Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2009, 01:10   #56
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Spięli konie i zjechali ze wzgórza, na którym stał kasztel i zabudowania szpitala. Potem szrokim, wybrukowanym traktem na rynek, na którym kilka dni wcześniej mieli zostać powieszeni i który stał się areną ich krótkiej walki z żołnierzami księcia. Dalej krótki odcinek do zachodniej bramy i już byli poza murami Veste. Na wolności! Czyżby...

Odjechali kilkadziesiąt metrów, jednak mimowolnie zatrzymali się. Wszyscy mieli wrażenie, że są obserwowani. Odwrócili głowy w stronę miasta.
Stał na blankach, tuż obok bramy, przez którą przed chwilą wyjechali i przyglądał się. Wysoki mężczyzna w prostej, czarnej szacie. Gdy zorientował się, że został zauważony - odwrócił się i zniknął z pola widzenia.

Trakt prowadził na zachód, ku widocznemu w oddali lasowi. Po prawej i lewej stroni edrogi rozciągały się pola uprawne, na których ciężko pracowali wieśniacy i niewolnicy oraz zielone pastwiska, z stadami krów i owiec. Teren był lekko pofałdowany, wyraźnie wznoszący się ku północy, w stronę Wzgórz Siento, które swego czasu były siedzibą bandy Hoserro. To z tamtąd wyprawiali się grabić i łupić ziemie księcia Valdesa, ich obecnego dobroczyńcy.

- Widzicie ten las, tam w dali? - spytał Quomio i wskazał w stronę coraz bliższych drzew. Gdy potwierdzili, kontynuował. - W lesie jest skrzyżowanie traktów. Na zachód biegnie droga do Eferelto, a potem do Quidro. Natomiast drugi trakt, ten z północy na południe łączy się kilkanaście mil na południe z drogą do Rothennu. Rozumiecie co mówię?
- Tak - potwierdził Suuru. - Chwalić Mori-egu, dawno nie byłem w domu. Wprawdzie do granicy z Rothennem jeszcze długa droga, nie mówiąc o podróży na południe, ku ziemiom Rusanamani, ale cóż...
- No to jazda! - krzyknął Quomio i spiął konia, który ruszył galopem w strone lasu. Po dziesięciu minutach byli między drzewami. Nikt nic nie mówił. Wszyscy w myślach kalkulowali. Czy opłaca się uciekać? Czy może wykonać dla księcia zadanie i porwać córkę wielmoży? A co jeśli się nie uda? Może skorzystać z szansy jaką dają bogowie i dać chodu. Ale strażnicy ostrzegali...

Po kilku milach dojechali do skrzyżowania dróg, w międzyczasie mijając kilku pieszych i konnych oraz kilkanaście wozów, jadących w stronę Ventre.



Trakt z północy na południe był w znacznie gorszym stanie niż ten, którym jechali. Był też znacznie mniej uczęszczany. Jak okiem sięgnąć, nie było widać na nim żywej duszy. Quomio, jadący pierwszy zatrzymał wierzchowca.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział. Jego koń zatańczył w miejscu. - Decydujcie co robicie. Ja nie mam zamiaru być na usługach tego durnia Valdesa. Moja droga wypada na północ. Zaszyję się w stolicy i przeczekam. Może tam jakieś zajęcie znajdę. Ale wy róbcie jak chcecie, nie namawiam. Może Wam takie życie pasuje. Wasza wola!
- Ja już mówiłem. Do Rothennu jadę - odpowiedział Suuru, siedzący na małym, kudłatym kucu. Podrapał go między uszami. - Uszatek to dobre zwierze. Zawiezie mnie do celu. A Wam gdzie droga wypada?
 
xeper jest offline