Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2009, 11:25   #25
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Okolice szałasu

- Nie zabijaj – jęknął powalony mężczyzna. – Nic złego nie zrobiłem... Tylko napić się chciałem...

Rzeczywiście, mężczyzna nie wyglądał na jakiegoś rabusia lub złoczyńcę. Raczej na żebraka lub uciekiniera jakich w obecnych czasach się namnożyło. Jednak coś z nim było nie tak – był zbyt długi, jakby wyciągnięty na kole przez kata i puszczony wolno. Nie tyczyło się to tylko jego rąk czy nóg, jego całe ciało, poza głową było nienaturalnie wydłużone. Miał co najmniej dwa i pół metra wzrostu.

- Sigmarze miej nas w swej opiece – Helmut wyszedł z lasu na polanę i zbliżając się do Lva i leżącego człowieka wykonał palcami znak komety o dwóch ogonach. – To mutant! Zabij go czym prędzej!
O ile to możliwe, to przerażenie w oczach mutanta jeszcze wzrosło. Poza nim pojawiło się w nich coś jeszcze. Coś brzydkiego i krwiożerczego. Coś co wskazywało, że mimo zapewnień, osobnik ten nie jest niewinnym przechodniem i nie chodziło mu tylko o łyk marnego bimbru...
- Skanar epehta... Jergullanh Khornai... – wysyczał i rozglądnął się na boki.
- Zabij go! Zabij! – krzyknął Helmut. – Nim nieszczęście sprowadzi. Pędzę do wioski, ostrzec wszystkich! Chaos dotarł do Behemsdorfu! Bogowie, strzeżcie nas!
Tak wykrzykując litanię biadoleń na przemian z modlitwami, odwrócił się i zniknął w lesie otaczającym polanę.
Nie ucichł jeszcze jego głos, a z drugiej strony polany dały się słyszeć odgłosy zbliżającej się grupy. Trzask łamanych gałęzi, rozgarnianego poszycia i głosy, niezrozumiałe jeszcze, rozmowy.

Po chwili na polanę weszły trzy postacie. Wszystkie ubrane w łachmany, na pierwszy rzut oka widać było że są skażeni Chaosem.
Idący na przedzie, trzymający włócznię wyglądałby normalnie gdyby nie zwisający z okolic krocza wielki wyrostek przypominający skórzany worek, ociekający brunatnym śluzem i poprzekręcana twarz z trzema oczami po lewej stronie oraz nosem i ustami zamienionymi miejscami.
Drugi miał jelenie rogi i twarz pokrytą sierścią. W rękach trzymał grubą gałąź, którą co chwila potrząsał i tłukł się w głowę, wydając przy tym idiotyczne pochrumkiwania.
Trzeci mutant, uzbrojony w zardzewiały miecz zamiast ust miał wielki, czarny, na podobieństwo kruczego, dziób. Nie przeszkadzał mu on jednak w prowadzeniu rozmowy z tym, z wykrzywioną twarzą. Jego skóra, dotknięta przez Chaos ociekała czerwonawym śluzem, pozostawiał za sobą wyraźny, parujący ślad. Mutacje dotknęły także jego lewą rękę, która skurczyła się znacznie, do rozmiarów właściwych małemu dziecku.
Pochłonięci rozmową, nie zauważyli co dzieje się na polanie i beztrosko wyszli spomiędzy ostatnich dzrew i zarośli na otwartą przestrzeń wokół szałasu.

Droga do kopalni

- Zaraz będziemy na miesjcu – powiedział krasnolud. – Tu jest napisane <Kopalnie Keraz Skerdul>.
Najwidoczniej krasnolud niedokładnie przeczytał napis na kamieniu, gdyż droga do kopalni zajęła jeszcze całą resztę dnia. W wciąż siąpiącym deszczu i wiejącym, zimnymi podmuchami wietrze drużyna poszukiwaczy przygód pięła się w górę, ku kopalni, coraz bardziej stromym podejściem. Wciąż widać było, że niegdyś droga do kopalni była dobrze utrzymana przez krasnoludy i szeroka na tyle, że zmieściłby się na niej wóz z urobkiem. Teraz jednak pomiędzy kamieniami wyrosły drzewa i traktem ciężko było przejść, nawet pieszo.
Dopiero z zapadnięciem zmroku, gdy już złorzeczyli na to, że noc będą musieli spędzić pod gołym niebem, dostrzegli przed sobą porośnięte lasem ruiny. Na niewielkim wypłaszczeniu, spomiędzy drzew wystawały resztki murów, zbudowane z solidnych, gładko ociosanych kamieni. Resztki budynków tworzyły półkole, wokół placu, niegdyś brukowanego obecnie porośniętego krzakami. Po przeciwległej stronie placu, w skalnej ścianie ziało czarne wejście do opuszczonej kopalni.


Z prawej strony, z ruin jednego z budynków dobiegały powarkiwania i odgłosy szamotaniny. Śmierdziało truchłem.

 
xeper jest offline