Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2009, 10:42   #71
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Biegł. Mijał po kolei swych nowych towarzyszy. Istoty dumne, honorowe i pełne godności. Inteligentne i mądre. Z dobrem mieszkającym w ich wielkich sercach i troską jaką otaczali każdego z ich paczki. Stworzenia praworządne i lojalne wobec swych kompanów. Iście heroiczni bohaterowie zdecydowani poświecić swe życia w obronie niewinnych... Eeeee, to nie ta bajka.

Ech, przepraszam za ten błąd. Kartki mi się posklejały. No to jeszcze raz.

Człapał chodem przyspieszonym względnie prostoliniowym. Mijał część swych towarzyszy którzy nie postanowili opuścić areny mając innych w dupie. Mijał istoty dumne i pełne godności wobec własnej osoby. Sprytne i myślące jak by tu bez uszczerbku na mieniu własnym zabrać sakiewkę sąsiadowi. Troszczących się tylko o swoją skórę... i będących na łasce kogoś, kto gotów jest ich poświęcić dla rozrywki ludu.

Przebiegając koło nich nawet poświęcili mu trochę uwagi. Gdy Zank mijał już dużego orka z morderczymi broniami w swych zielonych łapach ten nie wiadomo czemu wydarł się na malucha tonem przesyconym gniewem i chęcią morderstwa.
- Zamknij się! - wykrzyczał, a mały goblin odruchowo kurcząc się w sobie, odskoczył w bok i mamrocząc mantry pod nosem biegł dalej.
- Nie zabijać... Ja mały, nieszkodliwy, nie chcieć umierać... Ja Zank... Zank jest dobry... Nie zabijać... - I tak przez cały dystans.

W końcu jednak wszystko się kończy. Młody zielonek odzyskał swój ekwipunek. Swój stary znoszony plecak, swe narzędzia, przyprawę i medalion. Goblin rozglądając się jakby w obawie, że ktoś go zobaczy... przyzwyczajeń nie da się pozbyć... przypiął niewielki przedmiot do swego pasa. Drewniana rączka zakończona czterema drutami wygiętymi tak, że wszystkie końce przymocowane były do tejże rączki. Zadowolony rozejrzał się i zobaczył kilka drobiazgów pozostawionych bez opieki. Wszyscy już zabrali swój dobytek... Podszedł wolnym krokiem do saperki maga. Podniósł, powąchał, ugryzł i orzekł:
- Chmm... Nowa patelnia! Przyda się... A to co to? Kolczyki! Hehe. Zank ma szczęście. Darmowe przedmioty. Hehe jaki Zank szczęśliwy. - i z wielkim zadowoleniem na swym pyszczku ruszył w stronę bramy.

Wewnątrz było już przyjemniej. Zostali powitani przez nijakiego Barbaka. Jak na dużego zielonego zwracał się do nich miło i wyrafinowanie. Przeraziło to kucharza bardziej, niż szturchańce i popychania jakie zwykle towarzyszyły kontaktom ork-gobos. Przynajmniej w jego przypadku na początku. Było to podejrzane. Poza tym zaprosił ich na imprezę. Darmowy alkohol... zabawa... Zaraz czy oni czasem tak złapani nie byli? Coraz bardziej podejrzane się to robi...
- Super! Napoje i jedzonko za darmola! Zank już leci! - mały, zielony goblin wręcz rzucił się biegiem w stronę tamtych drzwi.
Jak dają to brać, jak biją to uciekać.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 31-08-2009 o 17:27.
andramil jest offline  
Stary 03-09-2009, 20:10   #72
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Uthgor schodząc z areny zatrzymał się tuż przed wrotami i ponownie smarknął na piach. Zerknął w górę, na widownię, po czym poprawił soczystym splunięciem. Ze względu na dorodne kły część plwociny pozostała mu na wargach, dlatego zamaszyście otarł gębę futrzanym karwaszem. Ukontentowany mruknął coś gardłowo i poczłapał w głąb tunelu.
"A już myślałem, że ciebie rozgryzłem..." - w głowie zabrzmiało mu pełne rezygnacji westchnienie.
- Goń się... - odparł mu ork wesoło.

Po nudnawej przemowie zielonego mądrali padło wreszcie oczekiwane przez wszystkich hasło: wyżerka.
- Koryto! - zawołał Uthgor i przepychając się wśród pozostałych, w większości mniejszych od siebie, ruszył we wskazanym kierunku.

Za drzwiami skrywała się zaskakująco spora gospoda. W środku folgowali nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu przedstawiciele różnych ras znanego świata. Ork zaszczycił ich jedynie przelotnym spojrzeniem, gdyż jego wzrok niczym lep muchę przyciągnęły obładowane mięsiwem i napitkami stoły.

- Marnotrawstwo... - rzucił pod nosem.
"Racja, przecież ta banda barbarzyńców i tak nie doceni smaku tych wszystkich potraw..." - zaczął demon.
- Na podłodze więcej by się zmieściło... - Uthgor dokończył myśl i ruszył KONSUMOWAĆ.

Resztę danego mu czasu spędził na wpychaniu w siebie kapłonów, przepiórek, wyszarpanych z rusztu zajęczych polędwiczek i faszerowanej kaszą dziczyzny. Wszystko popijał olbrzymimi ilościami jasnego piwa, bimbrem, który trącił hobgoblinim zacierem oraz mocnym, złocistym miodem z przyprawami korzennymi. Za to nawet się nie obejrzał na imponujący bukiet surówek wraz z dressingiem, gorące pieczywo i wodę z górskiego źródła. W zasadzie nie znał nawet połowy, ba... jednej dziesiątej potraw, które pochłaniał. Złośliwy bies dorzuciłby jeszcze, że on nawet do dziesięciu policzyć nie potrafił, nie wspominając o arytmetyce.

- Mięcho... - wzdychał szczęśliwy, oblizując umazane tłuszczem usta. Jako prawdziwy wojownik doceniał jedynie PRAWDZIWE jedzenie. Mięso. Mięcho. Nie ważne, czy pieczone, czy surowe - to była tylko kwestia przypraw. A jeśli się ruszało i miało brodę... - cóż, więcej zabawy przed jedzeniem.

Zanim pijany padł pyskiem na poplamiony winem blat stołu, by później się obudzić, zapamiętał jeszcze, jak brał udział w spontanicznie zorganizowanych, lecz cieszących się zainteresowaniem zawodach na najgłośniejsze pierdnięcie. Nagrodą była oczywiście gorzałka i micha fasoli z kawałkami kiełbasy. Jak przez mgłę przypominał sobie, że słyszał uradowany głos czarta, zachęcający go do jeszcze większego wysiłku...

Nastała ciemność...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 04-09-2009, 20:05   #73
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Drogie dzieci, co to jest alkoholizm-zapytała
ludzka nauczycielka, rozglądając się po sali, w której
podniosło się mnóstwo rąk.
-Gheron, co na ten temat sądzisz-wskazała młodego
Krasnoluda, który jako jedyny nie chciał nic powiedzieć.
-Po mojemu to jest tak, że to jakiś ludzki wynalazek.
Tato jednak cały czas spędza w karczmie i żadnego
alkoholizmu nie widział-odparł z powagą.
-To właśnie jest alkoholizm!
-Gdzie?! Pokażę tatkowi!-rozejrzał się, a za nim rozejrzeli się
wszyscy. Nie mniej jednak mina nauczycielki mówiła sama
za siebie. Wyrażała ona jednocześnie rozpacz, załamanie,
rozbawienie i niedowierzanie. Wszystko to zmieszało się,
tworząc dziwny grymas.
-Alkoholizm to nie wynalazek-odezwał się młody człowiek
o blond włosach, chichocząc od pewnego czasu.
-Brawo, Terrimie, a czym jest?-zapytała nauczycielka.
-To jest choroba... po której... wypadają zęby... i jest się...
posiniaczonym...-rzekł, nie przestając się śmiać.
Ta odpowiedź ponownie załamała kobietę, zmuszając ją
do ukrycia twarzy w rękach.
-Dlaczego tak sądzisz i z czego się śmiejesz?
-Bo mój tatko poszedł do karczmy... i za dużo wypił...
i spotkał tatkę Gherona... potem nie miał już zębów...
i był posiniaczony-zachichotał ponownie.

"Bajki na dobranoc" Andrjente Weleskor

Andrjente Weleskor-nałogowy alkoholik piszący wyłącznie
o swoim upodobaniu do napojów. Jest szczególnie krytykowany
w środowisku poetów takimi stwierdzeniami jak:"Kto temu
idiocie dał pióro do ręki?!", "Aż dziw, że rękopisów nie wziął
za zagrychę", "Płytki debil". Społeczeństwu znany jest również
jako człowiek obłąkany, nie posiadający własnych nakładów
pieniężnych.

"Encyklopedia Poetów" Emer Emermer

***

Mogłoby się zdawać, że Gnom nic nie robił. Mogłoby się zdawać, że tylko część drużyny zajmowała się czymś bardzo poważnym.
Tak naprawdę było inaczej. Oni tylko ratowali jakieś księżniczki, zabijali Smoki czy inne gadziny.
To przecież robi każdy szanujący się bohater, wracając do domu z kolejnym łbem gada do kolekcji i z kolejną dziewicą. Wtedy to bohater przychodzi do zamku, gdzie na ścianie kredą nakreśli kolejną kreskę, oznaczającą kolejne wykonane zadanie, szukając na mapie kolejnego zamku z uwięzioną w nim księżniczką, którą strzeże Smok.
Wtedy zaprzęga nowego konia, ścigając się z całą setką innych rycerzy, wyprawiających się na bój ze straszliwym zabójcą, który już w tej chwili błaga kobietę o wyjście z tej przeklętej wieży, chcąc samemu wcisnąć się do niej, na pierwszy ogień wystawiając samą damę.

Gerbo tymczasem robił coś o niebo pożyteczniejszego. Skupiał na sobie uwagę tej części tłumu, która nie przypatrywała się poczynaniom drużyny. Mały człowieczek biegał po arenie, rzucając w widzów różnymi przedmiotami. Zdarzył się ziemniak, burak, nawet kalafior, zaś ci, którzy przyszli popatrzeć, sami dostarczali mu amunicji.

Nagle w jego stronę poleciał ogórek. Zaczął się powoli cofać, gdy... potknął się o własne stopy, upadając, lecz ogórek przemknął mu nad głową. Szybko podniósł się, chwytając w dłoń warzywo, które nadleciało jeszcze przed chwilą i już miał je wyrzucić w stronę, z której nadleciało, ale finalnie otrzepał je.

-Dobra zagrycha...-mruknął, ściskając w zębach fajkę.

-...nie jest zła-dokończył, wyciągając fajkę z ust, po czym ugryzł kawałek zielonego warzywa, odchodząc poza zasięg rzutu jakiegokolwiek widza.

W tej właśnie chwili usłyszał ryk niezadowolonego tłumu. Przez chwilę wydawało mu się, że to za nim tak wołają. Jednakże zauważył, że wszyscy zaczynają wychodzić. Ork i Półelf wraz z Magikiem wynosili księżniczkę... znaczy się Smoka... w zasadzie było to wszystko jedno.

Kiedy skończył jeść ogórka, również na niego przyszedł czas, więc wszedł do środka, słuchając przemowy Orka, którą skwitował jednym, acz trafnym pytaniem:

-Co jest za tymi drzwiami?-wytężył słuch, który wychwycił znajome nuty brzęczącego szkła oraz rozlewanego napoju. Jako odpowiedź miał usłyszeć najpiękniejsze zdania, jakie mógł tylko sobie wyobrazić.

-Za tymi drzwiami odbywa się właśnie impreza-nagle Gnom w odpowiedzi zaśmiał się złowróżebnie, chytrze zacierając łapki, ale po tym, jakże pięknym zdaniu, doczekał się jeszcze piękniejszego.

-Bar jest otwarty, a proponowane drinki nie zawierają w sobie substancji obezwładniających-nagle, nie słuchając, wystrzelił do przodu, choć nie pierwszy, szybko wysunął się na prowadzenie.
Bardzo szybko przebierające nóżki Gnoma nadawały mu dużą prędkość, zaś gęsty dym wydobywał się z jego ust, czemu przypominał miniaturową ciuchcię.

Wpadł do środka, błyskawicznie dopadając do baru, któremu przyjrzał się z uwagą.

-Tequila, wódka, wermut, whisky, gin, koniak, tonik, wina, szampany, piwa, absynt-czytał z zainteresowaniem, pomijając wszelkie soki oraz dodatki, choć w jego stanie nic nie było pewne.

Nagle jego uwagę przykuła jedna butelka. Zainteresowała go najbardziej, bynajmniej nie kolorem, nie kształtem, a zawartością. Dokładnie wiedział co to jest, wiedział jak to smakuje i ile może wypić.
Chwilę później krytycznie przyjrzał się ilości, krzywiąc się paskudnie.


Skoczył po butelkę, zachłannie chwytając ją w objęcia.

-Mój skaaaaarb! Źli ludzie nie odbiorą mi mojego skaaaaarbu! Nie damy go odebrać!-mówił do siebie, głaszcząc butelkę. Zamyślił się. Gwałtownie wyjął drugą butelkę z kieszeni, po czym pociągnął z niej dużego łyka.

-Jeszcze większy skaaaaarb!-sapnął z zachwytem, rozpływając się pod półką z alkoholami.

Spojrzał ponownie na spirytus tak zimny, że przez butelkę parzył w palce. Schował własny alkohol, wstając z butlą, z którą wspiął się na wysokie siedzenie.

Postanowił skończyć palić ze względu na to, że przewidywał możliwość otworzenia ust, by móc wlać tam alkohol. Szybko zgasił zioła, a następnie schował samą fajkę.

Gerbo wpadł na pomysł, do którego wyszczerzył się z radością. Nie sądził, żeby ktokolwiek podołał temu, co zamierza powiedzieć, ale chciał spróbować. Przecież on już wypił.
Stanął na blacie, by go lepiej widziano.

-Wyzywam któregoś z was na pojedynek w piciu! Materiał to spirytus!-wrzasnął, potrząsając delikatnie butelką, po czym zszedł na siedzenie, zaczynając nalewać do dwóch kieliszków.

Jeżeli ktoś przyjdzie, zmierzy się z nim, a jeżeli nie, sam wypije wszystko. Po tym zwróci się do Półelfa, proponując mu, żeby się z nim napił. On weźmie spirytus lub wódkę, rozmówcy oferując coś, co on wybierze.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-09-2009, 16:33   #74
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Picie, żarcie, kości i inne używki znalazły się szybko. Co więcej nikomu one nie przeszkadzały lub zniesmaczały. Cały lokal był przepełniony mieszanką ras, profesji oraz różnych stopni upodlenia. Oprócz narożnego kąta karczmy gdzie dosiedli się Vire i Holly. Obecny był również i Szary Ork. To miejsce było dziwnie omijane przez resztę bywalców lokalu. Bez przesadnej nabożności ale z wyczuwalną dozą szacunku. Po czasie wszyscy w końcu się zjawiliście również w tym samym miejscu i mniej więcej stanie.

-Dobra koniec tego dobrego. Jeszcze trochę i wszyscy się tu zanudzicie na śmierć - Niejako podkreśleniu słowa śmierć Ork się zaśmiał - Jestem Heinrich, tych dwóch już poznaliście. Pokazaliście że coś tam potraficie. W sumie na mnie to nie wywołało większego wrażenia ale cieszcie się dopóki możecie...
Rozejrzał się po zebranych. Usmiechnął się na widok skutego orka.
-Najgorsze co może być to zadyma na kacu. - Wlał sobie w gardło kolejny kufel ale w czasie gdy co niektórzy z was mogliby dopiero po marzyć- o nim A jutro was to czeka. Macie "odzyskać" sztaby adamantu z konwoju na granicach Dzikich Ziem i Arkani.
-Vireless zapewni wam transport w odpowiednie. Zielony będzie zajęty w innym miejscu więc nie liczcie na niego, zresztą kapłan też nie lubi walczyć z żywym więc pewnie wam nie pomoże... - W jego głosie widać było drwinę. Pół elf przyjął to spokojnie i pokazał go palcem a potem coś powiedział w języku, którego nikt z was nie zna.
-A więc słyszeliście co powiedział Heinrich, wyruszamy przed świtem, zgromadzenie przed światynią Palladine. Każdy zabiera to co ma. Żołd i wyposażenie dostaniecie gdy udowodnicie że jesteście go warci. -Kapłan popijając wino z delikatnego pucharu rzeczowo przeszedł do rzeczy a potem rzucił na stół wypchany mieszek- To powinno wam pomóc się zaprowiantować na podróż. Zapasy możecie kupić w dowolnej składnicy na mieście.
-Rozsądnie go podzielcie jeżeli ktoś ma jakieś jeszcze pytania to proszę, jeżeli nie to zbiórka przed świątynią.


** Uthgor, Zank
Bez dwóch zdań jesteście najbliżej mieszka ze złotem. Elf zostawił go bez żadnej opieki i z dedykacją że ma być dla całej drużyny. Ale ona chwilowo zaniemogła. Wydaje się że nikt nie mógł więcej od was wypić i zjeść ale jednak...

** Gerbo O'Lerbo
Twój głosik może nie był najgłośniejszy ale zew natychmiast został podłapany. Ale przez grupę orków. I owszem zielonych, może niezbyt ładnych ale wszystkich czystych i ubranych w ciemne ubiory armii Morkoth.
-Dobra, dobra Panie Gnom. Skoro wyzywasz to powiedz o co mamy się spierać. Bo czy jest to piwo, wino czy spiryt mi to rybka. Ale po próżnicy nici z tego!
-Każdy z nas wypije 5 kielonów, kto się nie zatknie wygrywa kolejkę. Do trzech wygranych..


** Civril
Park to dobre miejsce na rozmyślania. Cisza spokój, kaczki do ewentualnego dręczenia. Tylko dlaczego ten golem patrzy się tępo i wyraźnie coś ci chce dać
-Vireless dać tobie!- tubalny i zdecydowanie metaliczny głos wygonił resztki skrupułów. Przy okazji wypłoszył część ptactwo
\Witaj, miło że podziwiasz parki w nocy ale skup się. Rano przed brzaskiem wyruszamy na pierwszą misję. Zbiórka pod światynią Palladine. Pozdrawiam\
 
Vireless jest offline  
Stary 07-09-2009, 21:35   #75
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nie bez problemów dotarł przed oblicze swoich aktualnych, choć nieco wymuszonych chlebodawców. Zamglony wzrok rozjaśnił mu na chwilę widok kufla piwa pochłanianego przez Zielonego. Jednak szybkość, z jaką trunek zniknął w przełyku orka odebrał mu resztę nadziei na ugaszenie pieczenia w gardle. Przełknął głośno ślinę.

Cel zadania nie utkwił mu w głowie. Ani miejsce. Właściwie nic nie pamiętał ze zdecydowanie za głośnej paplaniny korojada. Nic nie mogło ostać się w jego głowie, gdyż szalało tam tornado. I banda dzikich słoni. A może hefalumpów?
"Miło, że jesteś na nogach!" - czysta złośliwość aż kipiała ze słodkich słów demona.
"Dobrze się składa, bo właśnie miałem ci powiedzieć..." - Uthgor nie mógł uwierzyć, ale bies wykrzyczał to jeszcze głośniej. Dziwne, że nie ochrypł od tego wrzasku.
"Tylko czy głosy w głowie móc ochrypnąć?" - zamyślił się przez chwilę, jednak dał sobie spokój po kolejnym ataku migreny.
"... no i to oznaczało by, że wszystkie gatunki goblinoidów pochodzą w rzeczywistości od zdegenerowanych koboldów, a te jak wiadomo..." - czart nie przestawał ani na chwilę, wyraźnie czerpiąc przyjemność z katuszy sprawianych orkowi.

Uthgor miał już wrzasnąć, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że dźwięk ten echem rozlegnie się w jego cokolwiek pustej makówie, kiedy dojrzał niezgorzej wypchaną sakiewkę postawioną na stole przez tę przerośniętą niebieskowłosą wiewiórkę. Małe, świńskie oczka, teraz dodatkowo przekrwione z nadmiaru alkoholu, zajaśniały jak złote dublony i Uthgor błyskawicznie, jak na kogoś w jego stanie, machnął grabą w kierunku mieszka, zgarniając pryz, z którego wysypało się kilka najwyraźniej tutejszych monet.



Ewentualne protesty kurdupla w durszlaku na głowie zamierzał uciszyć wymownym spojrzeniem, jak i zaciśniętą w pięść lewą ręką trzymaną nieco powyżej i pomiędzy jego uszami. Na w razie czego.

- Uthgor podzielić. - mruknął, zionąc przy tym alkoholowym oparem. Na tyle cicho, by reszta zbieraniny nie zwróciła nań uwagi.
- Później... - dodał, po czym poczłapał w kierunku wyjścia, chwytając po drodze udziec pieczonego prosiaka. Temu ostatniemu chyba to nie przeszkadzało.
"Przecież nie umiesz liczyć..." - głos diabła zagłuszyło skrzypnięcie solidnych drzwi prowadzących na zewnątrz.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 08-09-2009, 13:00   #76
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Taki wszedł uważnie przyglądając się całej ferajnie. Zieloni, szarzy, czerwoni i bladzi. Wszystkiego było pełno. Wszystko było zachlane. Ghardul odszedł z Orkiem zwącym się synem Zerat'hul'a. Nie chciał wyciągać daleko idących wniosków, ale słyszał już te imię z ust Ślepca. Jednak w tej chwili nie mógł se przypomnieć kim ów Zerat'hul był.

Oczy Takiego próbowały zlokalizować szynkwas. Niestety najwidoczniej był tak zatłoczony, że nie było go widać. Chociaż... nie, jest coś. Podszedł powoli. W pobliżu chyba jedynej wyrwy w murze okupantów szynkwasu, stał jakiś ork. Dostojny, z twarzą ważniaka, dobrze uzbrojony, w zbroi. I pijanego w sztos. Podszedł po jego lewej, tam gdzie była jeszcze luka.



- Witam, ależ ciężko było z tą Hydrą. ehhh - Taki wzdychnął jakby całą noc nie przespał i do roboty szedł. - Ty mości woju, pewnie rach ciach byś się tym zajął, nie mylę się?

- Co dobrego wypić tu można? A tak poza tym, to w jakim mieście my jesteśmy? I jaki klan tu rządzi?

Taki zamierzał zasięgnąć informacji. Ale po krótkiej wymianie zdań jego uwagę przyciągnął harmider, który zapanował za jego plecami. Przyszedł ten wyfiokowany elf z innymi orkami.

Pierw przemówił gospodarz, Szary Ork, Heinrich. Następnie Vireless. Sprawa wydała się banalna. Zrobić coś, komuś, bo jak nie to kuku, a jak tak to świecidełka.To on z Ghardulem pili se w najlepsze opijając przekręt jakiego się dopuścili, a oni tylko po jakąś sztabki ich wysyłają? Nie mogli, zamiast ich porywać, przysłać zaproszenia i podarunku w formie jakiegoś gnoma?
Sprawa nie trzymała się łajna... kupy znaczy.

Na stół grzmotnęła sakiewka. Pełna haju, zapewne.Taki spojrzał uważnie co się stanie. A stało się to, że ork, z którym był na arenie podniósł się, wziął ją i wyszedł. No to narobił sobie wrogów, pomyślał Taki. Po czym odwrócił się do całego zajścia plecami i oddał się rozmowie z nieznajomym znajomym.

- Na czym my tu?... a tak. To co za Klan tutaj rządzi? Znaczy pewnie ten Heinry czy jak mu tam... - zastanowił się. - Heinrich, tak? Daleko ta granica Zielonych Ziem i Arkani? My jesteśmy na Zielonych, tak? A co ciekawego jest w Arkani? Czyje to ziemię?

Pogaworzył chwilkę cały czas nie spuszczając z oka drzwi, za którymi zniknęła ich sakiewka.

- Dużo was wojaków tutaj, jakaś większa bitka była lub będzie? A może wiesz co to są te adamanty? I czemu ten cały mr. H się tym interesuję? Zresztą po co ja pytam, taki wojownik jak ty wie wszystko. Ja mizerny tylko wiedzą mogę się podzielić. Bić się nie potrafię. Na przykład, ten co właśnie wyszedł. To strasznie powolny jest i do tego sakwę pełną pieniędzy ma. O taka...- rozłożył ręce na dystansie 20-30 centymetrów.. - może większa. Nawet nikt by nie zauważył jakby oberwał a pieniądze zniknęłyby w dziwny sposób.. Rozumiesz..?!

Taki
zamierza pogadać z napotkanym orkiem i namówić go do napaści na Uthgora. Oczywiście nie będzie nalegał. Ale zważywszy, że ork bitny i pijany liczy na to, że się uda. Sam ma zamiar z daleka zobaczyć jak mu pójdzie. Chyba, że się nie zdecyduje to wtedy będzie se rozmawiał i coś zamówi.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 08-09-2009, 14:05   #77
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
** Taki
W końcu przy barze znalazłeś odrobinę wolnego miejsca. Rozmówca i owszem również się znalazł. Ork podchmielony ale mimo to sprawny na tyle że powinien choć trochę wyjaśnić to i owo.
Adwersarz skończył opróżniać pifko usłyszał twoje
- Ty mości woju, pewnie rach ciach byś się tym zajął, nie mylę się?
Trochę zdziwiony jakby otrzeźwiony
-Eeee tam panie gnom, ja bym na arenę nie wszedł z magiczką. I to jeszcze taką co służy u NICH. Kiwnął w stronę stolika z orkami i półelfem. Ale dzięki tobie zarobiłem trochę. Zakłady były że nie wydolicie jej. A tu jaka siurpryza i kaska ładna to z chęcią coś postawie od siebie
- Co dobrego wypić tu można? A tak poza tym, to w jakim mieście my jesteśmy? I jaki klan tu rządzi?
- Dwa ale, te krasnoludzkie prawdziwe. Ja płacę! a co mi tam jeszcze dwa
- Barman raz dwa się uwinął i mieliście przy sobie po dwa kufle z pianą.
-Widzę żeście nie tutejsi. Dlatego może od początku. Jesteś w Morkoth, stolicy państwa o takiej samej nazwie. - Żachnął się i dodał - Tu nie ma klanów jak na waszych Dzikich ziemiach. Królestwo Morkoth jest rządzone przez jedną i tylko jedną osobę Morkotha Wspaniałego. W sumie to tyran i jednodzierżca ale nikomu to nie przeszkadza. Przynajmiej do chwili gdy ktos nie zniknie z ulicy już na zawsze. Za co? Może głośno krytykował, może wyrażał defektystytycznnną postawę - tu wyraźnie się spocił - Ale poza tym jest ok. Same miasto jest sporawe ale w ciągu dnia można zwiedzić najważniejsze miejsca.. Na zamek cię nie wpuszczą jak i nie wejdziesz do strażnic, bram lub na mury.
Wzmianka o Heinrichu zmieszała trochę rozmówcę i ork jakby się rozejrzał wokół czy nikt obok nie stoi oraz po raz kolejny zlustrował Ciebie. Widocznie zdobyłeś jego zaufanie. Postanowił kontynuować
-Mówisz Heinrich i jego ludzie. To szara eminencja, ktoś z kim można zawsze wypić nawet gdy nie masz grosza przy duszy. Ktoś kto pomoże gdy masz kłopoty. Ale jednocześnie kazdy się go boi. Podobno jest przeklęty! I mówi się po cichu że prócz własnego interesu wysługuje się Tajnym Służbom. A to już nie jest fajne. Mówisz że dobrze wam poszło z elfką na arenie. Przynajmniej raz w miesiącu zdarzają się podobni do was. Rzadko widzimy ich z powrotem...
-Daleko ta granica Zielonych Ziem i Arkani? My jesteśmy na Zielonych, tak? A co ciekawego jest w Arkani? Czyje to ziemię?
-Hihi w sumie to nie jezeli masz teleporty. W przeciwnym wypadku musisz przejść przez Góry Grzbietu Świata a za nimi masz dopiero Dzikie Ziemie. Lekko licząc sobie to jakiś miesiąc czasu by się tam dostać. A stamtąd to już gdzie dusza sobie żywie, na południe do Arkani, na wschód do Krasnoludów w ich górach lub na zachód do wiecznych lasów elfów. Choć tego ostatniego kierunku dla kogoś z twej rasy nie polecam. Ja na pewno sam bym nie poszedł.
- Dużo was wojaków tutaj, jakaś większa bitka była lub będzie? A może wiesz co to są te adamanty? I czemu ten cały mr. H się tym interesuję? Zresztą po co ja pytam, taki wojownik jak ty wie wszystko.
-Dużo wojska bo nigdy nie wiadomo co znowu wymysli cesarz Arkanus lub jego książeta. Zakon Isthar jeszcze długo będzie leczył rany po ostatniej wojence i nie widzi by znów coś szykowali. Poza tym samemu możesz się przekonać że u NAS jest całkowicie inaczej. Łatwiej tu o miecz i dobrą kuszę niż o pańszczyznę. Tak tedy każdy kto może to ciągnie do wojska. Adamant eee, zapomniałem że ty nie stąd. Adamant to najtrwadszy metal na ziemi. Raz uformowany nigdy nie zmieni swego kształtu. Inna sprawa że ciężko go formować ale to już sprawa inżynierów. Bo wiesz Mithryll jest mocniejszy i lżejszy niż stal a tańszy niż adamant to jednak do pięt mu nie dorasta. Wydobywają go tylko dwarfy. I jest cholernie drogi.
-Jak rozumiem Hainrich ostrzy sobie zęby na niego. Lepiej tego głośno nie mówić.

Dokończyliście swoje piwa a na tekst o możliwym zarobku na domniemanym podwładnym Heinricha Ork stał się bardzo markotny a po chwili powiedział że musi iść szybko sprawdzić czy na pewno zgasił świece w wychodku bo to grozi pożarem..
**
 
Vireless jest offline  
Stary 13-09-2009, 17:21   #78
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Impreza była przednia. Iście królewska ilość jedzenia i napitku... A samo żarełko miało niebiański posmak. Aż musiał spytać się kucharza o przepis... ale to potem. Teraz była wyżerka. I picie.

Zank pochłaniał ogromne ilości napitku i mięsiwa. Nie szczędził sobie niczego. Jednak w przeciwieństwie do orka który szedł z nim w konkury jeśli chodzi o balangowanie (oczywiście proporcjonalnie do rozmiarów oby dwóch goblinoidów), Zank również nie pogardził malutkimi pomidorami, sałatkami i nawet spróbował bardzo słodkiego i ciemnego piwa karmelowego. Nie smakowało mu...

Gdy brzuch był już pełny, a w głowię przyjemnie szumiało kucharz oderwał się od stołu w porę by zdążyć na przemowę szarego orka. Zwracał się on prawdopodobnie do nich z prośbą... rozkazem odzyskania sztabek adamant... sztabek czegoś tam. Pewnikiem nie dało się tego ugotować i podać z sosem. Wiec po co im kucharz? To pytanie może i pojawiło by się w głowie niewielkiego goblina gdyby nie fakt, że całą jego uwagę przyciągnęła sakiewka pełna brzęczących monet rzucona właśnie im.

Jednak radość zielonego kuchmistrza nie trwała długo. Oto bowiem skórzany woreczek zniknął w wielkiej i zielonej łapie Uthgora. A to nie podobało się goblinowi. Wiedział jak zachłanni są ci duzi... Z takiego wypadku mogło nie być zbyt wiele korzyści. W końcu trza było im kupić prowiant na drogę. A łork raczej się tym dobrze nie zajmie.

Nadzieja umiera ostatnia. Dlatego Zank, mimo znacznej różnicy fizycznej nie zaprzestał myśleć o sakiewce. Ba! Miał już nawet plan! No bo czemu taka góra mięśni nie miała by ulec naturalnemu wdziękowi kucharza? Wszak był on kiedyś pupilem wielkiego orczego wodza. Heh. To mało powiedziane. Miał go na każde swoje skinienie. Tylko odpowiednio przybrane w gesty i tony.

Zank spojrzał proszącymi oczkami na orka który krył w sobie potencjał ciemnych mocy większy niż podejrzewali go jego towarzysze. Złożył rączki jak do modlitwy i powiedział proszącym i słodziutkim głosikiem.
- Orku, orku daj mi tą sakiewkę. Zank kupić prowiant dla naszej kompani. Zank jest dobry i Zank nie oszukiwać. Orku, orku czemu by ork nie posłuchać Zank? Wszak Zank jest dobry. - Czemu by nie przekonać Uthgora za pomocą swych pięknych oczu i wrodzonego wdzięku? Tylko czy moc na niego podziała?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 14-09-2009, 11:47   #79
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Wiersz o Pułtusku

Znad kurpiowskiej to mnie strugi
Wierzby nasze płaczą stare
Po Ojczyźnie na jęk długi
Dały gałąź na fujarę...
O co pytasz, to ci powiem-
Do Pułtuska, do miasteczka,
Znajoma mi każda steczka,
Wszystko dyszy silnym zdrowiem.

Ja po karczmach z nimi hasał,
Żyłem z nimi jak dziś z tobą,
Z chłopakami nocną dobą
Ponad Narwią konie pasał.
Wszystko jeszcze tam jak dawniej.
Niespokojne Bugu łoże.


A teraz zapraszamy na reklamy.




Gdy wszyscy już opuścili arenę, ork, zwący się Barbakiem, rzucił kilka nic nie wyjaśniających słów wyjaśnienia. Jedynym konkretem była zapowiedź spotkania z pułkownikiem Heinrichem, który to wpadł na genialny pomysł upicia kilku zielonoskórych, białoskórych, ciemnoskórych jak i zielonołuskich, następnie wrzucenia ich na arenę w celu sprawdzenia ich umiejętności w śmiertelnej walce i, ostatecznie, spotkania się z nimi, po uprzednim upiciu ich. Przynajmniej ten ostatni punkt programu był J'Ramowi na rękę. Mogli jeść i pić do woli w karczmie, która znajdowała się tuż za drzwiami. Trudno było w to uwierzyć, ale gdy tylko mała napędzana alkoholem kukiełka gnoma wyrwała się z szeregu, otworzyła drzwi i wbiegła do środka pomieszczenia (w przeciągu zaledwie jednej dziesiątej sekundy) wszyscy niedowiarkowie mogli przekonać się na własne oczy o prawdziwości słów orka. Ogromna sala zastawiona stołami zastawionymi z kolei talerzami, misami i półmiskami, które to zastawione były najrozmaitszym jadłem. Do tego długi na kilkanaście stóp bar za którym kilku zręcznych barmanów nalewało wszelkiej maści alkohole i napoje spragnionej klienteli. Nikt nie rezygnował z darmowego poczęstunku. No, może oprócz Cywila, który po prostu sobie wyszedł, ale to bladolicy szczupak, więc jego nie bierzemy pod uwagę.
Jaszczur, jak na kulturalnego i dobrze wychowanego mięsożercę przystało, na ogromny talerz nałożył najpierw dwa kilo pieczonych ziemniaków i surówkę z marabuta na ostro, z dodatkiem papryk o kolorach, których nie umiał nawet nazwać, pomidora, również w kilku odmianach(w tym pomidor pleśniowy) oraz kilku innych warzyw i ziół. Każdy wszakże wie, że pierwszy głód trzeba zabić czymś mniej smakowitym, w końcu jak istota głodna, zje wszystko i szybko. Głód jest zły, czy to mały, czy duży, bo nie pozwala delektować się smakołykami. Na pierwszy ogień poszły więc pyry z całkiem niezłą surówką z kawałkami marabuta. Jego mięso było łagodne, pokrojone w niewielkie płaty. Doskonale współgrało z całą resztą składników i przygotowywało podniebienie Chaldura do znacznie większej ilości mięsiwa. Gdy już wyczyścił talerz, postanowił zrobić sobie małą przerwę, żeby mu się wszystko w brzuszku poukładało i podszedł do baru. Nie było łatwo dopchać się do barmanów, ale po kilku ziewnięciach i ukazaniu "szóstek" z pozostałościami papryczek ponadziewanymi na kły, zrobiło się nieco luźniej.
-Co macie dobrego, barmanie?- odezwał się do orka w białej koszuli i czarnej kamizelce, niestety bez spodni.
- U nas wszystko jest dobre. Ale polecam Absynt, jeśli szanowny łuskowaty z bagien nie miał okazji skosztować.
J'Ram zastanowił się, ignorując pomyłkę dotyczącą jego pochodzenia. Słyszał już o tej nazwie, jednak ni diabła nie mógł sobie przypomnieć, żeby kiedyś to pił.
-A to daj pan flaszkę. W końcu, trzeba poszerzać horyzonty, nieprawdaż?- rzekł elokwentnie jaszczur, drapiąc blat pazurem.
Jak nauczył go pewien wędrowny smakosz odziany w turban, którego spotkał w pewnej małej mieścinie, odpoczywającego pod mostem, wypił pół butelki jednym haustem. Gorycz najbardziej go uderzyła, zaraz po niej była moc trunku. Wydał z siebie klasyczne "Aaaaa" i zagryzł udkiem kałczaka. Rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego stolika, przy którym mógłby zasiąść. Nie zauważył takowego. Rozejrzał się więc w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. Zauważył takowe.



Przy stoliku siedziało dwóch jegomościów. Jednym z nich był Człowiek Szynszyla. Siedział nad szklanką soku malinowego zmieszanego z Martini i resztkami wegetariańskiej piłki plażowej wpatrując się wyzywająco w jaszczura. Towarzyszył mu Waleczny Bażant. O jego waleczności świadczyła zbroja półpłytowa, którą miał na sobie, jak i spojrzenie łowcy. Obaj jegomoście spojrzeli na siebie, wymienili kilak słów. Człowiek Szynszyla przytaknął i zaprosił J'Rama wykonując dłonią tzw "gest Morfeusza z Matrixa mówiący "Chodź no, dziadu"". Jaszczur przyjął to zaproszenie, czy też raczej wyzwanie i podszedł do stolika.
- Proszę, usiądź Nieznajomy.- powiedział duży gryzoń, wskazując dłonią pozornie wolne krzesło. Gdy J'Ram odruchowo spojrzał na wskazywaną gładź drewnianego siedziska, zauważył skryte tam Platynowe Sombrero.
- Co tutaj robi to Platynowe Sombrero!? Czy to pułapka?!- spytał czujnie.
- To był test. Zdałeś go na Uśmiechnięte Słoneczko- odrzekł Waleczny Bażant. Gad ucieszył się z uzyskania najwyższej oceny w skali ocen przedszkolnych, jednak nie chciał po sobie tego poznać. Ziewnął więc w kierunku obu istot. Reakcja była do przewidzenia, bażant odziewnął mu, a szynszyla zabrał Platynowe Sombrero z krzesła i schował za plecami.
- Może kolejeczkę, panowie?- zapytał grzecznie siadając i odkorkowując butelkę.
- Nie, nie, po alkoholu mi nie staje - wystrzelił Człowiek Szynszyla.
- Nie, nie, po alkoholu bolą mnie pięty - zawtórował mu Waleczny Bażant.
Początkowo J'Ram nie przejął się tym i pociągnął łyk gorzkiego napitku. Po chwili jednak uświadomił sobie, że coś tu nie gra.
- Przecież Ty nie masz pięt! A Ty pijesz Martini z sokiem malinowym, więc alkohol nie może powodować u Ciebie impotencji, nie godziłbyś się na tę niedogodność!
- Zgadza się, zdałeś kolejny test. Twoja umiejętność rozpoznawania alkoholi i drinków po sposobie, w jaki osiadają na ściankach naczynia jest zaiste imponująca. Cieszę się, że właśnie takiemu gościowi musiało ustąpić moje Platynowe Sombrero
- wygłosił z aprobatą gryzoń.
- Co Cię tu sprowadza, łuskowaty? Tutejsza biblioteka? Teatr? A może nieco żywsze atrakcje, arena i samiczki?- wygłosił bażant wyniosłym tonem.
- Przybyłem tu w stanie zupełnej nieświadomości, będąc na wpół nieobecnym w świecie rzeczywistym. Jakiś półgłówek, czy PułTusk, Henryk, chyba mu było, podstępem zaciągnął mnie i innych nieszczęśników, na tę arenę, tę o tutaj, za ścianą- obaj rozmówcy pokiwali głowami ze zrozumieniem.- No i teraz, po walce jaką stoczyliśmy z kobietą, która to zmieniła się w hydrę, która to zjadła 3 kobiety, ten ork, Barbakan, powiedział nam, że możemy się tu najeść i napić kompletnie za darmo.
- Barbakan? Masz chyba na myśli starego Baraka- poprawił go Człowiek Szynszyla.
- Co wy wygadujecie? On ma na imię Bara-bara-bak, sam widziałem!
- Uniósł się Waleczny, i jak się właśnie okazało, również Porywczy, Bażant.
- Nieważne, w końcu to ork. Napijmy się- zawyrokował Chaldur.
- Ja naprawdę nie piję- odparł ptak z rodziny kurowatych.
- Dlaczegóż to?
- Bo o alkoholu mi nie staje.
- O, wybacz, nie wiedziałem, to smutne przyjacielu, jednoczę się z Tobą w Twym cierpieniu
- J'Ram popił te słowa kilkoma łykami absyntu. Niewiele płynu zostało w butelce, może z cztery łyki.
- A Was, mości panowie, co sprowadza w te strony?
- Ja jestem bezrobotnym degustatorem mąki kukurydzianej drobno mielonej, miałem nadzieję znaleźć tu etat, ale w dobie kryzysu nie jest łatwo.
- Degustator mąki kukurydzianej drobno mielonej...
- wyszeptał pod nosem jaszczur. Przy tym zawodzie, jego "najemnik" brzmiał tak pospolicie.
- Ja natomiast jestem sobowtórem Wielkiego Barda Bojowego, Elvisa Preslayera.
Gad spojrzał na bażanta, potem na szynszyla, potem na bażanta, potem na szynszyla, potem znów na bażanta i na szynszyla, a dopiero potem spojrzał prawdzie w oczy. Jakby na potwierdzenie jego domysłów, gryzoń kaszlnął, wydając z siebie dźwięk przypominający "onjestHchoryHjakHbyłmałyHpotrąciłHgobyknaHcor ridzieHiodHtamtejHporyHmyśliHżeumieHśpiewaćH".
Niestety, brak jakiegokolwiek komentarza ze strony jaszczura ugodził w dumę ptaka i pobudził u niego drzemiącą paranoję.
- Co, nie wierzysz mi? Myślisz, że tylko wyglądam jak on, że nie umiem śpiewać? Co? To, że odpadłem z "Jak oni śpiewają" w pierwszym odcinku nie znaczy, że jestem zły, po prostu wyborcy się nie spisali, wysłali za mało głosów pocztą. Ale pokażę Ci, że jestem stuprocentowym Elvisem! Tak jak Elvis!
Bażant skoczył na stół i zaczął śpiewać.

Piosenka śpiewana przez bażanta w akompaniamencie gości-muzyków siedzących nieopodal

Po skończonej arii, bażant dumnie usiadł na miejsce, dziobnął po dwakroć dziobem w stół i zapytał, głosem pełnym wyniosłości.
- I jak? Co teraz powiesz o moim głosie?
Jaszczur nie zauważył, że Człowiek Szynszyla zacisnął pięść i podniósł kciuk ku górze, miało to zapewne oznaczać przebaczeni dla Walecznego Bażanta.
- Ale czy to na pewno była piosenka Elvisa?
- Ależ oczywiście! Za kogo mnie masz?! Chciałeś coś zasugerować?
- Nie, ależ skąd. Jesteś kolejnym wcieleniem Elvisa, zaiste. "Don't be late for school again HHOO", to mi się najbardziej podobało.
- "Don't be late for school again BOY", ignoancie!
- Eeem, wybacz, straszny tu gwar, nie dosłyszałem.
- Znaj łaskę pana.

Szynszyl tylko obserwował J'Rama próbującego złagodzić sytuację.
Jaszczur, w tak zwanym międzyczasie, wypił resztki absyntu. Zasmakowało mu cholerstwo, postanowił więc iść po drugą butelkę.
- Poczekajcie, waćpanowie, pójdę nabyć za friko kolejną butelkę tego wybornego trunku, myślę, że znajdziemy ogrom tematów, na które będziemy mogli przeprowadzić fascynująco filozoficzne dysputy- wyrwało się jaszczurowi, gdy wstawał od stołu. Jego nowi znajomi spojrzeli na siebie, a potem uśmiechnęli się do niego. Nie powiedzieli jednak nic. Nie wykonali też żadnego gestu. J’Ram nie przejął się tym i podszedł do baru.
- Zaiste zacny ten absynt, mości zielonko. Zechcesz uraczyć mnie kolejną butelką z waszych nieprzebranych, nigdy nie kończących się zbiorów?
- Ależ oczywiście, przybyszu o najdłuższym ogonie, jaki kiedykolwiek widziałem.

Kelner podskoczył, przykucnął, stanął na jednej ręce, sięgając drugą pod ladę i wyciągnął stamtąd półlitrową butelkę, z nalepką głoszącą „Odjebywacz Międzygwiezdny, absynt zawierający 35% zawartości alkoholu, wyprodukowany przez Henryk S.A. z siedzibą w Pułtusku”, pełną zielonkawej cieczy. Następnie zrobił koło Thomasa, co Thomasowi ewidentnie się nie podobało. Zajęty był jednak mieszaniem Pepsi z wodą, stepując i grając na harmonijce ustnej, nie miał więc czasu na zwrócenie uwagi koledze z pracy. Ork, po uprzednim zrobieniu salta w tył, podał butelkę reptilionowi.
- God bless you- wysyczał, pełen natchnienia gad.
- And your mother too!
- zawtórował mu, również pełen natchnienia ork.
J’Ram odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę swojego stolika i nowych znajomych, jednak nikogo tam nie zobaczył. Bardzo się zdziwił, w końcu rozmawiało się im całkiem dobrze. Nie traktowali go z wyższością, ani jak króla. Po prostu, byli sobie równi.
Nieco zasmucony nawet nie otworzył świeżutkiej butelki. Rozejrzał się, w nadziei że gdzieś ich zobaczy, może po prostu zmienili stolik, albo spotkali kogoś znajomego. Albo mieli jakieś pilne sprawy do załatwienia? Jeszcze raz przeskanował pomieszczenie. Nie zauważył ich, poznał jednak swoich, za przeproszeniem, towarzyszy niedoli, którzy nieśmiało zbierali się przy jednym ze stolików w kącie, przy którym już siedzieli Barok, pół/ćwierć/pso/elf oraz szary ork, dumny i władczy. Gdy jaszczuroczłek podszedł do gromady, wyszło na jaw, że ów ork o kolorze popiołu to PułTusk Henryk. Wyjaśnił on wszystkim, na czym polegać będzie ich zadanie. Coś tam odebrać, dobra, nie ważne. Duchy wskażą mu drogę, jeśli zajdzie taka potrzeba. Z resztą, jeśli chce dołączyć do Wielkich Duchów, musi umieć poradzić sobie w najróżniejszych sytuacjach, bez uprzedniego przygotowania. Zbiórka dopiero przed świtem, przed świątynią Pallanta, tutejszego bóstwa, jak mniemał nieśmiele J'Ram. Miał więc trochę czasu na szukanie nowych wrażeń, jak i na skosztowanie innych potraw. Właściwie, to czuł lekki głód, wszakże zjadł niewiele, a i różnorodność potraw spożytych przez gada wołała basowym głosem o pomstę do nieba. Trzeba było to nadrobić.
Nawet na chwilę nie przejął się faktem, że jeden z jego "nowych towarzyszy", Tańczący z Hydrą Ork(ten zielony) zajumał bezczelnie sakiewkę. Pogoń już się szykowała, mały kucharz próbował swojego niesamowitego, jak na przedstawiciela swojej obleśnej w całym fasonie rasy, uroku osobistego, a dziwoląg z dużym nosem (no dosłownie Taki kinol!) podjudzał na wpół pijanego, na wpół głupiego. ale za to przypakowanego, oblecha. Jaszczur nie musiał się niczym przejmować, mógł otworzyć dzierżoną w łapie butelkę absyntu i zagryźć wspaniałościami rozstawionymi po całej sali.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 14-09-2009 o 18:03.
Baczy jest offline  
Stary 15-09-2009, 13:04   #80
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
** J'Ram Chalur
No tak już wiemy dlaczego Abysnt nie jest dostępny w każdej biedronce. Co kolwiek to było sprawiło że twoje łuski na krótki czas uzyskały własną świadomość i były bardzo blisko odkrycia wzoru na siódmą prędkość whorpową. Niestety nim to nastąpiło stężenie alkoholu powaliło cię pod stół. Ocknąłeś się wśród pozostałych z drużyny. Teleport świeci o wiele za jasnym światłem jak dla Ciebie..

** Uthgor, Zank- Uthgor podzielić.... później. - Ruszyłeś w stronę wyjścia ale pisk dochodzący za pleców i na pewno mocno niż poniżej ciebie sprawił że zatrzymałeś się. Nadal ze słodkim uśmiechem licząc łatwo zarobione dukaty warknąłeś na kucharza..
- Orku, orku daj mi tą sakiewkę. Zank kupić prowiant dla naszej kompani. Zank jest dobry i Zank nie oszukiwać. Orku, orku czemu by ork nie posłuchać Zank? Wszak Zank jest dobry. - Jego słowa w niesłychany sposób znalazły drogę do twego umysłu. W końcu może nie jest to zły plan i może jednak, ktoś kto potrafi gotować może również i zaopiekować się drużynowym skarbem.
-Yyyyy- Na swój sposób zgodziłeś się z Zankiem i bez namysłu oddałeś mu sakiewkę. W końcu mimo wszystko miałeś jeszcze kawał mięcha w drugiej łapie.


** Taki
Sącząc kolejne piwko zauważyłeś że malec przekonał Uthgora do podzielenia się sakiewką...


** Zank
Sprawując pieczę nad gotówką. Raz, dwa uwinąłeś się z zakupami. Wszystko ładnie pięknie, gdyby nie to że musisz to samemu targać na plerach. Na szczęście za niedużą opłatą wynająłeś tragarza. Przy okazji sam okazał Ci drogę.

Świątynia zajmowała spory kawał z parku miejskiego. Nie była okazale wielka czy majestatycznie okazała. Była taka jak wszystko inne w Morkoth. Mieście o takiej samej nazwie jak samo państwo. Doskonale odpowiadała celom jakim miała służyć. Przynajmniej z zewnątrz bo jakoś nikomu nie przyszło do głowy by zajrzeć do niej. Nadal pokutuje przekonanie że Palladine jest bogiem opiekuńczym Arkanii.
Sługa świątynny bez zbędnego gadania pokazał wam przejście z tyłu gmachu. Czekał tam już Vireless wraz z trzema innymi kapłanami. Na pewno nie mniej wtajemniczonymi niż on. Na wasz widok uśmiechnął się i ..
-Widzę że macie już swego naturalnego przywódcę. To dobrze bo to będzie ułatwiać mi komunikację z Wami. - Spojrzał sie w stronę Zanka i rzucił coś małego i lśniącego.
-To jest kolczyk ale magiczny- Chyba doszło do niego że to co mówi musi zabrzmieć ciut idiotycznie. W końcu cała drużyna świeciła dla niego magią jak choinka na boże narodzenie - Znaczy się to komunikator, dzięki niemu ja i kilku innych będziemy mogli się dogadać z tobą w myślach.

Kapłani zaczynali powoli skandować modlitwę i inkantacja powoli urzeczywistniała się. Za ich plecami na wysokości około metra zaczęły materializować eteryczne drzwi.
-Nie będę Ci proponował gdzie sobie go przyczepisz... I nie nie jestem uprzedzony do was.
Vireless przeszedł pierwszy przez portal, następnie reszta drużyny

Każdy z Was miał coś wspólnego z Dzikimi Ziemiani. Jedni tam się urodzili inni stamtąd zwiewali ale każdy pamiętał jak one wyglądają. Teraz bez dwóch zdań byliście znowu w swym domu. Pogranicze Cesarstwa Arkanii kiedyś nie było zbyt bezpieczne z uwagi na powtarzające się patrole Rycerzy, którzy mieli dbać o bezpieczeństwo pogranicznych komturii i wycinali wszystko co miało skórę zieloną, brunatną lub nie potrafiło powtórzyć "Quenna v'ort despre na tuie". Sporo waszych pobratymców zginęło dziwiąc się o co chodzi.
Te czasy teraz odeszły w nie pamięć a Arkania a dokładniej księstwo Merske postanowiło sobie zjednać Takich Jak Wy. W końcu pieniądz nie śmierdzi a jeżeli przy okazji można było dopiec Morkoth to jeszcze lepiej.

Ostry wiatr zacinał prosto w twarz przekazując informacje o nadciągającej zimie. Na chwilę obecną trawa już wyschła i jak okiem sięgnął widać było tylko żółty step poprzecinany co jakiś czas parowem. By ochronić się przed przenikliwym wiatrem zeszliście do najbliższego. Raz jeszcze Półelf przerwał ciszę jaka panowała w drużynie.
-Jesteśmy prawie na granicy księstwa Merske. Dalej nie mogliśmy się teleportować z uwagi na ICH magów. Każdy teleport do NICH jest obarczony dużym ryzykiem. nawet kapłański. Po prostu Cesarrstwo Arkani płaci magom za to byśmy nie wparowali z korpusem jazdy pod ich stolicę co już drzewiej bywało. Tak więc teraz jesteśmy tu. Nasze zadanie to odzyskać transport zaopatrzenia jaki będzie tędy niebawem przechodził. Zostało około dwóch dni do ich przybycie. Akurat w sam raz by ustawić zasadzkę. - Poprawił swoją szatę od zimna i przepraszając was za zwłokę zaczął dalej.
-Konwój to co najmiej trzy opancerzone furgony plus wozy z duperelami. Przewożą Adamant, dużo dobrej stali i pewnie trochę Mithrylu. Co to oznacza dla rolniczego i zacofanego państwa możecie się domyślać sami. Dlatego ochronę sprawują rycerze Miecza. Nie więcej niż dziesięciu. Reszta jest nie istotna. Zdecydujcie czy to ma być otwarta walka, podejdziecie ich fortelem czy po prostu im to zajumacie.
-Prostą tą drogą jest miasteczko gdzie możecie rozpocząć misję. To jakieś kilka godzin marszu. Kupicie sobie konie, może wynajmiecie przewodnika lub kogoś do brudnej roboty. Ewentualnie dowiedzieć się więcej w miejscowej kaplicy lub maga. Ja się w to nie wtrącam. Dajcie znać gdy będzie po wszystkim..

**

Miasteczko Żabikruk składało się z kilkunastu drewnianych domków, murowanej kaplicy oraz murowanego kamienicy przy samym rynku. Centrum z najważniejszymi zabudowaniami położone była na delikatnym wzniesieniu. Dość spora ilość pośledniejszych chałup i szałasów opasywała centrum dość ciasnym kręgiem. Do i z mieściny było po jednej drodze ale to oznaczało tylko że ewentualni najeźdźcy musieli tłoczyć się na niezbyt szerokich duktach.
Na pierwszy rzut oka to Osada o nietypowej nazwie była skromna ale schludna i zadbana. Na ulicach pełna mieszanka ras z dużym natężeniem koloru zielonego przy jednoczesnym braku elfów, dwarfów lub gnomów.
Naprzeciw niezbyt dużego corallu stała karczma. Jej szyld przypominający krowę, żabę, smoka i orła musiał w każdym kto na niego spojrzał, wyzwolić chęć zadania pytania barmanowi pytania
-Ale o co chodzi?
 
Vireless jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172