Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2009, 02:04   #158
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Narada nie trwała długo. Po piętnastu minutach, potrzebnych Elenie, by przebrać się w wygodniejszy strój, dwójka szlachetnie urodzonych pożegnała się z resztą załogi i ruszyła za Przewodnikiem. Tego, najwyraźniej nie zdziwiła podjęta decyzja. Uśmiechnął się tylko grzecznie i oszczędnym ruchem ręki wskazał kierunek podróży, żegnając wzrokiem pozostałą załogę.

Po parunastu minutach, cała trójka zniknęła gdzieś wśród piachu, wiatru i skał.

[MEDIA]http://www.musicuploader.org/MUSIC/4610731251593334.mp3[/MEDIA]

Podróż w monotonnym krajobrazie wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Każda skała przypominała poprzednią, każdy wypełniony piaskiem rów kojarzył się z dziesiątkami innych napotkanych już na drodze. Rozgrzane od piasku buty, zaczynały nieprzyjemnie obcierać stopy, a z nieba bezustannie lał się piekielny żar tutejszego słońca. Po paru godzinach marszu, na granicy wzroku zaczęły majaczyć różne obrazy - jeziora, postacie, piękne pałace z fontannami tryskającymi życiodajnym żywiołem i lasy... całe połacie zielonych lasów, obiecujących tak pożądany przez was cień. Lecz brnęliście przed siebie... nieprzerwanie... z determinacją... mając cały czas przed sobą białe od tkaniny plecy waszego Przewodnika. Wasze ciała z czasem zaczęły się buntować. Oczy łzawiły od gorącego wiatru, gardła przeschły na wiór, wszystkie wasze organy jasno dawały do zrozumienia, że opuściliście świat przeznaczony dla człowieka. Tu czekały tylko pustka, cierpnie i śmierć. Ale szliście... wbrew sygnałom waszego organizmu, wbrew rozsądkowi i instynktowi. Gdzieś tam coś na was czekało i mimo protestów, wiedziała o tym każda komórka waszego ciała. Prawie nie zauważyliście, gdy wielka kula słońca schowała się za horyzontem i wasze ciała oblane zostały zimnym cieniem pustynnej nocy. Odruchowo skuliliście się przy najbliższych kamieniach i natychmiast zapadliście w sen. A we śnie nadal podążaliście przed siebie. Gdy nad ranem obudziły was pierwsze promienie słońca, poczuliście się, jak gdyby powrócił do was dawny przyjaciel. Pustynia ponownie tchnęła w was siły, a Zachodni Wiatr wskazał wam kierunek. Teraz już nie szliście wśród monotonnego pustkowia. Każdy kamień, każdy rów, każde ziarnko piasku miało dla was znaczenie i miejsce w Całości. Przemęczone nogi zaczęły iść same, a ból waszego ciała skrył się gdzieś za zasłoną obojętności. Wasz organizm przestał być ciężarem. Stał się narzędziem. Nie pamiętacie już ile dni i nocy zajęła wam podróż ale dokładnie wiedzieliście, gdy dotarliście na miejsce. Dopiero wtedy zauważyliście, że od całych godzin... a może dni... podążaliście sami. Po Przewodniku nie było śladu, a jego białe szaty, wskazujące wam wcześniej drogę, pozostały tylko niewyraźnym wspomnieniem.

Przed wami, z bezkresnego morza pustyni wyłaniał się majestatyczny kształt. Wielka, postrzępiona graniami skała znacząca cel waszej podróży. Wokół was wiał Zachodni Wiatr, omiatając wasze ciała wzburzonym, pustynnym pyłem. On również stał się waszym towarzyszem. To on przywiódł was tutaj, wskazując drogę, gdy Przewodnik zakończył swoją misję. Teraz rozwiewał wasze szaty i zmywał z waszej duszy trud ostatnich dni, wskazując wam ostatni kawałek drogi. Pod górę, ku nocnemu, pustynnemu niebu.

Nawet nie pamiętaliście, jak udało wam się pokonać najniższe, strome zbocza góry. Ręce poruszały się same, nogi jak zaklęte prowadziły was coraz wyżej i wyżej, ku gwiazdom i przeznaczeniu. W końcu dotarliście na sam szczyt, malowniczy płaskowyż, roztaczający się niczym skalna tafla jeziora pod usłanym gwiazdami nieboskłonem. I znów powrócił do was Wiatr. Pełen życia, radości i spełnienia, hulał w waszych szatach i wzburzał przesuszone słońcem włosy. Unosiliście się... ku niebu...ku gwiazdom... ku prawdzie. A wszystko inne przestało mieć znaczenie.


I wtedy Ona nadeszła. Natchnęła was. Niczym łagodny piorun oświecenia, rozbudziła każdą komórkę, każdą myśl, wszystkie tak długo kryte wspomnienia. W jednym momencie staliście się całością, z otaczającym was światem. Pustynia przyjęła was niczym matka, zdradzając tak długo zagubionym potomkom wszystkie swoje najskrytsze sekrety.

W jednej chwili poczuliście wagę każdego otaczającego was ziarenka piasku, wiek każdej zalegającej w pobliżu skały. Czuliście oddech wszystkich zamieszkujących ją stworzeń, małych i dużych, skrytych głęboko w piasku, czy szybujących wysoko w przestworzach. Usłyszeliście modły nomadów, zbierających się do nocnych śpiewów, setki kilometrów od was, a także przeszywający ból każdego ze stworzeń, które nie tak dawno temu próbowały was zabić. Ujrzeliście i poczuliście też rany pustyni. Miejsca, gdzie nagłe wypadki zaburzyły naturalny bieg życia wśród nieskończonych pustkowi. Jednym z nich było miejsce upadku Roriana. Patrzyliście oczami malutkich pustynnych stworzeń, obserwując z ukrycia pracujących nad statkiem towarzyszy. Ale było coś jeszcze... całkiem niedaleko... coś bardzo podobnego. W jednym momencie wasze zmysły przeniosły się do nowego miejsca. Wielki krater znaczył miejsce upadku innego kosmicznego statku. Wśród rozerwanych płyt poszycia, zalegały wysuszone przez pustynie ludzkie szczątki, zasypane już w większości świeżym, lekkim piaskiem zapomnienia.

Prawda odnalazła was i przez jedno, jedyne tchnienie waszych ciał, obdarzyła was wszechogromem swojej wiedzy. I to wszystko tylko po to, by po chwili zniknąć...
Tak samo nagle, jak was odnalazła, umknęła. Rozwiała się gdzieś między tchnieniem wiatru, a nieskończonym morzem gwiazd. Ale część jej została, gdzieś głęboko w was, w bezpiecznym miejscu. I choć niewiele z tego co się wydarzyło pamiętaliście, wiedzieliście, że ten jeden pierwiastek pozostanie w was już na zawsze.

Powróciliście do statku, nie mając właściwie pojęcia, jak udało wam się ponownie odnaleźć drogę. Tym większe było wasze zdziwienie, gdy od reszty dowiedzieliście się, że nie było was tylko niecałe dwa dni. A pamiętaliście przecież tyle nocy i dni... tak długą podróż... tylko niekończących się wschodów i zachodów słońca. To nie mogło wam się tylko wydawać... Alexander w zamyśleniu dotknął swojej twarzy, dostrzegając, że pokrywa ją wielodniowy, obfity zarost...

Urywkowe wspomnienia z podróży pozwoliły wam odkryć widziany w wizjach statek. Okazało się, że rozbił się całkiem niedaleko, zaledwie parę godzin drogi od miejsca upadku Roriana. Cenne podzespoły, odkryte w zasypanym wraku, przysłużyły się do szybszej naprawy waszego frachtowca i starczyły nawet na zapas, obdarzając was paroma częściami zapasowymi w przypadku przyszłych awarii. Największą euforie wzbudziło jednak uzbrojenie tego, ciężkiego do zidentyfikowania, statku zwiadowczego. Z piasku wystawały dwa nowoczesne, lekkie działa laserowe, aż proszące się o zamontowanie na rozłożonym jeszcze po części Rorianie. Co prawda nie były obrotowe, więc wymagały zapewne idealnych manewrów w walce ale za to nadawały się do starć kosmicznych, a tego wam od dawna brakowało.

Jedynie dwa dni zajęły wam dalsze naprawy i instalacja nowego wyposażenia. Po tym czasie Rorian ponownie wzbił się w błękitne przestworza, zostawiając tajemnicze, piaszczyste pustkowia daleko pod wami. Tylko Elena i Alexander nie wydawali się szczęśliwi. Z tęsknotą i melancholią spoglądali na oddalającą się z każdą minutą pustynię, uśmiechając się do znanych tylko sobie myśli i wspomnień. Gdzieś głęboko w sobie czuli jednak, że przeznaczona jest im dalsza podróż, a to czego doświadczyli na Istakhr, było jedynie jednym z przystanków na ich drodze ku prawdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 31-08-2009 o 12:03.
Tadeus jest offline