Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2009, 13:06   #123
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
Zwierzę którego dosiadł badacz byłonad wyraz posłuszne. Najmniejszy ruch lecami czy nogą sprawiał, że wielbłąd wręcz odczytywał myśli jeźdzca.
- Ciekawe – pomyślał Guun – czy to ja jestem tak doskonałym jeźdzcem, czy to kolejna sztuczka tego demona?
Jadę przez rozgrzaną do granic możliwości pustynię badacz zauwazył jakieś ślnienie w oddali. Gdy po kilku minutach jazdy zbliżył się do tego miejsca, zauważył że ma przed sobą ogromne pobojowisko. Najdalej dzień lub dwa temu rozegrała się tu wielka bitwa. Gdy mijał kolejne truchła wojowników i przyglądał się ich egzotycznemu ubiorowi i broni, usłyszał nagle tuż obok siebie:
- Pomooocyyy....- zaharczał jeden z pobitych.
Badacz zatrzymał wielbłąda, który posłusznie położył się i Guun podszedł do rannego. Był to młody chłopak o śnaidej twarzy, cały zawinięty w białe, zakrwawione prześcieradło. Na głowie miał wysoki, spiczasty chełm z kolczym karczkiem, a w ręce kurczowo trzymał zakrzywiony miecz.
- Pomocy... - jęczał ranny.
- Nie ruszaj się. dam Ci wody - powiedział Guun i wrócił po manierkę. Już po chwili poił ranengo mężczyznę wodą. - Kim jesteś i co tu się stało?
Młody mężczyzna zachłanie przyssał się do manierki i pił zapczywie. Guun przyjrzał się w tym czasie jego ranom. Wyglądało na to, że młodzieniec ma tylko kilka ran ciętych. Jednak potrzebował niezwłocznie pomocy, gdyż w tym upale było bardziej niż pewne że umrze za parę godzin.
- Dziękuję ci obcy przybyszu – rzekł w końcu mężczyzna.
- Proszę bardzo - odparł Guun.
Dopiero teraz zauważył, że na dłoni mężczyny ślni wielki pierścień.

- Nawet nie wiesz komu pomogłeś giaurze. Nazywam się Kalim al Hassan ibn al -Nasif, jestem kalifem Askaary. Jestem w takiej sytuacji, że muszę cię prosić o pomoc.
- Słucham o co chodzi?
- Uratujesz mi życie jeśli mnie stąd zabierzesz. Masz wielbłąda i wodę, więc damy radę. Musimy się jednak spieszyć. Gdy noc zapadnie zjawią się tu ghoule, a wtedy nic mnie nie uratuje. Zabierzesz mnie do mojego ojca. Z resztką ocalałych wojowników udał się pewnie oblegać Haaram, stolicę naszych wrogów, kanitów. Pomożesz mi? Nie martw się twój trud zostanie wynagrodzony po stokroć.
Ranny młodzieniec spojrzał błagalnie na badacza. Jego ciemne oczy ślniły napływającymi łzami.


Gun’Ryan
Elf wraz z towarzyszami wpadł jak się wszystkim wydawało na genialny pomysł. Jeden Talizman przemknął im koło nosa postanowili zdobyć ten który był równie blisko. Plan śmiały a rezultat niepewny. Oni jednak młodzi, silni, pełni wiary we własne możliwości niewątpili ani przez chwilę.
Para elfów, dżin i ropuch ruszyli zatem dziarsko przed siebie. Drogę już znali więc dotarcie na miejsce nie stanowiło problemu. Wiosenna pogoda sprzyjała wędrówką. Ptasie trele i jasne promienie słońca umilały drogę.
- Myślicie, że to się uda? - powątpiewał ropuch Kaela.
- Drogi przyjacielu musi się udać- odparł uradowany Ryani.
- Ja też tak myślałem i spójrz jak skończyłem.
Glorianna spojrzała smutnymi oczami na Kaela, widać było że bardzo mu współczuje i chciałaby mu pomóc. Narazie jednak było to niemożliwe.
- Nic się niemartw Kaelu, damy sobie radę – uśmiechnięty Ryani był pewny swego.
Gdy dotarli na miejsce zobaczyli, że wiedźma nie opuściła miejsca zamieszkania. Co prawda nie było już solidnej drewnianej chaty, ale na jej miejscu stał niewielki szałas. Przed szałasem paliło się ognisko nad którym zawieszono sporych rozmiarów kociołek. Z jego wnętrza dobiegało głośne bulgotanie i dziwny ziołowy zapach. Wokół ogniska siedziała stara Wicca oraz dwie inne kobiety, które wyglądały jak jej siostry.



Elrix
Smokowiec po długiej wędrówce dotarli do celu. Ruiny o których mówili trędowaci były potężne. Przed wiekami musiała to być wielka twierdza. Mimo tego, że słonce stało wysoko zniszczone mury wyglądały złowrogo. Obalone baszty nawet dziś imponowały wysokością i rozmachem. Resztki zdobień na murach świadczyły dobitnie o niegdysiejszym bogactwie mieszkańców twierdzy.
- Ciekawe ile z tego bogactwa pozostało tutaj do dziś - pomyślał smokowiec.
- Elrixie - zaczęła niepewnie Laura - wydaje mi się, że nie powinniśmy tam wchodzić.
- A to niby dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Boję się, te mury wyglądają groźnie i napewno kryją w sobie jakąś tajemnicę.
- Droga Lauro myślę, że o to chodziło budowniczemu. A skoro po tylu wiekach nadal budzą one grozę to należą sięmu gratulację.
- Ale...
- Żadnego ale. Idziemy i już.
Po twardych słowach Elrixa, para ruszyła w stronę bramy.

Podeszli jeszcze kilkadziesiąt metrów i stanęli przy bramie wjazdowej do zamku. Nic nie blokowało już wjazdu, jak kiedyś. Nie pozostał nawet ślad po bramie, czy opuszczanej kratownicy.
Elrix i Laura ostrożnie weszli na rozleły dziedziniec. Smokowiec rozejrzał się po nim dookoła. Znajdowali się prawdopodobnie na głównym dziedzincu, ale sądząc po kolejnych basztach i bramach były jeszcze conajmniej trzy. Z miejsca w którym się znajdowali można było udać się w do wnętrza dwóch dużych budynków i trzech baszt. Jeden z budynków był kompletnie zniszczony i nie wart było się nim zajmować. Drugi natomiast prezentował się o wiele lepiej. I można było się pokusić o jego zbadanie.
- Na początek jednak Źródło - pomyślał smokowiec - Potem można zająć się resztą.
Tylko gdzie go szukać. Elrix rozejrzał się ponownie po dziedzińcu.
- Skoro źródła trzeba szukać w podziemiach to może wypływa ono gdzieś na powierzchnię. Na początek obejdziemy wszystkie dziedzińce i poszukamy wejścia do podziemi, a może przy okazji trafimy na źródło.
- Lauro - zaczął smokowiec - chodź obejdziemy teren, a potem...
- Elrixie spójrz! - krzyknęła przerażona.
Smokowiec spojrzał we wskazanym kierunku. Na szczycie jednej z baszt dostrzegł zarys sylwetki.
- Kto to jest? - spytała Laura.
- Niewiem, ale pewnie zaraz się dowiemy.
Smokowiec spojrzał ponownie do góry. teraz zauważył już dwie sylwetki. Obie czarne jak noc i nie ruchome. Obrócił się na pięcie i dostrzegł, że na murach, basztach i oknach budynków pojawiło się jeszcze kilkanaście sylwetek.
Z drzwi najlepiej zachowanego budynku wyszła do nich dziwna istota. W zarysie sylwetki przypominała mężczyzną, ale...
To był jedynie zarys. Niczym czarna plama atramentu wylana na podobieństwo człowieka.

Po chwili do tej istoty dołączył kolejne dwie. Cienie stały przed parą poszukiwaczy jakby w oczekiwaniu. Elrix i Laura milczeli.
- Dlaczego milczycie intruzi? - spytał Cień stojący pośrodku.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 30-08-2009 o 16:48. Powód: Zapomniałem o jednym graczu PRZEPRASZAM MADWOLF
brody jest offline