Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2009, 11:13   #151
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po wysłuchaniu komunikatu Andiomene zastukała palcami po konsoli i obrzuciła wszystkich uważnym spojrzeniem.
Teoretycznie mogliby się podjąć próby rozmowy z tymi fanatykami, ale ona jako członek gildii była z góry traktowana jako osoba wysoce podejrzana, dyplomatyczne zdolności Alexandra zdążyła już poznać i za żadne skarby nie pozwoliłaby mu przemawiać w tej sytuacji, a szlachcianka i wojownik byli obcy i w zasadzie nie mieli powodu by przeszkadzać w penetracji Roriana.
Choć istniała minimalna szansa, że zechcą to zrobić do momentu gdy na mostku pojawił się Niszczyciel. Widziała wyraz twarzy Gellana: Posiadanie zakazanej technologii najwyższej klasy, było śmiertelnym występkiem w oczach Wszechwiecznego.

Wyobraziła sobie delegacje powitalną w postaci przedstawiciela wojennego bractwa i cyborga otwierających śluzę statku przedstawicielom inkwizycji i skrzywiła się nieznacznie. Rzuciła ostrzegawcze spojrzenie Amxowi siedzącemu na fotelu obok. Wiedziała, że w razie kłopotów zajmie się bojowym braciszkiem. Potem bez słowa wpisała na konsoli odpowiednie parametry.
Nigdy nie przeprowadzała tego manewru w praktyce, choć teoria była jej doskonale znana: Asysta czyli wsparcie grawitacyjne księżyca mogło nadać ich statkowi prędkość umożliwiająca ucieczkę przed każdym, nawet najnowocześniejszym pojazdem kosmicznym. Były tylko dwa pytania, na które odpowiedzi miały zdecydować o ich przeżyciu: Czy uda się jej odpowiednio obliczyć trajektorię ruchu i czy kadłub Roriana wytrzyma takie przeciążenie.
Nie byłaby jednak sobą gdyby nie zaryzykowała. Śmierć w przestrzeni była po stokroć lepsza niż dostanie się w łapy Inkwizycji!
Zamknęła oczy przypominając sobie lekcję z astrofizyki:
"...Manewr ten polega na przekazaniu części
 energii kinetycznej dużego ciała kosmicznego podróżującemu statkowi kosmicznemu. Przypomina on jakby sprężyste "odbicie" statku od planety lub dużego ciała kosmicznego..."
Na monitorze pojawiły się obliczenia kursu, pilotka wprowadziła je szybko zmieniając kierunek lotu statku.
"...Powinniście poruszać się w kierunku planety z maksymalną prędkością po silnie 
spłaszczonej orbicie hiperbolicznej, w kierunku przeciwnym do kierunku jej ruchu..."
Frachtowiec ruszył z maksymalna prędkością. W oczach siedzących na mostku istot wyglądało to jakby pilotka miała zamiar rozbić go o powierzchnię księżyca. Po chwili jednak zorientowali się, że wykonuje manewr okrążający. Andiomene zadowolona z wyników obliczeń patrzyła jak księżyc w mgnieniu oka przesuwa się obok ich burty, oddala się a potem znowu przybliża.
"...Osiągnięta przez was prędkość powinna być równa sumie podwojonej prędkości z jaką leciał wasz statek i prędkości planety..."
Poczuła jak siła pędu wbija ją w fotel, a wszyscy, którzy nie zdołali się zabezpieczyć lądują na tylnej ścianie mostka. Frachtowiec drżał cały, jakby za chwile miał się rozpaść, ale wyobraziwszy sobie miny pilotów na fregacie, dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Tylko o włos uniknęła zderzenia z ich statkiem i błyskawicznie zaczęła się oddalać.
 
Eleanor jest offline  
Stary 24-08-2009, 15:22   #152
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Szaleńczy manewr wokół księżyca pozwolił rozpędzić frachtowiec do granic możliwości. Przeciążony przez pole grawitacyjne kadłub, zaczął opętańczo trzeszczeć i zgrzytać, jakby zaraz rozpaść się miał na tysiące kawałków. Dwa nity ze wsporników ładowni, pod naciskiem oddziałujących na statek sił, zamieniły się w śmiercionośne pociski, dziurawiąc zebrany na pokładzie ładunek. Coś chrupnęło na dolnym pokładzie, rozpalając na czerwono diody uszkodzeń podwozia. Ale manewr się udał. Statek wystrzelił z orbity księżyca i pognał prosto na okręt inkwizycji. W radiu przez chwilę rozbrzmiewały desperackie nawoływania sternika fregaty do zmiany kursu i wykrzyczany w panice rozkaz otwarcia ognia.

Serie ciężkiej artylerii pognały prosto na lecącego kursem kolizyjnym Roriana. Potężne wiązki energii, mimo uników Andiomene, uderzyły w przednią tarczę energetyczną statku, krzesząc miriady oślepiających iskier. Zawyła syrena pożarowa na statku. Sternik fregaty w ostatnim momencie zmienił kurs, unikając zderzenia. Statki minęły się o dziesiątki metrów, uderzając o siebie ekranami tarcz siłowych. Przez moment wszystko zniknęło w chaosie iskier, wybuchów i alarmów uszkodzeniowych. Potem nadeszła druga seria. Całym statkiem wstrząsnęło. Dwa panele sterownicze w kokpicie eksplodowały fontanną iskier i żaru. Jedna z pancernych płyt chroniących kabinę oderwała się od ściany i przeleciała przez kabinę, kosząc wszystko na swojej drodze, niczym piekielna gilotyna. Nowoprzybyły kapłan miał najmniej szczęścia. Stał najbliżej ściany i nawet szkolony przez lata refleks wojownika nie pozwolił mu uniknąć pewnej śmierci. Oderwana głowa potoczyła się po zimnej podłodze pomieszczenia, lądując dopiero pod fotelem nawigatora.

Za Rorianem pognały też następne wiązki laserów ale te nie były już w stanie trafić wirującego szaleńczo, uszkodzonego frachtowca. Minutę później, statek wpadł w tłum frachtowców czekających na orbicie pustynnego świata. Rorian stracił praktycznie cała sterowność i przy tej prędkości tylko cudem udało się uniknąć zderzenia z ogromnym transportowcem, oczekującym na kontrolę celną. Bursztynowe tarcze ochronne rozbłysły na nowo, odrzucając oba statki od siebie i wrzucając wirującego Roriana prosto w atmosferę planety. Gryzący dym z płonących przewodów okopcił główny wizjer kokpitu, ukazując przerażonej załodze jedynie urywki zbliżającego się z zawrotną prędkością, pustynnego gruntu.


