Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2009, 22:24   #34
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Dzień jak zwykle zaczął się zbyt szybko. Tavi nie lubiła budzić się nagle, a dzisiaj jeszcze ta cała szopka z T'srangami. Zapowiadała się doba pełna wrażeń.

<<No dobra, to bierzemy tego byka za rogi.>>

- To najpierw zjemy śniadanie, potem się... - Tavarti zamarła w drzwiach do kuchni. Przez otwarte drzwi wyraźnie było widać bujające się na wietrze... pranie? - kto zrobił pranie?

Gromlak zamrugał.
- A to nie wy?
- Nie.
- zaprzeczyła Damarri - Co ze śniadaniem?
- A ja właśnie szukałam tamtej tuniki.
- Tavarti wzięła się pod boki. - No dobra, Maloniel usiądź, ja pójdę po to pranie, co go nikt wczoraj nie zrobił.

Wrzuta.pl - Zoe Keating - Frozen Angels

Wyszła na taras. Wiatr w nagłym porywie poszarpał jej włosy, rozsupłał resztki warkocza, złapał za krawędź szaty i ciągnął jak niesforny dzieciak. Pranie falowało w rytm muzyki szelestu liści i niosącego się rannego tumultu miasta. Wzięła głębszy wdech. Powietrze, jeszcze po nocy, zdawało się rześkie i wilgotne. Boso, ciesząc się sprężystą trawą pod stopami, ruszyła między drzewa. Złapała pierwsze ubranie z brzegu i zaciągnęła się jego świeżym zapachem - czystość mydła i zapach nocy mieszał się z jakąś nutą niepewności. Nagle z drzew zerwały się do lotu ptaki.


Śmiech w kuchni, gdzieś dalej płacz małego dziecka. Trzepot skrzydeł. Właściwie kawki szybowały puchowym ruchem, a całą pracę wykonywał wiatr. Oddech ziemi. Odwróciła się z powrotem do prania. Na płocie, kawałek dalej siedział kotek.


Wiatr cicho szemrał. Zaczęła płynnymi ruchami, jakby wpisując się w dziwną atmosferę poranka, zdejmować ubrania i sprawnie składać je w kostkę. Układała na kupkę u swoich stóp, wilgotnych od jeszcze nieprzebrzmiałej rosy. Wzięła pranie na ręce, przymknęła oczy ostatni raz delektując się spokojem i ciszą. Wzięła głębszy oddech.


Coś zdaje się dotknęło jej policzka. Otarła go ramieniem i ruszyła w stronę domu. Weszła do sypialni, przebrała się, chwyciła za swój kostur i skierowała się do kuchni, mając nadzieję, że śniadanie odbędzie się bez niespodzianek. Kiedy weszła do pomieszczenia, Dami posadziła ją na krześle.
- Oj, patrz zrobiłam ci cudowne śniadanko! - talerz wylądował Tavi przed nosem.


- Cudownie, prawdziwa z ciebie artystka. - w ten sposób rozwiały się marzenia o spokoju.
- Nie podoba ci się? - Dami zrobiła smutną minkę. - A ja się tak starałam.
- Śliczne, śliczne. Powieszę na ścianie. Ale suchym chlebem człowiek nie żyje.
- Ha!
- głosicielka cmoknęła dziewczynę w policzek. - Dlatego mam też to!


By devantart.com

Z następnych kilku godzin z radością wspominała jedynie krótką pogawędkę z Dami o odbiciu mocno znajomym, o sukience wielce za drogiej i wyborze ślicznej kolii, która idealnie pasowała do pewnych kolczyków, pięciu drobnych pierścionków i bransoletki. A i znalezienia dzieciaków tak, gdzie się tego spodziewała - mieli swoje miejsce spotkań młodzieżowego kołka własnej opieki. Wręczyła im naręcze owoców.

Potem to już tylko dyskusja z t'srkangami została.

+++

Tavarti alias Altea zatarła dłonie, dzwoniąc z cicha pierścionkami.
- Widzisz panie, tu leży pewien problem. Głosiciele Garlen stwierdzili u mnie krótkotrwały zanik pamięci. - przymknęła lekko oczy - Wspomnienia sprzed wypadku wróciły. Niestety te z podróży i z samej katastrofy dalej są bardzo chaotyczne i zamglone. Nie pamiętam również, co też było owym ładunkiem. Gdybyście mi powiedzieli, czego szukacie, może wtedy wam pomogę. - uśmiechnęła się lekko. - Natomiast do tego, co pamiętam. Pamiętam pożar i ohydną postać. Walkę magiczną między zakapturzoną istotą a elfem.

- Zanik pamięci?
- w głosie Kess’rena słychać było panikę, ale jego towarzyszka wykazała więcej rozsądku.- Zakładam, że zebrano wszelkie szczątki? I są one do naszej dyspozycji. Zapewniono nas, że Owoc Pasji ma sobie potężną magię. A takie przedmioty ciężko zniszczyć.
Â-Nazwa ta sprawiÅ‚a że Tavarti odruchowo odwróciÅ‚a siÄ™ do prężącej swe wdziÄ™ki orczycy. Ale i mina Damarri wyrażaÅ‚a zaskoczenie.

