Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2009, 08:03   #2
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację

Ogien i krew. Czerwona luna rozjasniajaca mrok nocy, pragnaca wykrasc jej ten malenki fragment swiata. Pelzajace, wijace sie wokol kamiennych scian. Pochlaniajace wszystko co osmielilo sie stanac na ich drodze. Zapach palonego drewna i palonych cial niesiony przez lekki wiatr zaglusza zapachy lasu. Przerazone zwierzeta uciekaja w poplochu. Ich serca bija w szalonym tempie. Krew przesiaknieta strachem krazy w ich ciekich zylach. Pulsuje zyciem, zacheca by wyruszyc w pogon, by skosztowac jeszcze troche. Nieludzko wyostrzone zmysly wychwytuja kazdy ich ruch. Mysz biegnaca po miekkim podlozu z opadlych lisci. Sarna przeskakujaca przez zwalone drzewo. Ptak stroszacy swoje piorka na najwyzszej galezi najwyzszego drzewa.
Slysze je. Czuje ich strach. One wiedza, ze niszczacy zywiol tym razem oczyszcza. Pochlania slady zbrodni, ktora nigdy nie powinna miec miejsca. Zaciera je, jednoczesnie wypalajac jej trwale slady w mojej duszy. Slysze je... Trzepoczace serca rozbrzmiewaja w moich uszach niczym dzwiek kastanietow wygrywajacych pochwalna nute na czesc Seherota. Mam ochote poddac sie tej melodi, wirowac wsrod krwistej pozogi, smiac sie i plakac.
Zamiast tego upadam na kolana przygniecona poczuciem winy. Nie bylam dosc silna by sie temu oprzec. Zawsze wierzylam, ze Pan Poranka ochroni mnie przed zlem i da sile by chronic przed zlem innych. Ufna niczym malenkie dziecko nigdy sie nie poddalam. Walczylam, chronilam i dawalam nadzieje tym, ktorzy tego potrzebowali. Stojac skapana w zyciodajnym swietle wierzylam, ze tak bedzie zawsze. Ze dozyje sedziwego wieku wsrod murow swiatyni patrzac ze spokojem jak kolejne pokolenia kaplanek slawia jego chwale.
Zabrano mi te spokojne lata w zamian dajac zycie wieczne w mroku. Nie pytano czy chce. Wcisnieto mi ten "dar" sila i kazano z nim zyc. Gorzej... Pozwolono mi zasmakowac najgorszych jego stron juz na samym poczatku. Odebrano wszystko, zostawiono sama.
Spogladam na swoje dlonie wciaz czerwone od krwi niewinnych. Ta sama krew plami material sukni i lsni na moich ustach. Probuje przypomniec sobie ilu ich bylo lecz wszystko zaslania gesta mgla.
Kim teraz jestes Altari?
Znow slysze odglos kastanietow. Zbliza sie nowy dzien lagodnie rozjasniajac mrok nocy. Chce wstac i tanczyc jak codzien. Wirowac w rytm radosnej muzyki na jego powitanie. Chce, lecz nie moge. Musze uciec, skryc sie przed jego wzrokiem, ktory odtad znaczyc bedzie dla mnie jedynie unicestwienie.
Dzwiek przybiera na sile. Wydostajac sie z trudem z odmentow ponurych mysli i rozwazan spogladam w strone jego zrodla. Jeden... Nie, dwa konie. Dwa konie z jezdzcami na swych grzbietach. Kim sa? Czego tu chca? Czy zostali wezwani przez ludzi, ktorym cudem udalo sie zbiec? Jak zareaguja na zakrwawiona kobiete wsrod powoli dogasajacych zgliszczy? Zostac czy uciekac? Instynkt nakazuje ucieczke. Musze poszukac schronienia przed niosacymi smierc promieniami slonca. Musze dotrzec do swiatyni, do jaskini pod nia, do bezpiecznego mroku podziemi. Jednak nie ruszam sie z miejsca wbijajac wzrok w zakrwawione dlonie. Czekam zdajac sie nie dostrzegac ich przybycia. Jednoczesnie kazdym zmyslem sledzac ich ruchy.
Co zrobia?
Kim sa?
 
Midnight jest offline