Sam był niezmiernie rad z tego, że w końcu wyniósł się z tego lasu. Gdy w nim był nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś lub ktoś go obserwuje, a sama gęstwina układa się tak, aby jego wierzchowiec, i tym samym on, jechał jak najwolniej. Całości raczej mało komfortowej i przerażającej sytuacji dopełnił głos Muriela, który tylko na chwilę się oznajmił w słowie „uważaj”. Sam nie czuł się dobrze w tej sytuacji, myślał, iż będzie to dość łatwa misja, w której dostarczy list… a tu już po pierwszej nocy trup, teraz miał majaki i do tego nie odzywa się jego gorsza połowa! O tak morale miał teraz niskie i jedyne, co mogło mu poprawić humor to dobre jedzenie i kilka godzin dobrego, mocnego snu.
Gdy tak rozmyślał podczas jazdy w dół doliny coś go tknęło… to było właśnie to dręczące uczucie – ktoś chyba go obserwował. Odwrócił się i… coś zobaczył. Choć zobaczył to za dużo powiedziane, bardziej wyczuł, już po raz kolejny, czyjąś obecność.
Gdy jechał ścieżyną w stronę domostwa dostrzegał gniewne spojrzenia wieśniaków. Widocznie nie lubili tu obcych albo mieli coś do ukrycia. Młodzik wolał myśleć o tym pierwszym wariancie – wiedział, do czego są zdolni ludzie chcący zachować swe sekrety. Zastanawiały go dość dziwne stroje kmieci, ale stwierdził, że może tutaj noszenie kapelusza wizytowego do wideł i grabi jest normą, w końcu był w innym państwie i nie znał dobrze tutejszych obyczajów. Jechał dalej nie zmniejszając swej baczności i czując palący wzrok tubylców na sobie, którzy nie odrywali się nawet na chwilę od swych zwykłych zajęć, a jedynie patrzyli na przybysza groźnie spode łba. Gdy był już blisko chaty jego wzrok przykuły okna na piętrze, w jednym z nich coś błyskawicznie przemknęło. Sam przystanął i wzmożył czujność. Zanim minął "pierwszą linię" chłopstwa zdążył usłyszeć w środku czaszki niewyraźne zdanie wypowiedziane słabym, niezwykle ochrypłym głosem: „to nie to… uciekaj… nie patrz bezpośrednio”. Zrobił to, co zrozumiał z tego bełkotu. Zamiast ogniskować wzrok bezpośrednio na obejściu skupiał się na nim „kątem oka”…
Wiedział, że coś się dzieje, jeszcze kiedy był w lesie czuł to charakterystyczne mrowienie na karku, a że nie było w okolicy ponętnej cycatej dziewki mogło oznaczać tylko jedno – kłopoty. Jednako cóż z tego, że wiedział?! To, co widział teraz przechodziło jego rozumienie, ba przechodziło nawet jego najgorsze obawy i napawało go strachem. Gdy nie patrzył bezpośrednio na dom i robotników widział uginającą się i przechylającą na boki niczym bańka mydlana chatkę wraz z otaczającym ją korowodem… no właśnie, czego? Modlił się, aby były to jednak strachy na wróble, a nie na przykład nieumarli. Nie był w stanie zobaczyć tego ostrzej. Jedyne, co mu pozostało to spróbować nie dać po sobie poznać, iż zorientował się w sytuacji. Nie wiedział czy to pułapka, czy może tylko jakaś iluzja magiczna stworzona dla ochrony… w ogóle nic nie wiedział i był zdezorientowany. Postanowił zaryzykować i ruszyć dalej, cały czas mając miecz w pogotowiu. W końcu jakby chciał uciec, to ma wierzchowca, więc chyba się uda, a nazwisko z listy miało być pewne… |