- Pokaż -
Strasser sięgnął po lornetkę wychylając się z włazu.
Chwile lustrował zarośla, potem odjął ją od oczu.
- Coś tam jest - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Gdybym był Iwanem ustawiłbym tam ze dwa cekaemy. Pieprzona sprawa z tym Rostitzem - zmienił temat.
- Jak będziemy musieli naszym pudełkiem wyciągać ich Tygrysy silnik potem długo nie pociągnie.
Co prawda dowództwo zakazało takich akcji, bowiem ciężar holowanej prawie 60 tonowej maszyny dosłownie z każdą minutą wspólnej drogi zarzynał układ napędowy. Jednak rozkazy rozkazami, a w czasie akcji trudno było nie wspomóc kolegów.
- Panie
oberleutnant - Werner ponownie zanurkował we wnętrzu czołgu - Iwany chyba coś kombinują nad rzeką. Może by tak na wszelki wypadek przeczesać te krzaki paroma seriami, albo sprawdzić odłamkowym ?
Co prawda pancerz Tygrysa był trudny do ugryzienia dla dział ppanc nie mówiąc już o granatach czy koktajlach Mołotowa, ale czołg bez osłony piechoty mógł się stać jednak łatwą ofiarą jakiegoś desperata.
Strasser przypomniał sobie opowieści jakie słyszał jeszcze w Paderborn o wykorzystywaniu do niszczenia czołgów przez Iwany specjalnie szkolonych psów objuczonych ładunkiem wybuchowym. Zwierzęta wpadały pod maszynę i wtedy wystając nad obrożą zapalnik powodował detonację w miejscu gdzie pancerz czołgu był najsłabszy - od spodu.
Cholerni Azjaci, nie potrafią walczyć jak cywilizowani ludzie - zaklął w myślach czekając jednocześnie na odpowiedz
Zelditza