Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2009, 20:14   #32
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Fontanna była bardzo piękna.

- Hallo, Sir Wils. [Witam, Sir Wilsie.]
Wils spojrzał na człowieka, którego słyszał tylko raz przez telefon
- Guten Tag. Lassen sich setzen... [Dzień dobry...Zapraszam...]
- Danke. Schoen…[Dziękuję. Ładnie…] - Odparł ów człowiek i siadł rozpinając drogi garnitur.
- Echt schoen. Ich war in Alex frueher. Und jetzt sehe ich, es war wirklich ein Fehler... Jozef Wils. [Ależ tak. Nigdy wcześniej nie byłem w Alexie. I teraz widzę, że popełniłem błąd....Jozef Wils] - Wils wstał i podał rękę rozmówcy.
Nieznajomy też wstał i rzekł:
- Tomas Scheller. Ich freue mich sehr, um Ihnen endlich kennenzulernen. [Tomas Scheller, miło mi pana wreszcie poznać.] - rzekł i spojrzał na fontannę widoczną zza okna restauracji Alex. – Wenn es daemmrig wird, wird es noch schoener. [Jak zacznie zmierzchać to jest jeszcze ładniej.]
- Naa... [Prawda...]
- Zurueck zur Sache. [Ale do rzeczy.] - przerwał Wilsowi. – Es gibt die Sache, ueber deren Sie und Ihr Regierung keine Ahnung haben. Es wird keine Sententz, der man in der Schule lernen kann. Da sind die Akten, die Sie lesen sollen, bevor Sie eine Entscheidung machen. [Są rzeczy, o których pan i pański Rząd nie mając pojęcia. I to nie jest sentencja, której uczą nas w naszych szkołach. Oto są akta, które powinien Pan przeczytać zanim podejmie Pan decyzje.]
Scheller położył sobie teczkę na kolana, rozpiął i wyciągnął obszerne akta. Wręczył je Wilsowi. Po czym wstał, zapinając jakże drogi garnitur i ruszył do wyjścia. Obrócił się jeszcze na chwilę do Wilsa i rzekł:
- Persoenlich meine ich es ohne Sinn, dass Sie in es alles hereingezogen werden, aber die Entscheindung nicht zu mir gehoert. Auf Wiedersehen, Sir Wils. [Osobiście uważam to za bezsensowne, żeby mieszać w to pana, ale decyzja nie do mnie należy. Do wiedzenia Sir Wilsie.]
Wils siedział jeszcze chwilę bez ruchu wpatrując się w teczkę. Postanowił otworzyć ją po wylądowaniu w swoim pokoju hotelowym. A w między czasie zamówił kawę i ciepłą szarlotkę. przepiękna.

Wils wszedł do pokoju hotelu, w którym zamieszkał, zrzucił marynarkę na oparcie krzesła i usiadł na nim. W planach miał szybką kąpiel i telefon do Royala. Ale jego niecierpliwość wygrała. Otworzył teczkę. Przejrzał szybko jedne z pierwszych stron. Jakieś stare akta osobowe, zapiski w języku niemieckim. Wywiady i notatki. Zatrzymał się dopiero na zdjęciu.

Pod odwrócił zdjęcie i zobaczył notatkę:
Vemork 1935 r.
Pod spodem leżały kolejne stare zdjęcia. Jedno pokazuje jakiś port i statek. Kolejne zdjęcia to zdjęcia V1 i V2 oraz satelitarne obrazy z wypisanymi koordynatami: 59° 52' 52'' N; 8° 34' 59'' E, oraz: 50° 41' 53'' N;16° 26' 42'' E. Teczka zawierała także wiele akt różnych ludzi natomiast jedyną rzeczą jaka mu się rzuciła w oczy był kartoteka z wilkiem nadrukiem:
Organisation Todt.
Todt, coś mu to mówiło. Nie znał niemieckiego na tyle by przejrzeć na miejscu wszystkie informacje. A w głowie krążyło mu wiele, bardzo wiele myśli. Przejrzał tylko część kartoteki i już był bardzo zainteresowany. Zastanawiał się tylko, co za organizacja stoi za panem Tomasem Schellerem? I co najważniejsze, co dokładnie zawierają za akta?

W uszach Sir Jozefa Wilsa brzmiały słyszane przez telefon słowa Tomasa wypowiadane szybko ale schludnie:
- [...]To czego się pan dowie zatrzęsie nie tylko panem ale i pana rządem. Słowik żyje.[...]

********

Tup tup i już nie było słychać tupania butów doktorka. Za to słychać, i to dobrze w nastałej ciszy, bicie waszych serc, szybszy oddech i wszędobylskie kap kap. Sami nie wiecie, czy te cholerne kapanie nie doprowadza was bardziej to frustracji niż myśl, że powierzchnia jest jakieś 50 - może już nawet z 70 metrów nad wami.
Rozejrzeliście się szybko. Jest oki łatwo wpadliście na to, że skoro Benz biegł to musiał tylko szerokim korytarzem. Jeden z was chciał pobiec szybko, narwaniec nie?. Szybki bieg mógł spowodować niemiłe komplikacje. Ale czy wolno dogonicie Rodgera? Próbujecie. Lekko zgrzeni zauważyliście, że powietrze się poruszyło. Tylko co to może oznaczać?

Piter James Wescott Brown:
Próbowałeś wstać, siadłeś. Lipa, nic tu nie się nie da zrobić. Korytarz na szczęście się trochę poszerza a podniósł się znacząco. Tylko występy różnej maści nie pozwalają się przesuwać do przodu inaczej niże "prawie" na kucaka. W tym całym zamieszaniu jakie na siebie zesłałeś zdarłeś se skórę z koniuszka palca i obiłeś kolano. Nic strasznego, jak dla takiego weterana podróży.
Przesuwasz się powoli ale stanowczo. Ile to już minęło? Minuta czy pół godziny? Spoglądasz na zegarek. 2 od wejścia do jaskini ale nie patrzyłeś na niego jak wchodziłeś do tej zasranej króliczej nory. Teraz jest 18:23. Zaświeciłeś tak jak to robiłeś już kilka krotnie przedtem do przodu. Zakręt a jak go przeszedłeś poczułeś lekki powiew powietrza. Wyszedłeś na coś w rodzaju skrzyżowania. Chociaż "wyszedłeś", to za dużo powiedziane - wypełzłeś. Wiaterek obmywa Ci spoconą twarz. Stanowczo śmiga z lewa na prawą. Co teraz? - zastanowiłeś się w myślach.

Grupa ratunkowa:
Ruszacie spokojnie. Wszyscy doszliście do wniosku, że czas na zbiorową i zorganizowaną akcję. Ten, który miał iść z tyłu i ubezpieczać, Nikołaj ruszył pierwszy. Dokładnie patrząc pod nogi, świecącą latarką w jednej ręce i z drugą dłonią na rękojeści noża. Za nim Michael i Jacques. Mike kliknął fotkę na pamiątkę, albo dla celów dokumentacyjnych i ruszył za nimi. Colin ruszył na końcu. Coś go jednak tknęło i sięgnął do kieszeni w plecaku. Wyciągnął przedmiot przypominający kule pistoletową i nacisnął czubek. Na czubku "naboju" zaczęła mrugać na czerwono. Rzucił na podłogę do korytarza, z którego przybyliście.

Pochód ratunkowy - sympatyczna nazwa, prawda? Ciekawe tylko kto po was pójdzie? Idziecie uważając jak nigdy. Wcześniej ledwo sobie zdawaliście sprawę z zagrożeń jakie na was czyhają, ale po wypowiedzi dwójki z was nikt nie chciał dyskutować. Przecież Benz nigdzie nie ucieknie. Nie da się wyjść z miejsca bez wyjścia, prawda?

Droga schodzi na dół. Powoli to powoli ale zawsze. Latarki kolejny raz zamiatają w powietrzu. Po przejściu jakichś 20 metrów w śród stalakty-cosiów i kompletnie niektórym nieznanych formacji skalnych, dochodzicie do kolejnej komnaty. A raczej nie, to jest po prostu szeroki korytarz. Skręca mocno w prawo. Na łuku zakrętu widzicie skałę, która z góry wygląda jak klonowy liść - tylko bez ogonka. Idąc dalej macie dwie drogi: Idącą w dół, szeroką i dość wysoką w kierunku lewym. Oraz w kierunku na wprost - prawo, coś co się lekko zwęża ale jest wyższe. Natomiast bardzo na lewo możecie znaleźć kawałek ślepego zaułka.

Flesz. To znowu Mike robi zdjęcie. Ale, ale. Co to? Mike widzisz na zdjęciu kawałek czegoś dziwnego. Jakby X na ścianie korytarza po lewej.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline