Hektor, Nico, Seamus, Apartament De La Cruza
De La Mesas uśmiechnął się tylko promiennie i dosiadł się do stolika, strząsając kupkę popiołu na przepiękny, ręcznie tkany, perski dywan. Przyjął karty. Uśmiechnął się. Podbił stawkę. Brennan wycofał się z rozgrywki, co tylko wywołało zadowolenia na twarzy młodego Ventrue z San Diego. Miejsce po Seamusie zajął Nico.
- To może opowiesz nam coś niecoś o swoich planach na przyszłość. – Drwina w tonie Jesusa była aż nadto wyczuwalna. - W końcu, jako nowy książę, musisz mieć jakieś palny. Zwłaszcza, że za dużego poparcia to ty nie masz. Tuszę, iż trzymasz jakiegoś asa w rękawie. – Ventrue wyłożył swoje karty. Tym razem to on był zwycięzcą. Zgarnął żetony i nie dając nikomu czasu na reakcję rozdał karty, zwracając się przy tym do Hektora. – Dam ci dobrą radę, wiesz, jako znawca tematu – puścił oko do swojego rozmówcy. – Uważaj na swoje plecy. Zresztą... na inne kawałki swojego ciała też. Książę jest często celem ataków.
Rozgrywka była wyrównana. Każdy z graczy prezentował podobny poziom. Nowy Rok zacząć od gry w karty? To coś nietypowego jak na Laredo, ale władza się zmieniła, więc może i zwyczaje się zmienią? Któż to wie?
Po kilku godzinach rozgrywki Lancaster spojrzał na swój zegarek, wstał od stołu, zerkając na Jesusa.
- Na nas już pora, Jesusie. Zaczyna świtać. A my musimy się jeszcze rozgościć w naszym nowym lokum. Chodźmy, nie mamy czasu. Do zobaczenia, książę.
- Ta, do zobaczenia – De La Mesas uśmiechnął się podle do Hektora. – Pracuj ciężko nad swoją pozycją, książę, pracuj ciężko. Eve, Rebecca, Damian, Seamus, ulice Laredo.
Parkingowy niespecjalnie się spieszył z podstawieniem auta. To dało czas Seamusowi na dogonienie kobiecego trio.
- Ja poprowadzę. – Ventrue wziął kluczyki z ręki parkingowego. – Gdzie jedziemy?
- Nie… - Eve przez chwilę stała zapatrzona w dal. – Nie wiem. Tam. Przed siebie. Te linie, one prowadzą do… do miasta. Jedziemy za nimi. Byle prędko.
Cała czwórka wpakował się do auta panny Calldwell.
Jazda po ulicach Laredo o tej porze była naprawdę bardzo prosta. Pustki na drodze sprawiały, iż nawet chaotyczne wskazówki Eve, które zmuszały Seamusa do nagłych i nie zawsze zgodnych z przepisami zmian kierunku jazdy nie były takie niebezpieczne. Tylko kilka razy stary garbus Toreadorki zajechał drogę innym samochodom, stwarzając niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia przez uczestników ruchu drogowego.
Rebecca i Damian zauważyli z niepokojem, że samochód mija pewne budynki już któryś raz z kolei.
- Eeee… Przepraszam... – odezwała się Lady Gaga. – Ale czy my nie kręcimy się w kółko??
- Ona, to znaczy, on ma racje. – Rebecca zawtórowała Nosferatowi. – Budynek sądu mijamy już chyba z trzeci raz.
- Teraz w lewo. Szybko. – Eve zdawała się nie słyszeć wypowiedzi swoich towarzyszy.
- Na mnie się nie patrzcie – Seamus skręcił ostro w lewo, tak że Rebecca wylądowała na swojej towarzyszce w bieli. – Ja tylko prowadzę – dodał gazu.
- Na światłach w prawo. – Panna Calldwell wydała kolejne instrukcje.
Gdy samochód skręcił, wszystkim ukazała się jedna z głównych arterii miasta, prowadząca bez wątpienia do dzielnicy przemysłowej.
- Prosto. Szybciej. Linie zanikają – głos Toreadorski był cichy. Musiała być niezwykle wyczerpana śledzeniem tego czegoś.
- Eve, gdzie my właściwie jedziemy? – Damian zadał kolejne pytanie. Ale Toreadorka na nie nie zareagowała, zwróciła się do Ventrue.
- Seamus, zatrzymaj się lepiej.
Brennanowi nie trzeba był tego mówić. Sam z siebie zatrzymał się przez starą fabryką. Przekręcił kluczyki w stacyjce, wyłączając silnik i zwrócił się do Eve.
- Może jednak nam coś powiesz więcej?
Eve Calldwell otworzyła swoje drzwi i wyszła z samochodu. Zachwiała się przy tym. Szła uparcie do przodu, chwytając niewidoczne dla innych linie. Reszta również wysiadła z auta i ruszyła za Toreadorką. Tuż przy zakręcie w lewo Eve zachwiała się i upadła, Damian jako pierwszy dopadł do niej i pomógł jej wstać.
- Tam. – Wskazała na zrujnowany magazyn. – Tam prowadzą. – I zemdlała.
- Tam. – Damian wskazał na ten sam magazyn. – Tam na swoją siedzibę gang Hamiltona.
- Świta już – rzuciła Rebecca, patrząc w niebo.[/quote]
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |