Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2009, 14:25   #21
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Post napisany wspólnie z Raphaelem

Manferd z samego rana zszedł do karczmy. Pod nogami platał mu się jego wierny Łapciuch.
- I co kocia mordo, zobaczymy jak się państwo na wyprawę szykują?
- Miauuu
Niziołek zszedł do sali i zamówił śniadanie. Szybko na stole pojawił się kawał kiełbasy, pajda chleba i piwna polewka.
- Dziękuję bardzo – rzekł niziołek.
- Proszę bardzo. Jakbyś pan coś jeszcze chciał, to obsłuży pana moja żona ja muszę zająć się gospodarką.
- Rozumiem i jeszcze raz dzięuję – Manfred uśmiechnął się i pożegnał się z karczmarzem.
Choć Frida nie była jakoś wyjątkowo piękna, to miała atrybut na który żaden mężczyzna nie mógł pozostać obojętny. Dlatego też każda chwila sam na sam z gospodynią cieszyła go niezmiernie.
- Witaj przyjacielu! - krzyknął Leo na dzień dobry.
- Witaj, witaj! Siadaj i częstuj się. Spójrz – rzekł Manfred już ciszej, tak by słychał go tylko bard – Ta zgraja to dla nas żadna konkurencja. Wszystko bez ładu i składu. I jeszcze ta damulka.
- Ja tam im źle nie życzę, ale brak doświadczenia to widać na odległość.
- Ja też im źle nie życzę – zapewnił niziołek – ale każdy płaci za swoje błędy. Dziwi mnie tylko co skłoniło krasnoluda do udziału w tej hura-wyprawie.
- No cóż, tej całej Arii nie można odmówić wdzięku.
- Niby i tak ale moim zdaniem to tylko rozpieszczona córcia jakiegoś szlachetki.
- Może i tak, choć moją muzą mogłaby być – przyjaciele wybuchnęli śmiechem i wznieśli kufle do góry.
- Zdrowie naszych muz – zakrzyknął Manfred.
Na te słowa do ich stolika podeszłą Frida. Od kilku minut zachowywała się trochę nieswojo, kręciła po sali, nie mogąc znaleźć miejsca dla siebie. W końcu zdecydowała się podejść do ławy, przy której siedział Manfred.
- O szanowny Panie Manfredzie - powiedziała do niziołka, siadając i załamując ręce. Siedzącego obok człowieka zignorowała zupełnie. - Jakiż mam kłopot. Musi mnie szanowny Pan pomóc...
- O mojego męża chodzi - kontynuowała widząc zainteresowanie Manfreda. Nachyliła się tak, że jej obfity biust niemal wylewał się z bluzki. Manfred przełknął głośno ślinę. Leonard, wciąż ignorowany, przysłuchiwał się i cicho brzdąkał na lutni, ćwicząc nowy, wielce obiecujący akord. - Gdzieś ostatnimi czasy cały czas chodzi. Mówi, że na grzyby! Ale któż, szanowny Panie niziołku grzyby w Pflugzeitcie widział. A teraz jeszcze z tym obcym z Kisleva się skumał. Na łaskę Rhyi, nieszczęście z tego jakowe będzie. Moglibyście Panie się dowiedzieć co oni robią. Pięknie proszę. Odwdzięczę się jak mogę...
Niziołek słuchał uważnie karczmarki, zerkając co chwila w jej dekolt. Nie mógł oderwać wzroku od atrybutów Fridy. Dopiero, gdy Leo szturchnął go pod stołem w łydkę, spojrzał na barda. Wymienili tylko spojrzenia i zrozumieli się bez słów. Obu było na rękę zdobyć wdzięczność gospodyni. Z drugiej strony karczmarz też mógłby mieć w ten sposób u nich dług. Jeżeli tylko dobrze to rozegrają będą mogli uzyskać wiele niewielkim kosztem.
- Ależ oczywiść – zaczął niziołek – droga Frido, że ci pomożemy. Na kogo jak na kogo, ale na nas zawsze możesz liczyć – powiedział Manfred uśmiechając się szeroko.
Bard nieprzerywając ćwiczeń na lutni dodał:
- Niech pani zapamięta słowa mojego przyjaciela, na nas zawsze można liczyć.
Dziękuję wam szanowni panowie - powiedział z widoczną ulgą Frida.

Przyjaciele dokończyli śniadanie i weszli na górę do pokoju Manfredem. Na łóżku leżał już pełny plecak. Obok skóranego plecaka spoczywał zwój liny, lampy i peleryny.
- Widzę, że jesteś przygotowany – powiedział Leonard na widok ekwipunku.
- Oczywiście, że tak. Nie próżnowałem w nocy. Narazie to tutaj zostawimy i ruszymy poszukać karczmarza. Myślę, że nie mógł daleko odejść. Widziałem jak Helmut i ten kislevita wyszli raze.
- Popytamy po wsi, może ktoś ich widział – zaproponował Leonard.
- Dobry pomysł, mam tylko nadzieję że wieśniacy chętnie podzielą się z nami tą wiedzą.
- Bądź spokojny, jakby ktoś się opierał to ja go przekonam.
Towarzysze zabrali podręczne rzeczy i wyszli z karczmy.
Dzień był chłodny i wietrzny.
Ledwo przyjaciele wyszli z karczmy spotkali starszawego mężczyznę. Ukłonili się nisko i przywitali z wieśniakiem.
- Witaj gospodarzu – zaczął Leonard swoim śpiewnym głosem.
- Witajcie panowie.
- Mamy prośbę... Szukamy Helmuta, karczmarza, mamy do niego ważną sprawę. Może go widziałeś?
- A tak... spotkałem ich na skraju wsi, kierowali się w stronę lasu.
- Dziękujemy ci bardzo gospodarzu.

Nizołek i bard ruszyli więc w stronę wskazaną przez wieśniaka. Gdy doszli na skraj lasu, Manfred odszukał ślady Helmuta i kislevity. Ruszli po nich w głąb gęstego lasu. Wymijając wysokie drzewa i gęste krzaki maszerowali po śladach. Po chwili poczuli delikatny zapach dymu z paleniska. Drzewa się przerzedziły i dostrzegli zarysy szałasu. Na małej polance stał niewielki sklecony na prędce. To z niego wydobywał się zapach palonego ognia.
Niziołek i bard stanęli na skraju polany. Nie poszli dalej, gdyż pod drzwiami szłasu stał kislevita z toporem w ręku. Ostrze przytknął do czoła leżącego na ziemi mężczyzny ubranego w łachmany.
- Zdrastwuj- wychrypiał Liev.
Manfred kucnął chowając się za wysokie krzaki i pociągnął za sobą barda.
Nie pozostało im nic innego jak czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 30-08-2009, 22:36   #22
Athlen
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Ciemność... To chyba jakaś jaskinia... Strach... Ogromny strach... Coś tam jest... Coś strasznego... Nie. Nie! NIE!

Alex obudził się gwałtownie. Obudził się siedząc na krześle. Słońce raziło go w oczy. Oparł ramiona na stoliku i otarł oczy dłońmi. Nagle przeszył go ostry ból głowy. Chyba za dużo wypiłem zeszłej nocy.- pomyślał Alex. Powoli wstał od stolika. Lekko zakręciło mu się w głowie. Zauważył, że karczmarz jest już na nogach. Alex bardzo powoli podszedł do niego.

- Proszę o szklaneczkę wody.- powiedział z trudem Alex, miał sucho w ustach. - Widzę, że wczoraj za dużo wypiłeś. Już podaję wodę. - karczmarz zniknął za kotarą. Po chwili wrócił kubkiem czystej wody. -Dziękuję bardzo.- powiedział Alex i wypił kilka dużych łyków. Głowa co raz bardziej go bolała. Nagle przypomniał sobie, że razem z kilkoma osobami miał iść do jakiejś jaskini. Zaraz, zaraz przecież dopiero co śniła mu się jaskinia. -Eee tam jakieś głupie sny, nie wierze w to. Mam tylko nadzieje, że znajde tam coś wartościowego.- pomyślał Alex - Karczmarzu! Czy grupa osób z którymi wczoraj tu byłem... Czy oni już wyszli?- zapytał. - Nie jeszcze nie. Spokojnie na pewno bym pana obudził.- powiedział karczmarz. - Poproszę jeszcze trochę wody.- rzekł Alex i schował twarz w dłonie. Ten straszny ból głowy.

Po kilku minutach do sali zaczęło wchodzić co raz więcej osób. Alex zauważył niziołka z kotem oraz kilka innych osób. Młody chłopak nagle poczuł się strasznie źle. -Muszę wyjść na dwór, pooddychać świeżym powietrzem.- strasznie kręciło mu się w głowie. Gdy tylko wyszedł uderzył go jakże miły powiew zimnego powietrza. Wziął głęboki wdech. Głowa powoli przestawała boleć. Alex usiadł na werandzie i rozkoszował się idealną na kaca chłodną pogodą.

Po chwili z karczmy zaczęli wychodzić wszyscy jego współtowarzysze wyprawy. Patrzyli się na niego dziwnie ale on nie zwracał na to uwagi. Po kilku minutach wszyscy ruszyli w stronę kopalni. Alex szedł wolno, trzymając się z tyłu grupy. Szedł powoli i oddychał czystym i zimnym powietrzem.
Nagle zauważyli dużą skałę. Gdy podeszli do niej bliżej zauważyli napis. Alex spojrzał krótko na napis. Nie wiedział kompletnie co on mógł oznaczać. Wszyscy głowili się co to może być. Niektórzy mówili aby iść dalej. - Przepraszam bardzo ale uważam, że coś tu jest nie tak. Może jednak powinniśmy zawrócić? - powiedział do wszystkich Alex.
 
 
Stary 31-08-2009, 09:33   #23
Sev
 
Sev's Avatar
 
Reputacja: 1 Sev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znany


Caleb nie spał spokojnie tej nocy. Może też dlatego że zmuszony był spać na twardym, karczemnym krześle. Nie, to jednak nie było to.... Co chwile podrywał się budzony mamrotaniem śpiącego obok człowieka. Zaraz która w ogóle jest godzina? Krasnolud wyjrzał przez okno gospody spoglądając w nieprzeniknioną ciemność nocy. Ach, obudziłem się. Caleb dopił stojącą na stoliku pozostałość wczorajszego piwa, usadowił się najwygodniej jak mógł i zamknął oczy. Po kilkunastu minutach znowu zapadł w sen.

Najemnik powoli otworzył jedno oko, potem następne , a po chwili musiał znowu je zmrużyć oślepiony złotą wiązką światła sączącą się z otwartego okna. Krasnolud z trudem podniósł się z krzesła i rozciągnął swoje muskularne ramiona. Zataczając się podszedł do lady przy ,której stał ów mamroczący młodzieniec pijąc szklanke wody.
- Dobrze się spało? - zagadnęłą Caleba Frida ze złośliwym uśmieszkiem.
Krasnolud nie uważał za nieodzowne odpowiedzieć.
- Co podać? - zapytała gospodyni.
- Jedno mocne, ciemne piwo. - burknał w odpowiedzi. Caleb wziął podany mu kufel i wrócił do swojego stolika. Wypił to wszystko jednym haustem. Po jakimś czasie wszedł na góre i zamierzając czekać na członków wyprawy przed wejściem.

Szli już od jakiegoś czasu , po chwili grupa zauważyła spory głaz z krasnoludzkimi runami.
- Przepraszam bardzo ale uważam, że coś tu jest nie tak. Może jednak powinniśmy zawrócić? - powiedział do wszystkich Alex.
- Jak masz jakiś problem to trza było nie iść miast teraz srać w gacie ze strachu - odrzekł Caleb.
- Może to coś jest napisane w twoim języku, krasnoludzie? - Effendi spojrzał z ukosa na Caleba.
- Zaraz będziemy na miejscu - odparł krasnolud - Tu jest napisane "Kopalnie Keraz Skerdul".
 
__________________
"Czemu nosisz miecz na plecach?"
"Bo wiosło mi ukradli"
Sev jest offline  
Stary 02-09-2009, 00:32   #24
 
yvain's Avatar
 
Reputacja: 1 yvain nie jest za bardzo znany


Jacques wstał wcześnie. Specjalnie nie zalał się w trupa ubiegłej nocy by rano móc na trzeźwo skompletować jakieś zapasy. Kopalnia podobno leżała całkiem niedaleko, lecz wypadało zaopatrzyć się w wodę, małą butelkę najpodlejszej gorzałki, jakieś suszone mięso, trochę chleba, ot standardowe rzeczy o których nie zapominał nigdy przed podróżą. Funduszy mu starczyło, ale wiedział, że sakwę należy jak najszybciej napełnić. Obiecał sobie, że kolejne mrozy przezimuje w jakiejś dogodnej karczmie na południu Imperium, codzień odwiedzając miejscowy przybytek rozkoszy. Jakkolwiek nadal pozostawało to marzeniem zważywszy na to, że choć do zimy brakuje jeszcze i lata i jesieni to nie posiadał nawet planu na znalezienie takich pieniędzy.

Spakował się, na plecy zarzucił niewdzięczny kołczan i łuk. Tylko czekał, aż pozbędzie się go na rzecz przyjemnogo dotyku pistoletu przy boku. Zdarzyło mu sie nie raz próbować siły tej broni w Marienburgu pod czujnym okiem swego mentora. Teraz jednak musiał polegać na łuku, który nijak do niego nie pasował. Prosty miecz szybko polubił, gdyż był całkiem nieźle wyważony, jednak marzył mu sie porządny rapier.

***

Gdy szli Valdue trzymał sie na końcu. Lubił obserwować resztę. Szybko spostrzegł jak młody łowca, który ich prowadził patrzy na Arię. Nie wtrącał się, liczył, że chłopak poczuje się za nią odpowiedzialny i jak przyjdzie co do czego Jacques nie będzie musiał nadstawiać karku dla dziewczyny. Najbardziej niepokoił go ten szuler. Wczoraj przyglądał się mu gdy ten kantował chłopów. Trzeba być bardzo zdolnym lub bardzo głupim żeby oszukiwać kogoś w jego własnej wsi. Bez zmowy z karczmarzem. Widział jego dłonie, widział sztuczki, chłopak nie był na tyle zdolny, więc pozostawał brak obycia, jeśli sam wystawił sie na takie ryzyko. W każdym razie rano jego dłonie nie zawisły nad drzwiami, a palce nie wyglądały na połamane, więc wczoraj po tym jak Jacques poszedł spać nie stało sie nic spektakularnego. Miał nadzieje, że kanciarz nie będzie im zbytnio zawadzał. Brakowało mu w kompani ochroniarza z karczmy. Na razie gdy przyjdzie co do czego wiedział, że może liczyć na siebie i na krasnoluda. Łowca był użyteczny, ale Valdue nie wierzył by miejscowy zabił kiedyś człowieka.

Minęli runiczny drogowskaz. Widział już takie nawet na północy. Wskazane było, że gdy podróżnik trafi na słup, drogowskaz albo inny znak przy drodze należało zarządzić postój. Żak, z którym kiedyś pił wytłumaczył mu, że gdy potęga krasnoludzkiego panowania w Starym Świecie chyliła się ku upadkowi, karawany były często napadane w miejscach postoju, łamiąc odwieczne zasady. Przez wieki mozna było potem znaleźć tam różne błyskotki, co oznaczało dobra wróżbę na dalszą podróż. I tak historia zatoczyła koło i wzorem starszych ras ludzie przejęli obyczaj zatrzymywania się przy dawnych słupach postojowych. Oraz przy każdej kapliczce, każdej rzeżbie, każdemu kamieniowi w dziwnym kształcie i przy wykrzywionym drzewie również. Ludzie mieli słabość do zabobonów.

Teraz patrząc na znak Jacques ani myślał o postoju. Tu gdzieś czaiło się Złe. Poprawił kapelusz i ruszył za resztą.
 

Ostatnio edytowane przez yvain : 02-09-2009 o 00:37. Powód: pogrubienia itp
yvain jest offline  
Stary 02-09-2009, 11:25   #25
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


Okolice szałasu

- Nie zabijaj – jęknął powalony mężczyzna. – Nic złego nie zrobiłem... Tylko napić się chciałem...

Rzeczywiście, mężczyzna nie wyglądał na jakiegoś rabusia lub złoczyńcę. Raczej na żebraka lub uciekiniera jakich w obecnych czasach się namnożyło. Jednak coś z nim było nie tak – był zbyt długi, jakby wyciągnięty na kole przez kata i puszczony wolno. Nie tyczyło się to tylko jego rąk czy nóg, jego całe ciało, poza głową było nienaturalnie wydłużone. Miał co najmniej dwa i pół metra wzrostu.

- Sigmarze miej nas w swej opiece – Helmut wyszedł z lasu na polanę i zbliżając się do Lva i leżącego człowieka wykonał palcami znak komety o dwóch ogonach. – To mutant! Zabij go czym prędzej!
O ile to możliwe, to przerażenie w oczach mutanta jeszcze wzrosło. Poza nim pojawiło się w nich coś jeszcze. Coś brzydkiego i krwiożerczego. Coś co wskazywało, że mimo zapewnień, osobnik ten nie jest niewinnym przechodniem i nie chodziło mu tylko o łyk marnego bimbru...
- Skanar epehta... Jergullanh Khornai... – wysyczał i rozglądnął się na boki.
- Zabij go! Zabij! – krzyknął Helmut. – Nim nieszczęście sprowadzi. Pędzę do wioski, ostrzec wszystkich! Chaos dotarł do Behemsdorfu! Bogowie, strzeżcie nas!
Tak wykrzykując litanię biadoleń na przemian z modlitwami, odwrócił się i zniknął w lesie otaczającym polanę.
Nie ucichł jeszcze jego głos, a z drugiej strony polany dały się słyszeć odgłosy zbliżającej się grupy. Trzask łamanych gałęzi, rozgarnianego poszycia i głosy, niezrozumiałe jeszcze, rozmowy.

Po chwili na polanę weszły trzy postacie. Wszystkie ubrane w łachmany, na pierwszy rzut oka widać było że są skażeni Chaosem.
Idący na przedzie, trzymający włócznię wyglądałby normalnie gdyby nie zwisający z okolic krocza wielki wyrostek przypominający skórzany worek, ociekający brunatnym śluzem i poprzekręcana twarz z trzema oczami po lewej stronie oraz nosem i ustami zamienionymi miejscami.
Drugi miał jelenie rogi i twarz pokrytą sierścią. W rękach trzymał grubą gałąź, którą co chwila potrząsał i tłukł się w głowę, wydając przy tym idiotyczne pochrumkiwania.
Trzeci mutant, uzbrojony w zardzewiały miecz zamiast ust miał wielki, czarny, na podobieństwo kruczego, dziób. Nie przeszkadzał mu on jednak w prowadzeniu rozmowy z tym, z wykrzywioną twarzą. Jego skóra, dotknięta przez Chaos ociekała czerwonawym śluzem, pozostawiał za sobą wyraźny, parujący ślad. Mutacje dotknęły także jego lewą rękę, która skurczyła się znacznie, do rozmiarów właściwych małemu dziecku.
Pochłonięci rozmową, nie zauważyli co dzieje się na polanie i beztrosko wyszli spomiędzy ostatnich dzrew i zarośli na otwartą przestrzeń wokół szałasu.

Droga do kopalni

- Zaraz będziemy na miesjcu – powiedział krasnolud. – Tu jest napisane <Kopalnie Keraz Skerdul>.
Najwidoczniej krasnolud niedokładnie przeczytał napis na kamieniu, gdyż droga do kopalni zajęła jeszcze całą resztę dnia. W wciąż siąpiącym deszczu i wiejącym, zimnymi podmuchami wietrze drużyna poszukiwaczy przygód pięła się w górę, ku kopalni, coraz bardziej stromym podejściem. Wciąż widać było, że niegdyś droga do kopalni była dobrze utrzymana przez krasnoludy i szeroka na tyle, że zmieściłby się na niej wóz z urobkiem. Teraz jednak pomiędzy kamieniami wyrosły drzewa i traktem ciężko było przejść, nawet pieszo.
Dopiero z zapadnięciem zmroku, gdy już złorzeczyli na to, że noc będą musieli spędzić pod gołym niebem, dostrzegli przed sobą porośnięte lasem ruiny. Na niewielkim wypłaszczeniu, spomiędzy drzew wystawały resztki murów, zbudowane z solidnych, gładko ociosanych kamieni. Resztki budynków tworzyły półkole, wokół placu, niegdyś brukowanego obecnie porośniętego krzakami. Po przeciwległej stronie placu, w skalnej ścianie ziało czarne wejście do opuszczonej kopalni.


Z prawej strony, z ruin jednego z budynków dobiegały powarkiwania i odgłosy szamotaniny. Śmierdziało truchłem.

 
xeper jest offline  
Stary 02-09-2009, 20:23   #26
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny


Post pisany wspólnie z moim ukochanym Mężem Tj. Serge'em.


Effendi zmarszczył brwi patrząc po kompanach. Aria drżała z zimna, a ten szlachetka, Valdue nie ruszył się, by oddać jej swój gruby płaszcz. Pewnie liczył, że rudowłosa prędzej czy później i tak będzie jego, więc z racji swojej klasy, nie musiał się niczym więcej przejmować. Pozostali też na to nie wpadli... Może nie byli aż tacy bystrzy? Łowca odpiął swój gruby płaszcz, podszedł do Arii i opatulił ją nim zapinając ozdobną broszą.
- To gruby płaszcz myśliwski, nie przepuszcza wiatru i na pewno będzie ci w nim ciepło. - Effendi uśmiechnął się delikatnie.

Dziewczyna ciągle drżała z zimna, ale powoli zaczynało jej się robić cieplej. Odwzajemniła uśmiech, szczękając zębami i skinęła myśliwemu głową.
- Już drugi raz mi go pożyczasz, uważaj, bo się jeszcze do niego przyzwyczaję - zaśmiała się cicho. - Mam nadzieję, że nie będzie ci zimno.

- A bierz jak ci się podoba. Ale chyba wy w takich szmatach nie chodzicie, nie? - puścił jej oczko. - Nie będzie mi zimno, tyle lat tułałem się z ojcem po lasach w różnych warunkach, że taka pogoda mi niestraszna. Cieplej? - spojrzał jej w oczy i pogładził dłonią po ramieniu.
- Tak, dzię..kuję, cieplej - powiedziała niepewnie, rumieniąc się przy tym okrutnie. Rzeczywiście zrobiło jej się lepiej, wręcz gorąco. Towarzysze chyba się nie przejęli tym, że Aria i Effi zatrzymali się na chwilę. Wyminęli ich i poszli dalej, a dziewczyna skorzystała z okazji i pocałowała mężczyznę w policzek.
- Jakoś chyba będę musiała ci to wynagrodzić, wiesz? - zapytała, czując, jak bicie serca rozwala jej klatkę piersiową. - Ostatnio coś nawet o tym wspomniałeś, że mogłoby być jeszcze cieplej... - Stanęła niebezpiecznie blisko, aż czuł jej zapach.

- Myślę że będzie jeszcze na to stosowny czas. - Effendi'emu również zrobiło się niemal gorąco, nie czuł już przenikliwie wiejącego wiatru. - Chyba powinniśmy podążyć dalej za resztą, nie sądzisz? - pocałował ją w czółko, po czym cofnął krok i uśmiechnął delikatnie. - Ruszmy się, panienko Ario.
W odpowiedzi skinęła mu głową i zaraz dołączyli do towarzyszy.

Dziewczyna narzuciła kaptur na głowę, pogrążając się we własnych myślach. Co ona sobie w ogóle myślała? Przecież Effendi był zwykłym chłopem, brudnym, głupim i nieokrzesanym.
"Wiesz, że to nieprawda" - pomyślała i westchnęła cicho.
Gdy kolejna kropla rozbiła się na jej nosku, zmarszczyła gniewnie brwi i zaczęła się zastanawiać, czy nie byłoby warto wrócić. Trochę inaczej sobie wyobrażała taką wyprawę i przygodę.
- Trochę mało się dzieje, nie uważasz? - zapytała idącego obok niej Effi'ego. - Myślisz, że wyjdziemy z tego cało? Bo póki co grozi nam chyba tylko zanudzenie się na śmierć. Ech...

- Jeśli legendy o kopalni są prawdziwe, będzie się działo i to dużo. Niejeden stamtąd nie wrócił, niech Ulryk da, by nam się udało i byśmy opowiadali o tym kiedyś naszym dzieciom i wnukom - powiedział łowca zasępiając się na chwilę. - Po powrocie z kopalni wracasz do siebie? Znaczy do Tilei?
- Nie - odparła i potrząsnęła przecząco głową. - Nie po to się ucieka z domu, by potem do niego wracać, prawda? - zapytała i zerknęła spod kaptura w oczy mężczyzny. W jej złotym spojrzeniu błysnęła iskierka rozbawienia i jakby zaczepki. Coraz bardziej się dziewczynie podobało drażnienie się z myśliwym i w ogóle przebywanie w jego towarzystwie. Zaraz się ugryzła w język i zganiła w myślach, nie powinna była tak się zachowywać.

- Zależy kiedy i w jakiej sytuacji, panienko - rzucił Effendi. - Niektórzy uciekają, ale mogą wrócić. Inni już tej możliwości nie mają, albo mieć nie chcą. - uśmiechnął się zadziornie. Aria nic nie odpowiedziała.
Dziwne myśli i wątpliwości kołatały się jej w głowie. Powinna teraz towarzyszyć Bretończykowi, pozwolić, by zabawiał ją jakąś bystrą opowieścią o zaskakującym zakończeniu. A ona zastanawiała się, co myśliwy miał na myśli, mówiąc o "naszych dzieciach i wnukach" i o możliwości powrotu. Ona nie chciała wracać, była tego pewna. Może życie w małym miasteczku nie było szczytem jej marzeń, ale mogło być jedynie początkiem.

Niemal cały dzień minął, nim w końcu pod baldachimem mroku dotarli do jakichś ruin. Słysząc niepokojące odgłosy z prawej , młody łowca zmarszczył brwi i spojrzał na pozostałych.
- Chyba trzeba to sprawdzić - szepnął. - Mogę iść, wychowałem się w lasach, znam się na ukrywaniu i skradaniu. Poza tym gdyby coś się działo, wycofam się szybko do was. Przygotujcie broń, może być gorąco.
- Uważaj na siebie - powiedziała szlachcianka.

Tak naprawdę Effendi nie chciał, żeby było gorąco, ale było normalnym, że w końcu przyjdzie mu stawić czoła przeciwnikom, którzy nie będą biegać na czterech łapach i uciekać na jego widok. Nigdy nie zabił człowieka, ale jeśli byłoby to konieczne, nie zawahałby się z pewnością. Nie zamierzał też pozwolić, by coś stało się Arii.

Szybkim ruchem dobył swój łuk, nałożył strzałę na cięciwę i powolnym krokiem, w pełnej gotowości na odparcie jakiegokolwiek ataku, ruszył w kierunku ruin, a im był bliżej, tym niepokojące odgłosy nasilały się. Walczyć zamierzał w ostateczności, bardziej zależało mu na tym, by zrobić rekonesans i dowiedzieć się z kim mają do czynienia. Polując u boku ojca nauczył się skradać i ukrywać, tak by zwierzyna go nie uchwyciła, miał nadzieję, że i teraz te umiejętności się przydadzą.

Aria w tym czasie dobyła swych szabelek spod płaszcza i czekała w pełnej gotowości. Ojciec nie poskąpił jej na lekcje u najlepszych fechmistrzów, ale nigdy nie brała udziału w prawdziwej walce. I wstyd było przyznać - bała się widoku krwi. Na samą myśl o niej dziewczyna lekko zbladła...
 

Ostatnio edytowane przez Ouzaru : 02-09-2009 o 20:28. Powód: kosmetyczne poprawki przy pogrubianiu tekstu...
Ouzaru jest offline  
Stary 03-09-2009, 23:46   #27
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację


-Nie zabijaj - zakwilił dziwaczny żebrak.– Nic złego nie zrobiłem... Tylko napić się chciałem...

-Sigmarze miej nas w swej opiece – Zakrzyknął Helmut wyłaniający się z lasu.
-To mutant! Zabij go czym prędzej!- wykrzyczał przerażony kreśląc jednocześnie znaki Sigmara w powietrzu.

Łachmaniarz z pozoru wydawał się nieszkodliwy, lecz po chwili na jego twarzy pojawił się paskudny wyraz, naznaczony szaleństwem i okrucieństwem.

- Skanar epehta... Jergullanh Khornai... – wysyczał nieznajomy, rozglądając się.
- Zabij go! Zabij! – krzyknął Helmut. – Nim nieszczęście sprowadzi. Pędzę do
wioski, ostrzec wszystkich! Chaos dotarł do Behemsdorfu! Bogowie, strzeżcie nas!-

A niech cię Helmut. Z pewnością ten tu nie jest sam. Jeśli wcześniej nie wiedzieli o wiosce
to teraz z pewnością się tam skierują. - pomyślał Liev.

Krzaki po przeciwnej stronie polany zdradziły obecność kolejnych intruzów przedzierających
się przez gęstwinę.

-Job twoju mać- Wycedził przez zęby Bazanov, przycisnął krtań dziwoląga mocniej i ciął toporem po skosie. Twarz mężczyzny pękła od prawej skroni po lewy policzek. Oczy pokraki zaszły mgłą. Ostatni oddech zwieńczył bryzg krwawej piany. Mężczyzna nie zdążył wydać dźwięku.
Nie czekając na"gości" kislevczyk schował topór, chwycił trupa i zawlókł do chatki.
Miał chwilę zanim dotrą do szałasu. Musiał szybko coś wymyślić.
Rozejrzał się po chatce i wesoło bulgoczącej aparaturze. Na jego twarzy pojawił się iście makiaweliczny uśmiech.
Pomysł był przedni, jeśli tylko uda mu się go przeprowadzić.
Szybko nalał dwie flaszki czystego bimbru. Udarł kawałek rękawa koszuli i wcisnął do jednej z butelek.
Pierwszą flaszkę schował na zapas do przybocznej torby i wyciągnął krzesiwo. Błękitny płomyk żwawo polizał nasączoną spirytusem szmatę wystającą z drugiej butelki.
Chwycił gliniany garnczek i zaczerpnął samogonu. Na zewnątrz słychać było kakofonię porykiwań i sapania. Kamraci zabitego łachmaniarza byli tuż tuż.
Kislevita nabrał pełne usta bimbru i z trudem powstrzymał się od przełknięcia.
Odczekał jeszcze kilka sekund aż odgłosy zbliżą się bardziej. Wyskoczył z chaty wprost
przed pierwszego mutanta. Z paskudnie powykrzywianej twarzy stwora zerkało na niego troje ślepi. Nie czekał na reakcję wykorzystując element zaskoczenia. Opróżnił usta dmuchając okowitą przez płonącą szmatę. Gorzałkowy prysznic zmienił się w kulę ognia, pochłaniając potworną głowę mutanta.
Stwór zawył nieludzko i wypuszczając z rąk broń chwycił się za płonącą jeszcze twarz.
Gliniany kubek, który do tej pory Liev trzymał w lewej ręce zatoczył krąg i rozbił się z głuchym trzaskiem na łbie potwora wzniecając dodatkowe płomienie resztką alkoholu. Poczwara zatoczyła się w tył odsłaniając swych zaskoczonych sytuacją kompanów. Bazanov postąpił krok
w przód i cisnął płonącą butelkę w rogatego. Flaszka pękła na twardym łbie kreatury rozbryzgując swoją ognistą zawartość. Stwór stanął w płomieniach rycząc przeraźliwie i cofając się.
Dwuręczny topór ponownie znalazł się w rękach kozaka. Ostrze zatoczyło młynka po czym spadło na kark pochylonego trójokiego. Łeb stwora i jedna z rąk potoczyły się po polanie.
Rogacz rycząc szamotał się częściowo stojąc by za chwilę brnąć już na czworaka.
Pozostało straszydło z dziobem. Zmiarkował, że sytuacja go przerasta i rzucił się pokracznym sprintem do ucieczki. Wynaturzona anatomia potwora nie pozwalała jednak na szybki sprint.
 
katai jest offline  
Stary 04-09-2009, 13:03   #28
 
yvain's Avatar
 
Reputacja: 1 yvain nie jest za bardzo znany


Całodzienna wędrówka nie zmęczyła Jacquesa, cały czas trzymał się z tyłu. Był skoncentrowany, otoczenie go przytłaczało. Nic nie wskazywało na to, że kopalnia będzie wypełniona złotem, a szczerze mówiąc chyba właśnie na to naiwnie liczył.
Nie będzie tak łatwo - pomyślał.

Dziwne dzwięki wszystkich zaniepokoiły. Jacques widział jak inni szykują broń. Nim młody łowca zniknął w lesie Bretończyk nałożył strzałę na cięciwę i podążył krokiem Effendiego. Wolał mieć na niego oko, nie chciał by młodzieniec wpakował całą grupę w kłopoty.

Znoszone buty nie hałasowały w lesie. Pochylony Jacques przemykał między drzewami śladem łowcy. Dawno nie był w podobnej sytuacji, można powiedzieć, że stęskinił się za funkcjonowaniem w większej kompanii. Samotność na gościncu często była dobijająca. Może grupa nie była zachwycająca, ale wszystko wskazywało na to, że nie będzie się nudził. Dawno już jego miecz nie skosztował krwi. Parę tygodni temu ubił dwóch wieśniaków pobierających samozwańcze myto za przejście przez drewaniany most. Wcześniej podobno robił to jakiś zaskakująco inteligentny troll, ale i on ruszył na południe w poszukiwaniu bardziej dochodowego mostu.

Jacquesa martwiła mała ilość strzał w kołczanie. Mimo, że miał doskonałe oko wolał używać stali do walki.
 

Ostatnio edytowane przez yvain : 04-09-2009 o 13:27. Powód: taki mały upgrade
yvain jest offline  
Stary 04-09-2009, 14:23   #29
Sev
 
Sev's Avatar
 
Reputacja: 1 Sev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znany


Niestety pomimo zapewnień Caleba dopiero kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi dotarli na miejsce. Na niewielkim wypłaszczeniu, spomiędzy drzew wystawały resztki murów, zbudowane z solidnych, gładko ociosanych kamieni. Resztki budynków tworzyły półkole, wokół placu, niegdyś brukowanego obecnie porośniętego krzakami. Po przeciwległej stronie placu, w skalnej ścianie ziało czarne wejście do opuszczonej kopalni.

Po prawej stronie w z jednym z licznych ruin budynków dobiegały odgłosy szamotaniny. Na myśł o walce oblicze krasnoluda ozdobił uśmiech. Nie brał udziału w boju od czasu incydentu ze zwierzoludźmi. Młody łowca nałożył strzałę na cięciwę łuku, i ruszył w kierunku ruin. Za nim pognał ten arogancki bretończyk. Aria wyjęła dwie smukłę szabelki jednak nie pobiegła za towarzyszami.
- Niech się lepiej panienka czegoś złapie bo jeszcze upadnie - powiedział Caleb zauważywszy coraz bledszą twarz szlachcianki. Nie można jej tu tak zostawić, widać że nie jest zdolna do walki.
Najemnik wyciągnął ostry, jednoręczny topór i stalowy puklerz.
Mogło by się wydawać ,że Anna Henrietta aż drży z podniecenia w grubej dłoni krasnoluda. Caleb przestępował z nogi na nogę raz po raz. Każdy mięśnie drgały mu w wesołym rytmie.
- Wytrzymaj moja mała, zaraz będziesz miała aż za nadto krwi.
Topór błysnął ochoczo w odpowiedzi...
 
__________________
"Czemu nosisz miecz na plecach?"
"Bo wiosło mi ukradli"

Ostatnio edytowane przez Sev : 04-09-2009 o 14:25.
Sev jest offline  
Stary 05-09-2009, 12:06   #30
Athlen
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
- O nie. Tylko nie walka. Jeszcze tego mi tylko brakowało. Trzeba było zostać w karczmie. - pomyślał ze smutkiem Alex na wspomnienie o piciu piwa w zaciszu karczmy.

Młody łowca i bretończyk poszli w kierunku hałasów. Alex zdecydował się jednak, że zostanie z krasnoludem i rudowłosą. - Drogi krasnoludzie, postanowiłem, że zostanę z tobą i pomogę ci w obronie tej pięknej niewiasty. - tu spojrzał na twarz Arii po czym zwrócił się ponownie do krasnoluda - Razem raźniej, czyż nie mości krasnoludzie?- zapytał krasnoluda a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. Alex wyjął zza pasa swoją szpadę i trzymał ją w gotowości. Nie pamiętał już kiedy ostatni raz musiał jej użyć.

Podszedł kilka kroków w stronę w którą skierowali się jego współtowarzysze. Starał się dojrzeć co tam się dzieje. Niestety Alex nie był w stanie nic zauważyć. Miał tylko nadzieję, że tamci załatwią sprawę i nie trzeba będzie używać miecza.

Po chwili Alex wrócił do krasnoluda i dziewczyny. Spojrzał z podziwem na topór wojownika. Alex miał już wymyślony plan awaryjny. Nie miał największej ochoty na walkę więc gdy tylko zauważy, że grozi mu niebezpieczeństwo ucieknie razem z dziewczyną na bezpieczną odległość. Krasnolud wyglądał na silnego i Alex uważał, że będzie on w stanie utrzymać wrogów przez jakiś czas.

- Krasnoludzie bądźmy przygotowani na najgorsze! - rzekł Alex i czekał na rozwój wypadków.
 
 
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172