Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2009, 20:01   #25
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
"Tawerna Barda"




Mnich po porządnym spraniu patrolu straży miejskiej (nie wspominając o zwymiotowaniu na ich dowódcę), udał się na poszukiwania jakiejś karczmy, mając ochotę ponownie napić się czegoś mocniejszego, oraz zniknąć choć na chwilę z ulic, na których mogło zrobić się wyjątkowo szybko gorąco po jego umiejętnościach, zastosowanych na tak zwanych "przedstawicielach prawa" tego parszywego miasta.

Po kilku minutach zupełnie przypadkiem wypatrzył na jednym z budynków cieszący oko szyld, skierował więc swoje kroki do wnętrza owego przybytku, mając jedynie nadzieję, że występujący w nazwie Bard nie okaże się jakimś niezwykle żałosnym, zniewieściałym osobnikiem, piszczącym trudnym do zniesienia falsetem.

....

Usiadł przy jednym ze stołów, pobieżnie rozglądając się po zebranymi nad kuflami miastowymi, co zostało całkiem w pełni odpłacone podobnym zachowaniem, i naprawdę spora liczba ślepi wpatrywała się w Acaleema z przeróżnymi wyrazami twarzy, poczynając od zwykłego zaciekawienia, a kończąc na o wiele mniej przyjemnych podejściach względem jego wyglądu i skromnej osóbki.

Mnich poza typowymi dla takiego miejsca pijaczkami, oraz paroma panienkami lekkich obyczajów, wypatrzył pewną parkę siedzącą przy jednym ze stołów, która nieco tu nie pasowała. Przypominający odcieniem swojej gęby ścianę, czarnowłosy mężczyzna, ubrany w czarne szaty, oraz zbrojna, rudowłosa kobieta, pewnie jacyś podróżni. Oprócz nich, samotnie przy kolejnym ze stołów siedziała sącząc wino jakaś Półelfka o kasztanowych włosach, która już na pierwszy rzut oka wyglądała na osóbkę potrafiącą twardo postawić na swoim.

- Co podać panie? - Pisnęło wychudzone dziecko, robiące tu najwyraźniej za kelnerkę. Co za świat... dziewczynka była naprawdę bardzo młoda, do tego blada, i wyraźnie przestraszona nowym klientem "Tawerny Barda", miętoląc z nerwów ścierkę w swoich małych dłoniach.


~


Nathan i Una po zamówieniu napoi procentowych przystąpili do omawiania dalszego działania. Corvus za wszelką cenę starał się odnaleźć "spuściznę" po Siabo, jak to sam parę razy elokwentnie nazwał, czym powoli już doprowadzał swoją towarzyszkę podróży do małej nerwicy, wciąż marudząc tylko o tym samym, póki jednak co, zachowywała się jednak jeszcze przyzwoicie, nie zapominając jak zwykle o kilku uszczypliwych uwagach dotyczących mężczyzny.

- Hej kochany, chcesz się zabawić? - Odezwała się panienka lekkich obyczajów, pakując swój zadek na blat tuż obok Nathana. Kobieta założyła nogę na nogę, dając Magowi możliwość podziwiania ich z bliskiej odległości w czerwonych pończochach... mających dziurę. Wyszczerzyła ząbki, spoglądając prosto w jego oczy, i ponawiając swoją propozycję.




- Niedrogo biorę, a potrafię nieźle obciągać, a jak panienka chce, to może sobie popatrzeć, złocisz wystarczy.

Una zakrztusiła się pitym właśnie winem.

Ulicznica zaś, po dokładniejszym wpatrywaniu się w oczy Nathana, zrobiła zaś stopniowo dosyć dziwną minę, przypominając jak nic wyciągniętą z wody rybę.


~


Znudzona przebiegiem wieczoru Tiara, obserwowała od niechcenia zalewającą się klientelę karczmy, oraz pojawiających się co pewien czas nowych gości tego przybytku, niewiele jednak ją zainteresowało, czy też zwróciło na dłużej jej uwagę. No może tylko na chwilę wchodzące "coś", wyglądające nieco jak jakiś potomek Diabłów, czy czegoś podobnego, a zapewne równie plugawego.

Noc była jednak młoda.

....

Niespodziewanie dla wszystkich coś nagle spadło z sufitu, lądując ze sporym hukiem na jednym ze stołów. Już w sekundę po głuchym uderzeniu okazało się, że nie jest to "coś", lecz "ktoś". I to dosyć wyjątkowy ktoś. Mający niespodziewane wejście osobnik, lądujący z gracją na stole, był bowiem... błaznem. I to dosłownie, posiadając wielokolorowe ubranie, przedziwny makijaż, czerwone buty, i wiele podobnych, wprost rażące w oczy akcesoria ubioru. Co jednak ciekawsze, owy ubiór był niezwykle obcisły, zupełnie wręcz niczym druga skóra, co nie tylko przyciągało wszelką uwagę swymi kolorami, lecz i owym wyuzdanym krojem.

Czy to była atrakcja tego przybytku?.

Błazen po dosyć dziwacznym grymasie wykonał salto w tył, zeskakując ze stołu i lądując na podłodze. Paru mężczyzn natychmiast podniosło się z miejsc, przewracając przypadkiem trunki na stołach, i rozległy się wyraźne pomruki niezadowolenia. W tym czasie niezwykła atrakcja wieczoru, wykonując serię salt w tył, podpierając się rękami, pokonała kilka metrów, podkradając z pewnego blatu kufel piwa. W końcu zatrzymał się, stojąc na środku karczmy, i spokojnie wypijając zdobyczny trunek.

- To... on!! - Przerwał w końcu niemal absolutną ciszę dosyć łamliwym głosem jeden z pijaczków.
- To Błazen! - Dodał z trwogą drugi.

Wśród klienteli rozległy się wzmożone szmery.

- Brać go!! - Paru gości przybytku odzyskało w końcu w pełni mowę, po czym rzucili się na owego "Błazna"!.

To był zdecydowanie ich błąd.

Acaleem od razu rozpoznał spore umiejętności walki wręcz, poparte kilkoma kopniakami z półobrotu, posyłającymi atakujących pijaczków lotem koszącym na okoliczne stoły. Tiara uniosła lekko zaskoczona brewkę w górę, natomiast obserwujący wszystko Nathan miał ubaw po pachy. Una z kolei była tym wszystkim dosyć zaskoczona, a sytuacja rozwijała się jeszcze bardziej zadziwiająco.

Kilka zręcznych uników, pięść prosto w nos, salto nad jednym z podchmielonych amatorów mocnych wrażeń, szczupak pod stół, unik przed krzesłem i kolano w krocze, naprawdę istny popis cyrkowy i draka na całego. W końcu tajemniczy jegomość wylądował na stole Półelfki, rozwalając się wygodnie, i prowokacyjnie na blacie tuż przed jej nosem.

Wtedy też, chyba jako jedyna ze wszystkich obecnych w "Tawernie Barda" Wojowniczka, spojrzała najpierw dokładnie po obcisłym stroju nieznajomego, a następnie prosto w jego oczy, co zmieniło stanowczo podejście do płci owego Błazna. Tiara uniosła tym razem obie brewki, zwłaszcza, gdy tajemnicza kobieta napiła się wina z jej kielicha, wpatrując się prosto w oczy Półelfki, wszystko zaś na końcu skwitowała prowokującym uśmiechem.




A tuż za tą kolorową rozrabiaką zbliżała się właśnie ława, dzierżona przez jednego z mężczyzn, a co najmniej pół tuzina z nich rzucało się już w kierunku ich stołu... .


Ulica w Melvaunt



Młody Paladyn Tyra postanowił opuścić wyjątkowo nieprzyjemną karczmę, nie mając więcej zamiaru uczestniczyć w jakichkolwiek burdach, oraz licząc na znalezienie bardziej miłego lokum w całym tym popapranym mieście. Severa nie interesowało również w tej chwili, czy ktoś z towarzyszy za nim ruszył, co było dosyć dziwnym postępowaniem, jednak kto tam wiedział co on myśli... .

Przemierzał więc wieczorną porą ulice Melvaunt, na których nadal dosyć licznie przebywali jego mieszkańcy, wychodziło więc na to, że miasto raczej nie spało spokojnym snem, lecz i w trakcie nocy tętniło życiem, zdecydowanie nie przypominając w tym Rath, gdzie wszyscy szybko znikali w łożach - jak to się czasem mówi - kładąc się spać z kurami.

Wymijając ulicznice, żebraków, i pozostałych przechodniów, Aasimar zaczął się naprawdę porządnie zastanawiać, czy nadal, i jaka jest jego rola w resztkach drużyny. Po wcześniejszych wydarzeniach zmieniło się naprawdę wiele rzeczy, zmienił się ona sam, i towarzysze którzy przeżyli wizytę w krainie Vaast, do wielu spraw zmieniło się zaś mocno podejście, niektóre zyskały na znaczeniu, inne straciły.

Z tych rozmyślań wyrwało go dosyć wredne nawoływanie:

- Te, Paladynku!. Tyr żre świńskie odchody!.

Sever odwrócił się w bok ze skwaszoną miną, spoglądając na źródło owego głosu. Była nim góra mięśni, zakuta w blachy, oraz posiadająca dwa duże topory trzymane w obu rękach. Mężczyzna wyraźnie miał wrogie nastawienie do Aasimara, a jego postawa nie pozostawiała wątpliwości, że szukał guza, co też szybko potwierdził kolejnym krzykiem.

- Stawaj do walki blondasku, zobaczymy jak szybko stracisz swoje rąsie i będziesz błagał o litość, całkiem jak twój przeklęty patron - Prowodyr wciąż zaczepiał na całego.





~


Milo jako jedyny wyszedł za Severem na ulicę, dopiero po paru chwilach zdając sobie z tego faktu sprawę. Nie miał jednak wyjścia, ruszył więc czym prędzej za Paladynem, zostawiając resztę towarzystwa w karczmie, inaczej mógł go szybko stracić z oczu, a lepiej by nikt z towarzyszy nie spacerował sobie w pojedynkę w tym podłym mieście.

Niziołek trzymając dłoń na rękojeści swojego "Trollobójcy" śledził więc niejako Severa, po raz kolejny doznając atrakcji, jakie prezentowało Melvaunt. Nagabujące ulicznice, biadolący żebracy, podejrzane typki w półmrocznych zaułkach, wpatrujący się uparcie w małego mężczyznę, złowieszcze, a i często kpiące spojrzenia. Prawdziwa klatka pełna dzikich zwierząt, gotowych w każdej chwili skoczyć niemal każdemu do gardła, rozpruć je i ograbić z czego się dało, nawet jeśli to były tylko buty... .

Po kilku minutach podążania za Paladynem, odmawiania brzydkim kobietom oferującym swoje usługi, oraz wymianie równie groźnych, a mających odstraszyć przypadkowe, niemiłe spojrzenia, mały mężczyzna zobaczył dosyć niezwykłą, jednak raczej przewidywalną jak na to miejsce sytuację.

Oto bowiem jakiś nieznajomy, zbrojny mięśniak, bluzgał właśnie Severa i jego patrona, wyraźnie prowokując do walki. To, czego jednak Aasimar nie widział, a Milo miał to dosłownie przed oczami, był fakt, że za plecami Paladyna podkradał się jeszcze jeden typek, trzymający w swoich łapach ciężki buzdygan, którym jak nic miał zamiar roztrzaskać od tyłu głowę wyznawcy Tyra.




Ulica pustoszała w zastraszającym tempie, a Milo musiał podjąć decyzję. Ostrzec Paladyna przed zagrożeniem, czy samemu przejąć inicjatywę, i w jakiś sposób zająć się podkradającym mężczyzną. Problem jednak polegał na tym, że Niziołek nie był wojownikiem, i mógł mieć spore problemy w bezpośrednim starciu z owym "wielkoludem".

A po reszcie towarzyszy ani śladu... .

Niech to Brandobaris!.


Karczma "Biały Kuc"



- Dziękuję za miłe słowa - Odpowiedziała jasnowłosa kobietka Yonowi, wciąż przytrzymując rozerwaną suknię w strategicznym miejscu - Chętnie się przysiądziemy, prawda Raisonie? - Spytała swojego towarzysza.

Dwójka zasiadła więc do stołu zajmowanego przez kilku z awanturników, po czym Bardka, z pomocą Raisona, mającego ten "zaszczyt" przytrzymywania skrawka cienkiego materiału tuż przy jej piersi, spięła naderwany kawałek broszką.

- Zwę się Vanessa Marre, żyję ze śpiewu i tym podobnych... jesteście przyjezdni? - Spytała z całkiem ciepłym uśmiechem - My również, i muszę wam powiedzieć, że Melvaunt do przyjemnych miejsc chyba nie należy, wszędzie brudno i strasznie, a długo tu już jesteście?. A dokąd poszedł ten przystojny młodzian?*. Bardzo modną fryzurę ma koleżanka, a ten pijany czy co? - Najwyraźniej jej się buźka nie zamykała.

Gdy Luna spytała o pieśń, Bardka niespodziewanie położyła swoją dłoń na leżącej na blacie stołu dłoni Kronikarki, po czym spojrzała jej czule w oczy.
- Znam wiele pieśni, i melancholijnych, i wzruszających, o rozstaniach i o miłości, mogę cię nimi ukołysać do snu... - Odezwała się, doprowadzając Lunę do lekkiego rumieńca.

Na głos Vanessy, leżący głową na blacie Wakash otwarł oczy, po czym kilka razy zamrugał, a następnie na jego gębusi pojawił się wielki uśmiech.
- Witaj cudny aniele - Odezwał się do kobietki - Miło cię poznać piękna pani, i aż dziw bierze, że przy takiej urodzie jeszcze nie nazwano twym imieniem żadnej karczmy, czy też i nawet świątyni, jestem Wakash, kupiec z powołania, a podróżnik z zamiłowania, czy też na odwrót, wprost gubię się we własnych myślach spoglądając na tak cudne zjawisko... .

Vanessa zachichotała, podając mężczyźnie dłoń, którą ten dworsko pocałował, Luna zaś głęboko wzdychnęła, a Raison... zacisnął usta w sztucznym uśmiechu. Yon w tym czasie kątem oka dostrzegł, jak za wychodzącym Severem podąża Milo. Takie zachowanie, przynajmniej pierwszego z nich, było dosyć nie na miejscu, jednak wszyscy z towarzystwa byli dorośli, i każdy mógł postępować jak też zapragnął, choć może nie za każdym razem dosyć racjonalnie.

Goście powoli się rozchodzili, w przybytku jednak wciąż przebywało jeszcze około tuzina mniej lub bardziej zalanych maruderów, a paru z nich udało się nawet z ladacznicami na pięterko. Nadal więc pito, rozmawiano, śmiano się i złorzeczono, typowe zachowanie dla takiego przybytku.

- Nocujecie tu czy jak? - Wtrącił się nagle pozostawiającym wiele do życzenia tonem karczmarz, podchodząc do stołu - Boście nic nie powiedzieli, a ja musze wiedzieć czy zajmujecie te dwa pokoje czy nie?.

Nad miastem zbierało się chyba na burzę.





Ulica w Melvaunt, a następnie "Tawerna Barda"


Kristalina, mimo wciąż buzującego w jej ciele alkoholu, przemierzała ulice miasta dosyć szybkim krokiem. Po brutalnym przetrzepaniu skóry trzem gwardzistom wolała oddalić się jak najdalej od miejsca owego zdarzenia, całkiem logicznie mając na uwadze brak chęci spotkania się z innymi przedstawicielami prawa i poniesieniem konsekwencji za swoje czyny. Bądź co bądź, jak nic to ona była zapewnie tą "złą" dopuszczając się surowo karanego przestępstwa.

Ktoś ją śledził.

Jakaś postać trzymała się bezpiecznej odległości jakiś dwudziestu kroków, wciąż jednak za nią podążając. Czy owy "ktoś", trzymający się wyraźnie półmrocznych zakamarków widział co też uczyniła z gwardzistami, a teraz chciał się dowiedzieć dokąd Morgan zmierza, by następnie nasłać na nią straż?. Czy może był to jakiś przypadkowy złodziejaszek, wyczekujący dogodnej sytuacji względem wciąż nieco idącej chwiejnym krokiem kobiety?. No bo przecież nie był to skrytobójca prawda??. Chociaż... .

Wojowniczka sama do końca nie wiedziała jak zareagować. Jeśli odwróci się na pięcie i rzuci w pościg, owa natrętna osóbka jak nic zdoła uciec, zapewne bowiem zna dobrze miasto i każdą uliczkę, do tego Morgan miała na sobie pancerz, w którym takie pościgi z reguły kończyły się fiaskiem. Mogła również sama się na niego zaczaić, liczyć, że wejdzie jej prosto w łapki, lub starać się jakoś zgubić obserwatora. Możliwości było wiele, jednak czy zakończą się sukcesem?. W końcu nadal nieco nią rzucało, a i szczerze powiedziawszy, bardziej się tym wszystkim martwiła, niż była wrogo nastawiona do nieznajomego.

Stanęła przed karczmą, nie wiedząc co teraz począć.

Wtedy też rozległ się huk wybijanego okna, a ktoś trzasnął w Kristalinę, nim zdążyła chwycić za miecz. Oboje trzasnęli o bruk, Czerwony błazen był jednak w o wiele lepszej pozycji, jeszcze w locie wykonując salto.

Czerwony Błazen??.

Morgan zamrugała oczami, leżąc na plecach, owy osobnik w wyjątkowo obcisłym stroju zaś znajdował się na niej. I to dokładnie na jej torsie, siedząc niejako na Wojowniczce w dosyć niezwykły sposób, mianowicie głowa Kristaliny znajdowała się między udami owego "lotnika". Po ledwie sekundzie, okazało się poprzez wyraźne formy ciała, że była to dziwnie umalowana kobieta.

Ta z kolei... uśmiechnęła się w milczeniu do kompletnie zaskoczonej rudowłosej, po czym odgarnęła palcami kilka kosmyków z twarzy Wojowniczki!. Morgan ponownie zamrugała zaskoczona oczami, z głową wciąż tkwiącą między ciepłymi, kobiecymi udami... .


- Łapcie nim spierdoli!! - Rozległy się nie wróżące nic dobrego ryki z wnętrza karczmy.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 30-08-2009 o 20:52.
Buka jest offline