To był dobry dzień, na prawdę zapowiadał się nieźle. W dodatku ostatnio zwierzyna podchodziła nader często do jego ulubionych łowisk.
Cholera Tim wybrał sobie świetny moment na przyjazd na polowanie, ten dzieciak albo miał szósty zmysł, albo sama jego obecność sprawiała, że zwierzyny robiło się więcej niż zwykle. - Pomyślał sobie.
Miał już ponad sześć dyszek na karku i spod kowbojskiego kapelusza sterczało już tylko siwe sianko, jakie zostało z jego niegdyś bujnych włosów. Mimo to nadal jeździł na polowania i chyba tylko te ciągłe wędrówki po lasach i w trudnym terenie sprawiły, że nie zdziadział i nie opadł na siłach jak jego rówieśnicy.
Pogwizdując pod nosem piosenkę z jakiegoś starego westernu jechał do miasta swoim ukochanym gruchotem. Dla niego był jak Old Faithful i jak ten gejzer działał prawie bez zarzutu, wszystko w stałym tempie i nawet odpalał regularnie w co czwartej próbie.
Jechał stałym tempem. W prawej kości udowej nadal znajdowały się resztki odłamka, który przywiózł chyba jako jedyną, za to wybitnie nieprzyjemną pamiątkę z Iraku. Każdy gwałtowniejszy ruch pedału gazu sprawiał mu lekki ból, chociaż dzięki dobrej kondycji byłoby tego tyle.
W jego CB radiu zabrzmiał głos jednego z kierowców osiemnastokołowej ciężarówki. Przerywany lekkimi szumami przekaz dawał jasno do zrozumienia, że coś jest nie tak.
- Hej kowboje ...*szz*... słuchajcie, zdaje się że gliniarze z Everet mają dzisiaj ogromne hemorojdy w dupskach ... *szzzzssz* ... kręcą się po całej okolicy jak stado hien. Szerokiej drogi i uważajcie na nich.
Staruszek od dawna miał szczerze gdzieś, co dzieje się poza jego terenami łowieckimi, chyba że były to najnowsze wieści od starych kumpli, których nie zostało mu już wcale tak wielu. Tym razem jednak nawet on był zaskoczony. Policja w tym mieście siedziałaby przecież na dupie nawet, gdyby zaczęły się zamieszki.
- Dzięki stary, międzystanówka jeszcze czysta, szerokiej!
Rzuciwszy odpowiedź w eter odwiesił mikrofon na zaczep przy kierownicy i zjechał zjazdem do miasta. Tutaj faktycznie białe samochody z czarnym znakiem policji stanu Washington na boku jeździły w zasadzie wszędzie. Co prawda dawno minęły już lata, kiedy w ogóle zwracał na nich uwagę, ale ciekawostka pozostawała ciekawostką.
Kiedy do jechał na miejsce sprawdził, czy pas z jego pamiątkowym, grawerowanym rewolwerem dobrze leży, a broń jest zabezpieczona skórzanym paskiem, po czym wszedł do sklepu po amunicję na polowanie.
Na miejscu powitały go znajome twarze. Szczególnie obecność Texa go ucieszyła. Nie widział tego drania już prawie dwa tygodnie, a na wspólnym polowaniu byli pewnie z półtora miesiąca temu, ale to i sezon na innego zwierza jeszcze był.
Przywitali się mocnym uściśnięciem dłoni.
-Jak tam, staruszku? Widzę, emerytura służy, ledwo się sezon zaczął, a ty już na polowanie. Po naboje? Dla mnie to samo, Bill.
Rzucił zamówienie sprzedawcy, mrugając dla podkreślenia żartu. Michael trzymał się nieźle, chociaż jego nieogolona twarz mogłaby przestraszyć jakiegoś mieszczucha. Nie siwiał jednak, a i o kondycje dbał codziennie, zresztą podobnie jak i Clint.
-Ja muszę na swoje do weekendu czekać, państwo mi jeszcze za nieróbstwo nie płaci.
Roześmiał się i zapłacił za swój zakup.
- Pogadamy jak sam sobie zapracujesz na swój medal honoru. - Odpowiedział mu równie wesoły staruszek.
W odpowiedzi Tex poklepał byłego żołnierza na pożegnanie.
-Muszę lecieć, swoje otwierać. Glin dziś w mieście tyle, że dwoją się w oczach. Na moje to ktoś jakąś wtopę zaliczył i teraz próbują naprawić. Cholera wie, może cię nawet na polowanie nie puszczą i aresztują za posiadanie amunicji? Trzymaj się staruszku. - Ty też Michael, Ty też. Podjedź do mnie w weekend, to we trójkę sobie postrzelamy, tymczasem bywaj.
Tex jeszcze raz się roześmiał i wyszedł. Po chwili dało się słyszeć warkot jego równie starego samochodu.
W drodze powrotnej zaczynał już widzieć efekty policyjnej gorączki i o dziwo nawet blokady poustawiali na drogach.
Zbieg jaki czy co? Powinni ich wieszać, zamiast do więzień pakować. Myślał sobie zatrzymując się na wskazanym przez funkcjonariuszu miejscu przy punkcie kontrolnym.
- Dzień dobry. Proszę o dokumenty. - Odezwał się policjant.
-Co to za blokada?
-Rozkaz z góry. Mamy prowadzić kontrolę i czekać na dalsze wytyczne. Gdzie pan jedzie? Obawiam się, że muszę również prosić o otwarcie bagażnika. - To jest pickup baranie, możesz sobie zajrzeć! Gdybyś służył w mojej jednostce za czasów Iraku właśnie kopałbyś latrynę za głupotę! - Odparł z uśmiechem staruszek dając do zrozumienia, że mówi półżartem.
- Uh, przepraszam, to przez nerwy i powtarzanie tego samego. Wie pan, sami nie wiemy co się dzieje. - Odpowiedział zmieszany funkcjonariusz.
- Co dokładnie wiecie? Terrorystów pokonaliśmy już dobre kilka lat temu, więc pewnie to sprawa federalnych, co? - Rozkaz przyszedł z centrali, wie pan jak to jest, zwykłym ludziom nic nigdy nie powiedzą. Mamy tylko wyłapywać tych, którzy jadą do lub z innych stanów. - Spokojnie, jadę tylko na polowanie, z resztą sam widzisz że mieszkam tuż za miastem. - Pokazał policjantowi swoje papiery.
- To chyba by było wszystko, co? Po pozwoleniach domyślasz się, że mam broń, ale z tym świstkiem możemy już ją sobie darować? W domu czekają na mnie goście, więc chcę się spóźnić. -Oczywiście, szerokiej drogi. Mam nadzieję, że to zamieszanie szybko się skończy.
Młody policjant zasalutował, po czym odszedł odsunąć jedną z barierek blokujących drogę tam, gdzie nie było akurat kolczatki, po czym znów zatarasował przejazd i zatrzymał kolejny pojazd.
Kiedy dojechał do domu jego wnuk już szykował się na polowanie. Nie mogli wyjechać przecież za późno, żeby nie zastała ich przypadkiem noc w środku lasu. Całe szczęście Clint właśnie z myślą o tym wyjechał z domu dość wcześnie.
- Widzę, że już się nie możesz doczekać.
- Się wie, papciu! - Rzucił młody chłopak.
Młodzieniec miał ledwie 21 lat, a strzelał już jak zawodowy myśliwy. Nic z resztą dziwnego, skoro już od czterech lat polowali razem. Był wysoki. Prawie metr i dziewięćdziesiąt centymetrów sprawiało, że na większość ludzi spoglądał z góry, co przy ponad dziewięćdziesięciu kilogramach czystych mięśni przypominało Clintowi jego samego w pierwszych latach służby. Tylko te długie włosy.
Głupia moda, te fryzury teraz. - Myślał MacGregor -
Jakby ściął to krótko, to by już pewnie żonaty był. - Hej, nie jestem jeszcze taki stary.
- Mów co chcesz, ale i tak świecisz siwizną bardziej, niż ja dziadku. - Rzucił z uśmiechem Tim.
- Ale i tak strzelam lepiej, niż Ty. Nawet w tym wieku.
- Rozumiem, że to miało znaczyć "Niech no już będzie papciu, tylko mi nie przypominaj, że jestem siwy jak gołąbek"?
- Niech Ci już będzie ten papcio.
Staruszek westchnął i zaczął się śmiać, jak już dawno nie śmiał się z żadnym ze swoich starych znajomych. Kochał tego dzieciaka, w końcu to jego rodzony wnuk. W dodatku tylko on z rodziny tak często go odwiedzał, więc była między nimi jeszcze silniejsza więź. Czasem miał nawet wrażenie, że traktuje go tak samo, jak wcześniej traktował syna.
To chyba ten wiek. - Myślał.
- Wziąłeś mój sztucer?
- Jasne, wszystko już spakowałem. Masz tu też tą swoją ukochaną kurtkę. Mógłbyś sobie wreszcie kupić nową, bo już trzeci rok łazisz w tej samej kamizelce i kurtce, a krzaki ich przecież nie oszczędzają.
- Ja je oszczędzam, mi to wystarczy.
- Jak tam sobie chcesz, papciu.
Clint spojrzał na młodego spode łba. Chłopak się upadł i mówi tak na niego od pierwszego polowania, kiedy to stracili jelenia, bo Clintowi zatrzęsły się ręce. Mówi tak nawet mimo tego, że już nigdy się to nie powtórzyło.
- Tak, jasne. A Ty co tam masz?
- Starą dobrą dubeltówkę. Wiesz, że lubię tradycyjny sprzęt.
- Ehe, a Ty wiesz, że skóry podziurawione jak sito kupują za pół ceny ledwo.
- Czepiasz się. Jedziemy?
- Jasne, wsiadaj zanim zgaśnie, bo znowu go będę odpalać piętnaście minut.
Młody wsiadł i ruszyli bocznymi drogami w stronę terenów łowieckich. Staruszek jednak z ciekawości zostawił włączone CB radio, żeby nasłuchiwać co też się ciekawego dzieje na drogach. To całe zamieszanie z policją wprawiło go w jakiś dziwny nastrój. Był cholernie ciekawy o co chodziło. W tej dziurze nie działo się nic ciekawszego od długiego czasu, nie licząc całego zamieszania wokół tego nowego samolotu, który szczerze powiedziawszy i tak miał w głębokim poważaniu.