Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2009, 23:21   #24
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Moje Detroit, moje Detroit, kim bym była bez Ciebie. Tylu ich mi dajesz, a nic nie chcesz w zamian.
Do wszystkich, którzy podarowawszy mi swoje życie, idą dla mnie w bój.
Których chciwie całuje.
Których tulę do siebie.
Dziękuje wam. I jeśli Śmierć może kochać, tak szczerze i naiwnie...
To właśnie was kocham, jak nikogo innego. Nikogo żyjącego.



Gdzieś w Detroit

Rozpędzony żywioł tratujący wszystko na swojej drodze.
Nie do zatrzymania. Wciąż i wciąż biegnący.
Próbowałeś kiedyś strzelać do tornada? Do trzęsienia ziemi? Nie, nie wątpię, że próbowałeś. Tylko powiedz. Dało to coś?
Zastanawiające, że przeżyłeś. Może, to Ty jesteś tym nieśmiertelnym kretynem z Miami? Nie?
Mniejsza.

Motocykle pędziły ulicą. Nieustępliwy kataklizm.
Pociski szybowały w obydwie strony, niosąc śmierć. Wbijały się bezlitośnie w ciała, rykoszetowały od pancerzy, znikały w gorącym asfalcie.
Sekunda za sekundą.
Beznadziejna walka, o każdy oddech.
Ant, stojąc wyprostowany celował w pierwszy motor z nadciągającego klina.
Muszka strzelby dzieliła twarz kierowcy na pół. Jeszcze kilka metrów i przedzieli je kilka gram śrutu.
- Głowy nisko, do cholery!
Krzyczący Schultz złapał się za twarz, cicho jęknął i upadł na ziemię.
Już jestem.
- Ognia na pierwszych trzech! - Dobiegało ze wnętrza samochodu.
Kolejny czarny garnitur oddawał serie za serią, gdy nagle karabin zakrztusił się i zamilkł.
- Żesz kurwa... - Cedził przez zęby gangster, mocując się z zamkiem. Latające kule szukały drogi do jego czaszki. Prawie znalazły.
Ryk zranionego zwierza.
Mężczyzna opierając się o wrak samochodu, trzymał się za krwawy ochłap czegoś, co kilka sekund temu było jego dłonią.
Nie opieraj się. Chodź do mnie.
Jego głowa eksplodowała, rozbita ołowiem. Znalazły.
Ant nacisnął na spust. Powietrze zgęstniało. Chybił. Motory pędziły dalej.
Barykada przestała strzelać.
Ostatni z Schultzów odrzucił karabin i biegiem szukał wyjścia z matni. Kule były jednak szybsze.
Pocałuj mnie.
Kierowca cały czas naciskał spust. Raz za razem.
Załoga jednego z motorów zaryła o asfalt zostawiając za sobą purpurowy ślad.
Szarpnięcie za ramię. Gwałtowne. Niespodziewane.
Ant upadł na ziemie. Ból.
Witaj.
Z lewego ramienia ziały dwie dziury. Posoka zalała dłoń.
Podpierając się karabinem, wspiął się na kolana. Motory krążyły dookoła niego z wrzaskiem silników.
Jeden minął go o centymetry. Głośny rechot.
Kierowca drugiego wyjeżdżając zza jego pleców powalił go pałką. Głuchy odgłos uderzenia.
Nie walcz z tym. Przyjdź do mnie.
Zniszczone twarze, szczerzyły zęby oglądając zwijającego się Schultza.
Z jednego z nich zsiadł mężczyzna.


Podszedł kilka kroków, wyjmując zza paska małe zawiniątko. Ukląkł przy Antcie, nic nie mówiąc, odwinął je. Oczom kierowcy ukazała się misterna maska. Przedwojenna. Wspomnienie dawnej grozy.
Obdartus nie patrząc nawet na jeńca założył ją na twarz. Dopiero wtedy przyjrzał się zdobyczy.



- Ty...

Sekunda za sekundą i szansa na przeżycie każdego z nas zmierza do zera.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline