Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2009, 16:06   #52
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
"A to ci dopiero zagwozdka".

Lete przeciągnęła się leniwie. Złożyła parasolkę i wystawiła twarz na deszcz. Gdzieś za kroplami pieszczotliwie gładzącymi jej twarz etruski bóg czekał na dźwięk swojego imienia - i pewność, że tak właśnie jest miała w sobie coś nieskończenie miłego i ciepłego.



Cegła miała inne zdanie o deszczu. Właśnie wyrażała je dobitnie cieniutkim głosikiem. Wyrwana z marzeń poirytowana Lete dźgnęła złośliwie cegłówkę szpikulcem parasolki. Ta zawarczała, a warczenie przeszło w bulgot.

"Chyba zwariowałam".

Rozłożyła z powrotem parasol. Nachyliła się lekko nad brukiem i złożyła cegle propozycję, tonem, jakim składa się szczególnie ciekawe obietnice.
- Ależ, powiedz tylko słowo, a cię stąd zabiorę.
-Jesteś magiem? Potrafisz zaklinać dusze? - jęknęła cegła z nadzieją.
Lete obnażyła w uśmiechu zęby.
- To i owo potrafię...

Kalwin z iście upiornym uśmiechem uzupełnił: - Oboje potrafimy. I trzymamy je w flakonikach, w piwnicy.

Rzuciła olbrzymowi rozbawione spojrzenie. Przymknęła oczy i poprowadziła wodę pomiędzy spojeniami łączącymi cegłę z jej sąsiadkami.

- Mamy piękne flakoniki... I przestronne piwnice... - dodała.

Cegła warknęła. Woda odsunęła się, piskliwy głosić cegłówki rozbrzmiał w głowie obydwu ludzi.
-Za jakie grzechy! Za jakie!
Kalwin zatoczył się, pobladł, o ile to bardziej możliwe i padł jak kłoda w wodę.

Greczynka nawet nie drgnęła, nie zmienił się wyraz jej twarzy, nie skrzywiły się delikatnie uśmiechnięte usta. Przełożyła parasol z jednego ramienia na drugie.

- Twoje grzechy mało mnie obchodzą. On też - wskazała parasolem na Keloha. - Masz coś, co mnie interesuje?
-On mnie irytował.... Mam! Mam informacje, wiedzę! Tylko mnie wypuść z tego więzienia!

"Oh, niesamowite. Zgadzam się w czymś z cegłą"

- Wiedza... cudownie. Pohandlujmy. Na początek mały skrawek wiedzy, za małą przysługę. Powiedzmy, jutrzejszy skwarny upał przegoni większość pielgrzymów z placu... a jeśli będzie to coś, co mnie szczególnie interesuje, jeden z nielicznych wytrwałych zostanie trafiony piorunem z jasnego nieba.

-Sam ich mmmmmmoooggę! Jestem drugim bratem! Potęga eonów!

Lete ziewnęła dyskretnie, elegancko przysłaniając usta dłonią. Zaczynała się pomału nudzić.
- Na przykład? - poinformowała się zimno.
"Szatan" zdenerwował się, było tu czuć w ciężar powietrza. Kiedy to Kalwin gramolił się z ziemi, potężne pchnięcie zrobiło z niego motorówkę lecącą kilka metrów po powierzchni wody.

-Na przykład was zabić. - oznajmiła triumfalnie cegłówka i Lete doszła do wniosku, że cegła musi być mężczyzną. Kobiety nie są takie głupie.

- To wiedza. Dałem gest, powiedziałem o nas.
- Zabicie nas byłoby dowodem wielkiej mocy... i wielkiej głupoty.Doceniam gest - dlatego jeszcze rozmawiamy. Zatem, co z resztą braci? - Lete nie poświęciła ciskanemu po placu Kalwinowi ani jednego spojrzenia. Obecnie oglądała swoje perfekcyjnie pomalowane paznokcie. - Ilu ich było? - poprawiła obrączkę na palcu. - Ach, tak, już wiem! - uśmiechnęła się promiennie. - Zatem co z nimi? Pospiesz się, pantofelki mi mokną.

-Czekałem tyle lat, poczekam dalej. Cóż znaczy dla mnie czas?
- kłamał. Lete była przekonana, że kłamał, zbyt długo zwlekał z odpowiedzią. Tymczasem Kalwin po raz kolejny odzyskał przytomność, pobijany i cały mokry, płonął nieskrywanym gniewem. Plunął na ziemię zębem, zmierzył cegłę wzrokiem.
-Zrób to raz jeszcze, a zginiesz bez imienia. Tak Letycjo, było ich czterech. Było czterech braci których nazwano przegranymi. Urodzili się w tej samej wiosce. Jednemu dano na imię Prawy, drugiemu zabrano imiona a trzeci ruszył w dół nieść zarazę. Bacz na słowo każde bo prawda pobrzmiewa w pękniętym sercu Manhattanu. To słyszałem.

"Pasjonujące."

Ciszę zagłuszył nerwowy, psychiczny chichot cegły.
-Nic nie wiecie, nic!
- Zatem co wiesz, czego my nie wiemy? - Letycja wyciskała z siebie resztki cierpliwości.
-Wszystko.
- Słucham zatem małej części. Gdzie masz rodzinę, bezimienny? Szybciej, bo zaczynam się nudzić.
-W przeciwieństwie do innych, pochodzę z waszego wszechświata. Lecz nie z ziemi
- zagaiła cegła.
- Może czas wrócić do domu? - zasugerowała Lete zimno. - Zadałam pytanie. Moja propozycja powoli przestaje tracić na aktualności.
-Nie znam na tyle waszych nazw i waszej nauki.

"I to nam chyba rozwiązuje kwestię rzekomej wszechwiedzy"

Kalwin zirytowany parsknął w stronę cegły i rzekł: -Gadaj.
Lete uśmiechnęła się słodko.
- Oh, daj spokój. To nic nie wie. To udaje wszechwiedzę.To próbuje się wydostać, a nie ma nic, co mogłoby dać w zamian.

-Nibru - wycedziła cegła.

Letycja westchnęła. Narastał w niej gniew, gniew tej młodej dziewczyny, która szarpała burzą i ciskała na skały statkami tych, którzy rzucali obelgami w jej ukochaną matkę. Gniew zrodzony z przekonania, że nie warto rozmawiać.

"Nie mam już szesnastu lat" - upomniała samą siebie i wyjrzała demonstracyjnie spod parasola.
- Chyba się przejaśnia. - poinformowała tonem uprzejmej pogawędki. - To było chyba przelotne. Chyba przez najbliższy miesiąc pielgrzymi będą się cieszyć słońcem i lekkim, chłodnym wietrzykiem.
Cegła trawiła słowa. W końcu wypluła niechętnie.
-Pozostałe rasy pochodzą z Pasa Oriona, Bliźniąt i Hebe, Egeria, Pallas. Reszta z innych wszechświatów.
Zamilkła.
-UFO nie ma - dodała.

"Nigdy bym się nie domyśliła".

- I co w związku z tym?
- zapytała. - Kalwinie, znajdujesz to, co to mówi, interesującym?
- Tak
- odparł olbrzym wyciskając koszulkę z wody i zagryzając zęby.
- Ja nie bardziej niż perspektywa kawy w jakiejś miłej kawiarence. Ale cieszę się, że ktokolwiek jest zadowolony.

-Interesuje cię świat czy moja historia? - odezwała się cegła, nagle chętna do rozmowy.
- Interesuje mnie cokolwiek, co byłoby na tyle godne uwagi, aby mnie skłonić do dalszych pertraktacji... Ty się zastanów. A ja przylepię mojemu wielkiemu towarzyszowi kilka plasterków.

I Lete złapała Kalwina pod rękę, holując delikatnie, ale zdecydowanie na skraj placu. Kalwin ruszył z nią wyczuwając dobre zagranie, uśmiechnął się mimo woli burząc poważne zachowanie. Cegła milczała. Cały czas.

Niedaleko wylotu placu szemrała fontanna. Lete przez chwilę wydawało się, że to tylko gra światła, że płynąca woda płata figle jej oczom. Ale Nethuns stał tam za ścianą wody, po kolana w niecce fontanny, oparty o cokół. Niebieska skóra lśniła w słabym świetle. Uśmiechał się kpiarsko, podrzucając w muskularnej dłoni małą monetę. Srebrny krążek wirował migotliwie pomiędzy kroplami. Lete skinęła mu delikatnie, z godnością, jak królowa.
Zacisnął w dłoni monetę i pstryknięciem posłał ją w wodę z miną predistigatora. Wyszczerzył ostre zęby w uśmiechu i zniknął.


Woda w niecce fontanny burzyła się jak morze w czasie sztormu. Coś z szelestem łusek tarło o brzegi.

"Jakie plugastwo zrodzone w głębi tym razem zmusiłeś do posłuszeństwa swojej woli, mój piękny boże?"

Lete zmarszczyła brwi i odwróciła się do Kalwina.
- Co to było? O czym to mówiło? - warknęła ostro.
-Słyszałem podobną przepowiednie o tych braciach, teraz planety... Ostatnio w mieszaniu prawie nie topiłaby mnie krew, to samo w Krainie.
-Jeśli my mamy moc to gdzieś w kosmosie może jest nawet sam Bóg, albo jego aniołowie czy jak to chcesz nazwać. Tylko, że Kardynał nazwał go Szatanem.

Skinęła głową. To miało już jakiś sens.
- Egeria to wodna nimfa. Nazwali planetę od istoty, która naprawdę istnieje.
-On podawał nam ludzkie nazwy.
- Co nam to daje?
-Prócz kosmitów?
- zakpił
- Poniekąd. - mruknęła niechętnie. Szeroki świat nigdy jej nie interesował. Była szczęśliwa na swojej małej wyspie, nie myśląc o tym, że mogą istnieć jeszcze jakieś światy.
- Kardynał chciał aby go zniszczyć.

"Chyba nie do końca"

- A czego ty chcesz? I czego chcę ja?

-To moja sprawa.

"Cóż za imponująca, godna podziwu... szczerość". Lete po raz pierwszy spojrzała na Kalwina z cieniem sympatii w oczach.

- Staram się ustalić, czy jest to chcenie zbieżne z poleceniem kardynała - Lete uśmiechnęła się słodko.
- On jest słabszy od nas.
- Potęga - Lete wzruszyła ramionami. Obojętnie.
Kalwin milczał, martwym wzrokiem wbijając się w dal, tam gdzie leżała cegła.
- Zastanawia mnie, czy to może nam dać czy powiedzieć, co zmieniłoby twoją i moją obecną sytuację. Czy tego chcemy? Każdy czegoś pragnie, Kalwinie. - Co cię spotkało w twojej dziedzinie? W mojej wszystko wygląda jak dawniej.

"Wodne dwory powstają i upadają, bogowie biją się i godzą, kochają i nienawidzą... Woda jest trudna do uchwycenia. Dlatego opiera się zmianom, które przychodzą z zewnątrz."

-Manhattan krwawił...
- Może tam powinniśmy szukać? Tam ponoć jest prawda
- wskazała Lete uprzejmym tonem osoby, której prawda nigdy nie obchodziła.- Mnie ciekawi co innego. Kardynał uważał, ze tego nie da się zabić. Można to przepędzić przy użyciu tej wątpliwej ozdóbki.
Kalwin pokręcił głową.
-Widzę przez powłokę i ten krzyż nie jest zwykła ozdóbką. Ważne jest czemu go uwięziono w cegłówce. Czy był aż tak groźny? Mógłbym go zgładzić ostatecznie. Lecz nas jest więcej, sześcioro potężniejszych i kilku słabszych. To byłaby flara, a innych nie znam.

- Czy kardynał nagle nie zyska... - Lete poruszyła wydepilowanymi brwiami. - Niewolnika?
-Możliwe - mruknął Kalwin, wpatrzony nieruchomo w plac.
- Czy to coś jest tam uwięzione na trwałe? Bez pomocy nie ucieknie?
- Nie jestem pewien. Widzę istotę rzeczy lecz nie wszystko. Ktoś może to uwolnić, ziomkowie lub inni. Czworo nie znamy, a tacy jak Kardynał, słabsi?

Odwróciła się do fontanny. Woda uspokoiła się już, Nethunsa nie było widać, ale czuła, że tam jest.
- Też mam ziomków. Postawię ich na straży. Z pomniejszymi sługami sobie poradzą. Innych powstrzymają na jakiś czas.
- Jeśli nie on to co mamy? - naciskał Kalwin, wyraźnie nieświadomy, że Lete nie lubi być naciskana. - Kardynał posiada olbrzymie środki lecz szybko nie da rady dowiedzieć się wszystkiego, nasza Cegła powie jak ją uwolniły.
Lete zignorowała wywód.
- - Proponuję wysłuchać, co cegła ma nam do powiedzenia.Potem postawimy straże i pojedziemy pomówić z kardynałem... nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam podnosić przeciwko cegle nawet parasolki, dopóki nie będę wiedziała, jakie będą konsekwencje.

Cień Kalwina rozlał się po ścianach i zaczął przypominać czarną mgiełkę.
-Chciałbym go uwolnić.

Lete miała święte prawo ignorować czyjeś wypowiedzi. Ale przywykła, że jej słów słuchano z uwagą i nabożeństwem. I postępowano według jej woli.
Pstryknęła palcami przed oczami olbrzyma.
- Słuchasz, Kalwinie?
-Chciałbym go uwolnić - rzekł stanowczo.
- Powiedziałam: nie.

Przełożyła parasol do prawej ręki. Jeden pewny cios, a Kalwin zapozna się bliżej z osobistym światem Letycji.

-Nie próbowałbym - stwierdził popisując się niezwykła intuicją. Lete zmartwiała. - Ja nie pytam o pozwolenie, ja tylko pytam czy mi pomożesz.

"Następnym razem spróbuję sprytniej, po prostu"

- Co będę z tego miała, Kalwinie?

-Wiedzę. Nigdy nie chciałaś znać tajemnic odległych gwiazd? Dziwnych istot, które tam trwają? Nieśmiertelność, tajniki technologi i naszej roli w tym bałaganie.
- Nie
- Lete uśmiechnęła się łagodnie. - To męskie zabawki, Kalwinie.
-Nigdy nie chciałaś wiedzieć czemu jesteś taka?
- Nie. Stało się, i muszę z tym żyć.
Kalwin wciągnął powietrze głęboko w płuca.
-Więc żyj z tym i z dawnym bólem który czuje od ciebie. Żyj i idź przed siebie.

"A żeby cię pokręciło".

Oczy Greczynki pociemniały, drgnęła jej prawa dłoń, włosy uniosły się w nagłym podmuchu wiatru. Ale chwilę potem jej twarz się rozjaśniła, pod spokojnym uśmiechem maski, którą zwykła nosić.

- Tak robię, Kalwinie. Właśnie tak robię. Ale ten ból nie opętał mnie tak bardzo, jak ciebie pragnienie wiedzy.
- głos miała cichy i łagodny, bez śladu gniewu. - Chcesz uwolnić coś, co zostało uwięzione, zapewne nie bez przyczyny
-Jesteś ze mną czy przeciwko mnie? - Kalwinowi zebrało się na kategoryczność, którą to Lete mogła, owszem, zaakceptować, ale tylko w wydaniu własnego męża. Nikt inny nie miał prawa.
- Nie mówię nie. Każdy czegoś pragnie. Ale zanim to zrobimy, poznajmy konsekwencje.
-Nie baw się słowami. - warknął.
- Nie przypieraj mnie do muru - odpaliła słodko.
- Jestem z tobą. Bardziej niż z naszym miłym kardynałem. - ciągnęła głosem przepojonym fałszywą słodyczą. Nawet nie wysilała się, żeby ukryć głębiej niechęć do olbrzyma. - Ale mówię - poznajmy konsekwencje.
-Zniszczymy go - obiecał Kalwin. On z kolei, zdaniem Lete, wysilił się niemożebnie na ukrywanie prawdziwych myśli. - Kiedy dowiemy się wszystkiego.
-Chodźmy do niego. Wysłuchajmy propozycji, jaką dla nas ma lub nie. Postawimy straże. Wrócimy do Ciampino i przyprzemy kardynała do muru.
-Dobrze.

Kalwin skinął głową i podał Letycji ramię. Ujęła delikatnie jego ramię i podała mu parasol. Objęci, schowani pod bordową tkaniną przed deszczem mogli wyglądać na parę przyjaciół lub nawet zakochanych. Ale Lete wiedziała, że to tylko pozory... tak jak pozorna była ich zgoda. Stawiając ostrożnie obcasy na mokrym bruku, obkręciła jeszcze głowę w stronę fontanny. Nethuns siedział na obmurowaniu, stukając gniewnie bosymi piętami w kamień. Długie pasma włosów zakryły boską twarz.

Cegła powitała ich nerwowym rechotem. Kiedy wreszcie się uspokoiła, w głowie Letycji i Kalwina przemówił głos.
-Co? Wy chcieliście mnie wykorzystać? Mnie! Mnie! Gnojki!
Psychiczne echo znowu dało o sobie nieść niosąc tym razem śmiech bardziej histeryczny i bojaźliwy. W powietrzu unosił się zapach siarki. Zwykłej siarki. Letycja poczuła kłucie w piętach, jakby to mały diabełek kuł ją widełkami. Coś uderzało o bramy ich jaźni i dobijało się głębiej.

"Plac należy do niego..."

Lete oparła się o ramię Kalwina, uniosła stopę i z zaciekawieniem przyjrzała się podeszwie swojego pantofelka. A potem przytrzymała się mocniej i z całą siłą uderzyła obcasem w popiskującą histerycznie cegłę.

- Wykorzystać? - obkręciła ze zgrzytem obcas na kamieniu. - A ty niby co zamierzałeś zrobić?
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 15-09-2009 o 23:26.
Asenat jest offline