Altea splotła dłonie przed sobą.
- Z tego, co wiem, szczątki zostały zebrane i odpowiednio zabezpieczone. - potarła lewą skroń. - Czy Owoc Pasji to klejnot? Wielkości jaja krokodyla o bursztynowym zabarwieniu? Czemu zawdzięcza swoją nazwę?
Oboje t’skrangi spojrzeli po sobie, po czym Hafari rzekła.- A więc masz go przy sobie?

Tavarti trzęsła się cała, miała wrażenie że właśnie ktoś ją wrzucił na głęboką wodę, ale nie nauczył pływać. Natomiast Altea była w swoim żywiole. Spokojna, choć straciła kontrolę nad rozmową, miała jeszcze przecież kamień. A go z pewnością nie odda. Przecież nie oddaje się własnych trzewi.
- To zależy.

Ciepła dłoń wylądowała na ramieniu Tavarti, wsunęła się na szyję...place orczycy delikatnie jeździły po skórze dziewczyny. Głosicielka starała się dodać otuchy swej ukochanej.
- Na Thystoniusa... chyba nie zjadÅ‚aÅ›!- krzyknÄ…Å‚ spanikowany Kess’ren, a jego towarzyszka odparÅ‚a spokojniej. –Co Â-majÄ… oznaczać twe sÅ‚owa, Alteo?

- Jeśli chodzi Pani o owy kamień mam go przy sobie, jednak nie mogę go Wam oddać.
- spojrzała Hafari prosto w oczy. - Ów Owoc Pasji został trwale związany z moim wzorcem. - odparła spokojnie.
- Jest nasz! Zapłaciliśmy wam sporo złota za jego zdobycie i przemyt!
- krzyknął zdenerwowany Kess’ren. Siedzący obok niego t’skrang sięgnął po miecz. W reakcji na to, Grolmak chwycił za swój oręż, dodając.
- Spróbujcie tknąć mojÄ… paniÄ…, a pożegnacie siÄ™ zÂ- ogonami.
Sytuację uratowała jednak Hafari.- Z tego co nam powiedział twój dom kupiecki Alteo, Owoce Pasji się zjada, a nie łączy z nim swego wzorca. To nie jest przedmiot magiczny, w normalnym tego słowa znaczeniu.

- A jednak. Grolmak spokojnie.
- Altea poklepała orka po ręce, w której dzierżył rękojeść broni. - Droga Hafari, ja nie mówię o wykorzystaniu mocy samego klejnotu. Elf, którego ledwo pamiętam z pokładu statku złączył mnie z kamieniem magicznym zaklęciem zanim umarł.

- A co ma do tego jakiÅ› elf ? Czyż Owoc Pasji Â-nie byÅ‚ powierzony tobie? O co chodzi z tym elfem?-
wypytywał nerwowo Kess’ren.- Co nas w ogóle obchodzi jakiś elf i jego porachunki na statku?
- Może powinniśmy wraz tobą pojechać do Vivane i na miejscu wyjaśnić sprawę.
– rzekła Hafari.- Dorina mogłaby rzucić dodatkowe światło na tą sprawę. Pamiętasz może jak ukryliście ów przedmiot?

Tak to się nazywa szybkie przekazanie piłki przeciwnikowi. Altea założyła nogę na nogę i oparła się wygodniej o plecy fotela.
- Co ma do rzeczy? Dość sporo, skoro uniemożliwił łatwą wymianę. Moglibyście mi powiedzieć pani, po co wam potrzebny ów Owoc? Wtedy moglibyśmy się zastanowić wspólnie, czy w samym Tarvarze nie ma osoby, która by zdjęła to nieszczęsne zaklęcie. - mówiła spokojnie i zimno. Co zabierało jej wiele energii.

Energiczny ruch noga na nogÄ™ okazaÅ‚o siÄ™ dość skutecznÄ… zagrywkÄ…... jeÅ›li chodzi o mężczyzn. SpowodowaÅ‚o to bowiem że szata Tavarti obsunęła siÄ™ w dół odsÅ‚aniajÄ…c kolano i spory kawaÅ‚ek uda dziewczyny. IÂ- przyciÄ…gajÄ…c spojrzenia wszystkich t’skrangów poza Hafari (a także Grolmaka i Dami... a na twarzy orczycy pojawiÅ‚ siÄ™ wesoÅ‚o-lubieżny uÅ›mieszek).
- To tajemnica.- odparła spokojnie Hafari, nie przejmując się śliniącym tuż obok Kess’renem. Po czym rzekła.- Mogłabyś pokazać nam ten... owoc?

- Dami,... - powiedziała Tavarti czekając, aż orczyca się pochyli, a gdy ta już odpowiednio zaprezentowała swój obfity dekolt dokończyła - Podałabyś mi szklankę wody?
Korzystając z momentu, kiedy głosicielka prezentuje swoje wszystkie wdzięki, zwróciła się do Hafari.
- Nie sądzę. Skoro nie wiem, po co wam ten kamień, nie mogę mieć pewności, że po prostu mi go nie odbierzecie, a Twoje słowa, pani, to tylko pretekst.

