Uthgor schodząc z areny zatrzymał się tuż przed wrotami i ponownie smarknął na piach. Zerknął w górę, na widownię, po czym poprawił soczystym splunięciem. Ze względu na dorodne kły część plwociny pozostała mu na wargach, dlatego zamaszyście otarł gębę futrzanym karwaszem. Ukontentowany mruknął coś gardłowo i poczłapał w głąb tunelu. "A już myślałem, że ciebie rozgryzłem..." - w głowie zabrzmiało mu pełne rezygnacji westchnienie. - Goń się... - odparł mu ork wesoło.
Po nudnawej przemowie zielonego mądrali padło wreszcie oczekiwane przez wszystkich hasło: wyżerka. - Koryto! - zawołał Uthgor i przepychając się wśród pozostałych, w większości mniejszych od siebie, ruszył we wskazanym kierunku.
Za drzwiami skrywała się zaskakująco spora gospoda. W środku folgowali nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu przedstawiciele różnych ras znanego świata. Ork zaszczycił ich jedynie przelotnym spojrzeniem, gdyż jego wzrok niczym lep muchę przyciągnęły obładowane mięsiwem i napitkami stoły. - Marnotrawstwo... - rzucił pod nosem. "Racja, przecież ta banda barbarzyńców i tak nie doceni smaku tych wszystkich potraw..." - zaczął demon. - Na podłodze więcej by się zmieściło... - Uthgor dokończył myśl i ruszył KONSUMOWAĆ.
Resztę danego mu czasu spędził na wpychaniu w siebie kapłonów, przepiórek, wyszarpanych z rusztu zajęczych polędwiczek i faszerowanej kaszą dziczyzny. Wszystko popijał olbrzymimi ilościami jasnego piwa, bimbrem, który trącił hobgoblinim zacierem oraz mocnym, złocistym miodem z przyprawami korzennymi. Za to nawet się nie obejrzał na imponujący bukiet surówek wraz z dressingiem, gorące pieczywo i wodę z górskiego źródła. W zasadzie nie znał nawet połowy, ba... jednej dziesiątej potraw, które pochłaniał. Złośliwy bies dorzuciłby jeszcze, że on nawet do dziesięciu policzyć nie potrafił, nie wspominając o arytmetyce. - Mięcho... - wzdychał szczęśliwy, oblizując umazane tłuszczem usta. Jako prawdziwy wojownik doceniał jedynie PRAWDZIWE jedzenie. Mięso. Mięcho. Nie ważne, czy pieczone, czy surowe - to była tylko kwestia przypraw. A jeśli się ruszało i miało brodę... - cóż, więcej zabawy przed jedzeniem.
Zanim pijany padł pyskiem na poplamiony winem blat stołu, by później się obudzić, zapamiętał jeszcze, jak brał udział w spontanicznie zorganizowanych, lecz cieszących się zainteresowaniem zawodach na najgłośniejsze pierdnięcie. Nagrodą była oczywiście gorzałka i micha fasoli z kawałkami kiełbasy. Jak przez mgłę przypominał sobie, że słyszał uradowany głos czarta, zachęcający go do jeszcze większego wysiłku...
Nastała ciemność...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |