Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2009, 14:25   #21
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Post napisany wspólnie z Raphaelem

Manferd z samego rana zszedł do karczmy. Pod nogami platał mu się jego wierny Łapciuch.
- I co kocia mordo, zobaczymy jak się państwo na wyprawę szykują?
- Miauuu
Niziołek zszedł do sali i zamówił śniadanie. Szybko na stole pojawił się kawał kiełbasy, pajda chleba i piwna polewka.
- Dziękuję bardzo – rzekł niziołek.
- Proszę bardzo. Jakbyś pan coś jeszcze chciał, to obsłuży pana moja żona ja muszę zająć się gospodarką.
- Rozumiem i jeszcze raz dzięuję – Manfred uśmiechnął się i pożegnał się z karczmarzem.
Choć Frida nie była jakoś wyjątkowo piękna, to miała atrybut na który żaden mężczyzna nie mógł pozostać obojętny. Dlatego też każda chwila sam na sam z gospodynią cieszyła go niezmiernie.
- Witaj przyjacielu! - krzyknął Leo na dzień dobry.
- Witaj, witaj! Siadaj i częstuj się. Spójrz – rzekł Manfred już ciszej, tak by słychał go tylko bard – Ta zgraja to dla nas żadna konkurencja. Wszystko bez ładu i składu. I jeszcze ta damulka.
- Ja tam im źle nie życzę, ale brak doświadczenia to widać na odległość.
- Ja też im źle nie życzę – zapewnił niziołek – ale każdy płaci za swoje błędy. Dziwi mnie tylko co skłoniło krasnoluda do udziału w tej hura-wyprawie.
- No cóż, tej całej Arii nie można odmówić wdzięku.
- Niby i tak ale moim zdaniem to tylko rozpieszczona córcia jakiegoś szlachetki.
- Może i tak, choć moją muzą mogłaby być – przyjaciele wybuchnęli śmiechem i wznieśli kufle do góry.
- Zdrowie naszych muz – zakrzyknął Manfred.
Na te słowa do ich stolika podeszłą Frida. Od kilku minut zachowywała się trochę nieswojo, kręciła po sali, nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. W końcu zdecydowała się podejść do ławy, przy której siedział Manfred.
- O szanowny Panie Manfredzie - powiedziała do niziołka, siadając i załamując ręce. Siedzącego obok człowieka zignorowała zupełnie. - Jakiż mam kłopot. Musi mnie szanowny Pan pomóc...
- O mojego męża chodzi - kontynuowała widząc zainteresowanie Manfreda. Nachyliła się tak, że jej obfity biust niemal wylewał się z bluzki. Manfred przełknął głośno ślinę. Leonard, wciąż ignorowany, przysłuchiwał się i cicho brzdąkał na lutni, ćwicząc nowy, wielce obiecujący akord. - Gdzieś ostatnimi czasy cały czas chodzi. Mówi, że na grzyby! Ale któż, szanowny Panie niziołku grzyby w Pflugzeitcie widział. A teraz jeszcze z tym obcym z Kisleva się skumał. Na łaskę Rhyi, nieszczęście z tego jakowe będzie. Moglibyście Panie się dowiedzieć co oni robią. Pięknie proszę. Odwdzięczę się jak mogę...
Niziołek słuchał uważnie karczmarki, zerkając co chwila w jej dekolt. Nie mógł oderwać wzroku od atrybutów Fridy. Dopiero, gdy Leo szturchnął go pod stołem w łydkę, spojrzał na barda. Wymienili tylko spojrzenia i zrozumieli się bez słów. Obu było na rękę zdobyć wdzięczność gospodyni. Z drugiej strony karczmarz też mógłby mieć w ten sposób u nich dług. Jeżeli tylko dobrze to rozegrają będą mogli uzyskać wiele niewielkim kosztem.
- Ależ oczywiść – zaczął niziołek – droga Frido, że ci pomożemy. Na kogo jak na kogo, ale na nas zawsze możesz liczyć – powiedział Manfred uśmiechając się szeroko.
Bard nieprzerywając ćwiczeń na lutni dodał:
- Niech pani zapamięta słowa mojego przyjaciela, na nas zawsze można liczyć.
Dziękuję wam szanowni panowie - powiedział z widoczną ulgą Frida.

Przyjaciele dokończyli śniadanie i weszli na górę do pokoju Manfredem. Na łóżku leżał już pełny plecak. Obok skóranego plecaka spoczywał zwój liny, lampy i peleryny.
- Widzę, że jesteś przygotowany – powiedział Leonard na widok ekwipunku.
- Oczywiście, że tak. Nie próżnowałem w nocy. Narazie to tutaj zostawimy i ruszymy poszukać karczmarza. Myślę, że nie mógł daleko odejść. Widziałem jak Helmut i ten kislevita wyszli raze.
- Popytamy po wsi, może ktoś ich widział – zaproponował Leonard.
- Dobry pomysł, mam tylko nadzieję że wieśniacy chętnie podzielą się z nami tą wiedzą.
- Bądź spokojny, jakby ktoś się opierał to ja go przekonam.
Towarzysze zabrali podręczne rzeczy i wyszli z karczmy.
Dzień był chłodny i wietrzny.
Ledwo przyjaciele wyszli z karczmy spotkali starszawego mężczyznę. Ukłonili się nisko i przywitali z wieśniakiem.
- Witaj gospodarzu – zaczął Leonard swoim śpiewnym głosem.
- Witajcie panowie.
- Mamy prośbę... Szukamy Helmuta, karczmarza, mamy do niego ważną sprawę. Może go widziałeś?
- A tak... spotkałem ich na skraju wsi, kierowali się w stronę lasu.
- Dziękujemy ci bardzo gospodarzu.

Nizołek i bard ruszyli więc w stronę wskazaną przez wieśniaka. Gdy doszli na skraj lasu, Manfred odszukał ślady Helmuta i kislevity. Ruszli po nich w głąb gęstego lasu. Wymijając wysokie drzewa i gęste krzaki maszerowali po śladach. Po chwili poczuli delikatny zapach dymu z paleniska. Drzewa się przerzedziły i dostrzegli zarysy szałasu. Na małej polance stał niewielki sklecony na prędce. To z niego wydobywał się zapach palonego ognia.
Niziołek i bard stanęli na skraju polany. Nie poszli dalej, gdyż pod drzwiami szłasu stał kislevita z toporem w ręku. Ostrze przytknął do czoła leżącego na ziemi mężczyzny ubranego w łachmany.
- Zdrastwuj- wychrypiał Liev.
Manfred kucnął chowając się za wysokie krzaki i pociągnął za sobą barda.
Nie pozostało im nic innego jak czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline