Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2009, 18:41   #121
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Guun szybkim krokiem zmierzał w stronę bramy miasta, która majaczyła w mroku na końcu szerokiej, przysypanej piachem ulicy. Ze wszystkich stron dobiegały odgłosy niewidocznych mieszkańców Zakhary. Guun niemalże wyczuwał ich obecność, ich gniew. To co właśnie robił było wbrew naturalnemu porządkowi rzeczy. Przecież żywi nie mieli prawa opuścić Miasta Umarłych. Byli skazani na wieczne pozostanie wewnątrz murów. Aż do śmierci. Ich przeznaczeniem było pomnożyć populację duchów zamieszkujących Zakharę.

Cóż za los - pomyślał Guun. - Nie do pozazdroszczenia. Ja się stąd wyrwę, ale krasnoludy i Neuris tu pozostaną na wieki. Nie dla nich Korona Władzy. Będzie moja! I to dzięki komu? Panu Piekieł, Mefistofelesowi, najpodlejszemu z demonów. Tylko po co on to robi? Dlaczego mi pomaga? Przecież działa na swoją szkodę.

Zauważył małego chłopca, Fonikoriasa. Stał przy ostatnim budynku w ciągu ulicy i machał ponaglająco do Guuna. Badacz przyspieszył i już po chwili stał przy chłopcu.
- Mój Pan tylko dla Ciebie łamie odwieczne prawa więc uszanuj to - powiedział Fonikorias swoim głębokim głosem, tak nie pasującym do chłopięcego wyglądu. Machnął ręką i tuż obok nich pojawił się z niczego wirujący kłąb mgły. Guun wpatrywał się w błyskający obłok będący jego drogą ucieczki z Zakhary. Mgła zaczęła formować się w błękitny, falujący owal.
- Oto wyjście z Zakhary, uczynione jedynie dla Ciebie przez mego Pana. Doceń to. Po wyjściu z miasta czeka na Ciebie kolejny prezent od Mefista. Wielbłąd, zapas wody i żywności. Mój Pan jest bardzo łaskawy, nieprawdaż?
- Podążaj na nim na wschód przez cztery dni - kontynuował chłopiec. - Wieczorem czwartego dnia powinieneś dotrzeć do oazy kupieckiej. Tam odnajdź człowieka imieniem Safion. On wskaże Ci drogę do Starożytnego Lasu. Bywaj!

Po tych słowach chłopak dosłownie rozpłynął się w ciemności, dołączając do rzeszy mieszkańców miasta. Dlaczego Mefisto to robi? - chciał zapytać Guun jednak nie zdążył. Wszedł w portal.

Moment ciemności, ciszy i lodowatego zimna.
I właściwie nic się nie zmieniło. Poza tym, że Zakhara zniknęła. Wyglądało na to, że Guun nadal stał w tym samym miejscu ale zamiast ulic i domów Zakhary widział tylko morze wydm, skąpanych w blasku księżyca i objuczonego wielbłąda leżącego w piasku.



Na czarne serce Zurry! Udało się! Jestem wolny! Teraz na wschód. Cztery dni do oazy... Jak on mówił, że ten kupiec się nazywa? Syrfion? Syfon? A! Safion. Odnaleźć Safiona.

- Żegnajcie brodaci towarzysze - powiedział w stronę, gdzie podejrzewał, że znajduje się niewidoczne teraz dla jego oczu Miasto Umarłych i machnął na pożegnanie ręką. - Chyba się więcej nie zobaczymy...

Wsiadł na wielbłąda i powoli ruszył na wschód. Kiedyś jeździł konno i okazało się, że jazda wierzchem na wielbłądzie nie bardzo różni się od podróżowania na koniu. Było tylko nieco wyżej i bardziej kiwało.
Słońce prażyło niemiłosiernie. Guun podróżujący na grzbiecie wielbłąda ściągnął swoją uszytą z grubego materiału szatę i jechał tylko w przepasce okrywającej mu biodra. Na głowę założył jakąś szmatę, dla ochrony przed słońcem.
Wyglądam jak rodowity mieszkaniec pustyni - myślał i drapał się w poparzone od słońca miejsca na skórze. - Nic tylko zmienić imię na Guun ibn Hassan albo jakieś takie i mógłbym zostać szejkiem. Hehe. Czy to piekielne slońce musi tak prażyć? Chyba woda się kończy. A nie, jest jeszcze jedna manierka. Dzięki Ci, Zurro! A to co?

W oddali, na rozgrzanym piasku coś lśniło. Guun natychmiast skierował swojego włochatego wierzchowca w tamtą stronę. Już po chwili widział co błyszczało. Zbliżał się do wielkiego pobojowiska. W słońcu lśniły zbroje, hełmy i włócznie rozrzuconych na wielkiej przestrzeni trupów. Leżały tu stosy zbryzganych krwią ciał ludzi owiniętych w białe szaty, koni i wielbłądów.

Na zęby Zurry! Ale rzeź - pomyślał przyglądając się jatce. - Zaprawdę wielka bitwa. Ciekawe kto z kim...

- Pomocyyyyyyyyyy... - rozmyślania przerwał charkot jednego z leżących. Badacz zatrzymał wielbłąda, który posłusznie położył się i Guun podszedł do rannego. Był to młody chłopak o śnaidej twarzy, cały zawinięty w białe, zakrwawione prześcieradło. Na głowie miał wysoki, spiczasty chełm z kolczym karczkiem, a w ręce kurczowo trzymał zakrzywiony miecz. - Pomocy...

- Nie ruszaj się. dam Ci wody - powiedział Guun i wrócił po manierkę. Już po chwili poił ranengo mężczyznę wodą. - Kim jesteś i co tu się stało?
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 26-08-2009 o 18:48.
xeper jest offline  
Stary 29-08-2009, 13:29   #122
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
- Jest mój skrab - cyklop skakał z radości i całował mały lśniący srebnym blaskiem przedmiot.
- To można uznać, że misja się udała - powiedział z dumą elf.
- A jakże - odparł cyklop - Jak tylko zdobędę Koronę Władzy nagrodzę cię sowicie mój elfi przyjacielu. Ciebie i całą twoją rodzinę. I wszystkich przyjaciół. Będziecie żyć w dostatku i bogactwie. Zobaczysz będę dobrym władcą Trzech Krain.
- Co? - spytał zdziwiony Gun.
- Za mało? - rzekł zdziwiony cyklop - Dobrz więc uczynię cię księciem i dam ogromny zamek.
- Nie to nie o to chodzi. Ty szukasz Korony Władzy?
- Oczywiście, że tak. A dzięki tobie przejdę bezpiecznie przez Ognistą Dolinę. -
dotknął czule amulet, który zawiesił już na szyi - Amulet Życia mnie ochroni.
Guna zatkało. Nie sądził, że pod nazwą Amulet Życia może się kryć legendarny Talizman! Ale teraz sam musiał przyznać, że nie mógł on być niczym innym. Widział kiedyś ilustracje w księgach o Czarnoksiężniku i Koronie: tak właśnie wyglądał Talizman! Niestety, nie było mowy, by stwór zgodził się go oddać czy choć przehandlować: widać to było po zapale w jego oczach.
Cholera! – pomyślał elf. – Chyba nie mam innego wyjścia, jak poszukać innych Talizmanów. I to szybko. Taka kreatura władcą świata… No ale ten przynajmniej wydaje się dobry.
- Yyy… Więc powodzenia, przyjacielu. Miłej podróży!
„I wolnej!” – dodał w myślach.
- Dziękuję, nawzajem! – rozpromienił się cyklop. – Żegnaj, w właściwie do zobaczenia. I dziękuję! – powtórzył radośnie cyklop i ruszył w swoją stronę. Tak samo postąpił Gun.
Glorianna ucieszyła się na jego widok… I to bardzo. Widać, że się o niego martwiła, bo rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek. Zanim jednak Ryani zdążył odwzajemnić uścisk, opanowała się i zawstydzona odsunęła się od elfa spuszczając głowę. Kael zarechotał donośnie i wesoło.
- Nie krępujcie się. Jest tu tylko ropucha. – rzekł.
Gun’Ryan ofuknął płaza wzrokiem i spojrzał na Gloriannę.
- Ten cały Amulet Życia… To Talizman.
Oczy elfki wyrażały bezgraniczne zdumienie. Takie niemiłe zbiegi okoliczności nie zdażały się często.
- Więc musicie udać się po ten, o któym opowiadałem. – skwitował Kael.
Wojownik zacisnął zęby. Nie ma co tracić czasu…
- Idziemy po najbliższy.
- Jaskinia maga ma się znajdować...
- Źle mnie zrozumiałeś. Miałem na myśli NAJBLIŻSZY.

Ropusze lico Kaela wykrzywił wyraz strachu.
- Jeśli mówisz o tym, o czym ja myślę, że mówisz… To skończycie tak, jak ja.
Ryani uśmiechnął się szelmowsko.
- Niekoniecznie… Glorianno, bądź tak miła i wywołaj Arkhanaala…
Prostota i spryt planu elfa przypadła zjawie do gustu. Dżin stwierdził, że to nie wykracza poza jego kompetencje, a nawet cieszy się, że zrobi coś na szkodę takiej złej istoty. Gloria również żywo przytaknęła towarzyszowi. Oczywiście kiwnięciem głowy.
- A więc uzgodnione. Ruszamy po Talizman! – zakrzyknął elf i ruszył w kierunku chaty Wici…
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 30-08-2009, 13:06   #123
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
Zwierzę którego dosiadł badacz byłonad wyraz posłuszne. Najmniejszy ruch lecami czy nogą sprawiał, że wielbłąd wręcz odczytywał myśli jeźdzca.
- Ciekawe – pomyślał Guun – czy to ja jestem tak doskonałym jeźdzcem, czy to kolejna sztuczka tego demona?
Jadę przez rozgrzaną do granic możliwości pustynię badacz zauwazył jakieś ślnienie w oddali. Gdy po kilku minutach jazdy zbliżył się do tego miejsca, zauważył że ma przed sobą ogromne pobojowisko. Najdalej dzień lub dwa temu rozegrała się tu wielka bitwa. Gdy mijał kolejne truchła wojowników i przyglądał się ich egzotycznemu ubiorowi i broni, usłyszał nagle tuż obok siebie:
- Pomooocyyy....- zaharczał jeden z pobitych.
Badacz zatrzymał wielbłąda, który posłusznie położył się i Guun podszedł do rannego. Był to młody chłopak o śnaidej twarzy, cały zawinięty w białe, zakrwawione prześcieradło. Na głowie miał wysoki, spiczasty chełm z kolczym karczkiem, a w ręce kurczowo trzymał zakrzywiony miecz.
- Pomocy... - jęczał ranny.
- Nie ruszaj się. dam Ci wody - powiedział Guun i wrócił po manierkę. Już po chwili poił ranengo mężczyznę wodą. - Kim jesteś i co tu się stało?
Młody mężczyzna zachłanie przyssał się do manierki i pił zapczywie. Guun przyjrzał się w tym czasie jego ranom. Wyglądało na to, że młodzieniec ma tylko kilka ran ciętych. Jednak potrzebował niezwłocznie pomocy, gdyż w tym upale było bardziej niż pewne że umrze za parę godzin.
- Dziękuję ci obcy przybyszu – rzekł w końcu mężczyzna.
- Proszę bardzo - odparł Guun.
Dopiero teraz zauważył, że na dłoni mężczyny ślni wielki pierścień.

- Nawet nie wiesz komu pomogłeś giaurze. Nazywam się Kalim al Hassan ibn al -Nasif, jestem kalifem Askaary. Jestem w takiej sytuacji, że muszę cię prosić o pomoc.
- Słucham o co chodzi?
- Uratujesz mi życie jeśli mnie stąd zabierzesz. Masz wielbłąda i wodę, więc damy radę. Musimy się jednak spieszyć. Gdy noc zapadnie zjawią się tu ghoule, a wtedy nic mnie nie uratuje. Zabierzesz mnie do mojego ojca. Z resztką ocalałych wojowników udał się pewnie oblegać Haaram, stolicę naszych wrogów, kanitów. Pomożesz mi? Nie martw się twój trud zostanie wynagrodzony po stokroć.
Ranny młodzieniec spojrzał błagalnie na badacza. Jego ciemne oczy ślniły napływającymi łzami.


Gun’Ryan
Elf wraz z towarzyszami wpadł jak się wszystkim wydawało na genialny pomysł. Jeden Talizman przemknął im koło nosa postanowili zdobyć ten który był równie blisko. Plan śmiały a rezultat niepewny. Oni jednak młodzi, silni, pełni wiary we własne możliwości niewątpili ani przez chwilę.
Para elfów, dżin i ropuch ruszyli zatem dziarsko przed siebie. Drogę już znali więc dotarcie na miejsce nie stanowiło problemu. Wiosenna pogoda sprzyjała wędrówką. Ptasie trele i jasne promienie słońca umilały drogę.
- Myślicie, że to się uda? - powątpiewał ropuch Kaela.
- Drogi przyjacielu musi się udać- odparł uradowany Ryani.
- Ja też tak myślałem i spójrz jak skończyłem.
Glorianna spojrzała smutnymi oczami na Kaela, widać było że bardzo mu współczuje i chciałaby mu pomóc. Narazie jednak było to niemożliwe.
- Nic się niemartw Kaelu, damy sobie radę – uśmiechnięty Ryani był pewny swego.
Gdy dotarli na miejsce zobaczyli, że wiedźma nie opuściła miejsca zamieszkania. Co prawda nie było już solidnej drewnianej chaty, ale na jej miejscu stał niewielki szałas. Przed szałasem paliło się ognisko nad którym zawieszono sporych rozmiarów kociołek. Z jego wnętrza dobiegało głośne bulgotanie i dziwny ziołowy zapach. Wokół ogniska siedziała stara Wicca oraz dwie inne kobiety, które wyglądały jak jej siostry.



Elrix
Smokowiec po długiej wędrówce dotarli do celu. Ruiny o których mówili trędowaci były potężne. Przed wiekami musiała to być wielka twierdza. Mimo tego, że słonce stało wysoko zniszczone mury wyglądały złowrogo. Obalone baszty nawet dziś imponowały wysokością i rozmachem. Resztki zdobień na murach świadczyły dobitnie o niegdysiejszym bogactwie mieszkańców twierdzy.
- Ciekawe ile z tego bogactwa pozostało tutaj do dziś - pomyślał smokowiec.
- Elrixie - zaczęła niepewnie Laura - wydaje mi się, że nie powinniśmy tam wchodzić.
- A to niby dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Boję się, te mury wyglądają groźnie i napewno kryją w sobie jakąś tajemnicę.
- Droga Lauro myślę, że o to chodziło budowniczemu. A skoro po tylu wiekach nadal budzą one grozę to należą sięmu gratulację.
- Ale...
- Żadnego ale. Idziemy i już.
Po twardych słowach Elrixa, para ruszyła w stronę bramy.

Podeszli jeszcze kilkadziesiąt metrów i stanęli przy bramie wjazdowej do zamku. Nic nie blokowało już wjazdu, jak kiedyś. Nie pozostał nawet ślad po bramie, czy opuszczanej kratownicy.
Elrix i Laura ostrożnie weszli na rozleły dziedziniec. Smokowiec rozejrzał się po nim dookoła. Znajdowali się prawdopodobnie na głównym dziedzincu, ale sądząc po kolejnych basztach i bramach były jeszcze conajmniej trzy. Z miejsca w którym się znajdowali można było udać się w do wnętrza dwóch dużych budynków i trzech baszt. Jeden z budynków był kompletnie zniszczony i nie wart było się nim zajmować. Drugi natomiast prezentował się o wiele lepiej. I można było się pokusić o jego zbadanie.
- Na początek jednak Źródło - pomyślał smokowiec - Potem można zająć się resztą.
Tylko gdzie go szukać. Elrix rozejrzał się ponownie po dziedzińcu.
- Skoro źródła trzeba szukać w podziemiach to może wypływa ono gdzieś na powierzchnię. Na początek obejdziemy wszystkie dziedzińce i poszukamy wejścia do podziemi, a może przy okazji trafimy na źródło.
- Lauro - zaczął smokowiec - chodź obejdziemy teren, a potem...
- Elrixie spójrz! - krzyknęła przerażona.
Smokowiec spojrzał we wskazanym kierunku. Na szczycie jednej z baszt dostrzegł zarys sylwetki.
- Kto to jest? - spytała Laura.
- Niewiem, ale pewnie zaraz się dowiemy.
Smokowiec spojrzał ponownie do góry. teraz zauważył już dwie sylwetki. Obie czarne jak noc i nie ruchome. Obrócił się na pięcie i dostrzegł, że na murach, basztach i oknach budynków pojawiło się jeszcze kilkanaście sylwetek.
Z drzwi najlepiej zachowanego budynku wyszła do nich dziwna istota. W zarysie sylwetki przypominała mężczyzną, ale...
To był jedynie zarys. Niczym czarna plama atramentu wylana na podobieństwo człowieka.

Po chwili do tej istoty dołączył kolejne dwie. Cienie stały przed parą poszukiwaczy jakby w oczekiwaniu. Elrix i Laura milczeli.
- Dlaczego milczycie intruzi? - spytał Cień stojący pośrodku.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 30-08-2009 o 16:48. Powód: Zapomniałem o jednym graczu PRZEPRASZAM MADWOLF
brody jest offline  
Stary 30-08-2009, 15:56   #124
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Zamiast chatki, domostwem Wicci był teraz najwyraźniej szałas. O ile, w wypadku, gdyby ich plan nie wypalił, pokonanie Wici wydawało się prawdopodobne, o tyle pokonanie jej dwóch sióstr (bo to chyba były jej siostry) wydawało się niemożliwe. I właśnie dlatego Ryanii miał wielką nadzieję, że jego plan wypali. Posłał Glorii porozumiewawcze spojrzenie. Kiwnęła z determinacją głową.
Odkąd tylko poznała Ryaniego, ten ciągle stawał się na nowo jej bohaterem: a to ratując ją z łap Hegemona, czy teraz, gdy zamierzał wiele ryzykując, przywrócić jej mowę. Co prawda mogło mu chodzić o dżina, ale Gloria w to wątpiła. Czuła, że nie była mu obojętna. Zresztą, była świadoma swoich wdzięków, w końcu jej… walory były… Niezaprzeczalnie wielkie.
Gdyby Gun wiedział, co chodzi Gloriannie po głowie, pewnie natychmiast przyznał by jej rację. Wysłał w kierunku nieba ostatnią cichą modlitwę i podszedł do trzech staruch.
- Witaj, Wicco, bo tak się przecież nazywasz, prawda?
Wiedźma spojrzała na niego tak, jakby dopiero teraz go zauważyła.
- Masz czujne uszy, młodzieńcze. Jak również dług u mnie. Ściągnęliście mi na kark wojska hegemona! – wskazała ręką zgliszcza chaty, a potem szałas. – Teraz musimy mieszkać w takiej ruderze. Ale mów, po co przyszedłeś? I to jeszcze z tą elfką, wykradzioną hegemonowi, a? Mów! – w końcu skończyła swój monolog, marszcząc swoje poorane bruzdami czoło.
Elf nabrał powietrza.
- Przyniosłem ropusze języki na wywar. Teraz, zgodnie z umową masz przywrócić mojej towarzyszce mowę. Ale najpierw sama spróbujesz wywaru, by nie okazał się zatruty. – A potem Glorianna każe Arkhaanalowi nas ochronić przed twoją magią, po czym odbiorę ci Talizman i każę dżinowi przenieść nas do środkowej krainy, prosto do owego czarodzieja. – dokończył w myślach.
Wiedźma spojrzała najpierw na elfa, potem na dwie towarzyszki, i powiedziała…
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 01-09-2009, 11:49   #125
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Najwidoczniej jest jakimś wielmożą. Jak mu pomogę to pewnie się odwdzięczy - pomyślał Guun, gdy zobaczył bogaty pierścień na palcu rannego. Mężczyzna potwierdził przypuszczenie. Okazał się być nie kim innym, jak kalifem Askaary. Za pomoc obiecał sutą nagrodę.

- Dobrze - powiedział Guun. - Zabiorę Cię do Twego ojca, do Haaram. Gdzie to jest?
- Dwa dni drogi w kierunku południowym - padła odpowiedź.

Zurro! Wiedziałem. Wiedziałem, że droga wypadnie w innym kierunku niż znajduje się oaza i Safion. Ale pomoc tego chłopaka może okazać się równie cenna. Mały objazd nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie.

- W takim razie w drogę - Guun ostrożnie podniosł kalifa i usadowił go na wielbłądzie. Sam też na niego wsiadł i ruszyli w drogę. Dwa dni drogi w niemiłosiernie prażącym słońcu pustyni, wszechobecny, wdzierający się we wszystki e szpary piasek i ograniczony zapas wody doprowadzały Guuna niemal do utrarty zmysłów. Kilkakrotnie miał ochotę zrzucić Kalima z wielbłąda lub zabrać mu manierkę, jednak w ostatniej chwili się powstrzymywał.

W końcu dojechali do Haaram. Stojące na skraju pustyni miasto było, jak przewidział młody kalif, oblegane. Wokół czerwonych, wykonanych z wypalanej cegły murów ustawione było mrowie pstrokatych namiotów, pomiędzy którymi kręcili się ubrani na biało ludzie.

Zostali zatrzymani przez wartownika, pilnującego drogi do obozu.
- Stójcie przybysze! - zakrzyknął. - Kim jesteście i co was tu sprowadza?
- Nie poznajesz swego kalifa, żołnierzu? - słabym głosem zapytał Kalim, wychylając się zza badacza.
- Wybacz Panie, ale myśleliśmy że umarłeś. Chwalić Jedynego - strażnik padł na twarz i kilkakrotnie uderzył czołem w ziemię.
- Zaprowadź mnie do mego ojca - rozkazał kalif.

Przejechali przez obozowisko, w którym wszyscy na widok żyjącego kalifa wznosili okrzyki ku czci Jedynego i padali na twarze. W końcu dojechali do dużego namiotu, stojącego na niewielkim wzniesieniu. Stało przed nim trzech mężczyzn. W momencie, w którym podjechali, dwóch z nich padło na ziemię a trzeci podszedł do wielbłąda i pomógł Kalimowi zsiąść z wierzchowca.

- Witaj synu - powiedział starszy mężczyzna. - Wybacz, że zostawiliśmy Cię tam na pożarcie ghulom, jednak musieliśmy ścigać niedobitki. A wszyscy mówili, że zginąłeś chwalebnie w boju...
- Chwalić Jedynego - odpowiedział kalif i uściskał ojca. - Żyję. I powziąłeś słuszną decyzję przyjeżdżając tutaj. Jedyny postawił mnie na drodze tego tutaj, giaura, który zyskał naszą dozgonną wdzięczność ratując mnie. Obiecałem mu sowitą nagrodę.
- W imię Jedynego, dziękuję Ci - starszy mężczyzna ukłonił się dotykając palcami serca, czoła i ust. - Wejdźmy do namiotu.

Wnętrze namiotu było bogato wyposażone, jak na polowe warunki panujące w obozie. Wszędzie wisiały złocone draperie, na podłodze rozłożony był puszysty dywan, a na nim leżało mnóstwo poduszek do siedzenia.

Zaprawdę, bogaci ludzie i pewnie wpływowi. Zaraz zapytają mnie co mogą dla mnie zrobić. Tak naprawdę nic mi nie trzeba, poza dotarciem do Safiona i skłonieniem go do pomocy. I o to ich poproszę. I sakwę złota na dodatek, o!

- A więc powiedz czym możemy Ci wynagrodzić? - zapytał ojciec kalifa, gdy rozsiedli się wygodnie na poduszkach.
- Och, nie trzeba mi wiele - ze skrywaną skromnością odparł Guun. - Zboczyłem jednak nieco z drogi do pewnej oazy kupieckiej. Mianowicie tej, w której rezyduje kupiec Safion. Potrzebuję się tam dostać, gdyż ma mi on wskazać drogę do Starożytnego Lasu. Więc jeśli moglibyście, o czcigodni dać mi zapas wody i eskortę na drogę do oazy lub też wskazać bezpośrednią drogę do Starożytnego Lasu, byłbym niezmiernie wdzięczny. Przydałoby mi się też nieco złota, gdyż nadmiarem pieniędzy nie grzeszę, a wiecie, że bez pieniędzy niewiele można zdziałać...
- I trzecia rzecz, jeśli można - Guun właśnie wpadł na pomysł jak pozbyć się konkurencji w wyścigu do Korony Władzy. - Jeśli kiedykolwiek spotkalibyście na swej drodze, dwóch brodatych karłów o imionach Grumil i Thorius, zabijcie ich lub uwięźcie. To okrutni bandyci, przed którymi ledwo uszedłem z życiem...
- Niewiele przybyszu żądasz za swoją pomoc - powiedział kalif. - Zrobimy co w naszej mocy aby Ci pomóc...
 
xeper jest offline  
Stary 01-09-2009, 18:36   #126
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Zbliżając się do ruin Elrix był przekonany iż niegdyś musiało to być wspaniałe zamczysko, siedziba bogatych i śmiałych władców. Aż dziwne że zbudowana dzięki geniuszowi architektów i z pewnością przy wydatnej pomocy magii twierdza popadła w taką ruinę. Jakież to siły sprzysięgły się przeciw rezydującym tu możnym? Jakich bogów musieli obrazić? Trzeba będzie popytać o to w tym zamczysku o którym wspominali przeklęci...

Wkraczając w cień bramy rozmyślał czy nie odbudować tego miejsca gdy już zdobędzie Koronę Władzy. Oczami wyobraźni widział swoje sztandary łopoczące na wysokich basztach i zbrojnych w błyszczących pancerzach pilnujących jego spokoju. Tak, miejsce zdecydowanie godne smoczego rodu, gdzie łaskawie przyjmowałby hołdy książąt i królów obu krain, ba świata!

Z przyjemnych rozmyślań wyrwał go krzyk Laury. Jego humor pogorszył się gwałtownie gdy tylko podążył spojrzeniem we wskazanym kierunku. Ja wam dam gryfa, niech was tylko dorwę. Będziecie tęsknić do czasów gdy trąd był waszym jedynym zmartwieniem, pomyślał mściwie stając pomiędzy zbliżającymi się postaciami a dziewczyną. Znowu coś o czym w życiu nie słyszałem, ale dużo ich, nie boją się słońca... jeśli to jakiś rodzaj nieumarłych to bez wątpienia są niezwykle niebezpieczni. Na szczęście magiczna broń powinna być w stanie wyrządzić im poważne szkody. Analizował w duchu, przygotowując się do walki. Dziewczyna przypomniawszy sobie najwyraźniej że nie jest już zwykłą aktorką, ale dzielną poszukiwaczką przygód przemogła najgorszy strach i rozglądała się czujnie na boki, gotowa ostrzec przed zbliżającym się z innych kierunków niebezpieczeństwem.

- Dlaczego milczycie intruzi? - dobiegło od strony najbliższego z cieni. Elrix trochę się rozluźnił i zdjął dłonie z rękojeści mieczy. Ich gospodarze nie sprawiali wrażenia takich którzy będą chcieli pogadać zanim rzucą im się do gardeł, więc był pozytywnie zaskoczony.
- Przyznam że jesteśmy zdumieni, widząc że te ruiny mają swoich mieszkańców - zaczął smokowiec, daremnie doszukując się jakichkolwiek cech charakterystycznych w twarzy rozmówcy - Przybyliśmy tu w poszukiwaniu źródła życia, którego wody mogą pomóc ojcu mojej towarzyszki. Miałem ją chronić podczas tego zadania przed krwiożerczym gryfem ponoć pilnującym tegoż źródła...
 
MadWolf jest offline  
Stary 02-09-2009, 18:27   #127
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Czyżby panowie nas już opuszczali? - spytał burmistrz, który pojawił się za nimi dosłownie znikąd. Niby nic dziwnego jak na miasto duchów, ale nagłe pojawienie się porządnie wystraszyło całą trójkę. Neuris schował się za Grumilem i zaczął złorzeczyć pod nosem.
- Eee... Tak. Wie pan, burmistrzu, jak to jest z poszukiwaczami. Nie zagają miejsca, bo muszą ruszać dalej. - Grumil szturchnął Thoriusa, która był zajęty wydłubywaniem paprocha z oka.
- No właśnie. Miło było, ale my się zbieramy. Mamy kilka skarbów do odszukania i no.. ten tego.. Przydałoby się jakoś otworzyć nam te barierkę cobyśmy mogli sobie pomaszerować dalej.
- Obawiam się panowie, że to niemożliwe. jak już mówiłem wcześniej Zakhara to miasto, z którego nikt nie wychodzi. Ani żywy, ani umarły. Trudno do niego trafić, co nie udaje się wielu śmiertelnikom, ale jeszcze trudniej z niego wyjść. No, chyba że ma się układy i wysoko postawionych "przyjaciół", jak ten mężczyzna, który był z wami.

"A to bydle" pomyślał brodacz. "Uciekł stąd i nawet o nas nie pomyślał. Żeby go obsypało jakimś ohydztwem, od którego to przyrodzenie odpada, to sobie już nie pohula! Spotkam go znowu to porachuje mu wszystkie kosteczki, nie ma co!"

- I nie da się nic zrobić? - drążył temat krasnolud.
- Nie da się. Kilka duszyczek już próbowało, za każdym razem jednak kończyło się na licznych ranach.
- Ranach? myślałem że ducha nie da się zranić.
- Taak. rzeczywiście, broń na nas nie działa. Ale magia..Hmm, to już całkiem inna gadka!
- Proszę cię, wypuść nas! - Neuris padł na kolana, chcąc złapać za szatę burmistrza. Chude palce prześlizgnęły się przez niego, a skrzat złapał powietrze. Upadł twarzą na ziemię. - Nie chcemy tu umrzeć. Wypuśćcie nas!
- Mówiłem już, że nie mogę nic zrobić aby was uwolnić. Pozostaniecie tu na zawsze.
- Na zawsze?
- Tak, kiedy wasze ciała obumrą, wasze dusze, jako kara za wstąpienie na tę ziemię, błąkać się będą po okropnych czeluściach, aż wreszcie trafią tu - do Zakhary.
- Nie możecie nam tego zrobić!
- obruszył się krasnolud.
- Tu nie ma negocjacji panowie. Powtarzam wam ostatni raz - stąd nie da się wyjść. Takie jest odwieczne prawo. Póki co, możecie mieszkać w tym domu, który zajęliście. Później znajdę wam jakieś inne lokum.
- A co będziemy jeść? I pić?
- Duchy nie potrzebują jedzenia ani wody. Jednakże jest tu stara studnia, o tam
- tu wskazał za budynek przypominający warsztat kowala - za tym budynkiem. Kto wie, może jest tam jeszcze woda...

Burmistrz odszedł raźnym krokiem - a raczej lewitując nad ziemią oddalił się - w bliżej nieznanym kierunku. Krasnoludzi spojrzeli po sobie. Wizja śmierci jeszcze nigdy nie była tak realnie bliska. Neuris z piskiem i szlochem rzucił się do "ich" domu. Schował się pod stołkiem i zaczął coś mruczeć.

* * * * *

Trzymali się już dwa dni. Na szczęście woda - która rzeczywiście była w studni - okazała się zdatna do picia. Burczało im w brzuchach, ale starali się powstrzymać siłą myśli to ssące uczucie. Nieudolnie zresztą.
- Nie dziwie mu się, że został kanibalem. - mruknął Grumil - jak się stąd nie wydostaniemy to chyba go zjem. jestem tak okropnie głodny.
- Nie, proszę -
pisk Neurisa miał błagalne brzmienie - Jestem niesmaczny. Niejadalny. I żylasty.
- On tylko żartował. Prawda, Grumil?
- Ta. To był żart
- karzeł trochę się uspokoił, jednak ton głosu krasnoluda raczej świadczył o tym, że zaczął intensywnie o tym myśleć.

* * * * *

Cztery dni! Cztery dni bez jedzenia! Sami nie mogli w to uwierzyć, że jeszcze trzymają się na nogach. Zbroje i bronie leżały w kącie, a oni siedzieli w nowym lokum. Nie różniło się zbytnio od starego, ale nie było sensu narzekać. Grumil wachlował się właśnie zrobionym z kilku patyków i strzępka własnego ubrania wachlarzem, gdy rozległo się pukanie.
Thorius podniósł się i otworzył drzwi.


Stała w nich zakapturzona postać. Postać kobiety. Nie widać było jej twarzy. Szybko wleciała do środka, przelatując przez Thoriusa i przyprawiając go o mdłości.
- Zamknij drzwi - spod kaptura dobiegł aksamitny głos. krasnolud wiedziony dziwnym przeczuciem, posłuchał owej kobiety i zamknął je szybko.
- Kim... Kim pani jest?
- To teraz nieważne. Ważne jest to, co dla was mam.
- A co pani dla nas ma?
- Informacje.

- Nie dzięki, czytałem już dzisiejszy dziennik. Nic ciekawego - zażartował Grumil. Zaraz jednak zamilkł, czując na sobie mrożące krew w żyłach spojrzenie. Thoriusa nagle olśniło.
- Czy umie nas pani stąd wyprowadzić?
- Niestety nie, ale prawdopodobnie moje informacje będą równie pomocne.
- Zatem chętnie posłuchamy. Eee. Może pani usiądzie?
- wskazał na wolne krzesło, kobieta jednak odmówiła gestem dłoni.

- Z Zakhary nie da się wyjść. Takie jest odwiecz...
- Odwieczne prawo. Już to słyszeliśmy od burmistrza. Co za czubek ustanawia takie prawa?
- warknął niezadowolony Grumil
- Nie obrażaj Pana Ciemności! Jeszcze cię usłyszy i wszyscy będziemy cierpieć okropne katusze! Zamilcz!
- Jedynym znanym mi sposobem wydostania się stąd jest pomoc od twórcy tego miasta, czyli u samego Króla. Jednakże, dostać się do niego nie jest łatwo. Jego królestwo rozciąga się aż do ziemskiego padołu, "stolica" zaś mieści się w najgłębszej czeluści piekieł. Trzeba sporo odwagi - i głupoty - aby się tam wybrać. Wy nie macie wyboru więc chyba to zrobicie.
- Dlaczego nam pomagasz? Nic dla ciebie przecież nie zrobiliśmy.
- Powiedzmy, że kiedyś też trafiłam tu przez przypadek. Próbowałam się wydostać na własną rękę, ale skutki tego widzicie teraz - nie udało się. Przysięgłam wtedy sobie, że jeśli kiedykolwiek ktoś trafi na moje miejsce, postaram się mu pomóc. Przez lata gromadziłam informacje dla takich osób jak wy.
- Dziękujemy za twą dobroduszność.
- Thorius obdarzył ją promienistym uśmiechem - Czego chcesz w zamian?
- Mój ukochany wyczekuje mnie pod jabłonią niedaleko rzeki od strony Środkowej Krainy. Proszę, przekażcie mu, co się ze mną stało. No i dajcie mu to .- z szyji zsunęła srebrzysty wisior, który po dotknięciu ręki Thoriusa zamiast przez nią przelecieć, jak inne przedmioty którymi operowały duchy, buchnął srebrzystym światłem. W chwilę później kamienie szlachetne rozbłysły naturalnym blaskiem, a srebro błyszczało w blasku światła wpadającego przez jakąś szparę.



- Jesteś wspaniała. Dziękujemy raz jeszcze! - krzyknął Grumil.
Możliwość wydostania się stąd dała mu nowe siły. Nawet Neuris zrobił się weselszy. Zakapturzona dama ruszyła w stronę drzwi. Otwarła je na oścież, po czym odwróciła się "na pięcie".
- Aha, wejście do królestwa Pana Ciemności znajduje się w pałacu burmistrza. To on jest pierwszą z licznych przeszkód, jakie napotkacie na swej drodze do samego Króla. Problem ten zostawiam jednak wam do rozwiązania, bowiem sama niewiele mogę zrobić w tej sprawie.

