Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2009, 20:16   #295
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kafalin:

Cień:

Czerwonowłosy Elf odszedł, a ty postanowiłeś wyjść na zewnątrz. Szybkim krokiem przeszedłeś przez stosunkowo długi hol, mijając rzędy Smoków wpatrujących się w ciebie martwymi oczami z kamieni szlachetnych.

Przeszedłeś obok nich, a kiedy znalazłeś się przy drzwiach, pchnąłeś je. Otworzyły się z zadziwiającą łatwością, wypuszczając cię na zewnątrz.

Od razu uderzył w ciebie delikatny, przyjemny wiaterek, który przyjemnie orzeźwiał. Skierowany był od północnego wschodu, wiejąc na południowy zachód, zaś miasto, na zawołanie wiatru, odpowiadało ciszą przerywaną pluskiem wody.

Nigdzie, jak okiem sięgnąć, nie było nikogo.
Nikt nie wyłonił się z mroku zapadającej powoli nocy, natomiast ty zwróciłeś uwagę na to, że miasto nie wydaje się już tak białe. Ściany przybrały zwykły, szary kolor, pozbywając się marmurowego uroku, natomiast szyby straciły kryształowy wygląd. Były zwykłym szkłem.

Ty znajdowałeś się jednak na małym placu z centralnie umieszczoną fontanną, przedstawiającą dwa Smoki o splecionych szyjach. Z ich otwartych paszcz wypływały strumienie wody.
Plac otoczony był przez stosunkowo wysokie budynki, jednakże nie mogłeś odkryć co w nich się kryło. Być może ratusz? Bank? Nie wiedziałeś.
Pewnym było to, że była to pałacowa część miasta.

Nagle wysoko nad głową zamajaczył ogromny kształt. Byłeś pewien, że leciał bardzo wysoko, jednakże był wielkości kruka...

Sily'a:

Znalazłaś się w znajomym, dużym pomieszczeniu, które widziałaś już wcześniej, jednakże było coś, co różniło się od poprzedniej wizji.
Dwaj Bezimienni wprawiali w lewitację ciało Alvaiena, który w pozycji siedzącej zmierzał do sali wraz ze swoimi strażnikami.
Mag spojrzał w stronę otwierających się drzwi, po czym, widząc w nich nieznajomą, a zarazem dziwnie znajomą postać, zmarszczył brwi, co poprzedziło pokręcenie głową i zwrócenie twarzy ku wysokim wrotom. Nie poznał.
Nagle poczula jak cala zwyczajowa pewnosc siebie gdzies sie ulatnia.

-Ppanie...?

Zapytala robiac kilka krokow w jego strone.

-Spieszę się-warknął, dostrzegając kątem oka kobietę, gdy nagle dostrzegł skrzydła. Zamrugał szybko oczami, a następnie uśmiechnął się.

-Nie skłamię, jeśli powiem, że zmieniłaś się od chwili odwiedzin-powiedział z radością kontrastującą z bladością twarzy.

-Idź trzy kroki za nami, ze spuszczoną głową. Ceremoniał-mruknął, poprawiając zdobioną szablę u pasa.
Po tych słowach drzwi rozwarły się, ujawniając salę, która niczym nie różniła się wyglądem od poprzedniej wizyty. Posągi Smoków, Bezimienni, tron, a na nim znudzony władca. Było jednak coś dziwnego, tylko co?
Zdałaś sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy pochód zatrzymał się. Stąpałaś po dywanie.

-Panie mój, z przyjemnością komunikuję, iż mój stan zdrowia poprawił się na tyle, bym mógł z godnością stawić się przed wspaniałym obliczem, lecz nie na tyle, by stanąć na nogach i klęknąć, dziękując za okazaną mi łaskę oraz pomoc. W zamian mogę ofiarować jedynie ukłon tak głęboki, na ile pozwala mi moja pozycja-usłyszałaś, choć nie widziałaś, a mimo wszystko byłas pewna, że złożył pokłon królowi.

-Pragnę również zaprezentować niewolnicę. Czy mogę dopełnić rozpocząć?-zapytał.

-Dziwnie znajoma. Czy ja jej już kiedyś nie widziałem?-po tych słowach nastąpiła cisza.

-Proszę-odezwał się król, zaś ty usłyszałaś dźwięk metalu wydobywanego z pochwy.
Chwilę później wcisnął ci rękojeść w dłoń.

-Złóż przysięgę-wyszeptał.

Nie wiedzac czy wolno jej podniesc wzrok czy powinna jednak trzymac glowe nisko, zastanawiala sie o jaka przysiege chodzi. Dlon sciskajaca rekojesc broni widocznie drzala. Przysiega... Wrozki nie moga lamac danych przez siebie przysieg. Co bedzie jednak gdy kaza jej zrobic cos co rowniez bedzie sprzeczne z kodeksem? Westchnawszy glosno zapytala mozliwie najciszej, tak aby krol przypadkiem jej nie uslyszal.

-Przysiege panie?...

-Cokolwiek. Przysięgnij cokolwiek-wyszeptał gorączkowo.

Czujac narastajaca panike zebrala resztki odwagi i otworzywszy usta wyrecytowala drzacym glosem.

-Ja, Sily'a z rodu Lesnych Wrozek, przysiegam byc posluszna woli Alvaiena, w dlonie ktorego skladam swoje zycie i wolnosc.

Po czym niepewnie uiosla glowe probujac podchwycic spojzenie elfa i majac nadzieje, ze bedzie ono wyrazac zadowolenie. Sama bowiem czula, jakby zdradzala wszystko czym do tej pory byla.

Twarz Elfa wyglądała na szczerze zdumioną. Z pewnością spodziewał się czegoś mniej zobowiązującego. Skinął głową z powagą, a ty zobaczyłaś, że szabla spoczywa w zamkniętej dłoni Alvaiena.

-Teraz uklęknij i zabierz twój oręż-powiedział bardzo cicho.

Nie wiedziac czy smiec sie czy moze lepiej by bylo plakac, uklekla jak jej nakazal i wyciagnela dlon po szable. Przeciez mogla zlozyc setki innych przysieg... Ze bedzie dogladac jego ogrod, ze bedzie mu przygotowywac kapiele, ze.. ze cokolwiek... Czujac lzy splywajace po policzkach sklonila ponownie glowe nie chcac by ktokolwiek zauwazyl jej zal.

-Dziekuje...

Jakby tego było mało, na szabli znajdowała się krew, zaś u twoich stóp wylądowała pochwa. Kiedy podniosłaś głowę, zobaczyłaś kulącego się Elfa, przyciskającego do ręki kawałek szmatki.
Uśmiechnął się jeszcze bardziej blado.

-Panie, czy możemy odejść?-zapytał.

-Tak-dobiegła cię odpowiedź, a wkrótce znalazłaś się za drzwiami. Chwilę później również zniknął Elf i jego świta byłaś sama, a ku twemu zdziwieniu, pochwa wraz z pasem były przypięte.

-Ale...

Wyszeptala rozgladajac sie wokolo.

-Ale... Co ja wlasciwie mam teraz robic?

Nie slyszac odpowiedzi na swoje rozpaczliwe pytanie skierowala sie w strone drzwi.

-Do ..

Chwile zastanawiala sie nad wlasciwym kierunkiem...

-Do sali Alvaiena.

Znalazłaś się ponownie w szpitalu, gdzie bez trudu znalazłaś salę, w której znajdował się Alvaien. Ten leżał już w pokoju sam, opuszczony przez Bezimiennich. Jego dłoń zawinięta była w bandaże, lecz Elf uśmiechnął się, widząc ciebie.

Odwazjemnila usmiech podchodzac blizej.

-Zapewne nie powinna byla tu przychodzic, ale... Nie wiedzialam co wlasciwie powinnam. Wlasciwie nic juz nie wiem.

Poskarzyla sie spogladajac zalosnie w jego twarz.

- Czy dobrze sie spisalam? Co teraz ze mna bedzie? Gdzie sa ci, ktorzy ze mna przybyli? O co chodzilo z ta szabla i dlaczego byla na niej twoja krew?

Pytania zdawaly sie nie miec konca, a w glowie wciaz rodzily sie nowe..

-Wszystko to była formalność. Nic więcej. W ten sposób król przestał mieć nad tobą jakąkolwiek władzę.
Wszystko poszło jak najbardziej po naszej myśli, więc tym się nie przejmuj. A co z tobą będzie? Cóż... To już zależy tylko od ciebie, natomiast to, że przecięłaś mi dłoń to symbol, tradycja. Podobno ma wielką moc, ale ja osobiście nie wiem. Tak się poprostu przyjęło
-uśmiechnął się z trudem.

-Przecielam?

Twarz Sily'i wyrazala pelne niedowiezania przerazenie.

-Ale ja nic takiego nie zrobilam!

-Tak. Ja nie wypuściłem szabli-westchnął zauważalnie, po czym dodał:

-Przepraszam cię, ale nie mam zbyt dużo sił. Mogłabyś przyjść jutro?-powiedział przepraszająco.

-Tak.. Naturalnie. Wybacz.

Wybakala po czym pospiesznie umknela za drzwi. Miała zamiar znaleźć Elfa, który wystrugał z drewna kota.
W tym celu wyszłaś ze szpitala, pojawiając się w holu głównym, z którego wyszłaś na zewnątrz.

Na zewnątrz nie było nikogo, zaś słońce zniknęło już za horyzontem, pozostawiając nikły poblask dnia.
W zasięgu wzroku nie było żadnego Elfa i jedynie woda z fontanny poruszała się, wypływając z paszcz usytuowanych na splecionych szyjach dwóch Smoków.

Postanowiłaś udać się do miejsca, w którym spotkałaś mężczyznę. Szłaś tą samą drogą, którą poprowadzono cię do pałacu.
Podczas marszu stwierdziłaś, że miasto nie wygląda już tak pięknie jak za dnia. ściany nie wydawały się już marmurowe, natomiast szyby stały się normalnym szkłem.
Zdecydowanie to miejsce straciło na uroku...

Kiedy przekroczyłaś bramę, od razu zobaczyłaś właściwe miejsce, które jako jedyne nie zmieniło się ani trochę, natomiast określenie funkcji rozległego placu nie było trudne nawet w ciemnościach.
Przed wejściem stali wartownicy, zaś kawałek dalej znajdował się znajomy Elf. Wraz ze zmniejszającą się odległością, coraz bardziej upewniałaś się, że to ten, jednakże kiedy byłaś już blisko, jego twarz wykrzywił grymas irytacji.

-Idź stąd kobieto. Oczekuję tu ko... To ty?-uniósł brwi tak wysoko, że wystąpiły prawie na połowę czoła.

Fass:

Ronir:

Przemierzałeś szlak wyspy Fass w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na nocleg, choć w pewnym sensie już się spóźniłeś. Powoli zaczynał zapadać zmrok, zaś wędrówki w ciemnościach nie były dobrym pomysłem.
Nie mniej jednak samotne obozowanie na odsłoniętym terenie również nie były zachęcające.

Trzeba było podjąć jakąś decyzję, lecz do tego czasu postanowiłeś iść.
Z każdą chwilą otoczenie stawało się coraz mniej przyjazne. Wysokie trawy falowały na lekkim wietrze, przypominając morze gotowe pochłonąć nieuważnego wędrowca.
Gdzieś w oddali zamajaczyło pojedyncze drzewo nie wydające się przyjaźniejszym od traw. Ty jednak szedłeś wydeptaną i wyjeżdżoną drogą, całkowicie pozbawioną roślinności.

Przydałaby się jakaś gospoda.

Mrok nocy pogłębiał się coraz bardziej, gdy nagle usłyszałeś cichy, narastający stukot podkutych kopyt końskich. Jechał powoli i, jak oceniłeś, z naprzeciwka.
Dźwięk był coraz głośniejszy aż w końcu zobaczyłeś gniadego ogiera, który nie niósł żadnego jeźdźca. Wydawało się, iż sam jedzie traktem.

Zbliżał się powoli, ale im był bliżej, tym lepiej widziałeś, że coś znajduje się na jego grzbiecie. Odległość malała. To coś wygląda znajomo. Byłeś coraz bliżej. To, co leży na ogierze... gdzieś to już widziałeś... człowiek!

Nagle rozpoznałeś człowieka, którego nogi spoczywały jeszcze w strzemionach, lecz sam leżał, wygięty pod nienaturalnym kątem. Wraz z poruszaniem się wierzchowca, opadłe ręce podskakiwały bezwładnie.
Ogier przejechał obok ciebie powoli, a ty mogłeś zobaczyć paskudną ranę na klatce piersiowej. Wyglądała tak, jakby dwuręczny topór ugrzązł w ofierze, po czym został gwałtownie wyrwany.

Wędrowiec, a raczej jego truchło nie posiadało zbroi, a jedynie zwykłe, proste odzienie nie wskazujące na wielką zamożność, jednakże w juchach zauważyłeś łuk oraz kołczan ze strzałami. Brak było miecza...

Cesenni:

Borin:

Noc już prawie rozgościła się na niebie, delikatnie sugerując zaprzestanie wędrówek. Do karczmy było jednak tak blisko. Kusząco blisko, natomiast noc pośród piętrzących się dookoła gór nie była zachęcająca, szczególnie wtedy, gdy brać pod uwagę dziwne wycie dochodzące, jakby zewsząd.

Przed tobą wydeptana droga wchodziła na rozłożysty, równy plac, gdzieniegdzie porośnięty kamieniami różnej wysokości. To miejsce było dziwne. Jakoś dziwnie ci się nie podobało, ale nie było szans na ominięcie go. Musiałbyś się wrócić, a tym samym nadłożyć drogi i skazać się na nocowanie pośród wyrośniętych skał.

Dlatego też nie było innego wyjścia niż przejście, jednakże wraz z kurczeniem się odległości między tobą, a pustym terenem, obawy wzrastały, osiągając szczyt, gdy znalazłeś się na samym środku.

Owe miejsce lekko przypominało okrąg o promieniu od trzech do pięciu metrów w różnych miejscach, natomiast cienie, jakie rzucały skały całkiem gęsto wyrastające z ziemi, wydawały się złowróżebne.
Wydawało się, iż górskie ściany, które niemalże cię otaczały, przyglądają się, śmiejąc się szyderczo.

Nagle zauważyłeś jak na samym końcu, drogę zastąpił jakiś ciemny kształt.

-Witam, wędrowcze. Jestem strażnikiem Cmentarza Kamieni-powiedział. Pierwszy raz słyszałeś tą nazwę.

-Wstąpiłeś na teren Cmentarzyska, więc musisz złożyć opłatę. Jeżeli tego nie zrobisz, zostaniesz ukarany, zaś na twoją głowę spadnie klątwa Kamieni-mówił wysoki człowiek w kapturze.

Coś ci się jednak nie podobało. Niektóre z cieni były zbyt ruchome...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline