Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2009, 15:43   #1
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
[Storytelling Grand Theft Auto] Gorączka w Liberty (18+)

Liberty City 15:35

Głos młodej i uroczej stewardesy oznajmił, że za moment wylądujecie wreszcie u celu podróży. Lot znacznie się przedłużał, najpierw kilkugodzinne opóźnienie w Warszawie a teraz jeszcze to. Lotnisko Francis International przeżywało dzisiejszego dnia istne oblężenie także upłynęło 20 minut zanim otrzymali pozwolenie na lądowanie. Johny spojrzał na swoich sąsiadów i zastanawiał się o co w tym wszystkim chodzi. Żałował, że nie może siedzieć na skórzanym obiciu siedzenia z pierwszej klasy i sączyć martini z oliwkami. Jego sny o bogactwie będą musiały jeszcze poczekać.

Najwyraźniej większość z grupy była podobnie jak on znudzona lotem i zajęta dość błahymi czynnościami jak spanie czy słuchanie muzyki nie mogła się już doczekać by postawić stopę na amerykańskiej ziemi. Ciekawe dla ilu z nich amerykański sen okaże się czymś więcej niż pustym frazesem. Spojrzał na Murdocka, jedynego człowieka z jego dawnej ekipy. Murdock był cynglem, psycholem od brudnej roboty, mającym słabość do bijatyk w barach i narkotyków. Sam nie wiedział czemu zawsze to on, samemu będący wybuchowym gościem działa uspokajająco na taką bestię. We wzroku tamtego nie dostrzegł jednak zrozumienia, dla tego to było kolejna robota.

Nie rozumiał czemu musiał zostawić swoje dawne życie za sobą, ale pewnie reszta tu osób czuła się podobnie. Sam jakoś wątpił, że tu chodzi tylko o reprezentowanie interesów ich szefów przed rosyjską mafią. Tu chodziło o coś więcej o coś czego Johny nie mógł jeszcze rozgryźć. Znał każdego z nich mniej lub bardziej, ale tak naprawdę nie znał nikogo. Nie mógł nikomu ufać, nie mógł ufać nawet własnej matce. Tak to już jest w tej branży, zaufaj komuś a obudzisz się z głową w kiblu ze ściągniętymi gaciami i strzelbą w dupie. Johny miał kilka świńskich powiedzonek na każdą okazję z których był szczególnie dumny, cóż pewnie miał to właśnie po mamusi. Rozważenia przerwał mu dźwięk wysuwanego podłoża w samolocie. Patrzał przez okno jak koła łapią przyczepność z płytą lotniska a samolot bez przeszkód kieruje się do terminalu skierowanego przez wieże kontroli lotów.



Pół godziny później stali w kolejce do odprawy paszportowej. Mieli wyglądać jak zwyczajni turyści na wakacjach jednak nie każdemu z nich ta sztuka udała się w stu procentach. Sam Johny miał na sobie czerwoną hawajską koszulę, luźną torbę podróżną, czarne okulary oraz najlepszą biżuterię jaką miał w Warszawie. Cóż pozłacany łańcuch, podróba roleksa i sygnet który wybił kilka zębów nie stanowiły może klasy samej w sobie jednak potrafiły zmylić tego kto nie miał pojęcia o wartościach takich rzeczy.

Nie rozmawiali ze sobą, taki był plan przynajmniej do czasu opuszczenia lotniska. Miał jednak nadzieje że jeśli będą musieli przebywać ze sobą dłużej niż kilka dni to uda mu się zapobiec przed poważniejszymi konfliktami w grupie. Przeszedł spokojnie przez wykrywacz metali odpowiadając na standardowe pytania czarnoskórej kobiety. Ta sztuka zgrabnie udała się wszystkim poza Murdockiem "Wściekłym Psem" - który bardzo nie lubił jak tak się go nazywa. Wykrywacz metali dzwonił raz po raz a Johny tylko wzdychał dyskretnie z daleka obserwując całe zajście. Murdock tłumaczył coś co z tego co pamiętał Johny było prawdą - miał w głowie kulę małego kalibru która podobno z każdym miesiącem przesuwa się niebezpiecznie blisko mózgu. Lekarze dali mu max 1,5 roku które minęło 2 miesiące temu. Niezorientowany mógłby pomyśleć, że to musi mieć związek z jego charakterem i tym że właśnie zaczął dusić kobietę której oczy zapadały się w głąb czaszki. Johny jednak znał Murdocka tak długo, żeby wiedzieć że on zawsze był porąbany jak drewno na opał przez syberyjskiego drwala. Równo i konkretnie. Trójka strażników z trudem dała radę go obezwładnić .

Odwrócił od niego spojrzenie nie chcąc wzbudzać uwagi i dał reszcie znak żeby skierowali się za nim do wyjścia. Wiedział, że nic na niego nie mają - no może nie liczyć śladów palców na krtani kobiety - i wystarczy jeden telefon żeby go z tego wyciągnąć. Zajmie się tym później. Za automatycznie rozsuwanymi drzwiami przywitał ich mężczyzna ok. 40 lat z tabliczką "Welcome Johny". Z chwilą gdy się zbliżali Johny ściągnął okulary wsadzając je do kieszeni na piersi koszuli wyraźnie dając mu do zrozumienia, że są tymi na których czeka.

-Pan musi być Johny - rosyjski akcent nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

-We własnej osobie - uśmiechnął się chcąc pokazać jak bardzo jest na luzie.

Tak naprawdę miał świadomość tego, że niedługo spotka się oko w oko z szefami jednej z najgroźniejszych mafii na świecie i może powinien wcześniej odwiedzić toaletę.

Odrzucił tabliczkę na ziemię i wyciągnął rękę żeby dopełnić formalności. Wymienili ze sobą twardy solidny uścisk dłoni.

-A pan..?

-Ja? Pochlebia mi pan doprawdy, ale tak naprawdę jestem nikim. Pavel weź proszę bagaże państwa a ja zapraszam do środka.

Pan Nikt był znacznie lepiej ubrany niż każdy z nich. Johny pomyślał, że jeśli to jest "nikt" to chciałby zobaczyć jak wygląda "ktoś" w tej organizacji. Lekko łysawy i nienagannie ogolony sprawiał dziwne nieufne wrażenie którego Johny nie mógł wytłumaczyć.



Długa czarna limuzyna, którą po nich wysłali naprawdę robiła wrażenie. Witaj pierwsza klaso, ciekawe czy mają tam jakiś barek? - pomyślał Johny.
Sunęli wolno przez miasto podziwiając widoki. Zdziwił się trochę, że pan Nikt usiadł za bezpieczną przyciemnianą szybą w kabinie kierowcy teraz opuszczoną tylko do połowy.

- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem - urwał w pół zdania jakby starając się odpowiednio dobrać słowa - sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Uśmiechnął się z taką wyższością że Johny miał ochotę dać mu w pysk. W tym samym momencie zamki w drzwiach zatrzasnęły się a szyba szybko powędrowała do góry. Poczuli gaz wypełniający ciasną przestrzeń limuzyny, Johny próbował jeszcze przez chwilę szarpać drzwi albo coś krzyknąć ale jego ciało odmawiało już posłuszeństwa. Powieki stały się niesamowicie ciężkie. Przed utratą świadomości zdążył jeszcze zobaczyć że leci na którąś z dziewczyn. Zapadli w sen, pierwszy amerykański sen.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 28-08-2009 o 09:15.
traveller jest offline