Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2009, 11:13   #2
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Mark z zainteresowaniem spogladal w male okienko samolotu. Przynajmniej tak to moglo wygladac dla przypadkowego obserwatora. W rzeczywistosci bowiem Krain mial gleboko w dupie widok szybko zblizajacego sie pasa startowego. Przez glowe przelatywaly mu miliony innych miejsc, w ktorych moglby sie teraz znajdowac. Zamiast tego siedzi w przedziale klasy ekonomicznej z banda przypadkowych istot ludzkich pod wodza jakiegos szczeniaka, ktory postanowil pobawic sie w gangstera. Po raz kolejny wrocil myslami do spotkania z dnia poprzedniego. Cos mu w tym wszystkim zgrzytalo, a zadania w ktorych cos zgrzyta mialy zazwyczaj marne szanse na happy end. Nie da sie powiedziec, zeby Krain na takie zakonczenie liczyl. Od smierci Liz wpakowal sie juz w niejedna zgrzytawke ta jednak...
Kola samolotu z impetem uderzyly w asfalt przerywajac mu ponure wspomnienia ostatnich lat. Powoli wytracajac swoja predkosc zblizyli sie do wyznaczonego miejsca gdzie czekal juz na nich minibus majacy przetransportowac pasazerow z plyty lotniska do terminalu odprawy celnej. Z chwila zatrzymania sie maszyny w samolocie zapanowal zwyczajowy chaos zwiazany z wyjmowaniem bagazy, zbieraniem rzeczy osobistych i proba okielznania rozwrzeszczanych i podnieconych dzieciakow. Przeprosiwszy starsza i zdecydowanie przyglucha staruszke, ktora przez caly lot opowiadala mu o swoich pieciu wnukach i ... dziesieciu.. nie, szesciu kotach oraz zlotej rybce. Chwycil swoja torbe podrozna i nie zwracajac wiekszej uwagi na ludzi przed soba ruszyl do wyjscia.

- Hej! Uwazaj gdzie leziesz... Pieprzony idiota... Nie jestes sam... Co pan wyprawia..


Nie ogladajac sie za siebie pokonal kilka schodkow przystawionych do samolotu po czym jako jeden z pierwszych zajal miejsce w pojezdzie.
Pol godziny pozniej stal juz w kolejce do odprawy. Z usmiechem na twarzy odpowiedzial na zwyczajowe pytania o cel podrozy i planowany czas pobytu na Amerykanskiej ziemi. Odbierajac torbe rzucil jeszcze obojetne spojzenie na ludzi, ktorzy wciaz czekali w kolejce po czym pewnym krokiem ruszyl w strone malej kafejki gdzie zaopatrzyl sie w butelke mineralnej i mape kieszonkowa, ktora niedbale wrzucil do malej kieszonki z boku torby podroznej.
Powoli gaszac pragnienie obserwowal jak pozostala szostka z mniejszymi, wiekszymi lub bez klopotow podaje, a nastepnie odbiera paszport i bagaz. Zamieszanie spowodowane przez jednego z nich podsumowal lekkim skrzywieniem ust. Zdecydowanie nie przepadal za swirami rzucajacymi sie z morderczymi zamiarami do szyi kobiety.
Podazajac w bezpiecznej odleglosci za John'ym z czystym sumieniem oddal sie podziwianiu zgrabnego tyleczka jednej z "kolezanek" w druzynie. Fakt, ze obecnosc kobiet nie byla mu w smak nie znaczyl, ze nie mogl sie ich obecnoscia cieszyc.. na swoj sposob. Watpil zreszta by mial wieksze problemy z namowieniem jednej albo drugiej na umilenie sobie nawzajem kilku wolnych chwil. Byl przystojnym mezczyzna, wysokim i dobrze zbudowanym. Trzydniowy zarost i nieco przydlugie wlosy nadawaly mu wyglad buntownika, a pewien smutek w granatowych oczach, ktory na stale pojawil sie od smierci Liz, sprawial ze nigdy nie mial problemow ze znalezieniem milego i chetnego towarzystwa. Staral sie traktowac je dobrze i zawsze stawial jasno sprawe burzac wszelkie szalone mysli o ewentualnym zwiazku na dluzej. Byl wolnym strzelcem i nie mial zamiaru tego zmieniac.

Duzo wysilku kosztowalo go powstrzymanie smiechu na widok faceta z tabliczka "Welcome Johny". Krotka wymiana zdan pomiedzy rosjaninem, a chlopakiem zaowocowala zaproszeniem do eleganckiej limuzyny. Krain nie lubil takich slicznotek. Jego humor nie poprawil tez fakt, ze rusek usiadl z przodu zamiast razem z nimi. Wiedzial jednak, ze nie ma w tej sprawie nic do gadania wiec zwyczajnie oddal sie przyjemnoscia podrozy w luksusowym wnetrzu. Barek limuzyny okazal sie nader interesujaco zaopatrzony. Przygotowujac sobie drinka czyli zwyczajnie lejeac whisky do szklanki, spojzal pytajaco w kierunku kobiet.


- Cos do picia?



- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem. Sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Glos mezczyzny przerwal mu dosc interesujace rozwazania na temat zalet bialych topow i obcislych dzinsow nakierowujac dosc luzne mysli na wlasciwie tory. Glosny dzwiek zatrzaskiwanych drzwi i cichy odglos unoszacej sie w gore przyciemnianej szyby niemal natychmiast zastapil syk gazu wydobywajacego sie z ukrytych zbiornikow. Ignorujac Johna szarpiacego sie nadaremnie z drzwiami, podwinal podkoszulek zaslaniajac nim twarz. Byla to raczej marna imitacja maski gazowej mial jednak nadzieje, ze przynajmniej czesciowo powstrzyma dzialanie srodka chemicznego, ktorym ich tak goscinnie potraktowano. Nic wiecej i tak nie byl w stanie zrobic.

- Pieprzone slicznotki...

Zdarzyl wyszeptac zanim ogarnela go bloga ciemnosc.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 28-08-2009 o 11:34.
Midnight jest offline