Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2009, 17:43   #155
anrena
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Gdy Alexander zniknął za drzwiami kajuty, Elena pogrążyła się w myślach. Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie... tyle zmieniło. Po strasznym tygodniu przymusowej bezczynności, wydarzenia ruszyły całą lawiną. Ci wszyscy ludzie, na których się tak nagle natknęła, tułając się od lat po różnych światach. Stali się jej dziwnie bliscy, choć różniło ich prawie wszystko. Ich drogi przecięły się przecież zupełnie przypadkiem, niezrozumiałym nadal przypadkiem.
Wszystkie te dziwne myśli zalewały umysł Eleny sztormową prawie falą, choć wcale ich nie chciała. Nie chciała rozczulać się nad sobą, nie chciała znów być słaba, podatna na zranienie. Nie chciała myśleć, bo to zawsze kończyło się źle. Dla niej. Wolała działać, czuć, że w swoim życiu to tylko ona jest sterem, żeglarzem i okrętem, że trzyma ten ster mocno w swoich rękach.
Ale teraz, wbrew swojej woli, myślała. Za dużo myślała. Może to ten tydzień uwięzienia, może osoba młodego Hawkwooda tak bardzo przypominającego jej Erika... Erika Duncana Hawkwooda... choć jednocześnie tak przecież innego od niego.

Głos Andi wzywający wszystkich na mostek, dotarł do świadomości Eleny z opóźnieniem. Z opóźnieniem tak znacznym, że nie zdążyła nawet otworzyć drzwi swojej kajuty, gdy zaczęło się to całe piekło. Nie miała pojęcia, co się znów dzieje, poza tym, że najwyraźniej cały statek rozpadał się z przeciągłym, przeraźliwym wyciem w drobny pył. Miała wrażenie, że wszystkie systemy, podsystemy, każda najdrobniejsza część statku wydaje swoje ostatnie tchnienie, dziwny, przerażający łabędzi śpiew. Statek zaczął nabierać desperackiej, samobójczej prędkości. Każdy, nawet najmniejszy element drżał,wył, jakby próbując wyrwać się wreszcie z okowów wieloletniej metalowej niewoli.

Nagle mocne szarpnięcie całego statku zwaliło Elenę z nóg. Zanim zdążyła się uchylić, poczuła piekący ból. Jeden z latających bezładnie po całej kajucie fragmentów poszycia trafił Elenę w skroń. Ale tego już nie zdążyła zarejestrować. Straciła przytomność, zapadając się w bezdenną ciemność i bezczas.

Gdy się ocknęła, niewiele pamiętała, niewiele też widziała, poza wszechobecnym gryzącym dymem. Fala powracającego bólu na chwilę ją zamroczyła. Ostatkiem sił zmusiła się, by poruszyć obolałe, zesztywniałe i jakby obce, choć własne przecież, ciało. Doczołgała się do czegoś, co kiedyś pewnie było drzwiami jej kajuty. Wydostała się wreszcie na korytarz, łapczywie oddychając świeżym powietrzem. Trwało to całą wieczność. Gdzieś z oddali dobiegały jakieś ludzkie głosy, a może to jedynie krew tak szumi w obolałej głowie, majacząc złudnymi dźwiękami. Nie była pewna, co jest tylko jej chorym snem, a co jawą. Szła jednak w stronę głosów. Trwało to kolejną wieczność.

Dotarła wreszcie do kokpitu statku, gdzie odnalazła resztę załogi. Żyli! Ledwo ich poznała, ale to naprawdę byli oni. Andi, Amx, Alexander, no i Bru. Żywi. Wyglądali upiornie, ale sama pewnie wyglądała równie koszmarnie. Brakowało tego nowego, brata Gellana, chyba tak się nazywał. Elena szukała go zamroczonym z bólu wzrokiem. I znalazła. Najpierw dziwnie wykrzywioną w grymasie zaskoczenia głowę braciszka. Potem jego resztę. W kałuży krwi. Zrobiło jej się niedobrze. Osunęła się bezwładnie na coś, co przypominało fotel jednego z pilotów, obok Amxa. Widok napawał ją zgrozą, ale zahipnotyzowana nie potrafiła oderwać wzroku.
Kątem oka dostrzegła obok zmasakrowanych zwłok duchownego, między tysiącem odłamków szkła i metalu, dziwny, połyskujący złotem medalion. Uniosła się powoli z fotela, by móc mu się przyjrzeć z bliska. Poczuła, jak nowa fala nieznośnego bólu i wzburzonej krwi zalewa jej nagle mózg, rozmazując obrazy w całkowitą ciemność, rozpraszając chaos dźwięków w jednostajną ciszę...
 
anrena jest offline