Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2009, 18:27   #127
Zielin
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Czyżby panowie nas już opuszczali? - spytał burmistrz, który pojawił się za nimi dosłownie znikąd. Niby nic dziwnego jak na miasto duchów, ale nagłe pojawienie się porządnie wystraszyło całą trójkę. Neuris schował się za Grumilem i zaczął złorzeczyć pod nosem.
- Eee... Tak. Wie pan, burmistrzu, jak to jest z poszukiwaczami. Nie zagają miejsca, bo muszą ruszać dalej. - Grumil szturchnął Thoriusa, która był zajęty wydłubywaniem paprocha z oka.
- No właśnie. Miło było, ale my się zbieramy. Mamy kilka skarbów do odszukania i no.. ten tego.. Przydałoby się jakoś otworzyć nam te barierkę cobyśmy mogli sobie pomaszerować dalej.
- Obawiam się panowie, że to niemożliwe. jak już mówiłem wcześniej Zakhara to miasto, z którego nikt nie wychodzi. Ani żywy, ani umarły. Trudno do niego trafić, co nie udaje się wielu śmiertelnikom, ale jeszcze trudniej z niego wyjść. No, chyba że ma się układy i wysoko postawionych "przyjaciół", jak ten mężczyzna, który był z wami.

"A to bydle" pomyślał brodacz. "Uciekł stąd i nawet o nas nie pomyślał. Żeby go obsypało jakimś ohydztwem, od którego to przyrodzenie odpada, to sobie już nie pohula! Spotkam go znowu to porachuje mu wszystkie kosteczki, nie ma co!"

- I nie da się nic zrobić? - drążył temat krasnolud.
- Nie da się. Kilka duszyczek już próbowało, za każdym razem jednak kończyło się na licznych ranach.
- Ranach? myślałem że ducha nie da się zranić.
- Taak. rzeczywiście, broń na nas nie działa. Ale magia..Hmm, to już całkiem inna gadka!
- Proszę cię, wypuść nas! - Neuris padł na kolana, chcąc złapać za szatę burmistrza. Chude palce prześlizgnęły się przez niego, a skrzat złapał powietrze. Upadł twarzą na ziemię. - Nie chcemy tu umrzeć. Wypuśćcie nas!
- Mówiłem już, że nie mogę nic zrobić aby was uwolnić. Pozostaniecie tu na zawsze.
- Na zawsze?
- Tak, kiedy wasze ciała obumrą, wasze dusze, jako kara za wstąpienie na tę ziemię, błąkać się będą po okropnych czeluściach, aż wreszcie trafią tu - do Zakhary.
- Nie możecie nam tego zrobić!
- obruszył się krasnolud.
- Tu nie ma negocjacji panowie. Powtarzam wam ostatni raz - stąd nie da się wyjść. Takie jest odwieczne prawo. Póki co, możecie mieszkać w tym domu, który zajęliście. Później znajdę wam jakieś inne lokum.
- A co będziemy jeść? I pić?
- Duchy nie potrzebują jedzenia ani wody. Jednakże jest tu stara studnia, o tam
- tu wskazał za budynek przypominający warsztat kowala - za tym budynkiem. Kto wie, może jest tam jeszcze woda...

Burmistrz odszedł raźnym krokiem - a raczej lewitując nad ziemią oddalił się - w bliżej nieznanym kierunku. Krasnoludzi spojrzeli po sobie. Wizja śmierci jeszcze nigdy nie była tak realnie bliska. Neuris z piskiem i szlochem rzucił się do "ich" domu. Schował się pod stołkiem i zaczął coś mruczeć.

* * * * *

Trzymali się już dwa dni. Na szczęście woda - która rzeczywiście była w studni - okazała się zdatna do picia. Burczało im w brzuchach, ale starali się powstrzymać siłą myśli to ssące uczucie. Nieudolnie zresztą.
- Nie dziwie mu się, że został kanibalem. - mruknął Grumil - jak się stąd nie wydostaniemy to chyba go zjem. jestem tak okropnie głodny.
- Nie, proszę -
pisk Neurisa miał błagalne brzmienie - Jestem niesmaczny. Niejadalny. I żylasty.
- On tylko żartował. Prawda, Grumil?
- Ta. To był żart
- karzeł trochę się uspokoił, jednak ton głosu krasnoluda raczej świadczył o tym, że zaczął intensywnie o tym myśleć.

* * * * *

Cztery dni! Cztery dni bez jedzenia! Sami nie mogli w to uwierzyć, że jeszcze trzymają się na nogach. Zbroje i bronie leżały w kącie, a oni siedzieli w nowym lokum. Nie różniło się zbytnio od starego, ale nie było sensu narzekać. Grumil wachlował się właśnie zrobionym z kilku patyków i strzępka własnego ubrania wachlarzem, gdy rozległo się pukanie.
Thorius podniósł się i otworzył drzwi.


Stała w nich zakapturzona postać. Postać kobiety. Nie widać było jej twarzy. Szybko wleciała do środka, przelatując przez Thoriusa i przyprawiając go o mdłości.
- Zamknij drzwi - spod kaptura dobiegł aksamitny głos. krasnolud wiedziony dziwnym przeczuciem, posłuchał owej kobiety i zamknął je szybko.
- Kim... Kim pani jest?
- To teraz nieważne. Ważne jest to, co dla was mam.
- A co pani dla nas ma?
- Informacje.

- Nie dzięki, czytałem już dzisiejszy dziennik. Nic ciekawego - zażartował Grumil. Zaraz jednak zamilkł, czując na sobie mrożące krew w żyłach spojrzenie. Thoriusa nagle olśniło.
- Czy umie nas pani stąd wyprowadzić?
- Niestety nie, ale prawdopodobnie moje informacje będą równie pomocne.
- Zatem chętnie posłuchamy. Eee. Może pani usiądzie?
- wskazał na wolne krzesło, kobieta jednak odmówiła gestem dłoni.

- Z Zakhary nie da się wyjść. Takie jest odwiecz...
- Odwieczne prawo. Już to słyszeliśmy od burmistrza. Co za czubek ustanawia takie prawa?
- warknął niezadowolony Grumil
- Nie obrażaj Pana Ciemności! Jeszcze cię usłyszy i wszyscy będziemy cierpieć okropne katusze! Zamilcz!
- Jedynym znanym mi sposobem wydostania się stąd jest pomoc od twórcy tego miasta, czyli u samego Króla. Jednakże, dostać się do niego nie jest łatwo. Jego królestwo rozciąga się aż do ziemskiego padołu, "stolica" zaś mieści się w najgłębszej czeluści piekieł. Trzeba sporo odwagi - i głupoty - aby się tam wybrać. Wy nie macie wyboru więc chyba to zrobicie.
- Dlaczego nam pomagasz? Nic dla ciebie przecież nie zrobiliśmy.
- Powiedzmy, że kiedyś też trafiłam tu przez przypadek. Próbowałam się wydostać na własną rękę, ale skutki tego widzicie teraz - nie udało się. Przysięgłam wtedy sobie, że jeśli kiedykolwiek ktoś trafi na moje miejsce, postaram się mu pomóc. Przez lata gromadziłam informacje dla takich osób jak wy.
- Dziękujemy za twą dobroduszność.
- Thorius obdarzył ją promienistym uśmiechem - Czego chcesz w zamian?
- Mój ukochany wyczekuje mnie pod jabłonią niedaleko rzeki od strony Środkowej Krainy. Proszę, przekażcie mu, co się ze mną stało. No i dajcie mu to .- z szyji zsunęła srebrzysty wisior, który po dotknięciu ręki Thoriusa zamiast przez nią przelecieć, jak inne przedmioty którymi operowały duchy, buchnął srebrzystym światłem. W chwilę później kamienie szlachetne rozbłysły naturalnym blaskiem, a srebro błyszczało w blasku światła wpadającego przez jakąś szparę.



- Jesteś wspaniała. Dziękujemy raz jeszcze! - krzyknął Grumil.
Możliwość wydostania się stąd dała mu nowe siły. Nawet Neuris zrobił się weselszy. Zakapturzona dama ruszyła w stronę drzwi. Otwarła je na oścież, po czym odwróciła się "na pięcie".
- Aha, wejście do królestwa Pana Ciemności znajduje się w pałacu burmistrza. To on jest pierwszą z licznych przeszkód, jakie napotkacie na swej drodze do samego Króla. Problem ten zostawiam jednak wam do rozwiązania, bowiem sama niewiele mogę zrobić w tej sprawie.

Drzwi skrzypnęły i już jej nie było. Zniknęła w sposób, do którego cała trójka zdążyła się już przyzwyczaić.
- Panowie, idziemy pogadać z burmistrzem... - rzucił Thorius, nakładając na sobie nieużywany od kilku dni pancerz...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline