- Czyżby panowie nas już opuszczali? - spytał burmistrz, który pojawił się za nimi dosłownie znikąd. Niby nic dziwnego jak na miasto duchów, ale nagłe pojawienie się porządnie wystraszyło całą trójkę.
Neuris schował się za
Grumilem i zaczął złorzeczyć pod nosem.
- Eee... Tak. Wie pan, burmistrzu, jak to jest z poszukiwaczami. Nie zagają miejsca, bo muszą ruszać dalej. -
Grumil szturchnął
Thoriusa, która był zajęty wydłubywaniem paprocha z oka.
- No właśnie. Miło było, ale my się zbieramy. Mamy kilka skarbów do odszukania i no.. ten tego.. Przydałoby się jakoś otworzyć nam te barierkę cobyśmy mogli sobie pomaszerować dalej. - Obawiam się panowie, że to niemożliwe. jak już mówiłem wcześniej Zakhara to miasto, z którego nikt nie wychodzi. Ani żywy, ani umarły. Trudno do niego trafić, co nie udaje się wielu śmiertelnikom, ale jeszcze trudniej z niego wyjść. No, chyba że ma się układy i wysoko postawionych "przyjaciół", jak ten mężczyzna, który był z wami. "A to bydle" pomyślał brodacz.
"Uciekł stąd i nawet o nas nie pomyślał. Żeby go obsypało jakimś ohydztwem, od którego to przyrodzenie odpada, to sobie już nie pohula! Spotkam go znowu to porachuje mu wszystkie kosteczki, nie ma co!" - I nie da się nic zrobić? - drążył temat krasnolud.
- Nie da się. Kilka duszyczek już próbowało, za każdym razem jednak kończyło się na licznych ranach. - Ranach? myślałem że ducha nie da się zranić. - Taak. rzeczywiście, broń na nas nie działa. Ale magia..Hmm, to już całkiem inna gadka! - Proszę cię, wypuść nas! -
Neuris padł na kolana, chcąc złapać za szatę burmistrza. Chude palce prześlizgnęły się przez niego, a skrzat złapał powietrze. Upadł twarzą na ziemię.
- Nie chcemy tu umrzeć. Wypuśćcie nas!
- Mówiłem już, że nie mogę nic zrobić aby was uwolnić. Pozostaniecie tu na zawsze.
- Na zawsze?
- Tak, kiedy wasze ciała obumrą, wasze dusze, jako kara za wstąpienie na tę ziemię, błąkać się będą po okropnych czeluściach, aż wreszcie trafią tu - do Zakhary.
- Nie możecie nam tego zrobić! - obruszył się krasnolud.
- Tu nie ma negocjacji panowie. Powtarzam wam ostatni raz - stąd nie da się wyjść. Takie jest odwieczne prawo. Póki co, możecie mieszkać w tym domu, który zajęliście. Później znajdę wam jakieś inne lokum.
- A co będziemy jeść? I pić?
- Duchy nie potrzebują jedzenia ani wody. Jednakże jest tu stara studnia, o tam - tu wskazał za budynek przypominający warsztat kowala
- za tym budynkiem. Kto wie, może jest tam jeszcze woda...
Burmistrz odszedł raźnym krokiem - a raczej lewitując nad ziemią oddalił się - w bliżej nieznanym kierunku. Krasnoludzi spojrzeli po sobie. Wizja śmierci jeszcze nigdy nie była tak realnie bliska.
Neuris z piskiem i szlochem rzucił się do "ich" domu. Schował się pod stołkiem i zaczął coś mruczeć.
* * * * *
Trzymali się już dwa dni. Na szczęście woda - która rzeczywiście była w studni - okazała się zdatna do picia. Burczało im w brzuchach, ale starali się powstrzymać siłą myśli to ssące uczucie. Nieudolnie zresztą.
- Nie dziwie mu się, że został kanibalem. - mruknął
Grumil -
jak się stąd nie wydostaniemy to chyba go zjem. jestem tak okropnie głodny.
- Nie, proszę - pisk
Neurisa miał błagalne brzmienie
- Jestem niesmaczny. Niejadalny. I żylasty.
- On tylko żartował. Prawda, Grumil?
- Ta. To był żart - karzeł trochę się uspokoił, jednak ton głosu krasnoluda raczej świadczył o tym, że zaczął intensywnie o tym myśleć.
* * * * *
Cztery dni! Cztery dni bez jedzenia! Sami nie mogli w to uwierzyć, że jeszcze trzymają się na nogach. Zbroje i bronie leżały w kącie, a oni siedzieli w nowym lokum. Nie różniło się zbytnio od starego, ale nie było sensu narzekać.
Grumil wachlował się właśnie zrobionym z kilku patyków i strzępka własnego ubrania wachlarzem, gdy rozległo się pukanie.
Thorius podniósł się i otworzył drzwi.
Stała w nich zakapturzona postać. Postać kobiety. Nie widać było jej twarzy. Szybko wleciała do środka, przelatując przez
Thoriusa i przyprawiając go o mdłości.
- Zamknij drzwi - spod kaptura dobiegł aksamitny głos. krasnolud wiedziony dziwnym przeczuciem, posłuchał owej kobiety i zamknął je szybko.
- Kim... Kim pani jest?
- To teraz nieważne. Ważne jest to, co dla was mam.
- A co pani dla nas ma?
- Informacje. - Nie dzięki, czytałem już dzisiejszy dziennik. Nic ciekawego - zażartował
Grumil. Zaraz jednak zamilkł, czując na sobie mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Thoriusa nagle olśniło.
- Czy umie nas pani stąd wyprowadzić?
- Niestety nie, ale prawdopodobnie moje informacje będą równie pomocne.
- Zatem chętnie posłuchamy. Eee. Może pani usiądzie? - wskazał na wolne krzesło, kobieta jednak odmówiła gestem dłoni.
- Z Zakhary nie da się wyjść. Takie jest odwiecz...
- Odwieczne prawo. Już to słyszeliśmy od burmistrza. Co za czubek ustanawia takie prawa? - warknął niezadowolony
Grumil - Nie obrażaj Pana Ciemności! Jeszcze cię usłyszy i wszyscy będziemy cierpieć okropne katusze! Zamilcz! - Jedynym znanym mi sposobem wydostania się stąd jest pomoc od twórcy tego miasta, czyli u samego Króla. Jednakże, dostać się do niego nie jest łatwo. Jego królestwo rozciąga się aż do ziemskiego padołu, "stolica" zaś mieści się w najgłębszej czeluści piekieł. Trzeba sporo odwagi - i głupoty - aby się tam wybrać. Wy nie macie wyboru więc chyba to zrobicie.
- Dlaczego nam pomagasz? Nic dla ciebie przecież nie zrobiliśmy.
- Powiedzmy, że kiedyś też trafiłam tu przez przypadek. Próbowałam się wydostać na własną rękę, ale skutki tego widzicie teraz - nie udało się. Przysięgłam wtedy sobie, że jeśli kiedykolwiek ktoś trafi na moje miejsce, postaram się mu pomóc. Przez lata gromadziłam informacje dla takich osób jak wy.
- Dziękujemy za twą dobroduszność. -
Thorius obdarzył ją promienistym uśmiechem
- Czego chcesz w zamian?
- Mój ukochany wyczekuje mnie pod jabłonią niedaleko rzeki od strony Środkowej Krainy. Proszę, przekażcie mu, co się ze mną stało. No i dajcie mu to .- z szyji zsunęła srebrzysty wisior, który po dotknięciu ręki Thoriusa zamiast przez nią przelecieć, jak inne przedmioty którymi operowały duchy, buchnął srebrzystym światłem. W chwilę później kamienie szlachetne rozbłysły naturalnym blaskiem, a srebro błyszczało w blasku światła wpadającego przez jakąś szparę. - Jesteś wspaniała. Dziękujemy raz jeszcze! - krzyknął
Grumil.
Możliwość wydostania się stąd dała mu nowe siły. Nawet
Neuris zrobił się weselszy. Zakapturzona dama ruszyła w stronę drzwi. Otwarła je na oścież, po czym odwróciła się "na pięcie".
- Aha, wejście do królestwa Pana Ciemności znajduje się w pałacu burmistrza. To on jest pierwszą z licznych przeszkód, jakie napotkacie na swej drodze do samego Króla. Problem ten zostawiam jednak wam do rozwiązania, bowiem sama niewiele mogę zrobić w tej sprawie.
Drzwi skrzypnęły i już jej nie było. Zniknęła w sposób, do którego cała trójka zdążyła się już przyzwyczaić.
- Panowie, idziemy pogadać z burmistrzem... - rzucił
Thorius, nakładając na sobie nieużywany od kilku dni pancerz...