Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-09-2009, 20:58   #31
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Sam był niezmiernie rad z tego, że w końcu wyniósł się z tego lasu. Gdy w nim był nie mógł się oprzeć wrażeniu, że coś lub ktoś go obserwuje, a sama gęstwina układa się tak, aby jego wierzchowiec, i tym samym on, jechał jak najwolniej. Całości raczej mało komfortowej i przerażającej sytuacji dopełnił głos Muriela, który tylko na chwilę się oznajmił w słowie „uważaj”. Sam nie czuł się dobrze w tej sytuacji, myślał, iż będzie to dość łatwa misja, w której dostarczy list… a tu już po pierwszej nocy trup, teraz miał majaki i do tego nie odzywa się jego gorsza połowa! O tak morale miał teraz niskie i jedyne, co mogło mu poprawić humor to dobre jedzenie i kilka godzin dobrego, mocnego snu.

Gdy tak rozmyślał podczas jazdy w dół doliny coś go tknęło… to było właśnie to dręczące uczucie – ktoś chyba go obserwował. Odwrócił się i… coś zobaczył. Choć zobaczył to za dużo powiedziane, bardziej wyczuł, już po raz kolejny, czyjąś obecność.

Gdy jechał ścieżyną w stronę domostwa dostrzegał gniewne spojrzenia wieśniaków. Widocznie nie lubili tu obcych albo mieli coś do ukrycia. Młodzik wolał myśleć o tym pierwszym wariancie – wiedział, do czego są zdolni ludzie chcący zachować swe sekrety. Zastanawiały go dość dziwne stroje kmieci, ale stwierdził, że może tutaj noszenie kapelusza wizytowego do wideł i grabi jest normą, w końcu był w innym państwie i nie znał dobrze tutejszych obyczajów. Jechał dalej nie zmniejszając swej baczności i czując palący wzrok tubylców na sobie, którzy nie odrywali się nawet na chwilę od swych zwykłych zajęć, a jedynie patrzyli na przybysza groźnie spode łba. Gdy był już blisko chaty jego wzrok przykuły okna na piętrze, w jednym z nich coś błyskawicznie przemknęło. Sam przystanął i wzmożył czujność. Zanim minął "pierwszą linię" chłopstwa zdążył usłyszeć w środku czaszki niewyraźne zdanie wypowiedziane słabym, niezwykle ochrypłym głosem: „to nie to… uciekaj… nie patrz bezpośrednio”. Zrobił to, co zrozumiał z tego bełkotu. Zamiast ogniskować wzrok bezpośrednio na obejściu skupiał się na nim „kątem oka”…

Wiedział, że coś się dzieje, jeszcze kiedy był w lesie czuł to charakterystyczne mrowienie na karku, a że nie było w okolicy ponętnej cycatej dziewki mogło oznaczać tylko jedno – kłopoty. Jednako cóż z tego, że wiedział?! To, co widział teraz przechodziło jego rozumienie, ba przechodziło nawet jego najgorsze obawy i napawało go strachem. Gdy nie patrzył bezpośrednio na dom i robotników widział uginającą się i przechylającą na boki niczym bańka mydlana chatkę wraz z otaczającym ją korowodem… no właśnie, czego? Modlił się, aby były to jednak strachy na wróble, a nie na przykład nieumarli. Nie był w stanie zobaczyć tego ostrzej. Jedyne, co mu pozostało to spróbować nie dać po sobie poznać, iż zorientował się w sytuacji. Nie wiedział czy to pułapka, czy może tylko jakaś iluzja magiczna stworzona dla ochrony… w ogóle nic nie wiedział i był zdezorientowany. Postanowił zaryzykować i ruszyć dalej, cały czas mając miecz w pogotowiu. W końcu jakby chciał uciec, to ma wierzchowca, więc chyba się uda, a nazwisko z listy miało być pewne…
 
Mono jest offline  
Stary 03-09-2009, 01:03   #32
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ragath

Zwłoki zebrano na jeden stos, po czym podpalono. Chwilę później okolicę owionął swąd palonego ciała. Ocaleni zebrali się w miejscu, z którego nacierali. Walkę przeżył weteran, który w tej chwili odpowiadał na pytania. Nie był zadowolony.
- Ja nie wiem ilu straciliśmy, ale może kilkunastu żołnierzy - mówił. - W następnych wioskach znów dobierzemy. Martwi mnie jedna rzecz... - dodał cicho.
- Jaka? - spytał paladyn, który z milczeniem słuchał żołnierza.
- Boje się o nasz oddział... część zabitych... zdezerterowała... odmówili rozkazu... dołączyli do mieszkańców... to był zły rozkaz.
Weteran pożałował ostatnich słów, bo dojrzał niebezpieczny błysk w oczach paladyna. Twarz rycerza nie wyjawiała żadnych emocji, lecz czuć, było, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę, czy nie ukarać żołnierza za krytykę. Nie podjął żadnych kroków.
Inni żołnierze podzielali opinię weterana. Spoglądali na was podejrzliwie, częściowo ze strachem w oczach. Wtedy dojrzałeś, jak z jednego z domów wywlekają dziewczynę. Żołnierze przytargali ją wprost do was. Oznajmili, że to czarodziejka.


Brudna, z obłąkanym wzrokiem. Ślady na ubraniu wskazywały, że ciężko krwawi, a przed pojmaniem walczyła zaciekle. Uśmiechała się, lecz nie ruszyła z miejsca.
- Wiedźmo, gdzie jest reszta wojsk? - spytał paladyn schylając się nad nią.
Weteran przetłumaczył. Dziewczyna zaśmiała się cicho i splunęła w twarz Bruschwicka. Rycerz wyprostował się, otarł oblicze, po czym rzekł zmęczonym głosem;
- Nienawidzę tego.

Gloinus

Nieumarli natarli ponownie z niebywałą prędkością. Ich ostre pazury usiłowały rozerwać kawałki ciała, lecz udało ci się odparować atak. Aldrim nie miał tyle szczęścia. Pazury, niczym haki, chwyciły go za ciało i wyrzuciły w głąb jaskini. Krasnolud krzyczał podczas lotu, lecz gdy uderzył w truchło smoka, ucichł. Nieumarły zaśmiał się, po czym zwrócił w twoją stronę.
Atak i kontratak. Topór trafił jednego z truposzy. Posypały się kawałki zbroi oraz kości, a zabójca zachwiał się, wreszcie upadł. Lecz drugi nie pozwolił na dalsze sukcesy. Cios w rękę, pozbawił cię broni, a ból spowodował, że krzyknąłeś. Lecz drugie uderzenie nie nastąpiło. Rozległo się ciche chrupnięcie. Upiór padł przepołowiony. Spojrzałeś za niego.
Smok przechylał łeb pod dziwnym kątem i przednią łapą wyciągnął miecz z karku. Chlusnęło trochę czarnej posoki. Po czym spojrzał w twoim kierunku.


- To było zabawne... albo nie potrafili zabić smoka, albo... wy im przeszkodziliście... zabawne - mruczał. - Muszę jednak wiedzieć, w jakim celu przybyłeś ty i twój pojękujący kolega.
Aldrim leżał wciąż twarzą do ziemi i faktycznie cicho jęczał.

Rydiss Tirio

Gdy ziemia opadła, istota zniknęła.
- Gdzie on... - zaczęła Gertruda.
Nagle ujrzałeś przed sobą twarz trupa z czarnymi oczami. Nagle świat wokół zniknął, a jego miejsce zajął metaliczny posmak.

Synupotrzebujęciętutajsynupotrzebujęciętutajsy nupotrzebujęciętutajsynupotrzebujęciętutajsynu ...
Ktoś mówił bez ustanku. Głos odzywał się z bliska, a zarazem bardzo daleka. Gdyby tylko ta ciemność zniknęła. Wówczas odkryłeś, do kogo ten głos należy. To opat z Celmy! Na pewno on!
SYNUPOTRZEBUJĘCIĘTUTAJSYNUPOTRZEBUJĘ...

Otworzyłeś oczy i zobaczyłeś nachylające się nad tobą pięć osób. Rozpoznałeś twarze, lecz niepokojący był ich grymas. Byłeś w środku budynku. Staruszka pochyliła się nad tobą i przewróciła twarz w bok. Z przerażeniem obserwowałeś jak z twarzy pociekła ciurkiem krew, a także spadło kawałek czegoś - co było przedtem częścią twojego ciała. Po ujrzeniu tego, poczułeś prawdziwy ból i pieczenie w twarzy. Fergendo bez słowa wyciągnęła bandaże z pakunków trójki historyków.
- Nie znam się na magii leczniczej, a z tego co mówili ci tutaj, lepiej byś nie używał przez kilka godzin czarów - mówiła. - Na szczęście oprócz bólu powinieneś działać normalnie.
- Normalnie?! - wykrzyknęła zszokowana Gertruda. - Przecież ten chłopak jest oszpecony!
- Dość tego, panno Varsoviensse, teraz mamy zadanie do wykonania.
Rozległo się skrzypienie drzwi, które prowadziły w kierunku piwnic.

Samuel

Przybycie obcego człowieka, zauważyła jedna osoba. Był to zapewne właściciel, ponieważ wyszedł z dużej chatki z wyraźnym gestem zarządcy. Miał na sobie robotnicze ubranie, a w rękach szary, połatany worek. Uśmiechnął się, jakby od progu rozpoznając obcokrajowca. To był już podstarzały mężczyzna z siwą brodą, jednak wciąż barczysty i żwawy.
- Pan przybysz zza morza! Zapowiadali mi. Jam jest Fiodor Baumaryl.
Mówił dość płynnie w języku klasycznym, ale z charakterystycznym dla tutejszych akcentem.
- Proszę wejść, zaraz będzie obiad, a i miejsce do przenocowania się znajdzie. - mówił ciągle.
Potem zaprowadził cię do swojej willi, która znajdowała się kawałek dalej. Budynek położy był w otoczeniu drzew, dających luksusowy cień. W środku okazało się, że Fiodor Baumaryl nie jest tylko bogatym rolnikiem, ale przede wszystkim człowiekiem z przeszłością. Na ścianach wisiały portrety rodzinne, oręż, a na przeciw wejścia pomnik byka stojącego na tylnych kopytach z herbem rodzinnym na boku.
Następnie zaprowadził do stołu, gdzie cię usadowił, a sam usiadł naprzeciw i oświadczył, że zaraz podadzą strawę.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 09-09-2009, 00:00   #33
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ragath trzymając się za krwawiące ramię dotarł do reszty oddziału już po całej rzezi, jaką mieszkańcom wioski zafundował paladyn. "Paladyn. Też coś. Zwykły barbarzyńca.". Byli towarzysze najemnika również dokonywali potwornych czynów, jednak nigdy na bezbronnych cywilach. Dralsen był honorowym człowiekiem i starał się wpoić to pojęcie również w swoich ludzi. Ci, którzy byli kiepskimi uczniami kończyli smutno. Młody Ragath, który był wręcz zapatrzony w swego wybawcę, starał się być dokładnie takim jak on. Dzisiaj wiedział, że tak nie jest, ale przynajmniej starał się by staruszek nie przeklinał go z tamtego świata.

Wojownik nie mógł się nadziwić postawy paladyna. Przecież to zawsze tacy ludzie jak on walczyli o sprawiedliwość przeciwko takim jak najemnik. Tymczasem teraz sytuacja zdawała się zupełnie odwrotna. Nawet Gorginth był niezadowolony z takiego postępowania.

Jeden z żołnierzy, który w cywilu musiał być kimś w rodzaju lekarza, zawiązywał właśnie bandaż na ramieniu Ragatha, kiedy z jednej chaty wywleczono jakąś dziewczynę. Nie krzyczała, nie szarpała się, nie broniła się. Wydawała sie być ponad tym wszystkim. Ci, którzy ją przyprowadzili oznajmili, że to czarodziejka.

- Wiedźmo, gdzie jest reszta wojsk? - spytał groźnie Brunschwick.

Na dziewczynie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Po przetłumaczeniu słów paladyna przez dziadunia w zbroi tylko się zaśmiała i splunęła rycerzowi w twarz. Ten zareagował dziwnie spokojnie.

- Nienawidzę tego - powiedział tylko, ale po chwili wyciągnął swój miecz i przykładając do gardła rzekomej czarodziejce powiedział - No to teraz zapłacisz za tę zniewagę.

Ragath podszedł bliżej i obserwował całą sytuację. Mała, bezbronna dziewczynka siedziała na ziemi i mocno krwawiła, a wielki, umięśniony rycerz, stojący w lśniącej zbroi chce ją po prostu zabić. Gdzie tu honor? Gdzie tu droga rycerza? A przede wszystkim, gdzie tu sens?

Najemnik nie zastanawiał się. W momencie gdy miecz paladyna zmierzał już ze sporą siłą w kierunku głowy "wiedźmy", swoją klingą zablokował ten cios.

- Wystarczy tego - oświadczył.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Brunschwick.

- Wystarczy tego zabijania.

- Mylisz się! To dopiero początek!

Paladyn zadał kolejny cios, tym razem wymierzony w Ragatha. Ten ze zranionym ramieniem miał spore problemy z parowaniem ciosów, ale jakoś dawał radę. Sam wymierzył nawet kilka ataków, ale dla rycerza nie były one żadnym problemem. Z ogromną łatwością odbijał miecz swojego przeciwnika i kontratakował.

Obu wojowników walka pochłonęła kompletnie. Od samego początku za sobą nie przepadali, ale jakoś się tolerowali. Teraz oboje czuli, że szala goryczy sie przelała i należy z tym skończyć. Najemnik chciał powstrzymać to bezsensowne odbieranie życia bezbronnym, a paladyn zmyć zniewagę.

Ten drugi był szybszy. Teraz Ragath przekonał się, że jego przechwałki nie były wymyślone. Rzeczywiście był bardzo dobry. Lepszy od niego samego, tym bardziej rannego. W końcu miecz wyleciał z rąk najemnika i poleciał kilka metrów w bok.

- Teraz nasze drogi rozejdą się na zawsze - stwierdził Brunschwick.

Gdy zamachnął się do tyłu niespodziewanie klinga przebiła mu tułów. Ragath leżący na ziemi wpatrywał się w miecz, który wystawał z klatki piersiowej jego niedoszłego zabójcy. Ten również spoglądał w to miejsce. Wypuścił swój miecz z rąk i z cichym jękiem upadł na ziemię. Za nim stał Gorginth.

- Miałem już dość tego śmiecia - oznajmił.

- Chyba jestem ci winny podziękowania.

- Chyba jesteś. Co zrobimy z nią? - wojownik wskazał na dziewczynę.

- Niech ją ktoś opatrzy, a potem niech robi co chce - uśmiechnął się w jej kierunku na znak, że nic już jej nie grozi.

Ragath nie zastanawiał się co teraz z nim będzie. Co stanie się z nim i Potężnym za zabicie Brunschwicka. Cieszył się, że ten śmieć jest już na tamtym świecie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 16-09-2009, 10:40   #34
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- To było zabawne... albo nie potrafili zabić smoka, albo... wy im przeszkodziliście... zabawne - wymruczał smok. Rana zrobiona mieczem szybko się zasklepiała. Tak szybkiej regeneracji Gloinus nie widział nigdy przedtem. - Muszę jednak wiedzieć, w jakim celu przybyłeś ty i twój pojękujący kolega.
Aldrim leżał wciąż twarzą do ziemi i faktycznie cicho jęczał.

- Mości smoku - zaczął krasnolud - Nie będę owijać w bawełnę, bo byłaby to z mej strony straszliwa obraza. Przybyliśmy tu z polecenia Magów sprawujących pieczę nad Smokogrodem. Sytuacja jest ciężka, bowiem w każdej chwili mogą oni utracić tę twierdzę, skazując jej mieszkańców na pewną śmierć. Przyszliśmy więc my dwaj, - tu gestem wskazał na Aldrima, który podniósł się już z ziemi i zaczął otrzepywać się z kurzu - by prosić cię o pomoc. Jesteś zaprawdę majestatycznym i silnym stworzeniem, lecz kiedy Smokogród ugnie się pod najeźdźcą, przyjdą i tutaj. Zagarnąć twe skarby, i pozbawić ciebie życia.

Smok odkaszlnął potężnie w chwili kiedy Gloinus skończył i mała kula ognia poszybowała tuż nad głową brodatego wojownika.


Odruchowo schylił się, ale nadal czuł gorący podmuch. nawet, kiedy kula roztrzaskała się o ścianę jaskini.
- Nie jestem już w tak dobrym stanie jak za młodu. Poza tym, twierdzisz, że ci niedoszli smokobójcy naprawdę umieliby mnie zabić? Przecież ich wynik widzisz w tej chwili.
- Przewaga liczebna potrafi zdziałać wiele dobrego. Albo złego, zależy z której strony patrzeć na sprawę.
- Na pewno nie mówisz tego tylko po to, żeby wywabić mnie z mej pieczary i samemu zagarnąć te skarby? Poznałem w swoim życiu kilkoro krasnoludów, którzy mimo miłej powierzchowności myśleli tylko o bogaceniu się.


"Cholera, rozgryzł mnie." - przeleciało mu przez myśl -""Sława" niektórych krasnoludzkich mężów docierała w nieodpowiednie miejsca. No nic, skarbów będzie jeszcze do zdobycia więcej, a narażając się na gniew smoka raczej tego nie uświadczę."
- Spotkałeś najwidoczniej tę część krasnoludzkiej społeczności, która nie cieszy się znakomitą opinią. Nawet u nas. Zapewniam, że my dwaj nie pragniemy twego złota, a jedynie przyszliśmy błagać cię o pomoc.

Aldrim wstał już i stał obok niego, przysłuchując się słowom przyjaciela. Nie mówił nic, bo nic więcej nie było do dodania. Z napięciem, zaciskając knykcie aż do białości oczekiwali w napięciu na decyzję smoka...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 17-09-2009, 11:02   #35
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ragath

Śmierć Brunschwicka była punktem kulminacyjnym i przynajmniej częściowo zdawałeś sobie z tego sprawę. Paladyn leżał w powiększającej się plamie krwi. Część żołnierzy zaczęło nieśmiało klaskać. Natomiast weteran zbladł mocno. Wydawało się, że zaraz straci przytomność. Oddychał głęboko, wreszcie uklęknął przed wami i spytał;
- Co rozkażecie?
Tymczasem wiedźma zaśmiała się. Wstała z ziemi i spojrzała na was obłąkanym wzrokiem;
- Nie zapomnimy - powiedziała czystym głosem. - Lecz teraz musisz strzec się, bo nie znajdziesz tutaj bezpiecznego miejsca. Jesteś obcy, niesiesz śmierć. A ty, olbrzymie - skierowała głos w stronę Gorgintha - chroń wojownika, bo razem będziecie cierpieć i razem zwyciężycie... lub przegracie...
Kaszlnęła, skuliła się nieco. Odwróciła twarz ku wiosce;
- Tyle śmierci... tyle zła... idźcie na północ. Na północ.
Powoli kuśtykała w stronę płonącej wioski.

Gorginth milczał. Wreszcie zapytał;
- Gdzie teraz idziemy? Co robimy? Udajemy, że nic się nie stało? Czy...
Poruszył istotną kwestię. Blef z wypadkiem podczas walki udałby się pod warunkiem, że żołnierze trzymaliby język za zębami. Być może istniały jeszcze inne wybory... Miałeś tylko niemiłe wrażenie, że bez względu na wszystko wynik będzie zły.

Gloinus

Smok chwilę powarczał. Łeb zwrócił w górę komina. Przez chwilę wpatrywał się w błękitne niebo. Po pięciu minutach jakby przypomniał sobie o waszej obecności;
- Jeśli musisz wiedzieć... jestem tym złym smokiem... - mruknął z lekką dumą w głosie. - Tak, jednym z tych, o których krąży tyle legend. Plądrowanie wiosek, zabijanie bohaterskich rycerzy... Nie jest w tym wiele prawdy.
Machnął ogonem ze złością.
- Prawda wygląda tak, że jestem jednym z tych, którzy stanęli po złej stronie barykady. Popełniłem błąd, stając się sługą... Moi... jaśniejsi bracia odlecieli na wschód, do krain, które nie mają nazwy w waszym języku. Ja zostałem. I tkwiłem jako niewolnik. A teraz wy odważyliście się pytać o to samo!
Uderzył ogonem z wielką złością. Ziemia zatrzęsła się.
- Byłem już na świecie, gdy po tych krainach chodzili bogowie. Czy byli tymi właściwymi bóstwami, czy może kreatorami? Nie pamiętam. Wiem na pewno, że to twórcy z krwi i kości. Nie te wasze marne odbicia - syknął. - Skarby? Nie dbam o to. Bierzcie to sobie. Nie rozumiecie nas - smoków. My mamy misję, przeznaczenie. Czy mam wyjść na zewnątrz? A więc moje uwięzienie dobiegło końca? Dobrze, od dłuższego czasu spałem i teraz chciałbym rozprostować kości. Lecz nie dołączę do was, nim wasi przełożeni nie dowiodą, że warto. A jak na razie mają u mnie słabą ocenę, skoro czują się tak ważni, iż nie przychodzą osobiście, za to przysyłają dwójkę najemników... żałosne...
Smok wstał na łapy, przez co wydał się jeszcze większy niż w rzeczywistości. Staną na tylnych nogach, przednimi złapał skały i niczym jaszczurka wspinał się po kominie, wbijając pazury głęboko w kamień. Skrzydła rozprostował. Po chwili odskoczył, załopotał nimi i wzbił się w górę.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 17-09-2009, 19:16   #36
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Prawie wszyscy osłupieli. Pewnie nigdy nie byli świadkami walki między dowódcami, ale pewnie też nigdy nie byli w wojsku. Nie wyglądali na zadowolonych i nie wyglądali na zasmuconych. Wyglądali na zszokowanych.

- Co rozkażecie? - spytał dziadunio.

Odpowiedział mu śmiech. Długi, piskliwy i złowrogi śmiech. To dziewczyna, która została wzięta za wiedźmę.

- Nie zapomnimy - powiedziała, gdy skończyła się śmiać. - Lecz teraz musisz strzec się, bo nie znajdziesz tutaj bezpiecznego miejsca. Jesteś obcy, niesiesz śmierć. A ty, olbrzymie - skierowała głos w stronę Gorgintha - chroń wojownika, bo razem będziecie cierpieć i razem zwyciężycie... lub przegracie...

Nic dziwnego, że wzięto ją za jakąś czarownicą, skoro tak się zachowuje. A może rzeczywiście potrafi czarować? Pytanie tylko co robiła by w takiej wiosce? Wiedźmy mieszkają podobno w osamotnieniu, nie wśród ludzi, którzy się ich lękają. A może w tym kraju jest inaczej?

- Tyle śmierci... tyle zła... idźcie na północ. Na północ - dodała na odchodne. Ruszyła w stronę wioski.

Wszyscy zamilkli. Spoglądali za odchodzącą kobietą i dopiero gdy ona zniknęła ciszę przerwał Potężny:

- Gdzie teraz idziemy? Co robimy? Udajemy, że nic się nie stało? Czy...

- Na północ... Na północ przyjacielu - odpowiedział Ragath.

- Na północ? Odbiło ci? Chcesz posłuchać tej wariatki?

- A co mamy do stracenia? Zabiliśmy jednego z naszych. Myślę, że księcia to i tak niewiele obejdzie, ale kara nas nie minie. Ona zna ten kraj lepiej od nas. Jeżeli uratowaliśmy jej życie może postanowiła się odwdzięczyć. Zresztą zna nasz język, myślę, że warto jej zaufać.

- A jeżeli nie? W końcu podobno to wiedźma. Wiesz jakie one są.

- Wolę zginąć w boju niż zdechnąć w lochu. Ale jeżeli ty wolisz drugą możliwość to mogę ruszać sam. Weź nawet wszystkich żołnierzy jeśli chcesz.

Gorginth nie odpowiedział. Zaczął się zastanawiać, bądź udawał, że myśli. Ragath w tym czasie zwrócił się do weterana.

- Powtórz ludziom słowo w słowo to co ci teraz powiem: Jeżeli ktoś uważa, że to co przed chwilą się tu wydarzyło urąga jego... honorowi, może odejść i wrócić do domu.

Gdy starzec przekazywał te słowa Potężny zdecydował:

- Dobra, jestem z tobą.
 
Col Frost jest offline  
Stary 24-09-2009, 13:01   #37
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Podmuch skrzydeł prawie przewrócił krasnoludy na ziemię. Podniósł się osiadły przez wieki kurz, a szczątki, które dziwnym trafem wyglądały jak nienaruszone, posypały się jakby nigdy nie były twarde i złączone.

"W tych starych kościach drzemała jeszcze potężna siła" przeszło mu przez myśl. Gloinus zastanawiał się, czy dobrze zrobili. Jeśli ci magowie nie przekonają smoka do siebie, trzeba będzie się dobrze schować.

Kurz powoli opadł, dało się już normalnie oddychać. Smok był tylko małą plamką na niebie. Najwidoczniej stał w miejscu, jakby na coś czekając.
- Nasza robota skończona. - rzekł Aldrim, podchodząc do gapiącego się ciągle w niebo Gloinusa
- Tak, wracamy spowrotem do tych czarodziejów. Dalej niech sobie radzą sami.
- Ciekawe, co teraz dostaniemy do roboty?
- Oby to nie było nic w stylu: idź i znów z kimś pogadaj. Liczę na porządną sieczkę, bo mój topór zaczyna już rdzewieć od nieużywania.


Droga powrotna zajęła im nieporównywalnie mniej czasu. Po chwili stanęli przed tajnym wejściem do wieży.
- Jak tylko to się skończy, będę musiał się dobrze wyszorować - powiedział Aldrim do Gloinusa, który szedł za nim - Nie uwierzyłbyś, gdzie ten cały piach mi się dostał...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 01-10-2009, 23:15   #38
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ragath

Oddział stał na miejscu. Żołnierze spoglądali na was z mieszaniną strachu i podziwu. Jedno było pewne - zrobiliście na nich niesamowite wrażenie. Weteran schował twarz w dłoniach i zapłakał. Lata spędzał na wojnach. Walczył z ościennymi państwami, tłumił bunty na odległych terenach Zhieloskoju, nawet raz toczył walkę z najprawdziwszym wampirem. Jednak tym razem napotkał na barierę, której jego starcza, dobroduszna osobowość nie mogła przebić. W końcu spojrzał na was i rzekł;
- Zatiem, będziem musieli wrócić do naszej wioski.
Powiedział w stronę wojowników. Ci pokiwali głową z aprobatą. Weteran raz jeszcze zwrócił się w waszą stronę.
- Może będziemy wam wdzięczni... może przeklniemy was, ale... na Krysha' krevia... dalyście nam lekcję, której nie zapomnimy. Wse szerkha' drukh'a, brety!

Droga na północ. Ruszyłeś wraz z Gorginthem i w praktyce nie bardzo wiedziałeś, co czeka cię wkrótce. Teren po którym się poruszaliście wędrował ku górze. Nie tyle góry, co raczej wzgórza. Gorginth wreszcie przysiadł na kamieniu i zasępiony spojrzał w górę.
- Ta wiedźma musiała nam dać złe wskazówki.
Sytuacja była dość niewesoła. Żywność się kończyła, a wy za bardzo nie mieliście wskazówek co do dalszego działania.

Wtem gdzieś w oddali słyszeliście śpiew. Choć słów nie dosłyszeliście, to jednak przypominała bardzo pieśń żołnierską. Z oddali nadchodziła kawaleria.


Gorginth wstał. Na twarzy wymalowała mu się determinacja.
- Musimy się ukryć! - rzekł.

Gloinus

Przy wejściu do tunelu nie było nikogo. Jednak im wyżej przeszliście po schodach, tym bardziej dało się słyszeć odgłosy walki. Aldrim, choć ranny, wbiegł po schodach szybciej od ciebie. Gdy stanął już na szczycie, krzyknął coś. Tuż nad nim przeleciał bełt. Skulił się i dał znak, byś postąpił tak samo.
- Wygląda na to, że nasi ukochani panowie w sukniach mają drobne problemy - stwierdził zagryzając wargę.
W sali wejściowej toczyła się najprawdziwsza walka między czarodziejami a żołnierzami sił senatorskich. Aldrim złożył dłonie, następnie wykrzyknął kilka słów. Ziemia przed nim zatrzęsła się, marmur którym wyłożona była podłoga, pękł pod naporem. Powoli wyszedł najprawdziwszy golem - sztandarowa sztuczka Aldrima.
Widząc to, jeden z magów dobiegł do was.
- Mam nadzieję, że przekonaliście smoka? - spytał.
- To jasne - odpowiedział Aldrim.
- Dobrze, bo sprawy wyglądają tak, że senatorscy wykorzystali lukę w przestrzeni powstałą po waszej teleportacji i stworzyli własną drogę, którą teraz przechodzą. Jest ich coraz... więcej...


----

Tłusty mnich siedział naburmuszony przy stole. Przed nim leżała długa lista, zawierająca wymienione wszelkie mniejsze oraz większe grzeszki jego zakonu. Nad stało kilka osób o poważnym wyrazie twarzy.
- A więc... zakon Krysza poprze oficjalnie działania Kravowa i uzna za prawowite starania o tron WŁAŚCIWEGO władcy, tak?
Łysawy mężczyzna w surowym, szarym ubraniu spojrzał wesoło na mnicha.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 10-10-2009, 19:13   #39
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Zatiem, będziem musieli wrócić do naszej wioski - stwierdził starzec. - Może będziemy wam wdzięczni... może przeklniemy was, ale... na Krysha' krevia... dalyście nam lekcję, której nie zapomnimy. Wse szerkha' drukh'a, brety!

- Taa. Eee... żegnajcie - pożegnał "żołnierzy" Ragath. Dobrą stroną tego wszystkiego był chyba tylko fakt, że nie musieli już słuchać niczyich rozkazów. Znowu byli panami swojego losu.

Wojacy odeszli w stronę z której przybyli, a Gorginth zabrał się za przetrząsanie pozostałości wioski w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Co ciekawe nie odnalazł nigdzie wiedźmy. Czyżby opuściła wieś?

Tymczasem ranny Ragath przysiadł na jakimś głazie i zaczął rozmyślać. Myślał o domu, gdzie może i nie żył dostatnio, ale był szczęśliwy. Wystarczała mu pierwsza lepsza karczma i trochę grosza, a on już potrafił się zabawić. Ale tutaj, w tym kraju? Może zamiast błąkać się po jakichś dziurach powinni spróbować odwiedzić miasto?

Potężny znalazł trochę jedzenia, a nawet śladowe ilości prochu, więc wsiedli na konie i ruszyli, zgodnie z radą czarownicy, na północ.

Podróż była długa i męcząca. Lasy zdawały ciągnąć się w nieskończoność. Jechali całymi tygodniami i nie trafili kompletnie na nic. Ragath wiedział, że jego towarzysz trzyma się go tylko dlatego, że gdyby go opuścił zostałby sam w tym nieznanym świecie. Sam najemnik zaczął wątpić w słowa wiedźmy. Ale po co miałaby ich kierować ku zgubie. Z drugiej strony po co miałaby im pomagać?

Pewnego dnia natknęli się na oddział kawalerii. Zbyt krótko byli w tym kraju by nauczyć się odróżniać strony konfliktu. Zresztą w tej chwili obie strony mogły okazać sie wrogo nastawione. Jednak ci żołnierze kierują się w jakieś konkretne miejsce, a w tym miejscu z pewnością czekają spore ilości jedzenia. Ujawnienie się byłoby zbyt ryzykowne ale...

- Jedziemy za nimi. Jednak lepiej by było, gdyby nie dowiedzieli się o naszej obecności.
 
Col Frost jest offline  
Stary 11-10-2009, 15:23   #40
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Gospodarz ugościł go po królewsku, a przynajmniej tak Bystrzak odebrał pełen posiłek składający się z pięciu dań wraz z miodem pitnym i winem do wyboru. Tak, po tej całej głuszy brakowało mu dobrego jedzenia, napitków, spania, miękkiego siedzenia, oderwania od stresu, rozmowy z kimś(co było chyba oczywiste, gdyż wcześniej mógł chociaż pogadać „ze sobą”)… w sumie to brakowało mu wszystkiego, co dawało mu miasto i obcowanie z ludźmi. Gdy Samuel najadł się i upił kilka(cały czas mając na względzie obowiązek czujności w związku z niedawnymi zdarzeniami) pucharów wina poczuł się senny. Miał jednak na względzie dobry obyczaj i postanowił się przemóc by kontynuować poobiadową rozgaworę…

- A więc służycie, panie, Kravowowi? Ja tam za dużo już wojenki widziałem i raczej nie mieszam się w „te” sprawy. Jestem teraz, powiedzmy to – rozejrzał się po pokoju, w którym szczególnie długą uwagę poświęcił zbroi i herbowi rodowemu – neutralny.
- Nie, ja nie jestem sługą, nie składałem obietnicy. Pomagam tutaj i mam z tego określone korzyści. Moje cele nie mają nic wspólnego z rewoltą czy którąkolwiek ze stron… Mnie jednako męczy jedno – czemu mości gospodarz, jeśli uważa się pan za niezwiązanego z żadną frakcją, pomaga w powstaniu?
- Mam dług do spłacenia, ale wolę to zatrzymać dla siebie…


Po tej tajemniczej odpowiedzi rozmowa przeniosła się na zgoła inne, bardziej ogólne i niezobowiązujące tematy, co w zasadzie było zbawieniem, sądząc po wyrazie twarzy, także dla pana domu. Rozmowa nie trwała już nazbyt długo, Samuel wymówił się sennością i zmęczeniem po długiej podróży. Niedługo po tym został odprowadzony do swojego pokoju. Zanim jednak zasnął starannie sprawdził pokój i okna, a przed drzwiami postawił żelazną miskę, jako system ostrzegania. Starał się być czujny, ale zasnął jak kamień.

Obudził się w tym samym pokoju. Widocznie gospodarz nie miał podstępnych planów względem niego. Syty posiłek i dobrze przespana noc sprawiła, że morale wzrosło, ba można powiedzieć, że wzbiło się pod nieboskłon. Ubrał się (ale już nie w kolczugę, a tylko w codzienne ubranie) i postanowił zejść na dół na śniadanie, zamknął pokój na zamek pozostawiając w nim wszystkie swoje rzeczy…

Samuel „zwęszył” już coś schodząc po schodach, było cicho, nienaturalnie cicho(dziwne w domu pełnym służby, jakim go zastał poprzedniego wieczora). Szedł patrząc na wypłowiałe gobeliny, które jeszcze kilka godzin temu, zanim zasnął, wydawały mu się niezwykle barwne. Schodził, czuł chłodny i delikatny wietrzyk zwiastujący otwarte drzwi. Gdy przechodził koło nich zamknął je i skierował się w stronę ogromnego salonu, obwieszonego pamiątkami rodowymi podstarzałego rycerza, w którym wczorajszego wieczora jadł kolacje. Drzwi były uchylone…

Przeszedłem cały dom i nikogo nie napotkałem - dziwne.

Otworzył je. Na stole leżały zmasakrowane zwłoki jego gospodarza. Podbiegł do stołu by sprawdzić czy jeszcze żyje, jednak gdy tylko Samuel podszedł do stołu usłyszał trzask zamykających się drzwi. Odwrócił się, a Ona stała już za nim tak blisko, że gdyby tylko chciał mógłby ją bez problemu pocałować. Ona – kapłanka w czerwonej sukni… szybko powiązał fakty – martwa kapłanka, której ciało pogrzebał tego przedpołudnia, gdy odzyskał kontrolę nad ciałem…
Wzdrygnął się, cofnął trochę i odwrócił by odskoczyć i zyskać trochę miejsca – lecz mimo tego iż się obrócił ona dalej stała przed nim…

- Pamiętaj, że jesteśmy jednością, nie opieraj się, zostałeś wybrany…

Kobieta uśmiechnęła się. Bystry pamiętał doskonale jak ona wyglądała: piękna, szczupła o rudych włosach, mały nosek… pamiętał dosłownie każdy skrawek jej ciała, jak gdyby wyryła mu się ona w pamięci. Wzrok mimo woli powędrował w dół jej szyi i zatrzymał się na rozwierającej się właśnie rany poderżniętego gardła…

Samuel obudził się zlany potem rzężąc coś niezrozumiale.
 
Mono jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172