Drzwi skrzypnęły i już jej nie było. Zniknęła w sposób, do którego cała trójka zdążyła się już przyzwyczaić.
- Panowie, idziemy pogadać z burmistrzem... - rzucił Thorius, nakładając na sobie nieużywany od kilku dni pancerz...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 02-09-2009, 19:13   #128
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
Kalif obiecał pomóc wybawcy jego syna. Radość jaka malowała się na jego twarzy świadczyła, że był gotów ofiarować o wiele więcej. Nie nalegał jednak i nie próbował przekonać Guun, że powinien wziąć więcej.
Kalif zaproponował gościnę w swoim obozie. Był to co prawda obóz wojenny i zaledwie kilkadziesiąt metrów o namotu władcy toczyło się oblężenie twierdzy, ale mimo to badacz zaostał ugoszczony z pełnymi honorami.
Znalazła się i balia z letnią wodą w której zażył on relaksującej kąpieli, znalazły się bogato zdobione szaty. Misteria ich wykonania olśniła Guun. Były nie tylko wspaniale wykonane i bogato zdobione, ale także jak zapewnił rządca kalifa posiadały pewną specyficzną cechę o której badacz miał się przekonać następnego dnia w podróży. Przewiewna tunika chroniła w dzień przed palącym żarem lejącym się z nieba, a w zimne pustynne noce zapewniała odpowiednie ciepło. Gdy Guun układał się do snu do namiotu, który został oddany do jego dyspozycji, weszły dwie przepiękne i pełne wdzięku kurtyzany. One to z polecenia kalifa umiliły noc badaczowi.
Gdy słońce stało już wysoko, Guun dopiero się przebudził. Był zły na siebie za tak późne przebudzenie, ale zdawał sobie sprawę że w tej kulturze gościnność maja swoje specyficzne prawa. Mógłby sobie narobić kłopotów znikając z samego rana z ofiarowanymi darami.
- Panie eskorta już jest gotowa - sługa ukłonił się przed badaczem, który wychodził właśnie z namiotu po obfitym śniadaniu.
Na zewnątrz czekało na niego sześciu wojowników i czterech służących.
- Drogi przyjacielu - przemówił kalif - przykro mi, że nas tak szybko opuszczasz i nie będziesz świętował z nami zwycięstwa nad naszymi wrogami.
- Mi także przykro kalifie, ale sprawy niecierpiące zwłoki wzywają mnie do wyjazdu.
- Skoro tak uważasz, niech tak będzie. Moi wojownicy odwiozą cię do oazy kupieckiej i pomogą ci odszukać kupca Safiona. W jukach wielbłąda znajdziesz skromny wyraz wdzięczności za uratowanie mojego syna - Guun spojrzał na dwa pękata tobołki zwisające z boków zwierzęcia - oraz tych czterech niewolników dla których od dziś jesteś panem życia i śmieci. Nie są oni może w najlepszej kondycji, ale jesteśmy na wojnie a mój pałac jest daleko stąd. Gdybyś zaczekał ofiarowałbym ci lepszych...
- Naprawdę nie trzeba kalifie. Ci mi w zupełności wystarczą. Dziękuję za wszystko.
Guun pożegnał się i wraz z eskortom ruszył w drogę.
Podróż okazała się o wiele przyjemniejsza i wygodniejsza w towarzystwie niż w pojedynkę. Nowa wzorzysta szata sprawował się wspaniale i upał już tak nie doskwierał. Czterej niewolnicy nadskakiwali badaczowi, chcąc się wkraść w łaski nowego pana. Drażniło to trochę Guun i już się zastanawiał co z nimi zrobi, gdy dotrą do celu.
W miłej i dość sielankowej atmosferze minęły kolejne trzy dni podróży. Przed południem czwartego dnia jeden z wojowników jadący na czele zawołał:
- Panie spójrz to chyba oaza, której szukamy.
Guun wychylił się z siodła i spojrzał we wskazanym kierunku.
- O nie! - krzyknął w myślach na widok unoszącego się z nad oazy gęstego, czarnego obłoku dymu.
- Panie przypuszczam, że kupcy zostali napadnięci - wyraził swoje obawy jeden z wojowników - Bandyci prawdopodobnie tam są. Lepiej tam teraz nie jechać.
Zatopiony w czarnych myślach badacz tylko krzyknął:
- Nie! Ruszajmy! - i strzelił z bata.
Karawana ruszyła naprzód.
- Ktoś tu się bawi moim losem - pomyślał badacz zbliżając się do pogorzeliska.
Gdy grupa wjechała do oazy i minęła pierwsze dogasające namioty, prowadzący wojownik oznajmił:
- Spójrz panie, ktoś ocalał.
Na środku targowego placu stał mały chłopiec. Guun poznał go nawet z tej odległości, to był Fonikorias, posłaniec Mefistofelsa.
Karawana zatrzymała się przed chłopcem, który grobowym głosem oznajmił:
- Badaczu wprawiasz w zły nastrój mojego pana. A wiedz, że gniew mojego pana jest straszny. Nie próbuj igrać z losem. Mój pan nieznosi gdy ktoś go ignoruje. Potraktuj to jako ostrzeżenie - powiedział chłopiec i ręką wskazał pogorzelisko - i bądź ostrożny na przyszłość. Wiesz co masz robić i dokąd iść. Niezwlekaj więc i ruszaj. Mój pan czeka.
Po ostatnich słowach chłopiec rozpłynął się w powietrzu.
Wojownicy i czwórka niewolników stała oniemiała. W końcu jeden z nich odważył się zapytać:
- Panie co to oznacza?


Gun’Ryan
- Widzę, że uknułeś elfie bardzo chytry plan - wiedźma zaśmiała się złośliwie, a jej dwie towarzyski po chwili dołączył do niej.
Elfa przeszedł dreszcz po plecach o ich skrzekliwego śmiechu.
- Nie przewidziałeś jednak mój malutki, że odwiedź mnie moje siostry i nie tak łatwo pójdzie ci teraz ze starą Wiccą - ponownie szyderczy śmiech wzbił się w powietrze.
Elf milczał i bacznie spoglądał na wszystkie wiedźmy.
- One coś knują. Tylko co? - pomyślał przerażony.
Prespektywa walki z trzema czarownicami nie napawała go optymizmem.
Wydarzenia jednak potoczył się błyskawicznie. Ryani dostrzegł nagle, że Wicca wznosi ręce do góry i już miał krzyknąć do Glorianny "Padnij", gdy nagle wszystko zamarło.
Dosłownie wszystko się zatrzymało. Słowik przelatujący nad polaną zastygł w powietrzu, drzewa wygięte pod wpływem wiatru zatrzymały się w miejscu, trzy czarownice z otwartymi ustami i uniesionymi rękami także zastygły. Wyglądało na to, że sprawcą całego zamieszania był dżin. Stał on pomiędzy wiedźmami a parą elfów i powstrzymywał lecącą w ich stronę ogromną ognistą kulę.
- Ryani zabierz Gloriannę i uciekajcie jak najdalej. Ja postaram się powstrzymać czarownice.
Zdezorientowany elf stał z otwartymi ustami i niewiedział co miał robić.
- Nie stój jak kołek - krzyknął dżina - Nie ma czasu musicie uciekać! - wrzeszczał dżin.
Elf spojrzał w bok. Glorianna leżała nieprzytomna na ziemi. Skoczył ldo niej i próbował ją ocucić.
- Nie ma czasu - darł się dżin - długo tak nie wytrzymam. Uciekajcie.
Nie czekając na dalsze pouczenia Ryani rzucił wyjątkowo lekką Gloriannę na plecy i ruszył w dół pagórka.
Biegł ile sił w nogach nie oglądając się za siebie. Ile tak biegł sam niewiedział. Napędzała go myśl, że musi uratować piękną Gloriannę. Zatrzymał się dopiero gdy usłyszał potężną eksplozję. Odwrócił się i ujrzał, że na oddalony pagórku wykwitła olbrzymia kula ognia.
Ryani niewiedział co się tam stało, ale mógł się tylko domyślać że dżin poświęcił się by ich ocalić. Poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Spojrzał na nieprzytomną elfkę i łz pociekły mu po policzkach.
- Nie marz się stary - zarechotał ropuch - grunt, że żyjemy.


Elrix
Kłamstwo przychodziło smokowcowi z równą łatwością jak jego matce wzniecanie pożarów. Na poczekaniu wymyślił łzawą historyjkę o tym że woda ze Źródła Życia potrzebna jest dla ojca Laury. I choć Cienie nie mają twarzy i trudno w ich przypadku mówić o mimice to smokowiec widział, że tą bajką uratował życie, a napewno uniknął walki.
- Widzę, że rycerski z ciebie jegomość przybyszu. Chwała ci za to, że pomagasz niewieście w ratowaniu ojca. W tych ruinach nie znajdziesz jednak niczego co go wspomoże. Źródło Życia o którym mówisz już wieki temu zostało przeklęte. Musicie pochodzić z dalekich stron...
- Tak - westchnął, przypominając sobie tajemniczych trędowatych którzy go tu wysłali.
- Wieki temu faktycznie Źródło Życia miało ogromną moc. Łyk wody z niego przywracał nawet do życia zmarłych. Wielu było pielgrzymów do tego Źródła. Jedni chcieli uleczyć się z chorób, inni ocalić zmarłe dziecko a jeszcze inni po prostu widzieli w tym możliwość zysku. I ci ostatni właśnie stali się przyczyną nieszczęścia. Wielki czarnoksiężnik Telmessos, który władał Trzema Krainami bardzo się rozłościł, że ktoś próbuje zarobić na magicznym źródle i czyimś nieszczęściu. Dzięki potędze KOrony Władzy przeklnął Źródło. Od tej pory kto się napije ze Źródła zmienia się w demona takiego jak my.
- Nierozumiem - zaczął Elrix - Skoro wiedzieliście, że czarnoksiężnik przeklnął Źródło...
- To my byliśmy tymi, którzy chcieli zarobić na życiodajnym źródle. Za karę czarnoksiężnik kazał nam się napić wody z niego i tułać się tu przez wieki. Radzę wam więc opuście to miejsce i gdzie indziej szukajcie ratunku dla ojca tej panny. Tutaj go nie znajdziecie.
- A to ci ładna historia. O co więc chodzi tym trędowatym oszustom. Czyżby chcieli żyć wiecznie jako demony? - zastanawiła się smokowiec.


Thorius
Długie cztery dni minęły za nim pokazała się szansa ratunku dla krasnoludów i Neurisa. Dzięki informacją, które podała im tajemnicza zjawa mieli szansę na wydostanie się z miasta duchów. Dla brodatych wojowników sprawa wyglądała nad wyraz prosto i jak mawiał ojciec Thoriusa "nie ma sytuacji z której krasnolud nie znajdzie wyjścia"
Pewni siebie i uzbrojeni w obusieczne topory ruszyli do pałacu burmistrza. Neuris szedł pochylony i przerażony tuż za nimi rozglądając się dookoła.
Odszukanie pałącu burmistrza nie stanowiło problemu. Był to najokazalszy budynek stojący na głównym rynku miasta.
Krasnoludzi zakradli się tam i gdy wpezli do środka zaczęli się rozglądać po kolejnych salach w poszukiwaniu wejścia do Królestwa Pana Ciemności. Przechodzili przez kolejne sale, ale nic nie przypominało choćby w najmniejszym stopniu drzwi lub portalu do innego świata.
- Może poszukamy burmistrza - zaproponował Grumil.
- Dobry pomysł. Tylko pytanie gdzie? - odparł zdenerowany Thorius - W domu go nie ma to przecież nie będę biegał po mieście by go znaleźć.
- No racja - powiedział pojednawczo Grumil.
- Hmmm... - chrząknął Neuris - Może to to.
Krasnoludzi podeszli do karła i wejrzeli za kotarę którą odsłonił. W niewielkiej sali stał kamienny łuk pokryty runami.

Brodacze ostrożnie podeszli bliżej przyglądając się dziwnej konstrukcji. Wrota otaczała dziwna mgła i były przy nich strasznie zimno.
- Panowie przepraszam - usłyszeli nagle za sobą.
Jak na rozkaz krasnoludzi odwrócili się unosząc topory gotowe do ataku.
- A tyś co za jeden? - wrzasnął Grumil, niepodobało mu się że znowu ktoś zachodzi go od tyłu.
- Jestem Mefisto - mężczyzna ukłonił się ze szlacheckim gestem.
- Czego? - burknął Grumil.
- Spokojnie przyjacielu...
- Wódki razem nie piliśmy, więc żadni z nas przyjaciele. Mów coś za jeden bo toporem cię do tego zmuszę.
- A po co odrazu tak nerwowo - spytał tajemniczy mężczyzna - Ja przyszedłem wam pomóc a wy do mnie tak agresywnie.
- Coś ostatnio wiele osób chce nam pomóc - zagadnął podejrzliwie Thorius.
- Może i wiele ale jeszcze nikt taki jak ja - Mefisto ponownie się ukłonił.
- Coś ty za jeden, że masz się za takiego wyjątkowego? - spytał Thorius.
- Jak już mówiłem jestem Mefisto i to ja pomogłem waszemu koledze stąd wyjść.
- Co? - Grumilem aż zatrzęsło.
- Powstrzymaj kolegę, bo może polać się krew i gwarantuje ci że to nie będzie moja krew - mężczyzna zaśmiał się szyderczo.
Thorius spojrzał na Mefista. Ten człowiek bardzo mu się nie podobał, było w nim coś dziwnego co odpychało krasnoluda.
- Jak zamierzasz nam pomóc? - spytał
- Cóż otworzę przejście specjalnie dla was jak wcześniej dla Guuna - Mefisto obdarzył ich szczerym uśmiechem.
- A co chcesz w zamian, bo niewierzę że robisz to z dobroci serca?
- Cóż moja zapłata będzie niewysoka. Ot każdy z was podpisze jeden mały dokument. Co wy na to? Po co niepokoić Pana Ciemności skoro rozwiązanie problemu macie podane na tacy?
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 04-09-2009, 11:23   #129
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Cóż za życie – pomyślał Guun. – Jaka szkoda, że nie mogę zostać z tymi ludźmi dłużej. Jeszcze nigdy i nigdzie nie doświadczyłem takiej gościnności. No ale cóż się dziwić, w końcu uratowałem kochanego synka z rąk lub szczęk potwornych ghuli. Nie na co dzień zdarza się taka sytuacja. Mają mi za co dziękować. Och, Zurro! Tak mi tu dobrze. I doskonałe jedzenie. Przednie wino. Luksusy i wygody. A na dodatek te piękne niewiasty. One to dopiero mają talent...

Gdy wstał okazało się, że jest już późno. Mimo to zobaczył się jeszcze z kalifem, który znów zachęcał go do pozostania na dłużej. Guun jednak odmówił, tłumacząc się ważnymi sprawami. Otrzymał eskortę sześciu wojowników i czterech niewolników, na własność. Aby umilali mu czas i ułatwiali podróże.

Szkoda, że to mężczyźni – pomyślał Guun. – Ale darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby... Na pewno do czegoś się przydadzą.

Podróż przebiegała bez żadnych kłopotów. Na swej drodze nie napotkali żadnych niebezpieczeństw, więc wojownicy nudzili się niemiłosiernie. Upał przestał doskwierać Guunowi dzięki szacie otrzymanej od kalifa – za ten dar był szczególnie wdzięczny. Miał zapas wody oraz jedzenia, więc i o to nie musiał się martwić. Niewolnicy umilali mu czas opowieściami i śpiewem jednak nadal żałował, że kalif nie oddał mu jednej z nałożnic.

Cztery dni podróży przez pustynię minęły bardzo szybko. W końcu wojownik jadący na przedzie oznajmił, że zbliżają się do kupieckiej oazy.
Spomiędzy drzew buchały kłęby dymu. Oaza najwidoczniej została napadnięta.

Zurro! Biednemu piasek w oczy. Czemu ja mam ciągle pod górę? Zdobycie Korony Władzy nie może być aż tak uciążliwe. Jak już ją będę miał to zemszczę się na tym upierdliwym świecie. Wszyscy pożałują, że stawali przeciwko mnie. Wszyscy!

- Panie, ktoś ocalał – powiedział wojownik i wskazał na chłopca stojącego pośród zgliszcz. Guun zamarł. Nawet z tej odległości rozpoznał dziecko. Był to Fonikorias, posłaniec Mefista.
Czego znowu chcesz? – chciał zapytać, jednak chłopiec go ubiegł.
- Badaczu wprawiasz w zły nastrój mojego pana. A wiedz, że gniew mojego pana jest straszny. Nie próbuj igrać z losem. Mój pan nieznosi gdy ktoś go ignoruje. Potraktuj to jako ostrzeżenie - powiedział chłopiec i ręką wskazał pogorzelisko - I bądź ostrożny na przyszłość. Wiesz co masz robić i dokąd iść. Nie zwlekaj więc i ruszaj. Mój pan czeka.

Po tych słowach odwrócił się i zniknął. Ochroniarze i niewolnicy patrzyli przerażeni i szeptali modlitwy do Jedynego, aby bronił ich przed demonami.

- Niech ja cię dorwę! To Ci nogi z dupy powyrywam. I twojemu panu też! – Guun nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. – Jakie ostrzeżenie? I co ja zrobiłem złego? To tylko kilka dni opóźnienia! Na kły Zurry! Policzę się z wami!
- A wy co się gapicie? – wrzasnął na swoich ludzi oniemiałych ze strachu. – Przeszukać mi pobojowisko i sprawdzić czy ktoś przeżył. Ale już!

Gdy służący i wojownicy przetrząsali oazę w poszukiwaniu kogoś żywego, Guun usiadł pod palmą i pogrążył się w myślach.
Jak ja teraz trafię do Starożytnetgo Lasu? Mefisto na pewno postarał się abym nie trafił na swej drodze na Safiona. Złośliwe bydle! Może ktoś tutaj przeżył i wskaże mi drogę. A jeśli nie? Zapytam moich ludzi. Ci niewolnicy nie wyglądają jakby byli ludźmi pustyni. Może coś wiedzą. A jeśli nie wiedzą to pojadę dalej wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja...

Po mniej więcej pół godziny przeszukujący pobojowisko wrócili. Nie mieli dobrych wieści. Nikt w oazie nie przeżył, w związku z czym nie było możliwości zaciągnięcia języka.
- Trudno – powiedział Guun. – W takim razie zapytam was. Czy któryś z was wie jak dotrzeć do miejsca zwanego Starożytnym Lasem? Albo cokolwiek o nim słyszał?
Mężczyźni patrzyli na siebie zdziwieni i kręcili głowami.
- Ja Panie słyszałem – powiedział w końcu jeden z nich. – Urodziłem się daleko na wschodzie. W mieście zwanym Urth. Jednak jako dziecko zostałem porwany przez łowców niewolników i od tego czasu tułam się po świecie, służąc różnym panom...
- Do rzeczy! – ponaglił go Guun.
- Więc jak byłem dzieckiem, matka opowiadała mi o elfach z tego lasu. Że tam żyją...

No i mam moją wskazówkę. Urth. Gdziekolwiek jest, tam się udamy.

Noc spędzili w dogasającej oazie. A rankiem wyruszyli przez prażone słońcem piaski pustyni dalej na wschód.

Ku miastu Urth, w którym Guun miał nadzieję dowiedzieć się, gdzie leży tajemniczy Starożytny Las. Siedziba elfów i ich wodza – posiadacza Talizmanu.
 
xeper jest offline  
Stary 05-09-2009, 16:22   #130
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Gdy Elrix zastanawiał się nad następnym posunięciem na dziedzińcu panowała cisza. Laura wydawała się być szczerze zasmucona wieściami o przeklęciu źródła. Mogła nie wierzyć w szczerość intencji swego towarzysza, ale istniała szansa iż lecznicza woda naprawdę przyda się jej ojcu. Bezcielesne zjawy po prostu stały przed podróżnikami i jedynie ich kontury wydawały się drgać w lekkich podmuchach wiatru.
- Źródło jest dla nas nieprzydatne, ale może jest tam jakaś wskazówka co do celu w jakim nasi przewodnicy chcieli tą wodę wykorzystać? - zwrócił się do gospodarzy.
- Nie byliśmy przy nim od stuleci... - wyszeptał jeden z cieni - to przeklęte miejsce i nie możemy się do niego zbliżać.
- A więc nic nie wiecie o jego strażniku? - przeczące kręcenie głowami było jedyną odpowiedzią - Ale jesteście w stanie wskazać nam drogę do niego?
- Tak, zejście do źródła znajduje się w zamku - eteryczne ramie wskazało najlepiej zachowany budynek - choć nie rozumiem po co chcielibyście tam schodzić.
Smokowiec nie odpowiedział od razu, zastanawiając się nad najlepszym doborem słów. Strażnicy tych ruin mogli szybko stać się dużo mniej przyjaźni...
- Widzieliśmy już kilka dzieł czarnoksiężnika który władał koroną - zaczął pod uważnym spojrzeniem nie tylko zjaw, ale i Laury - Nie mogę być pewny dopóki nie zobaczę samego źródła, ale może istnieje jakiś sposób na zdjęcie z niego klątwy. Może przynajmniej bylibyśmy w stanie odnaleźć kogoś kto mógłby oczyścić dla nas wodę?
- Jestem gotowa zaryzykować - stanowczo oznajmiła dziewczyna, zanim ich niematerialny rozmówca zdążył wyrazić jakiekolwiek wątpliwości - Jeśli istnieje choćby cień szansy... - nie dokończyła, ale przeklętemu jej szczery zapał najwyraźniej wystarczał.
- Dobrze - zgodził się cicho - chodźcie za mną.
Upiorni przewodnicy poprowadzili ich przez zakurzony dziedziniec do bramy zamczyska. Niegdyś imponujące jak i reszta twierdzy, dzisiaj pełne cieni i pajęczyn. Nie było może aż tak zrujnowane jak zewnętrzne mury i część budynków, ale sprawiało jeszcze silniejsze wrażenie zapomnienia. Elrix musiał wytężać wzrok, aby sylwetki gospodarzy nie zniknęły mu zupełnie w mrocznych korytarzach. Przechodzili przez kolejne sale wypełnione zetlałymi gobelinami i butwiejącymi meblami. Wśród szczątków kredensów rzadkie promienie słońca wpadające przez rozbite okna wyławiały zaśniedziałe srebra zastawy i potłuczone szkła witraży. Podczas całej drogi nie zamienili ani słowa, przytłoczeni tymi zakurzonymi świadectwami dawnej świetności tego miejsca.
- Oto brama do podziemi - suchy głos przywódcy cieni wyrwał ich z zadumy. Stali w niewielkim przedsionku przylegającym do głównego korytarza. Niegdyś musiało to być pomieszczenie strażników - tędy dotrzecie do źródła.
- Rozumiem i dziękujemy - smokowiec skinął głową - życzcie nam powodzenia.
Cienie skinęły głowami bez słowa, patrząc jak śmiałkowie znikają w wejściu do podziemnych korytarzy.
- Idziemy do źródła ponieważ chcesz się dowiedzieć co kierowało trędowatymi, prawda?
- Nie lubię kiedy ktoś mną pogrywa - warknął Elrix - jeśli dowiem się o co im chodzi, może uda się to wykorzystać przeciwko nim.
- Rozumiem.
Głos aktorki był spokojny, ale wyczuł w nim pewną zmianę. Zatrzymał się i odwrócił do niej.
- Słuchaj, nie twierdzę że szansa na odczarowanie jest duża, ale obiecałem ci pomóc i dotrzymam słowa.
- Więc czemu nie idziemy wprost do zamku? Czemu nadkładamy drogi do Korony Władzy? Moglibyśmy szybciej uwolnić mojego ojca, a ty byłbyś wielkim władcą.
Smokowcowi niezbyt podobała się ironia w głosie dziewczyny gdy wypowiadała ostatnie słowa, ale czuł że należy jej się choć kilka słów wyjaśnienia.
- Wiedziałem od początku że nie będzie łatwo, ale jeśli Strażnik na moście był pierwszą przeszkodą przygotowaną przez maga, to co będzie dalej? Jakie pułapki i potwory czekają na nas w wewnętrznej krainie? Woda ze źródła mogłaby uratować nam życie w późniejszych etapach wędrówki, ale jeśli jest przeklęta - zniżył głos - to może stać się zabójczą bronią - Odwrócił się na pięcie i kontynuował wędrówkę, dodając jeszcze na wpół do siebie - Nie cofnę się przed użyciem czegokolwiek co mi wpadnie w ręce aby zdobyć Koronę.
 
MadWolf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172