Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2009, 17:54   #5
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Frank nigdy nie przepadał za lataniem samolotem, nie dlatego, że bał się wysokości czy jakiejś groźnej awarii, on po prostu nie lubił tych wszystkich ludzi, którzy podczas lotu nie potrafili się zamknąć. Opowiadali dosłownie o wszystkim, o rodzinie, o przyjaciołach, o tym kto kogo z kim zdradził. Kogo to w ogóle obchodzi? Oczywiście nie zawsze tak się działo, czasami trafiał się ktoś z kim można było normalnie pogadać, ale wyjątek tylko potwierdza regułę.

Tym razem Mallory wpadł na niejakiego Bazz'a, długowłosego fana rocka i heavy metalu. Przez dłuższy czas od wystartowania Frank starał się zdrzemnąć, jednak mężczyzna skutecznie mu w tym przeszkadzał omawiając od A do Z wszystkie zespoły, na których koncertach ostro się bawił. Jakby tego było mało samolot wciąż nie mógł wylądować, przedłużając tylko jego mękę.

- Po prostu musisz tego posłuchać stary! Skid Row to najlepsza banda na ziemi, sklejasz akcje? I nie mówię tu o tych irlandzkich pedziach, ale o prawdziwym amerykańskim heavy metalu, sklejasz akcje stary?


- Ta, sklejam - odrzekł na odczepne.

- Stary! Żałuj, że nie było cię w Donnington w '92, to była zabawa! Prawie udało mi się w tedy zaliczyć dwie ostre babki, wiesz taki super trójkącik, sklejasz akcje? Ale się okazało, że ta jedna babeczka, to nie babeczka tylko jakiś facio i...

- Nie wdawaj się w szczegóły, ok? - powiedział Frank mocno już poddenerwowany całym tym paplaniem.

Chwilę później na pokładzie rozległ się głos jednej ze stewardess, która oznajmiła, że wreszcie podchodzą do lądowania. Słysząc to Mallory odetchnął z ulgą, jeszcze kilka minut i będzie miał z głowy natrętnego towarzysza. Minęło ponad pół godziny nim Frank wreszcie przedarł się do odprawy paszportowej, na szczęście nie był zbyt długo męczony pytaniami, wszystko poszło w miarę szybko i sprawnie.

- Życzę miłego pobytu w Liberty City panie Mallory - Frank uśmiechnął się serdecznie do kobiety po czym ruszył w kierunku John'ego.

Miał pewne wątpliwości co do powodzenia ich zadania, nie znał ludzi z którymi miał współpracować i to był największy mankament, jeśli nie będą potrafili się dogadać to nic z tego nie wyjdzie. W dodatku ani Johny ani jego towarzysz, który właśnie pakował się w tarapaty, nie wyglądali na zbyt inteligentnych. Dla Mallory'ego liczyło się jednak tylko to by nie stracił swojej działki. Rozważania przerwał mu rosyjski komitet powitalny, który zjawił się pod lotniskiem.

- "Welcome Johny"? Ah ci Rosjanie... - pomyślał widząc tabliczkę trzymaną przez jednego z mężczyzn.

Po krótkiej rozmowie wszyscy zgodnie zapakowali się do luksusowej czarnej limuzyny. Frank rozsiadł się wygodnie, miał zamiar nacieszyć się tą odrobiną luksusu jaką mu zaoferowano, w końcu nie na co dzień siedzi się w tak drogim i świetnie wyposażonym aucie.

- Mój pracodawca oczekuje na państwa ze zniecierpliwieniem sami jednak rozumiecie że musimy zachować pewne konieczne środki ostrożności żeby to spotkanie mogło się odbyć.

Nagle drzwi limuzyny zatrzasnęły się, a szyby błyskawicznie się zasunęły, nawet największy kretyn zorientował by się, iż coś się szykuje. Po kilku sekundach cała przestrzeń zaczęła wypełniać się jakimś gazem, niektórzy spanikowali i za wszelką cenę próbowali wydostać się z auta, inni starali się jakoś zasłonić twarz. Frank tymczasem nie robił nic, nie miał zresztą żadnego pomysłu na działanie, więc po prostu pogodził się z losem.

- Ah ci Rosjanie... - pomyślał, gdy sylwetki jego towarzyszy zaczęły się powoli rozmazywać, chwilę później całkowicie stracił przytomność.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline