Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2009, 11:43   #40
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Hektor, Nico, Seamus, Apartament De La Cruza




De La Mesas uśmiechnął się tylko promiennie i dosiadł się do stolika, strząsając kupkę popiołu na przepiękny, ręcznie tkany, perski dywan. Przyjął karty. Uśmiechnął się. Podbił stawkę. Brennan wycofał się z rozgrywki, co tylko wywołało zadowolenia na twarzy młodego Ventrue z San Diego. Miejsce po Seamusie zajął Nico.

- To może opowiesz nam coś niecoś o swoich planach na przyszłość. – Drwina w tonie Jesusa była aż nadto wyczuwalna. - W końcu, jako nowy książę, musisz mieć jakieś palny. Zwłaszcza, że za dużego poparcia to ty nie masz. Tuszę, iż trzymasz jakiegoś asa w rękawie. – Ventrue wyłożył swoje karty. Tym razem to on był zwycięzcą. Zgarnął żetony i nie dając nikomu czasu na reakcję rozdał karty, zwracając się przy tym do Hektora. – Dam ci dobrą radę, wiesz, jako znawca tematu – puścił oko do swojego rozmówcy. – Uważaj na swoje plecy. Zresztą... na inne kawałki swojego ciała też. Książę jest często celem ataków.

Rozgrywka była wyrównana. Każdy z graczy prezentował podobny poziom. Nowy Rok zacząć od gry w karty? To coś nietypowego jak na Laredo, ale władza się zmieniła, więc może i zwyczaje się zmienią? Któż to wie?

Po kilku godzinach rozgrywki Lancaster spojrzał na swój zegarek, wstał od stołu, zerkając na Jesusa.
- Na nas już pora, Jesusie. Zaczyna świtać. A my musimy się jeszcze rozgościć w naszym nowym lokum. Chodźmy, nie mamy czasu. Do zobaczenia, książę.
- Ta, do zobaczenia – De La Mesas uśmiechnął się podle do Hektora. – Pracuj ciężko nad swoją pozycją, książę, pracuj ciężko.


Eve, Rebecca, Damian, Seamus, ulice Laredo.


Parkingowy niespecjalnie się spieszył z podstawieniem auta. To dało czas Seamusowi na dogonienie kobiecego trio.
- Ja poprowadzę. – Ventrue wziął kluczyki z ręki parkingowego. – Gdzie jedziemy?
- Nie… - Eve przez chwilę stała zapatrzona w dal. – Nie wiem. Tam. Przed siebie. Te linie, one prowadzą do… do miasta. Jedziemy za nimi. Byle prędko.
Cała czwórka wpakował się do auta panny Calldwell.
Jazda po ulicach Laredo o tej porze była naprawdę bardzo prosta. Pustki na drodze sprawiały, iż nawet chaotyczne wskazówki Eve, które zmuszały Seamusa do nagłych i nie zawsze zgodnych z przepisami zmian kierunku jazdy nie były takie niebezpieczne. Tylko kilka razy stary garbus Toreadorki zajechał drogę innym samochodom, stwarzając niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia przez uczestników ruchu drogowego.

Rebecca i Damian zauważyli z niepokojem, że samochód mija pewne budynki już któryś raz z kolei.
- Eeee… Przepraszam... – odezwała się Lady Gaga. – Ale czy my nie kręcimy się w kółko??
- Ona, to znaczy, on ma racje. – Rebecca zawtórowała Nosferatowi. – Budynek sądu mijamy już chyba z trzeci raz.
- Teraz w lewo. Szybko. – Eve zdawała się nie słyszeć wypowiedzi swoich towarzyszy.
- Na mnie się nie patrzcie – Seamus skręcił ostro w lewo, tak że Rebecca wylądowała na swojej towarzyszce w bieli. – Ja tylko prowadzę – dodał gazu.
- Na światłach w prawo. – Panna Calldwell wydała kolejne instrukcje.
Gdy samochód skręcił, wszystkim ukazała się jedna z głównych arterii miasta, prowadząca bez wątpienia do dzielnicy przemysłowej.
- Prosto. Szybciej. Linie zanikają – głos Toreadorski był cichy. Musiała być niezwykle wyczerpana śledzeniem tego czegoś.
- Eve, gdzie my właściwie jedziemy? – Damian zadał kolejne pytanie. Ale Toreadorka na nie nie zareagowała, zwróciła się do Ventrue.
- Seamus, zatrzymaj się lepiej.
Brennanowi nie trzeba był tego mówić. Sam z siebie zatrzymał się przez starą fabryką. Przekręcił kluczyki w stacyjce, wyłączając silnik i zwrócił się do Eve.
- Może jednak nam coś powiesz więcej?
Eve Calldwell otworzyła swoje drzwi i wyszła z samochodu. Zachwiała się przy tym. Szła uparcie do przodu, chwytając niewidoczne dla innych linie. Reszta również wysiadła z auta i ruszyła za Toreadorką. Tuż przy zakręcie w lewo Eve zachwiała się i upadła, Damian jako pierwszy dopadł do niej i pomógł jej wstać.
- Tam. – Wskazała na zrujnowany magazyn. – Tam prowadzą. – I zemdlała.
- Tam. – Damian wskazał na ten sam magazyn. – Tam na swoją siedzibę gang Hamiltona.
- Świta już – rzuciła Rebecca, patrząc w niebo.[/quote]
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline