniu powiodła wzrokiem po sali, zawieszając wzrok na wchodzącej właśnie parze. Skoro jednak nie los smarkatej ją złościł, to co, do jasnej cholery? |