Później było już tylko potężne uderzenie i wszechogarniająca ciemność nieświadomości.

Obudziła was wyjąca szaleńczo syrena alarmowa i miarowe, czerwone światło pulsujących kontrolek. Nikomu nie udało się ujść bez zranień i potłuczeń, a dwie "osoby" najwyraźniej przypłaciły manewr życiem. Oprócz zdekapitowanego ciała Gellana ujrzeliście też stos rozrzuconych, metalowych płytek, zebranych pod oberwanym z sufitu wspornikiem. Wśród nich złotem połyskiwał tajemniczy medalion.


Diody w kółko ogłaszały awarię wszystkich możliwych przedziałów, razem z systemem podtrzymywania życia. W obecnym chaosie ciężko było stwierdzić, czy to ogólna awaria czujników, czy też prawdziwa kasacja większości podzespołów. Przez częściowo nieosmolone okno, dało się ujrzeć zewnętrzny kadłub Roriana. Cały okopcony od ogromnych temperatur szaleńczego wejścia w atmosferę i smug broni energetycznej. Na zewnątrz, aż po horyzont, rozciągała się bezkresna, kamienista pustynia. Radio, mimo cudem zachowanej, zielonej kontrolki odbierało jedynie szum.


Tymczasem, częściowo osmolona szyba kokpitu pozwoliła wam uchwycić jakiś ruch na zewnątrz. Po chwili następny, koło stu metrów od poprzedniego. Tajemnicze istoty otaczały Roriana ze wszystkich stron, kryjąc się za pobliskimi głazami. Dokładnie widzieliście jak jeden z półtorametrowych insektów zbliżył się na 100 metrów do statku i szybkimi ruchami odnóży zakopał w piachu. Zajęło mu to może z pół minuty. Reszta z nich póki co trzymała się na dystans, wydając z gardeł agresywnie brzmiące piski.

 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 24-08-2009 o 20:22. Powód: Doszły robale.
Tadeus jest offline  
Stary 24-08-2009, 20:08   #153
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Odprowadzając pannę Decados do jej kajuty, szlachcic udawał, że jej nie obserwuje. Ale obserwował. Bardzo uważnie. Zawsze uważał, że Decadosi są hańbą dla całej szlachty. A właściwie odkąd po raz pierwszy spotkał się z nimi na jednym z przyjęć swojego wujka. Jednak ta cała Elena. I to, jak zareagowała, na propozycję przyjęcia walizki… To nie było typowe zachowanie dla Decadosa. Sunne spodziewał się bardziej prychnięcia i odwrócenia głowy.
Odwrócił głowę karcąc się za takie myśli. Był przecież w drużynie, która pod każdym względem obalała założenie, że ludzi można jakkolwiek oceniać, biorąc pod uwagę zaledwie pięć minut spędzone z nimi.
Pokazawszy Elenie jej kajutę, skłonił się dwornie i z łagodnym, szczerym uśmiechem powiedział:
- Jeśli czegokolwiek będzie pani potrzebowała, wystarczy mnie zawołać milady.
Po tych słowach młody szlachcic odwrócił się i ruszył w stronę mostka. Miał dziwne przeczucie, że coś się wydarzy.

W chwili wysadzenia statku napastników Alexander był na mostku i usadawiał się w jednym z wolnych foteli. Eksplozja nie była na tyle silna, żeby się przejął. Odkąd poznał pozostałe osoby wchodzące w obecny skład załogi Roriana, wciąż przytrafiały mu się dużo bardziej niebezpieczne lub niesamowite rzeczy. Jednak cokolwiek by się nie działo, los zawsze potrafił go zaskoczyć.
Chwilę później dostali wspaniałą wiadomość od fregaty inkwizycji. A to absolutnie NIGDY nie oznaczało nic dobrego. Na myśl o salach tortur, które czekały go w wypadku złapania, zadrżał, na czole pojawił mu się pot. Przez chwilę było cicho, po czym Andiomene – nie doczekawszy się lepszych propozycji niż to, o czym myślała, ale nie dzieliła się z resztą załogi – ruszyła na pełnej prędkości w kierunku księżyca. Sunne patrzył na nią przez moment. Przez ten cały czas zdążył nauczyć się, że Valentine jest znakomitym pilotem, ale pewności nigdy mieć nie można. Na wszelki wypadek zapiął, więc pasy i znaczącym spojrzeniem polecił zrobić to innym.
Po niedługiej chwili siła pędu wcisnęła go w fotel i po raz kolejny Sunne podziękował w duchu swojej przezorności.
A potem było już tylko gorzej.
Okrążyli księżyc i na pełnym gazie lecieli w kierunku fregaty inkwizycji. Szlachcic patrzył, na zbliżający się kadłub wrogiego statku.
- An-di…- wykrztusił z siebie na chwilę, przed uderzeniem. Było to jedyne, na co było go stać.
Potem zamknął oczy, czekając na wybuch i koniec swojego życia. Ale tak się nie stało. Kiedy w końcu zmusił się do spojrzenia, zobaczył… Właściwie nie zobaczył nic, bo wszystko błyskało, dymiło bądź wybuchało. Nie rozglądał się już. Skulił w fotelu nie myśląc o niczym innym, jak tylko o tym, żeby przeżyć, choć tak naprawdę nie mógł zrobić zupełnie nic.
Następne było kolejne uderzenie. Zbliżająca się atmosfera planety. Potem zbyt szybko powiększająca się powierzchnia planety. A potem już tylko huk i ciemność.

Kiedy odzyskał przytomność, rozejrzał się najuważniej, jak tylko mógł. Miał wrażenie, jakby ktoś mu połamał wszystkie kości. Kto wie, może właśnie tak się stało? Postarał się odetchnąć głębiej. Bolało. Ale nie na tyle, żeby dać sobie spokój z mówieniem.
Wyjrzał przez kawałek szyby, który wciąż nadawał się do wyglądania i zaklął w duchu. Cudownie. Nie dość, że byli na środku pustyni, to jeszcze wokół gromadziło się robactwo, którego pewnie nawet Bru by się bał.
Postarał się brzmieć najpewniej, jak tylko mógł. Nie wiedział, na ile mu się to udało, kiedy zwrócił się do otaczającej go przestrzeni:
- H-hej, wszy-scy… są… cali? – kaszlnął krzywiąc się z bólu. – C-co to było?
Po chwili odwrócił się z trudem i zamknął oczy po raz wtóry. Kałuża krwi wokół bezgłowego wojownika powoli zasychała. „Wiedziałem, że tak będzie… Wiedziałem, po prostu wiedziałem” powtarzał sobie w myślach. Przynajmniej z golema nic nie zostało. Ale w obecnej sytuacji chyba wolałby, żeby ten przeklęty blaszak funkcjonował.
Po raz kolejny spojrzał za okno.
- Żyje tu ktoś do cholery? Samotny się czuję… - uśmiechnął się gorzko. Ale przynajmniej był w stanie żartować.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 25-08-2009 o 06:54. Powód: Alfa i Omega, początek i koniec : )
NHunter jest offline  
Stary 26-08-2009, 23:42   #154
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Usiadł nagle, tak samo jak nagle się przebudził, z głuchym łupaniem w czaszce. Objął głowę dłońmi, próbując odzyskać ostrość widzenia, po czym powoli, bardzo powoli, rozejrzał się wokół. Ucieczka może nie była dobrym pomysłem, ale nie mieli lepszego. Ah, gdyby już wtedy mieli zamontowane ekrany bojowe! Niestety skończyło się na twardym lądowaniu, a Amx postanowił skomentować je dość krótko.
-Znowu. Ała.
Ciekawy był, czy Andiomene kiedykolwiek utrzyma w całości cały statek. Kłopoty szły za nią stadami i inżynier już przynajmniej kilka razy myślał o tym, by zająć się jakąś działalnością na własną rękę, ale może brakło mu siły przebicia, by podjąć jakąś konkretną decyzję? A teraz tkwili w coraz większym bagnie i zamiast się wynurzać to cały czas ktoś walił ich po łbie grubym drągiem.
-Andi, przypomnij mi, bym następnym razem również w czaszkę wszczepił sobie tytan.
Rozprostował mięśnie karku, po czym dostrzegł trupa i szczątki. Szczęście w nieszczęściu? Na to wyglądało. No i jeszcze Sunny prawie zażartował. Prawie. Amx rzucił go czymś, co miał pod ręką, niezbyt celnie i nie o to chodziło.
-Nie wrzeszcz tak.
Z wielkim trudem podniósł się, łapiąc równowagę z pomocą ściany. No tak, znów robota. I jeszcze te piszczące kontrolki!

Dowlókł się do panelu sterowania, przyglądając mu się wyjątkowo tępo.
-Chyba coś się popsuło.
Znowu złapał się na głowę i darował sobie patrzenie na migające i piszczące lampki. Zamiast tego wymaszerował z trudem z pomieszczenia i dobrał się do skrzynki z apteczką. Otworzył ją i wyjął leki przeciwbólowe, aplikując sobie od razu podwójną dawkę. Potem usiadł, oparty o ścianę.
-Jak ktoś może łazić, to niech sprawdzi co z pasażerką. I tak tu dużo krwi do zmywania.
Uderzenie chyba pomieszało mu w głowie, bo trochę za dużo jak na niego gadał. Przynajmniej przez tę chwilę, gdyż nagle zasnął lub stracił przytomność, budząc się dopiero po kilkunastu kolejnych minutach. Ból się zmniejszył, więc wstał po raz kolejny. Gdzieś tu się walał karabin szturmowy, którego przez chwilę miał zamiar użyć do rozwalenia tej cholernej kontrolki! W końcu zdecydował się na mniej drastyczne środki i po chwili grzebania w przełącznikach i komputerze, syrena umilkła. Zostało tylko kilka pikających. Wtedy też zobaczył przerośnięte chrabąszcze.
-Ups.

Zerknął na Valentine. Nigdy nie lubiła robaków, a co dopiero takich dużych skurczybyków! Mózg Amxa jednak już wracał do swojej pierwotnej formy, powoli się rozkręcając i zamieniając gadatliwość na możliwości. Jeszcze raz usiadł do komputera, ale szybko się okazało, że w ten sposób nic nie sprawdzi. Bru na szczęście nic nie było, więc zwrócił się do niego.
-Hej, Bru, przejdziesz się ze mną? Musimy sprawdzić, czy nie mamy dziur, przez które mogą się do środka dostać te insekty. Potem odpoczniemy.
Z nim lub bez niego, Rot ruszył na obchód, zaglądając w każdą dziurę na frachtowcu. Nie mieli na szczęście poważnych dziur i uszkodzeń w poszyciu i chociaż większość systemów szlag trafiał, to robaki się nie dostaną. Póki starczy tlenu i nie trzeba będzie otworzyć wejścia.

Później, bo już po całym przeglądzie, Amx zdał raport, nieco się jąkając, bo w pobliżu siedziała kobieta (i to w sukni!).
-Nie mamy dziur w ka-kadłubie. Silniki, przekaźniki i ki-kilka dupereli na zewnątrz - dzień roboty. W ś-środku dużo więcej. I mo-mogą nas szukać, chociaż zdaje się, że coś tu zakłóca sygnał. To wbrew po-pozorom, może być dobre. Zajmę się najpierw sy-systemem podtrzymywania życia, potem reszta. Wymyślcie, jak mnie chronić na ze-zewnątrz. No. To ja już pó-pójdę.
Przełknął ślinę i wymaszerował. Dinks niestety najpierw wymagał napraw, ale to potem. W drzwiach się odwrócił.
-Kto może, to chętnie dam mu coś do zrobienia.
Zniknął w korytarzu, dźwigając skrzynkę z narzędziami. Czekało wiele pracy.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-08-2009, 17:43   #155
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Gdy Alexander zniknął za drzwiami kajuty, Elena pogrążyła się w myślach. Tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie... tyle zmieniło. Po strasznym tygodniu przymusowej bezczynności, wydarzenia ruszyły całą lawiną. Ci wszyscy ludzie, na których się tak nagle natknęła, tułając się od lat po różnych światach. Stali się jej dziwnie bliscy, choć różniło ich prawie wszystko. Ich drogi przecięły się przecież zupełnie przypadkiem, niezrozumiałym nadal przypadkiem.
Wszystkie te dziwne myśli zalewały umysł Eleny sztormową prawie falą, choć wcale ich nie chciała. Nie chciała rozczulać się nad sobą, nie chciała znów być słaba, podatna na zranienie. Nie chciała myśleć, bo to zawsze kończyło się źle. Dla niej. Wolała działać, czuć, że w swoim życiu to tylko ona jest sterem, żeglarzem i okrętem, że trzyma ten ster mocno w swoich rękach.
Ale teraz, wbrew swojej woli, myślała. Za dużo myślała. Może to ten tydzień uwięzienia, może osoba młodego Hawkwooda tak bardzo przypominającego jej Erika... Erika Duncana Hawkwooda... choć jednocześnie tak przecież innego od niego.

Głos Andi wzywający wszystkich na mostek, dotarł do świadomości Eleny z opóźnieniem. Z opóźnieniem tak znacznym, że nie zdążyła nawet otworzyć drzwi swojej kajuty, gdy zaczęło się to całe piekło. Nie miała pojęcia, co się znów dzieje, poza tym, że najwyraźniej cały statek rozpadał się z przeciągłym, przeraźliwym wyciem w drobny pył. Miała wrażenie, że wszystkie systemy, podsystemy, każda najdrobniejsza część statku wydaje swoje ostatnie tchnienie, dziwny, przerażający łabędzi śpiew. Statek zaczął nabierać desperackiej, samobójczej prędkości. Każdy, nawet najmniejszy element drżał,wył, jakby próbując wyrwać się wreszcie z okowów wieloletniej metalowej niewoli.

Nagle mocne szarpnięcie całego statku zwaliło Elenę z nóg. Zanim zdążyła się uchylić, poczuła piekący ból. Jeden z latających bezładnie po całej kajucie fragmentów poszycia trafił Elenę w skroń. Ale tego już nie zdążyła zarejestrować. Straciła przytomność, zapadając się w bezdenną ciemność i bezczas.

Gdy się ocknęła, niewiele pamiętała, niewiele też widziała, poza wszechobecnym gryzącym dymem. Fala powracającego bólu na chwilę ją zamroczyła. Ostatkiem sił zmusiła się, by poruszyć obolałe, zesztywniałe i jakby obce, choć własne przecież, ciało. Doczołgała się do czegoś, co kiedyś pewnie było drzwiami jej kajuty. Wydostała się wreszcie na korytarz, łapczywie oddychając świeżym powietrzem. Trwało to całą wieczność. Gdzieś z oddali dobiegały jakieś ludzkie głosy, a może to jedynie krew tak szumi w obolałej głowie, majacząc złudnymi dźwiękami. Nie była pewna, co jest tylko jej chorym snem, a co jawą. Szła jednak w stronę głosów. Trwało to kolejną wieczność.

Dotarła wreszcie do kokpitu statku, gdzie odnalazła resztę załogi. Żyli! Ledwo ich poznała, ale to naprawdę byli oni. Andi, Amx, Alexander, no i Bru. Żywi. Wyglądali upiornie, ale sama pewnie wyglądała równie koszmarnie. Brakowało tego nowego, brata Gellana, chyba tak się nazywał. Elena szukała go zamroczonym z bólu wzrokiem. I znalazła. Najpierw dziwnie wykrzywioną w grymasie zaskoczenia głowę braciszka. Potem jego resztę. W kałuży krwi. Zrobiło jej się niedobrze. Osunęła się bezwładnie na coś, co przypominało fotel jednego z pilotów, obok Amxa. Widok napawał ją zgrozą, ale zahipnotyzowana nie potrafiła oderwać wzroku.
Kątem oka dostrzegła obok zmasakrowanych zwłok duchownego, między tysiącem odłamków szkła i metalu, dziwny, połyskujący złotem medalion. Uniosła się powoli z fotela, by móc mu się przyjrzeć z bliska. Poczuła, jak nowa fala nieznośnego bólu i wzburzonej krwi zalewa jej nagle mózg, rozmazując obrazy w całkowitą ciemność, rozpraszając chaos dźwięków w jednostajną ciszę...
 
anrena jest offline  
Stary 27-08-2009, 19:52   #156
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy pędziła z oszałamiająca prędkością prosto na fregatę inkwizycji, myślała w zasadzie tylko o jednym: Ten manewr był naprawdę niesamowity, zastosowanie go z wykorzystaniem siły grawitacji planety kilkukrotnie większej od małego księżyca, który właśnie okrążyli, rozniosłoby statek na czynniki pierwsze. Ciekawe, że nie pamiętała żadnych ostrzeżeń na ten temat z wykładu? Może dlatego, że profesor był jedynie teoretykiem i nigdy na własnej skórze nie przekonał się o potędze przeciążenia?
Właściwie czuła się trochę jak we śnie: Jakby z daleka dobiegały do niej wykrzykiwane w panice rozkazy ze statku, który niefortunnie znajdował się dokładnie na jej drodze. Wiedziała, że to nie tylko kwestia stalowych nerwów. Ten kto zdecyduje się na manewr wymijający straci przewagę prędkości w tej potyczce, a ona była desperatką. Wizja tortur na jakie mogłaby zostać skazana była zdecydowanie gorsza, od wizji ostatecznego końca w jednym krótkim rozbłysku. Byli coraz bliżej. Już tylko sekundy dzieliły załogę Roriana od niechybnej śmierci. Poczuła uderzenie, a potem w kierunku frachtowca wystrzeliła wiązka energii. Mimo lekkiego uniku, nie udało się jej uniknąć. Rozbłysk iskier na chwilę zasłonił pilotce pole widzenia, a kiedy obraz powrócił z ulga dostrzegła, że fregata skręciła i zeszła ze swego dotychczasowego kursu. Zanim udało się Rorianowi odlecieć na bezpieczną odległość, jego tarcze energetyczne jeszcze dwa razy musiały radzić sobie z obstrzałem. Wytrzymały, ale siła uderzenia wprawiła statek w szaleńczy ruch wirowy. Andi zupełnie straciła sterowność. To, że nie zderzyła się z żadnym ze statków czekających na kontrolę celną było tylko cudem. Ponowne odbicie się od tarcz ogromnego transportowca wyszło jednak frachtowcowi na dobre. W momencie otarcia się o jego tarcze energetyczne znaczna część energii została przekazana na pole siłowe kolosa. To pozwoliło siedzącej za sterami dziewczynie odzyskać nad nimi kontrolę. W ostatniej chwili zmieniła kąt pod jakim zaczęli wchodzenie do atmosfery. Nie było to idealne, i prędkość także wciąż była za duża, ale dzięki temu nie spalili się w powłoce stratosfery. Choć gwałtownie starała się wytracić prędkość, miała pełną świadomość, że zbliżają się do powierzchni planety zdecydowanie zbyt szybko. Nic już nie mogło ich uratować przed naprawdę twardym lądowaniem. Zacisnęła spocone dłonie, gdy statkiem wstrząsnęło uderzenie, a potem była tylko ciemność.

Usłyszała syrenę alarmową i pokrzykiwania Alexandra i otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła, była pokryta piachem ziemia, a na niej poruszające się półtorametrowe robactwo. Ponownie zamknęła oczy i jęknę cicho:
- Och niech to się okaże po prostu koszmarnym snem!

Odetchnęła głęboko i ponownie otworzyła oczy.
Niestety nawet jeśli był to sen jakoś nie mogła się z niego obudzić, a szczypanie bolało jak diabli.
- Kurwa! Kurwa! - powtarzała tylko cicho odpinając pasy i rozglądają po zrujnowanym okręcie. Przynajmniej nikt nie ucierpiał... no prawie nikt poprawiła się patrząc na kupę metalicznych szczątków, które jeszcze niedawno były najdoskonalszym technologicznie golemem. Ukucnęła przy nich oglądając z ciekawością to co pozostało. W sumie żal jej było tego golema, Andi nie chciała by zginął, chciała tylko pozbyć się go ze statku. Teraz pomyślała, że w sumie był nie był takim złym pasażerem, w porównaniu do niektórych, jakich zdarzyło jej się przewozić: Nie marudził, nie narzekał i większość czasu spędzał w swojej kajucie. Wprost idealny pasażer: Nie potrzebował powietrza i tylko od czasu do czasu podjadał prąd z generatora, a że miał dziwaczne imię? Może jego twórców opanowała mania wielkości? Był tez całkiem sympatyczny. Andiomene przypomniała sobie jak opowiadał jej o tym co zostało zapisane na ścianach trzeciego pokładu Roriana. Podobno był to dziennik kurganskich kapłanów, którzy przemierzali nim nieznane obecnie światy i ostatecznie wysłani zostali w samobójczej misji na niszczyciel cesarza Wladimira 500 lat temu. Najbardziej zafascynowała ją wiadomość, że gdzieś tam nadal są zapisane adresy i koordynaty choć w dziwnym teologiczno - poetyckim języku. Gdyby udało się je odczytać... To była fortuna zapisana w słowach!

Teraz mieli jednak większe problemy niż odcyfrowywanie naściennych zapisków. Popatrzyła na zdekapitowane ciało wojowniczego kapłana, już od dawna drastyczne sceny i rozszarpane ciała nie robiły na niej wrażenia. Zbyt wiele widziała ich w swoim życiu, a śmiertelny wypadek Gellana oznaczała jedno: Problem ewentualnego zabijania albo składania jakichkolwiek wyjaśnień rozwiązał się sam. Pani Decados za to, nie była raczej przyzwyczajona do takich widoków. Jak dla Andiomene wyglądała na kogoś, kto do różnorodnej kolekcji szczątków i krwi miał zamiar dorzucić jeszcze wymiociny.
- Alexandrze może podasz pani Elenie szklane wody i jakieś leki? Nie wygląda zbyt dobrze – Powiedziała do młodego szlachcica, a potem poszukała jakiegoś pustego pojemnika i zaczęła do niego zbierać szczątki golema. Podniosła dziwny medalion i oglądnęła uważnie, ale znaki na nim wyryte były jej całkowicie obce. Dorzuciła go do reszty rzeczy. Zastanowi się nad tym, kiedy będą mieli więcej czasu... jeśli będą mieli więcej czasu.

Poprosiła Bru, by zaniósł ciało kapłana tam gdzie położyli już Duncana i Mesta. Nie miała ochoty tego robić, ale w końcu przemogła się i obszukała zwłoki. Nie miał przy sobie zbyt wiele rzeczy. Poza komunikatorem i mieczem, które widział już wcześniej, z rzeczy, które może kiedyś okażą się przydatne miał jeszcze plastikowy kirys, sztylet, lekki pistolet kalibru 32 z zapasem 25 kul i medpak. Andiomene doszła do wniosku, że ostatnio zbyt często przeszukuje zwłoki. Najwyraźniej zaczynała się zmieniać w hienę cmentarną. Pragmatyzm był jednak ważniejszy od szacunku dla zmarłych. Być może w przyszłości, jakaś z rzeczy które znalazła i zatrzymała, komuś z żyjących przedłuży lub uratuje życie.

Wytarła krew z mostka, nie chciała by zastygła w czarne plamy, potem ciężko byłoby je usunąć, a potem udała się za Amxem:
- Mów co trzeba zrobić, mogę wszystko co nie wymaga wychodzenia na zewnątrz – powiedziała do inżyniera z krzywym uśmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 27-08-2009 o 20:19.
Eleanor jest offline  
Stary 27-08-2009, 21:51   #157
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Przez następne trzy dni zajmowaliście się głównie uszkodzonymi systemami Roriana. Za dnia, gdy tutejsze owady były aktywne, prace ograniczały się do napraw we wnętrzu frachtowca. W tym czasie, dwa razy zdarzyło się, by istoty podeszły do kadłuba i próbowały dostać się do środka, uszkadzając nieznacznie zewnętrzne poszycie. Starczyło jednak parę ostrzegawczych strzałów i groźny ryk Brugghbugra, by te uciekły do swoich skalnych kryjówek. Mimo wszystko, zauważyliście, że na terenach wokół statku gromadzi się ich z każdym dniem coraz więcej.

Noce były... dziwne.


Na zewnątrz nieustannie wył pustynny wiatr, mieszając się ze wznoszonymi do księżyca piskami tutejszych istot. Te, o tej porze trzymały się jednak z daleka, pozwalając wam na potrzebne naprawy. Miewaliście dziwne sny. Sny o pustyni i dziwnie znajomym głosie, nakłaniającym was do wyjścia w nieskończone morze piasku i skał. Głos pozostawał w waszych głowach nawet po przebudzeniu. Powodował, że chwilami czuliście prawdziwy żal do pancernej skorupy, oddzielającej was od śpiewającej pustyni. Mieliście dziwną świadomość, że gdzieś tam, wśród nieskończonych piasków, czeka przeznaczona dla was prawda.

Ostatnia noc była wyjątkowa głośna. Potężny, porywisty wiatr przez wiele godzin rzucał piaskiem o kadłub statku, a piski istot przerodziły się w prawdziwy ryk dzikiego chóru. Nad ranem ujrzeliście przyczynę koncertu. Cały teren wokół waszego wzniesienia zapełniony był szykującymi się do ataku istotami. Nadal wiejąca, niosąca obłoki piasku, wichura nie pozwoliła wam na dokładne oszacowanie ich liczby ale prawdopodobnie był ich całe dziesiątki. Na nic nie zdały się już ryki voroksa ani ostrzegawczy grzmot broni maszynowej. Morze istot ruszyło w waszą stronę, piszcząc w krwiożerczej furii. Pierwsze z nich ominęły ogień zaporowy, przeskakując wielkimi susami nad martwymi towarzyszami, prosto na kadłub statku. Po paru uderzeniach serca były już dosłownie wszędzie, rzucając się w szale na swoje ofiary.

Wtedy usłyszeliście coś dziwnego. Gdzieś w oddali przez wichurę przedzierał się dziwnie melodyjny, niezrozumiały dla was, męski śpiew. Powietrze nagle zapachniało świeżymi ziołami. Atakujące istoty zaryczały z bólu. Z, pokrywających ich ciała, otworów oddechowych polała się krew. Przerażone, w panice wycofały się z pola bitwy i ruszyły w stronę gór, w dalszym ciągu opętańczo piszcząc w agonii.

Po paru chwilach, z zamieci, niczym duch, wyłonił się ludzki kształt. Tajemniczy mężczyzna wyglądał na jednego z zamieszkujących tę planetę nomadów. Schował małe zawiniątku w połach obszernej szaty, a następnie skłonił wam się lekko, krzyżując ręce na piersi.


- Ujrzałem was w snach i wiem, że sprowadził was tu Zachodni Wiatr. Jestem przewodnikiem w waszej podróży ku prawdzie.
Widząc zdziwione spojrzenia, dodał.
- Nie lękajcie się. Pustynia do was przemówiła, a jej strażnicy nie wrócą tutaj przed następną pełnią.
Wyciągnął dłoń i uśmiechnął się zachęcająco.
- Wasz cel jest już niedaleko. Pora ruszyć w drogę...
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 30-08-2009 o 02:36.
Tadeus jest offline  
Stary 30-08-2009, 02:04   #158
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Narada nie trwała długo. Po piętnastu minutach, potrzebnych Elenie, by przebrać się w wygodniejszy strój, dwójka szlachetnie urodzonych pożegnała się z resztą załogi i ruszyła za Przewodnikiem. Tego, najwyraźniej nie zdziwiła podjęta decyzja. Uśmiechnął się tylko grzecznie i oszczędnym ruchem ręki wskazał kierunek podróży, żegnając wzrokiem pozostałą załogę.

Po parunastu minutach, cała trójka zniknęła gdzieś wśród piachu, wiatru i skał.

[MEDIA]http://www.musicuploader.org/MUSIC/4610731251593334.mp3[/MEDIA]

Podróż w monotonnym krajobrazie wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Każda skała przypominała poprzednią, każdy wypełniony piaskiem rów kojarzył się z dziesiątkami innych napotkanych już na drodze. Rozgrzane od piasku buty, zaczynały nieprzyjemnie obcierać stopy, a z nieba bezustannie lał się piekielny żar tutejszego słońca. Po paru godzinach marszu, na granicy wzroku zaczęły majaczyć różne obrazy - jeziora, postacie, piękne pałace z fontannami tryskającymi życiodajnym żywiołem i lasy... całe połacie zielonych lasów, obiecujących tak pożądany przez was cień. Lecz brnęliście przed siebie... nieprzerwanie... z determinacją... mając cały czas przed sobą białe od tkaniny plecy waszego Przewodnika. Wasze ciała z czasem zaczęły się buntować. Oczy łzawiły od gorącego wiatru, gardła przeschły na wiór, wszystkie wasze organy jasno dawały do zrozumienia, że opuściliście świat przeznaczony dla człowieka. Tu czekały tylko pustka, cierpnie i śmierć. Ale szliście... wbrew sygnałom waszego organizmu, wbrew rozsądkowi i instynktowi. Gdzieś tam coś na was czekało i mimo protestów, wiedziała o tym każda komórka waszego ciała. Prawie nie zauważyliście, gdy wielka kula słońca schowała się za horyzontem i wasze ciała oblane zostały zimnym cieniem pustynnej nocy. Odruchowo skuliliście się przy najbliższych kamieniach i natychmiast zapadliście w sen. A we śnie nadal podążaliście przed siebie. Gdy nad ranem obudziły was pierwsze promienie słońca, poczuliście się, jak gdyby powrócił do was dawny przyjaciel. Pustynia ponownie tchnęła w was siły, a Zachodni Wiatr wskazał wam kierunek. Teraz już nie szliście wśród monotonnego pustkowia. Każdy kamień, każdy rów, każde ziarnko piasku miało dla was znaczenie i miejsce w Całości. Przemęczone nogi zaczęły iść same, a ból waszego ciała skrył się gdzieś za zasłoną obojętności. Wasz organizm przestał być ciężarem. Stał się narzędziem. Nie pamiętacie już ile dni i nocy zajęła wam podróż ale dokładnie wiedzieliście, gdy dotarliście na miejsce. Dopiero wtedy zauważyliście, że od całych godzin... a może dni... podążaliście sami. Po Przewodniku nie było śladu, a jego białe szaty, wskazujące wam wcześniej drogę, pozostały tylko niewyraźnym wspomnieniem.

Przed wami, z bezkresnego morza pustyni wyłaniał się majestatyczny kształt. Wielka, postrzępiona graniami skała znacząca cel waszej podróży. Wokół was wiał Zachodni Wiatr, omiatając wasze ciała wzburzonym, pustynnym pyłem. On również stał się waszym towarzyszem. To on przywiódł was tutaj, wskazując drogę, gdy Przewodnik zakończył swoją misję. Teraz rozwiewał wasze szaty i zmywał z waszej duszy trud ostatnich dni, wskazując wam ostatni kawałek drogi. Pod górę, ku nocnemu, pustynnemu niebu.

Nawet nie pamiętaliście, jak udało wam się pokonać najniższe, strome zbocza góry. Ręce poruszały się same, nogi jak zaklęte prowadziły was coraz wyżej i wyżej, ku gwiazdom i przeznaczeniu. W końcu dotarliście na sam szczyt, malowniczy płaskowyż, roztaczający się niczym skalna tafla jeziora pod usłanym gwiazdami nieboskłonem. I znów powrócił do was Wiatr. Pełen życia, radości i spełnienia, hulał w waszych szatach i wzburzał przesuszone słońcem włosy. Unosiliście się... ku niebu...ku gwiazdom... ku prawdzie. A wszystko inne przestało mieć znaczenie.


I wtedy Ona nadeszła. Natchnęła was. Niczym łagodny piorun oświecenia, rozbudziła każdą komórkę, każdą myśl, wszystkie tak długo kryte wspomnienia. W jednym momencie staliście się całością, z otaczającym was światem. Pustynia przyjęła was niczym matka, zdradzając tak długo zagubionym potomkom wszystkie swoje najskrytsze sekrety.

W jednej chwili poczuliście wagę każdego otaczającego was ziarenka piasku, wiek każdej zalegającej w pobliżu skały. Czuliście oddech wszystkich zamieszkujących ją stworzeń, małych i dużych, skrytych głęboko w piasku, czy szybujących wysoko w przestworzach. Usłyszeliście modły nomadów, zbierających się do nocnych śpiewów, setki kilometrów od was, a także przeszywający ból każdego ze stworzeń, które nie tak dawno temu próbowały was zabić. Ujrzeliście i poczuliście też rany pustyni. Miejsca, gdzie nagłe wypadki zaburzyły naturalny bieg życia wśród nieskończonych pustkowi. Jednym z nich było miejsce upadku Roriana. Patrzyliście oczami malutkich pustynnych stworzeń, obserwując z ukrycia pracujących nad statkiem towarzyszy. Ale było coś jeszcze... całkiem niedaleko... coś bardzo podobnego. W jednym momencie wasze zmysły przeniosły się do nowego miejsca. Wielki krater znaczył miejsce upadku innego kosmicznego statku. Wśród rozerwanych płyt poszycia, zalegały wysuszone przez pustynie ludzkie szczątki, zasypane już w większości świeżym, lekkim piaskiem zapomnienia.

Prawda odnalazła was i przez jedno, jedyne tchnienie waszych ciał, obdarzyła was wszechogromem swojej wiedzy. I to wszystko tylko po to, by po chwili zniknąć...
Tak samo nagle, jak was odnalazła, umknęła. Rozwiała się gdzieś między tchnieniem wiatru, a nieskończonym morzem gwiazd. Ale część jej została, gdzieś głęboko w was, w bezpiecznym miejscu. I choć niewiele z tego co się wydarzyło pamiętaliście, wiedzieliście, że ten jeden pierwiastek pozostanie w was już na zawsze.

Powróciliście do statku, nie mając właściwie pojęcia, jak udało wam się ponownie odnaleźć drogę. Tym większe było wasze zdziwienie, gdy od reszty dowiedzieliście się, że nie było was tylko niecałe dwa dni. A pamiętaliście przecież tyle nocy i dni... tak długą podróż... tylko niekończących się wschodów i zachodów słońca. To nie mogło wam się tylko wydawać... Alexander w zamyśleniu dotknął swojej twarzy, dostrzegając, że pokrywa ją wielodniowy, obfity zarost...

Urywkowe wspomnienia z podróży pozwoliły wam odkryć widziany w wizjach statek. Okazało się, że rozbił się całkiem niedaleko, zaledwie parę godzin drogi od miejsca upadku Roriana. Cenne podzespoły, odkryte w zasypanym wraku, przysłużyły się do szybszej naprawy waszego frachtowca i starczyły nawet na zapas, obdarzając was paroma częściami zapasowymi w przypadku przyszłych awarii. Największą euforie wzbudziło jednak uzbrojenie tego, ciężkiego do zidentyfikowania, statku zwiadowczego. Z piasku wystawały dwa nowoczesne, lekkie działa laserowe, aż proszące się o zamontowanie na rozłożonym jeszcze po części Rorianie. Co prawda nie były obrotowe, więc wymagały zapewne idealnych manewrów w walce ale za to nadawały się do starć kosmicznych, a tego wam od dawna brakowało.

Jedynie dwa dni zajęły wam dalsze naprawy i instalacja nowego wyposażenia. Po tym czasie Rorian ponownie wzbił się w błękitne przestworza, zostawiając tajemnicze, piaszczyste pustkowia daleko pod wami. Tylko Elena i Alexander nie wydawali się szczęśliwi. Z tęsknotą i melancholią spoglądali na oddalającą się z każdą minutą pustynię, uśmiechając się do znanych tylko sobie myśli i wspomnień. Gdzieś głęboko w sobie czuli jednak, że przeznaczona jest im dalsza podróż, a to czego doświadczyli na Istakhr, było jedynie jednym z przystanków na ich drodze ku prawdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 31-08-2009 o 12:03.
Tadeus jest offline  
Stary 31-08-2009, 15:06   #159
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po sprzątnięciu mostka, zanim zabrała się za prace wyznaczone jej przez Amxa. Postanowiła najpierw zająć się ciałami. trzeba je było umieścić w pomieszczeniu, które opóźniłoby proces rozkładu. Nie chciała grzebać ich na planecie, gdzie narażone być mogły na zbezczeszczenie i pożarte przez oblegające statek insekty. Zdecydowanie lepszy byłby kosmiczny obrządek, ale z tym zmuszeni byli zaczekać do momentu naprawy Roriana.
Wsadzając trupy towarzyszy i pechowego kapłana do niewielkiego luku przy ładowni, zapewniającego przewożonemu w nim ewentualnemu delikatnemu ładunkowi obniżoną temperaturę, przypomniała sobie o pilocie "Karmazynowej skrzyni", związanym i zostawionym w jednej z kajut. Musiała sprawdzić czy przeżył bolesne lądowanie. Ku jej zaskoczeniu żył, choć był dość mocno poturbowany. Obrażenia nie wyglądały jednak na śmiertelne, wiec dziewczyna zostawiła go i zajęła się pilniejszymi sprawami. Na przesłuchanie mieli sporo czasu, a dodatkowo taka ostentacyjna obojętność powinna go ładnie zmiękczyć.
Andi uśmiechnęła się zimno do wyraźnie oszołomionego mężczyzny i bez słowa zamknęła za sobą drzwi. Kilka godzin samotności powinno mu dać do myślenia. Ona miała sporo pracy przy przywracaniu frachtowca do stanu używalności.

Dopiero wieczorem zabrali z Bru wodę i posiłek dla więźnia i poszli go przesłuchać. Odgłosy na zewnątrz, widok robactwa, które miał przez cały dzień przed oczami, a także głód i pragnienie doskonale rozwiązały mu język.
Mężczyzna, z tego co mówił był najemnikiem, z którego usług, dość specyficznych jak pomyślała Andiomene, kupiec dość często korzystał.
Niestety jego opowieść ukazywała role Albiego w czarnym świetle. Podobno kazał nie pozostawiać żadnych żywych świadków wymiany, a Decadoskę sprzedać wysłannikom jej rodziny. To była interesująca wiadomość. Czyżby Pani Elena miała jakiś rodzinny problem? Pilot powiedział też że kupiec brał pod uwagę paranoiczność panny Valentine. Dlatego mieli przy sobie towary do wymiany, by potwierdzić swą tożsamość i gotowość współpracy. Andi uśmiechnęła się do siebie. posiadanie dość specyficznej opinii już kilka razy przyniosło jej korzyść. teraz mieli dzięki temu porządne tarcze ochronne.
Poza podaniem miejsca wymiany, więzień nie miał już wielu interesujących informacji. Było to jakieś nielegalne lotnisko, będące własnością Albiego i znajdujące się 100km od miasta, przy małej osadzie na pustyni. Jego ochronę wzmacniano tylko wtedy, gdy oczekiwano przybycia właściciela. To była ciekawa informacja i kiedyś mogła się przydać.
Musieli się zastanowić co zrobić z najemnikiem. Mógłby służyć w charakterze świadka, ale pilotka wolała nie mieszać do swych spraw żadnych władz, które często były mocno skorumpowane i przekupne. Nie mogła też sobie pozwolić na odstawienie go do miasta, by mógł skontaktować się z Albim Zostawienie go pustyni oznaczało śmierć, zwłaszcza w obliczu wzmożonej aktywności pluskwiaków na zewnątrz, ale dziewczyna nie była chyba jednak aż tak krwiożercza. Postanowiła decyzje co do jego losów odłożyć na później. Na wszelki wypadek zamknęła go w kolejnym luku w ładowni, gdzie mogła zamknąć drzwi od zewnątrz. Powstrzymała się jednak przed obniżeniem mu zbyt drastycznie temperatury.

Atak robactwa, choć szybko zakończony dzięki interwencji beduina, przyprawił ja o mdłości. Była to zaledwie namiastka tego co czekało ich na Severusie, Andiomene zaczęła się poważnie zastanawiać, czy gdzieś po drodze nie powinna się zaopatrzyć w solidną porcję mocnych trunków. Chyba tylko tak będzie w stanie przetrwać tę wizytę bez uszczerbku dla zdrowia psychicznego.
Propozycję tubylca odrzuciła natychmiast. Skoro mieli zapewnione kilka dni spokoju od robactwa, musiała je w pełni spożytkować na naprawienie statku. Ponieważ z Alexandra i pani Eleny i tak nie było pożytku przy naprawach pomachała im na pożegnanie i szczerze życzyła miłej wycieczki. Prawda była taka, że panna Valentine nie znosiła bliskiego kontaktu z naturą i z własnej woli nie zdecydowałaby się na taką wyprawę, nawet bez doskonałej wymówki w postaci masy pracy do zrobienia.

Prace pod kierunkiem Amxa szły im bardzo sprawnie. Z pewnym zdziwieniem odnotowała powrót wycieczkowiczów po zaledwie dwóch dniach od wyruszenia na wyprawę. Co dziwniejsze, oboje uparcie twierdzili, że spędzili na pustyni dni przynajmniej kilkanaście. Przez chwilę Andi zastanawiała się czym się tak w tej podróży naćpali i już miała rzucić jakiś zabawny komentarz, gdy informacja o rozbitym statku przerzuciła jej uwagę na zupełnie nowe tory. Wyprawa rozpoznawcza okazała się wielce owocna. Dwa nowoczesne działa laserowe, nawet bez płaszczyzny obrotowej były prawdziwym skarbem, a i reszta elementów technicznego wyposażenia bardzo się przydała do napraw bieżących i jako zapasy na przyszłość. Kiedy dwa dni później uruchomiła silniki, z satysfakcję wsłuchała się w równomierny odgłos lecącego frachtowca. To była najpiękniejsza muzyka jaka znała i taka, której najbardziej lubiła słuchać.

Pozostał jeszcze smutny rytuał pożegnania z towarzyszami i mogli w końcu wyruszyć na planetę Askorbitów. Andiomene zbliżyła się na maksymalnie bezpieczną odległość do słońca i otworzyła zewnętrzne drzwi śluzy, do której wcześniej Bru przeniósł zesztywniałe ciała. Wysysanie przez próżnię kosmiczną powietrza, wyciągnęło je na zewnątrz, a pole grawitacyjne gwiazdy pociągnęło do siebie swobodnie dryfujące obiekty. Przez chwilę pilotka patrzyła jak to co zostało z Duncana, Mesto i Gellana spala się w jej koronie, a potem zamknęła śluzę i wstukała nowe koordynaty.


Odlatywali wypełnić kolejny rozkaz...
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 31-08-2009 o 15:43.
Eleanor jest offline  
Stary 02-09-2009, 11:02   #160
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Amx był w swoim żywiole. Nawet latające, pełzające i kłapiące szczękoczułkami przerośnięte chrabąszcze nie psuły mu tego nastroju, w który wpadał, gdy miał tak dużo do zrobienia. Andi i Bru pomagali, ale nie znali się na tym co robili, na dodatek robili tylko te nudne rzeczy. Wszelkie mechaniczno - elektryczne usterki łatał Rot, robiąc to jak zwykle z pasją i nie zauważając świata wokół. Niestety kobiety nie było tylko przez dwa dni i potem musiał jej unikać, chociaż dzięki pracy nie było to takie uciążliwe. No i nie myślał o przyszłości. Z zadowoleniem zamontował tarcze ochronne, włączając je i z uśmiechem strzelając do statku z karabinu szturmowego. Ach, co to była za rozkosz mieć własny statek! Gdyby tylko nie te idiotyczne obrączki!

Prawie dostał orgazmu, gdy się dowiedział, że mają części i na dodatek jeszcze działa laserowe! Cóż można by chcieć więcej? Amx był nawet w stanie przyznać, że mają pewien dług wobec człowieka, który zmusił ich do współpracy. W końcu inaczej nigdy by nie nazbierali na taki frachtowiec. Oczywiście dług był tylko umowny i Rot miał nadzieję spłacić go w najbliższej przyszłości a jeśli się nie uda to wymyślić sposób na pozbycie się trucizny i bransoletki. Chociażby przez ucięcie ręki. Teraz jednak miał inną zagwostkę, z którą podzielił się z Andiomene.
-Te działka. Znaczy. Albo z przodu albo z tyłu.
-Może jedno z na rufie, drugie na dziobie?
-Nie, to podzieli siłę ognia a i tak trzeba będzie manewrować.
-Dobrze, to umieść oba z przodu. W końcu to ofensywna broń.

Amx skinął głową i kontynuował pracę, montując laserowe działa z przodu kadłuba, podwieszając je pod frachtowcem. By jeszcze bardziej zamaskować, obił je metalową płytą, zostawiając tylko wylot pusty. Tylko z najbliższej odległości i zaglądając do środka dało się teraz poznać, że to w ogóle jest broń.

A potem odlecieli. Rot wolał się nawet nie namyślać co czekało ich dalej. Wystarczyło mu, że obecność kobiety znów się uaktywniła i teraz myśli, gdy już udało mu się wyjść z kajuty, zaprzątało właśnie to.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172