- Dziękuję. - Altea zmoczyła wargi w wodzie. - Jak najbardziej. Gdyby kamień nie był związany ze mną. Obecnie jest mimo wszystko częścią mnie. A zwykle użycie może spowodować nieprzewidziane efekty uboczne.

Orczyca uśmiechnęła się dygając niezręcznie... nie była jednak dość dobra w tej roli, niemniej "przypadkowo" szata obsunęła się nieco odsłaniając ramię głosicielki. I przykuwając uwagę t'skrangów. Trzeba przyznać, znała się na uwodzeniu. Tymczasem Hafari przejęła kontrolę nad negocjacjami.
- Alteo nie igraj z nami. Mamy tu przewagę liczebną i użyjemy jej, jeśli będzie trzeba. Zakup Owocu Pasji wiele niall Naxos kosztował.
T'skrandzica potarła lekko swe małe lewe uszko.
- Proponuję byś pojechała z nami, zbadamy ten przedmiot i na pewno magowie mego aropagoi znajdą sposób by cię uwolnić od niego.

- Zgodzę się, jeśli na spotkanie wybierzemy jakiś neutralny teren.
- Altea poprawiła pierścionki. - Poza tym groźby raczej nie pomagają w negocjacjach, prawda? - uśmiechnęła się półgębkiem. Nie wiedzieć czemu, zupełnie się nie bała. Oczywiście, nie istniał żaden racjonalny powód, ale to nigdy nie zmieniało sytuacji.

- Masz trzy dni na zastanowienie się Alteo Rubaric. I nie myśl że twa rodzina cię ochroni.- mruknęła Hafari, spoglądając Tavi prosto w oczy. - Czekamy na twą odpowiedź trzy dni. Jeśli do tego czasu, nie zdecydujesz się na skorzystanie z naszego zaproszenia do siedziby Domu Dziewięciu Klejnotów to...zabierzemy tam i Owoc Pasji i twe martwe ciało.

- Droga Hafari nie groź mi, gdyż mogę niechcący zgubić kamień. - Altea wstała, dygnęła lekko. - Wyślę mojego posłańca z odpowiedzią, choć nie podobają mi się wasze warunki. Zwłaszcza że moglibyśmy zrobić to na miejscu, po co nadkładać drogi? Skoro wam tak ten klejnot potrzebny. Idziemy. - rzuciła do Gromlaka i Damarri.
Wyszła powolnym krokiem. Irytowało ją tylko jedno - nie udało jej wyciągnąć żadnych pożytecznych informacji. Groźby śmierci się nie bała. Ale miała wielką ochotę popsuć szyki tej wrednej babie. Nie wiedziała, dlaczego jej nie lubiła. Po prostu Hafari wydawała jej się taka. Sztywna, tak głównie sztywna.
Zgarnęła po drodze Maloniel. Wstąpili do sklepu z przyborami do pisania i pergaminem. Tav zaczęła pisać szybko, na kolanie.

Cytat:
"Drogi Omasu,
tyle dla mnie zrobiłeś, a mnie niestety nie udało się wyciągnąć z Ktenshinów żadnej istotnej informacji. Bardzo cię za to przepraszam..."
Potem zreferowała całą rozmowę.
- Maloniel, moja droga - podała jej kopertę z listem - jakbyś mogła to dostarczyć Omasu w miarę szybko. Gdyby mnie szukał u mnie w domu ktoś z pewnością będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć.

Rozstały się na skrzyżowaniu ulic, Tavarti szybkim krokiem skierowała się do swojej willi.
- I znów wszystko dusisz w sobie. - Dami dała jej kuksańca w bok.
- Nie. Na razie nie mam nic do duszenia.
- Co zamierzasz?

Tavarti uśmiechnęła się szeroko.
- Spojrzę na kamień z innej perspektywy. Jeśli to nie pomoże, poproszę Ghertona lub Drussa. A jeśli to zawiedzie, no to zostaje już mi tylko ten Ksenomanta. - spojrzała na orczycę z uporem w oczach. - Ale z pewnością nigdzie się stąd nie wybieram, nawet jeśli bym miała się ukrywać przed tą zgrają.
- Lepiej z nimi nie pogrywaj sama.
- głosicielka wyraźnie się martwiła. Zresztą Gromlak też nie miał najszczęśliwszej miny.
- Oj, pogrywać zacznę, jak podjudzę i pomogę T'salkinowi.
Damari aż stanęła. Po czym zaczęła się śmiać.
- Oszalałaś.
- To przez te upiększające zabiegi.



Tavarti jak burza wpadła do willi, przeleciała przez sypialnię zmieniając strój na lżejszy, ale zapominając zupełnie o biżuterii. Wpadła do ogrodu i zniknęła między drzewami. Usiadła jak najdalej od zgiełku dnia, pod rozłożystym dębem. Wyciągnęła Kamień i zamknęła na nim dłonie.
- No to zobaczmy, co mi możesz o sobie powiedzieć kochaniutki.

Zamknęła oczy, kilka głębszych oczu, przywołanie uczucia z ćwiczeń wraz z mistrzem i....
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline