Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2009, 22:53   #13
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Dawno już Mallory nie widział kobiety tak pięknej i pełnej wdzięku jak ta, która właśnie pewnym krokiem wkroczyła do jego pokoju. Ubrana była jedynie w luźny szlafrok, który odkrywał stanowczo zbyt wiele przez co Frank nie mógł odwrócić od niej wzroku. W jednej chwili zapomniał o Johnny'm, Rosjanach i całym Liberty, teraz liczyła się już tylko blond piękność, która stała tuż przed nim. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, iż coś jest nie tak, lecz wtedy było już za późno. Niczym z magicznego kapelusza w jej dłoni pojawił się masywny kij do hokeja, raptem kilka sekund zajęło jej przebycie dystansu jaki dzielił ją i Mallory'ego.

- CO DO CHOLERY?! - krzyknął, gdy kij dosięgnął jego żeber - ZA CO?!

***

- Cholerny koszmar - wyszeptał, gdy zorientował się, że właśnie leży obolały na betonie - I cholerne rosyjskie dupki.

Rosjanie w dość szczególny sposób potraktowali wszystkich członków ekipy fundując im twarde lądowanie na ziemi. Frank otrzepał ubranie i złapał się za obolałe żebra, nie tak miał wyglądać jego pierwszy dzień w Liberty. Spojrzał gniewnie w kierunku człowieka, który go w to wszystko wplątał, miał ochotę teraz grzmotnąć Johnny'ego prosto między oczy.

Zdenerwował się jeszcze bardziej, gdy Rosjanie postanowili ich dokładnie zrewidować. Całe to przeszukiwanie dla Mallory'ego było całkowicie bez sensu, bo niby skąd mieli mieć broń? Przecież odebrali ich prosto z lotniska.

- Znalazłeś tam coś dla siebie? - rzucił, gdy jeden z mężczyzn zaczął go obmacywać tam gdzie nie powinien.

- Formalności.. formalności.. na szczęście mamy je już za sobą więc proszę państwa do środka.

W końcu wprowadzono ich do salonu, trzeba przyznać, że Rosjanie wiedzieli co to komfort. W innych okolicznościach pewnie ucieszyłby się, iż może gościć w takim apartamenciku, lecz teraz myślał już tylko o tym by jak najszybciej zakończyć znajomość z Rosjanami i Johnny'm. Humor poprawił mu się nieco, kiedy gospodarze włączyli telewizor na którego ekranie ekipa mogła teraz podziwiać ich szefa.

- Czego oni nie wymyślą - pomyślał i zaśmiał się mimowolnie.

Po krótkiej wymianie zdań wszystkim zgromadzonym rozdano fotografie, a gość z ekranu zaczął przedstawiać im szczegółu ich zadania.

- Zdjęcie przedstawia jedno ze słynnych jaj Faberge a mianowicie "Lilie z Doliny". Wykonane w 1898 przez Michaela Perchina na zamówienie cara Mikołaja II, który oferował je na Wielkanoc swojej żonie. Zdjęcia przedstawiają samego cara oraz ich dwie córki Olgę oraz Tatianę. Samo jajo mające kształt lilii przyozdobionej diamentami i rubinami ma przypominać w swoim majestacie koronę carską. Nie muszę mówić, że jest po prostu gratką dla kolekcjonerów. Niestety nie udało mi się go zdobyć drogą legalną... jest on własnością prywatnego kolekcjonera który jak wiecie o ile zdążyliście przeglądnąć chociażby "Liberty Globe" jeszcze przez dwa dni będzie wystawiać go w galerii sztuki w Hatton Gardens. Z tego co wiem, tak gorączkowo obawia się o bezpieczeństwo jaja, że wraca wcześniej do Europy nie zważając na żadne pieniądze. Macie więc 2 dni.. i pamiętajcie, że nie toleruję porażki.

Czekało ich rzeczywiście trudne zadanie, a Frank tymczasem wciąż nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Kto przy zdrowych zmysłach powierza tak trudną misję garstce ludzi, którzy nie dość, że prawie się nie znali, to w dodatku nie mieli doświadczenia w tego typu akcjach, a przynajmniej Mallory nie miał. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze.

Gdy tylko telewizor zgasł ponownie zaproszono ich do limuzyny, nie długi cieszyli się jednak z wygody, gdyż Rosjanie po raz kolejny postanowili zaaplikować im gaz usypiający i już po chwili w głowie Mallory'ego pojawiła się znajoma blondynka z kijem hokejowym.

- Przygotuj się na rundę nr 2 suko.

***

Kiedy tym razem ocknął się na zimnym betonie nie był już zaskoczony, ale totalnie wkurzony. Rosjanie pomiatali nim niczym szmacianą lalką, a do tego nie był przyzwyczajony i nie miał zamiaru się przyzwyczajać. Jakby tego było mało trafili na jakąś ulicę, która "należała" do pewnej uroczej prostytutki. Oczywiście Johnny uznał by dzień za stracony, gdyby nie zraził do siebie kolejnej osoby, więc po chwili zarówno kobieta jak i jej alfons chcieli nauczył go ogłady.

- Eee Johny? - wskazał palcem na powoli zbliżającego się mężczyznę.

Po krótkiej utarczce, która fatalnie zakończyła się dla napastnika, ruszyli dalej by obgadać dalsze działanie.

- Słuchajcie... Angie załatw nam, duże czterodrzwiowe nierzucające się w oczy, znasz miasto więc powinnaś...

- Frank pomożesz jej. Sue i Mark załatwcie broń, tylko legalnie no cóż.. jak się uda.

***

Załatwić auto? Nie ma sprawy! Sprawa okazała się o tyle łatwiejsza, że Angie dobrze znała miasto i miała tu znajomości. Krótka wizyta u jej rodzinki w Broker i po sprawie. Nie musieli się nawet wysilać by ukraść jakiś wózek, gdyż w Alderney czekało na nich auto z czystymi papierami i w pełni sprawne. Cadillac Fleetwood nie był może jakimś wyszukanym samochodem, ale John nie chciał rzucać się w oczu, więc według Mallory'ego nadawał się idealnie.

Trzeba przyznać, że Angie wyręczyła Frank'a niemal całkowicie, on musiał tylko zasiąść za kierownicą i poprowadzić, a to nie było zbyt trudne zadanie.

- Hej, Frank, kieruj się na most Hickey a potem… Frank, zwolnij, widzisz to cudo zaparkowane w drugiej przecznicy?!

- Gdzie? - rozejrzał się zaciekawiony i po chwili zobaczył niebieskie auto zaparkowane niedaleko - Słodki Jezu! To chyba Chevelle, masz coś przeciwko jeśli troszkę mu się przyjrzymy?

- Czy mam coś przeciwko?! Przejedź trochę dalej i zaraz się jej przyjrzymy...



- Tak, to Chevrolet Chevelle, dawno już takiego nie widziałem, klasyka w najlepszym wydaniu - powiedział przyglądając się uważniej maszynie - Właściwie Johnny nie wspominał nic o tym byśmy załatwili tylko jeden samochód, nie mylę się?

- Chcesz go stąd tak po prostu gwizdnąć? Aaj, Frank, widzę że szybko orientujesz się w Liberty... Jak dla mnie nie ma sprawy, o ile takie polerowane cacko nie należy do żony jakiegoś generała makaroniarzy... Z drugiej strony, trzeba się na mieście prezentować. Dość gadania, bierzemy?

- Takiej okazji się nie przepuszcza.

Zaparkował niedaleko i podszedł bliżej Chevroleta, uwielbiał tego typu samochody, nic więc dziwnego, że myślał już tylko jak dostać się do środka.

- No cóż Angie, pokaż mi czego można się nauczyć w Liberty - rzekł palcem wskazując na drzwi.

- Nie chcę się chwalić, zresztą - Angie obeszła samochód od strony kierowcy i rozejrzała się - Dawno tego nie robiłam. Zobaczmy, jak dbają o tę ślicznotkę - chwila kombinacji i trochę szarpaniny wystarczyło, żeby zamek ustąpił - Hmm.. Widać nie aż tak bardzo.

- No jestem pod wrażeniem, widać nie próżnowałaś w szkole - uśmiechnął się szczerze i dodał - Zajmę się naszym nowym nabytkiem, spotkamy się w Hove Beach, ok?

- Hmm, ok, potraktowałeś ją jako prezent na dzień dobry? Dobra, ale nie zapominaj kto ją wypatrzył - wycelowała we Franka palcem - kowboju. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z resztą?

- Jasna sprawa - rzekł wsiadając do samochodu - Zobaczymy się na miejscu.

Poczekał aż Angie odjedzie i zabrał się za uruchamianie auto.

- Kurde faja, jak to szło? Ten kabel z tym? Kurde nie tak?! - po kilku chwilach Chevelle wreszcie odpalił przy akompaniamencie przekleństw rzucanych przez Mallory'ego - No nareszcie, a teraz do Hove Beach.

Radio w samochodzie odbierało jedynie lokalne audycje, które niewielu mogły zaciekawić, więc po chwili Frank postanowił sprawdzić czego słuchał poprzedni właściciel i włączył odtwarzacz na płyty.

- Stary, słuchasz N - SYNC to się nie dziw, że ci brykę skroili - skomentował, gdy z głośników dobiegł go "przebój" Bye Bye Bye.

Do Hove Beach dojechał ze sporym opóźnieniem, głównie dlatego, że zapomniał spytać Angie, jak się tak w ogóle dostać. W końcu jednak dzięki pomocy tych co życzliwszych mieszkańców miasta zdołał dotrzeć na miejsce.

- Może John nie zauważy spóźnienia? Zresztą, walić go.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 06-09-2009 o 13:21.
Bebop jest offline