Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2009, 15:22   #3
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdy wsiadała do samolotu było bardzo wcześnie. Zdecydowanie zbyt wcześnie, na cokolwiek. Zajęła swoje miejsce, wetknęła w uszy słuchawki malutkiego odtwarzacz mp3 i odpłynęła.

- Do planowanego końca podróży zostało jeszcze sześć godzin – obudził ją przesadnie słodki głos stewardessy.

- Cholera – zaklęła po cichu, zerkając na wyświetlacz odtwarzacza. Bateria wyczerpana – oznajmiał migający, czerwony napis.
Po kilkukrotnym przegrzebanie torby w poszukiwaniu baterii zrezygnowana i wkurzona wrzuciła do niej mp3 i rozejrzała się dookoła.
Rozpoznała tylko dwie osoby, reszta była poza zasięgiem jej wzroku. Po przeciwnej stronie przejścia między rzędami siedzeń zauważył kobietę, której widok zaskoczył ją wczoraj w Warszawie. Nieczęsto na swojej „drodze zawodowej” spotykała przedstawicielki własnej płci. Przed nią siedział ich młody „przewodnik” Johny.

Podróż dłużyła się niemiłosiernie. Tyłek bolał od siedzenia w jednym miejscu, nogi zdrętwiały, nuda skłoniła do słuchania głupkowatej blondynki, siedzącej obok, która chyba sama do końca nie wierzyła w to co mówi.
Tym razem słodki głos stewardessy, oznajmiający, że za chwilę wylądują w Liberty City zdecydowanie poprawił jej humor.


Jako druga z grupy Johnego przeszłą przez odprawę celną. Z przewieszoną przez ramie skórzaną torbą i dużą walizką na kółkach ruszyła w stronę ławki, z której miała doskonały widok na pozostałych. Teraz po raz pierwszy mogła im się przyjrzeć. Mieli nie wzbudzać podejrzeń, wyglądać jak turyści. Takie było polecenie Johnego. O ile pozostali nie mieli problemu z wmieszaniem się w tłum zwykłych ludzi, to Johnemu ta sztuka nie wyszła. Młody chłopak w czerwonej koszuli w hawajskie kwiaty obwieszony biżuterią zdecydowanie rzucał się w oczy.
Odprawa celna przebiegała sprawnie i szybko do momentu, gdy ostatni z „nich” rzucił się do gardła kobiecie, stojącej przy wykrywaczy metalu. Obserwując całą sytuację uniosła lekko brew. Miała nadzieję, że pozostali nie są takimi świrami.

Szła za Johnym do wyjścia. Po raz pierwszy tego dnia czułą się niepewnie.
Może po tym, co miało miejsce przed chwilą, a może po prostu wreszcie zaczynało docierać do niej, ze jest tu zupełnie sama, bez kogokolwiek, komu może zaufać, bez jednej znajomej gęby. Powód nie był ważny, ważne było przeczucie, które mówiło jej, ze wdepnęła w niezłe gówno.
Z zamyślenia wyrwały ją oślepiając promienie słońca i to, co zobaczyła chwilę później. Facet z tabliczką „Welcome Johny”. Na twarzy Sue pojawił się cień kpiącego uśmiechu.

Kilka standardowych pytań, kilka grzecznych odpowiedzi i już po chwili siedzieli na miękkich fotelach czarnej limuzyny. Lea zerkała, co chwila na gościa z rosyjskim akcentem, który siedział z przodu, za opuszczoną do połowy szybą.

- Coś do picia? – usłyszała przyjemny glos wysokiego blondyna.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo głos zabrał siedzący obok kierowcy mężczyzna, po czym uśmiechnął się paskudnie.
Zaraz po tym słychać było cichy klik zatrzaskiwanych drzwi i szum wędrującej w górę szyby.
- Pięknie – syknęła przez zaciśnięte zęby obserwując siłującego się z drzwiami Johnego. Zerknęła w drugą stronę. Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowała był odsłonięty brzuch blondyna.
 
Vivianne jest offline