Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2009, 20:41   #36
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Po długich, irytujących, niebezpiecznych i… irytujących poszukiwaniach wyglądało na to, że Desmond wreszcie odnalazł kogo szukał….

>>Niech pomyślę, miałem go zabić, żywego złapać czy to obojętne… wspominała o zwłokach, więc chyba martwy…<<
Zanim wszedł do Sali zastanowił się chwilę, aby przypomnieć sobie po co właściwie przyszedł do tej zafajdanej zwłokami kostnicy. Złość i irytacja rosły z każdą chwilą gdy przebywał wewnątrz budynku. Chciał się stąd wydostać jak najszybciej to możliwe… a jak wiadomo najszybsza droga zwykle prowadzi przez czyjeś zwłoki… a przynajmniej najszybsza i najbardziej satysfakcjonująca.

Już miał posłać błyskawicę w stronę diablęta, gdy skarcił swoją własną nadpobudliwość. Był jednak wyjątkowo wyrozumiały dla siebie, gdyż rozumiał iż pracuje w sporym stresie, z marną pensją, w kiepskich warunkach i nieciekawym towarzystwie – więc zadowolił się mentalnym pstryczkiem w nos.

>>Na owłosione nogi Lolth… przecież to nie musi być ten złodziej!<< gorzko stwierdził Desmond.

Przegryzając wargę, zamknął za sobą powoli drzwi i postanowił odegrać małą scenkę, sprawdzić jak silne są nerwy diabelstwa i jakie są jego obawy…

-Witaj, ty jesteś tym nowym, tak? - drow powoli wyartykułował pytanie, nie spieszył się, mówił bez emocji, próbując naśladować innych mieszkańców tego ujmującego przybytku.

-Tak, tyle co przydzielono mnie do obowiązków- tiefling odparł dość ostrożnie.

-Doskonale, zbieraj się więc. W mieście jakiś czarodzieja wykonał dość nieudany eksperyment, wielu zginęło. Do tego jakaś grupa mrocznych elfów w Ulu wpadła w amok wybijając niemal wszystkich bywalców dwóch gospód. Wśród ofiar było sporo kolekcjonerów, stąd nowi mają udać się do miasta i pomóc przy zbieraniu ciał. – odparł spokojnym, równomiernym tonem. Tak jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.

Diablę podrapało się niepewnie po brodzie, wodząc oczami na lewo i prawo.-Naprawdę aż tak źle?

-Owszem. – odpowiedział lakonicznie na wzór strażników.

-Aha, aha...no to trzeba iść- wysoce niechętnie odparł tiefling.-A gdzie się zbierają inni Grabarze?

Po chwili trwającej może ułamek sekundy, odparł drow jeszcze z namysłem.
- Drowy nadal się kręcą po Ulu, chyba szukają kogoś. W każdym razie trzeba się przygotować na to, że ofiar może być więcej.
-Nie ma punktu zbiornego, wraz ze mną od razu udasz się po wóz i wyruszamy. – w myślach Desmond się uśmiechnął... inni Grabarze, tak nie mówi ktoś kto należy do organizacji, był już teraz niemal pewny...

-Tylko my dwaj?- w sumie historyjka Desmonda była grubymi nićmi szyta, to i diablę nabierało podejrzeń.

-My dwaj idziemy razem. Skup się. Inni już wyruszyli, bądź szukają pary. Udamy się do Ulu. – odpowiedział spokojnie, choć zaczynał wyglądać na poirytowanego.

-No dobra...- odparł potulnie. Widać brał drowa za kogoś starszego w organizacji.

>>Zgodził się? Bez narzekania... może to nie złodziej...<< Zastanawiał się Desmond. >>Cholera, miałem nadzieję, że będzie się bardziej buntował... jeśli wyjdziemy może kogoś zapytać o opisane wydarzenia... co za impertytencja!<< Lecz diablę się nie buntowało, tylko ruszyło noga za nogą w stronę drzwi.

Nagle z laski Desmonda wyleciała błyskawica, miał już nieco pewności i nie mógł ryzykować zdradzenia się. Celował w prawy bok diablęcia. Nie chciał go zabić, chciał go przestraszyć. A dodatkowe moce zaklęcia miały mu pomóc utrzymać kontrolę nad sytuacją. Poza tym diablę mogło nie mieć przy sobie skradzionych przedmiotów, a nie miał ochoty przeszukiwać ponownie całej Kostnicy... Tiefling zupełnie zaskoczony upadł na posadzkę uderzony zaklęciem. Był zbyt zszokowany by nawet krzyknąć.

- Niestety, zła odpowiedź. Spodziewałem się czegoś więcej po kimś, kto posiada drobinkę piekielnej krwi... ale widać robak zawsze zostanie robakiem. Nie radzę krzyczeć, może to się... źle skończyć – sadystycznie

-A teraz powiedz mi... czy wiesz kim jest Pani Drisiml i czy nie masz przypadkiem czegoś co do niej należy? Uważaj co odpowiesz, od tego zależy twoje... przyszłe życie – podszedł do diablęcia i kopnął je tak aby widzieć twarz złodzieja.

-Nie znam, nie znam takiej. Kto to?- diablę kuliło się z bólu, czar poważnie nadszarpnął bowiem jego zdrowie.

-Ktoś to nie lubi kłamców – schylił się nad ofiarą i pogłaskał po twarzy - Ty też ich pewnie nie lubisz? To drowka, ktoś taki jak ja... szuka ona tego co skradł ktoś z twojej rasy, złodziej jest jej obojętny, liczy się dla niej tylko jej własność... – odparł czule wysyłając diablęciu aluzję, że ma szansę przeżyć. Lubił to: tworzyć w ofierze mieszankę przyjemności, nadziei, bólu, gniewu i bezradności.

-Jaką własność? – spytał zdesperowany Mezoth.

-Zaczynasz sobie przypominać? – drow nadal gładził twarz diablęcia - Skórzany pas z czterema błękitnymi kryształami i kolczyki z zielonych szafirów, właśnie tego szuka.

W oczach diablęcia błysnęło coś w rodzaju zrozumienia, choć zaraz zamieniło się w zmieszanie.- Wiem, wiem gdzie coś takiego jest. Ale to nie należało do żadnej drowki.

Słynna brew drgnęła i uniosła się majestatycznie w górę. Od czasu gdy wszedł do Kostnicy była dziwnie spokojna, lecz teraz zaczynała znowu nabierać życia.

-Ciekawe... do kogo więc należała? – Wrodzona ciekawość wzięła górę nad drowem, musiał teraz ją zaspokoić. >>Drowka mnie okłamała... cóż za niesamowity obrót sytuacji<< pomyślał z sakrazmem. Teraz jak o tym myślał, Mezoth rzeczywiście mógł być grabarzem, a nie złodziejem...

-Do jakiegoś starucha z Kupieckiej- wybełkotała ofiara.

-Hmmm... – westchnął. >>Jakiś staruch niezbyt ciekawy jest... nie mniej warto zanotować...<<
-A skąd ty go masz? – spytał głaszcząc jego włosy.

-No... tak się jakoś do mnie przyczepiły.

- A imienia nie dosłyszałeś może... przypadkiem? Lub czy jest coś wyjątkowego w tych przedmiotach? – odparł czule kontynuując poprzednie czynności.

-Nie dosłyszałem był. A tam zaraz wyjątkowe... ale trochę grosza są warte.

-To powiedz mi w takim razie... gdzie je zostawiłeś?


-Ukryte są tutaj. Mogę zaprowadzić- diablę przemieniło się we wzór usłużności, byle tylko przeżyć.

-Oh... ale czy w tym stanie dasz radę? Może ci się przecież pogorszyć... – odparł z troską drow, wyraźnie choć delikatnie przekazując prawdziwe przesłanie jego słów.

-Dam radę, dam. Zaprowadzę- Mezoth już praktycznie błagał. Desmond westchnął.

-Dobrze, ale ostrzegałem – uśmiechnął się do diablęcia, ale nie podał mu ręki, aby pomóc mu wstać... jeśli nie dałby rady miałby argument, aby przekazał mu lokację miejsca bez konieczności mienia przewodnika.

Ale jak na złość się podniósł i powoli, bardzo powoli ruszył do drzwi, nie chcąc prowokować drowa. -Na drugim piętrze schowałem, za mną proszę, za mną.

Wolnym krokiem, nieco kulejąc Mezoth zaprowadził go na miejsce. Na szczęście po drodze nikogo nie spotkali i uniknęli niepotrzebnych pytań. W końcu diablę zatrzymało się i wskazało na szafę z balsamami i innymi przyborami Grabarzy – tam znalazł Desmond to czego szukał. Podszedł powoli uśmiechnięty do diablęcia.

-Dziękuję- odpowiedział kładąc dłoń na jego ramieniu przez, którą popłynęła błyskawica zabijając zaskoczonego i przerażonego Mezotha. Mógłby darować mu co prawda życie, mógł się jeszcze przydać jeśli znowu miałby odwiedzić Kostnicę… ale po co ryzykować? Co więcej miał on serdecznie dość tego miejsca i musiał na kimś wyładować irytacją – diablę po prostu było pod ręką.

Jedynym świadkiem było zombii, które jednak nie zwróciło uwagi na zajście i kontynuowało swoje zajęcie. Drow uważał zabicie zombii za stratę energii – i tak je ożywią znowu. Zamiast tracić czas na nie ruszył do miejsca gdzie wyszedł z wozu. Tam używając swoich mocy i szepcząc krótką formułkę wzbił się w powietrze i przeleciał na murem. Oddalił się od kostnicy, uprzednio zdejmując z siebie ten worek, który oni nazywali ubraniem. Chwilę jeszcze pomedytował odzyskując utraconą moc, sprawdził czy przedmioty nie są magiczne – choć szczerze to nie miał nic do tego, bo i tak musiał je oddać. Zrobił to tylko z ciekawości…

Udał się potem do swojego pokoju. Tam odświeżył, wyperfumował i wyruszył na spotkanie z panią Drisiml. Udał się do Niższej Dzielnicy, poszukał w murach iksów i kółka i zrobił co mu kazała drowka, uprzednio upewniając się, że nikt go nie obserwuje.
 
Qumi jest offline