Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2009, 15:33   #12
stibium
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Angie odskoczyła jak oparzona po tym, jak jej otwarta dłoń spotkała się z gębą Johnnego. Uch, spokojnie, Chau. To ma być twoja druga szansa, a wozów w Alderney jak psów… Dasz radę, mała, to nie pierwszyzna.


Johnny wyrobił się, od kiedy widziała go ostatnio, bez dwóch zdań. Skurczybyk podłapał jakieś kontakty z Ruskami i może jeszcze będzie zgrywał konesera. Jajo Fejberdża, tak to szło? Widać szefostwo ma hollywoodzkie zacięcie. Co będzie następne? Mona Lisa? Sterowniki do satelit? Po chwili Angie uśmiechnęła się krzywo. Jasne. Nie będzie następnego razu.


- Czyli ty jesteś Frank? Byłeś w ogóle kiedyś w Dallas? – spojrzała na koszulkę, a później na twarz faceta, z którym miała załatwić wóz - Chociaż… Nie wyglądasz jak miejscowy.

- Żartujesz? Wychowałem się tam, Dallas to moje miasto - odrzekł poczym wyciągnął paczkę papierosów "Red Apple" i zapalił sobie jednego - Więcej tam latynosów niż białych, ale i tak jest super.

- Ha, w takim razie witaj w domu, w Broker jest podobnie.. Wiedziałeś na jaką jazdę się piszesz? No wiesz, mi Johnny nic nie mówił o gazowaniu. Poczęstujesz?

- Jasne - podał jej zmiętą paczuszkę i zaciągnął się porządnie - Słuchaj Angie, co wiesz o tym całym Johnny'm? Wygląda na to, że poznaliście się już wcześniej.

- Ee, Johnny? Stare dzieje. - Mallory pomógł jej odpalić po tym, jak walczyła trochę z zapalniczką - Wkręcił mnie do biznesu, można tak powiedzieć. Wiesz, nie myś tylkol, że wyjął mnie prosto z salonu piękności ą ę, masaż tajski pedikiur obciąganie gratis. Coś ty, zły adres, nie ta branża, do widzenia. Johnny ma parę kontaktów. Ale dla mnie to ciągle chłopak z sąsiedztwa, heh...

- Miejmy tylko nadzieje, że w nic gorszego nas już nie wpieprzy. Wiesz przyjechałem do Liberty bo skusiła mnie kasa, ale robota dla Rosjan to żadna frajda.

- Ta.. Mecenasi - uśmiechnęła się wypuszczając obłok dymu - Na temat: mój staruszek ma warsztat samochodowy, spróbuj zgadnąć czym się z braćmi od małego jaramy. Ee, nie wiem, czy to dobry plan, ale chyba nasz jedyny, rodzinny reunion i po sprawie. Spróbujemy?

- Jestem za, ale nie szukajmy nic wyszukanego, ważne tylko by było na chodzie, bo przecież Johnny nie chce się rzucać w oczy, prawda?



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cnNyxy7XPfs[/MEDIA]



Broker, Broker, Broker. Podobno jeden facet ze sklepu z fajkami wystawia na rogu codziennie aparat i robi zdjęcie swojego lokalu, to samo zdjęcie, ale w tysięcznych kombinacjach. To jego projekt, ma uchwycić Broker lepiej niż szmirowate opowiadania, lepiej niż prasa, lepiej niż słowa. Prawdopodobnie nigdy nie wziął pod uwagę słowa zajebiste.


Ok, teraz jest tu trochę inaczej, nie wybuchają hydranty. Ghettoblastery trochę się popaliły, lato nie paruje asfaltem jak w Taksówkarzu; to a propos ekodziwek z Algonquin i ich globalnego ocieplenia. Ale dzielnica to dzielnica, możesz być pewien że w twojej ulubionej polskiej knajpie pożółkłe wycinki o Gołocie wiszą jak wisiały ostatnie dziesięć lat, że krucjata władz federalnych nijak się ma do ceny grama na schodach u puertoriquenos i że jak nic, wszyscy tu zwiną manatki w dniu, kiedy zamkną ostatnie osiedlowe radio.

Ojciec Angie, jej bracia, warsztat – wszystko to było w South Slopes. Gdy tylko postawiła nogę na Sundance, natychmiast przyspieszyła kroku. Mallory wydawał się lekko poirytowany.


- Witam u siebie, Frank. Aaaa, witaj w domu, Chau! – dziewczyna zarzuciła biodrami w znany z teledysków sposób i skręciła w podwórka. – Poczekaj na mnie w tamtej knajpie. Jestem z powrotem za 20 minut, obiecuję, żadnych długich powitań.


***


Dotrzymała słowa. Wpadła do lokalu głośno witając się z kelnerką, usiadła naprzeciw Mallory’ego i nachyliła się nad stolikiem zniżając podekscytowany głos.


- Mam wóz o jaki prosił Johnny. To znaczy… Będziemy go mieli, jeśli pofatygujemy się do Alderney, wiesz, to żaden problem. Stoi odstawiony na zakumplowanym parkingu. Dobra, to nie jest świeży kąsek z taśmy, ale gadałam z braćmi i wiedzą co mówią. To auto jest kompletnie czyste, ma czyste papiery, właściciel odstawił je do naszego warsztatu w marcu i kopnął w kalendarz, od tamtej pory nikt się po nie nie zgłosił. Możemy brać śmiało, a Tommy – mój brat – dłubał trochę przy nim przez lato, mówi że sprawuje się bez zarzutu. Ok, już mówię. Cadillac Fleetwood. Błękitny. Proś o rachunek.


***


Alderney to kompletnie inna bajka. Drugi koniec miasta, Angie i Frank musieli przebić się przez naprawdę niezły kawałek korka. Na umówionym parkingu obwieszonym samochodowymi chorągiewkami nie zajęło im dużo czasu szukanie wozu po nieboszczyku; potem wystarczyło, żeby Mallory z świstkiem z warsztatu poszedł po klucze do ciecia. Bułka z masłem, tylko dlaczego ktoś położył ją po drugiej stronie Humboldt River? Nieważne. Cadillac trochę pokrztusił się, gdy Frank przekręcił kluczyki, ale ostatecznie okazał się całkiem posłusznym staruszkiem.





Tommy Mazur miał szczególną słabość do wozów z tej epoki; gdyby nie całe to zamieszanie z otwieraniem własnej knajpy, zrobiony na tip top Cad byłby już odsprzedany za grubsze pieniądze na aukcji. Całe szczęście, całe szczęście że postałeś sobie trochę dłużej na parkingu, myślała, gdy jechali już przez ulice Alderney.


- Hej, Frank, kieruj się na most Hickey a potem… - nagle Angie przerwała a jej oczy zabłysnęły jak dwie polerowane monety – Frank, zwolnij, widzisz to cudo zaparkowane w drugiej przecznicy?!
 

Ostatnio edytowane przez stibium : 04-09-2009 o 15:38.
stibium jest offline