Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2009, 13:30   #14
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Skierował się od razu pewnym krokiem do pubu na Medows Park.

O'MALLEY'S

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kdvqss4S_-I&feature=PlayList&p=C3D6AE71170D718B&playnext=1&p laynext_from=PL&index=49[/MEDIA]

Stary szyld nowe wnętrze jak widać było przez szybę. Nacisnął pewnie klamkę i wszedł do środka. Było jeszcze widno, ale co niektórzy stali bywalcy zajęli już swoje miejsca przy barze. A może tkwili tu już od wczoraj? Pili leniwie piwo jak zmęczeni robotnicy po ciężkim dniu tylko że większość z nich zmęczona była raczej życiem i za stara na pracę.
Wnętrze wypełniał wszędobylski ciężki dym papierosów i woń alkoholu. Przydałoby się tu porządnie wywietrzyć.
Z radia na półce leciały typowy brytyjski rock. Stara dobra muza, dobrze jest czasem wpaść na stare śmieci.
Mały telewizorek przymocowany nad barem wyświetlał powtórkę meczu St. Patricks z Bohemians. Wolałby coś z rodzinnych stron, ale piłka to piłka. On nie miał jednak tego luksusu by wypić piwo i powspominać stare czasu przy meczu. Może innym razem.



Mężczyzna przy barze odłożył kufel z do połowy nalanym piwem i uśmiechnął się na jego widok. Wyszedł zza lady i rzucił mu się w ramiona prawie miażdżąc Johnemu żebra w niedźwiedzim uścisku.

-Niech mnie kule biją! Czy to nie chłopak Booze'a? Mały Johny? Siadaj.. siadaj! Zaraz naleję ci Guinnessa.

-Pete.. słuchaj nie mam teraz czasu, potrzebuję prędko skorzystać z telefonu. Spadłem ze schodów i rozwaliłem sobie wyświetlacz w komórce..

-Ze schodów co? Młodzi.. no dobra tam masz telefon, korzystaj tak długo ile potrzebujesz.

Wskazał głową czarny klasyczny automat za ladą i wrócił za bar dając mu chwilę prywatności. Pete był w porządku, nie zadawał niepotrzebnych pytań. Tak jak każdy miał niejedno na sumieniu, ale wobec swoich zawsze był uczciwy. Mimo, że Johny był Anglikiem to nigdy nie uważał znajomości z Irlandczykami za coś nieodpowiedniego. Oba kraje dzieliła nie tylko woda, ale historia cała rzeka historii. On miał w dupie te wszystkie podziały i uważał, że równy gość to równy gość no chyba że jest się Rosjaninem wtedy generalnie masz dość przesrane.
Podniósł słuchawkę i starannie wykręcił numer z wymiętolonej ledwo czytelnej kartki którą uprzednio wyjął z kieszeni. Chwila czekania aż rozmówca podniesie słuchawkę.
Głos po drugiej stronie słuchawki powitał go niezbyt zachęcająco do dalszej rozmowy. Chyba tylko jeden stary Irlandczyk ze wszystkich ludzi na całym świecie cieszyłby się, że go widzi.

-Jak to kurwa liczyć na siebie? Słuchaj Leon.. Co..? Nie wiem co za gówno mnie wpakowałeś ale to nie jest moja zasrana liga.. oni chcą żebym coś dla nich ukradł, czemu akurat ja co? Poza tym Murdocka zgarnęli już na lotnisku.. Wiesz? Miał przy sobie kokę? Co za porąbany sukin...

Zakrył ręką słuchawką od telefonu. I spojrzał na grupkę przyglądających mu się stałych bywalców pubu.

-Nie macie własnych pierdolonych problemów ludzie?

Mężczyznom przy barze nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, odwrócili się bez słów skupiając się na własnym piwie. Tacy jak oni zwykle chcą uniknąć kłopotów młodość mają już za sobą, widać kurewsko nudno ją przeżyli jak dożyli takiego wieku przeszło przez myśl Johnemu.

-Przepraszam za to, ale jacyś miejscowi doprowadzali mnie do szału. Halo?

Głuchy dźwięk w słuchawce powiedział mu, że rozmówca najwidoczniej przerwał połączenie. Stał tak z przyłożoną słuchawką przy uchu jakby nie mogąc uwierzyć jak bardzo jego życie wywróciło się do góry nogami. Po chwili spokojnie odłożył ja na widełki i podszedł do baru.

Barman w czerwono-zieloną koszulę w kratę wycierał właśnie blat stołu. Spostrzegając, że nadchodzi zarzucił sobie szmatkę na ramię i podniósł głowę. Typowy Irlandczyk, dobrze zbudowany choć litry piwa zrobiły swoje dodając mu trochę tu i ówdzie. Ruda bujna czupryna z lekkim pielęgnowanym zarostem na twarzy, wyglądał zaskakująco dobrze jak na swój wiek.

-W porządku Johny? Nie wyglądasz najlepiej.

-Jest ok Pete... może nie wyglądam ale czuję się jak milion dolarów.

Skrzywił się próbując przytoczyć na twarz coś w rodzaju cieniu uśmiechu jednak sądząc po zmartwionej twarzy barmana nie bardzo mu się to udało

-No może pół miliona, zresztą nieważne. Mogę jeszcze skorzystać z kibla?

Mężczyzna westchnął tylko i wskazał mu drzwi na końcu sali. Johny odwrócił się i uniósł rękę w geście podziękowania. Pchnął lekko drzwi i wszedł do środka dość zadbanej toalety. Trzeba przyznać, że Irlandczycy wiedzą jak urządzić takie miejsca. Zmył z siebie resztki wymiocin Siergeja chociaż sam zapach był na tyle silny, że trzeba będzie dać to do pralni. Co on do cholery jadł za świństwa? Oparł się o zlew i westchnął patrząc na własne odbicie w lustrze.

-Może ty mi powiesz co mam robić co? Hmm? Tak, właśnie myślałem.

Gadanie do siebie nie było zbyt dobrym rozwiązaniem Odkręcił kurek z zimną wodą w międzyczasie wyciskając jednego rzucającego się w oczy pryszcza. Potem obmył starannie twarz

-Johnnny... Ptaszki ćwierkają, że mały biały chłoptaś wrócił do miasta.

Zajebiście... tylko tego mu brakowało. Podciągnął nogi do góry i oparł je o ściany kabiny raczej nie wierząc, że to go uratuje.

-Chyba nie byłby taki głupi prawda chłopaki? Nie... przecież wie że wisi grubą forsę panu Changowi bez której miał się tu nie pokazywać.

Słyszał jak mężczyzna otwierał butem kolejne drzwi zbliżając się do jego kabiny. Czekał ponuro na swoją kolej. Pot spływał mu z czoła na myśl, że może nie przeżyć nawet tych danych mu 48 godzin.
W momencie kiedy napastnik znalazł się przed jego drzwiami zeskoczył z sedesu i kopnął z całej siły w drzwi które uderzyły zaskoczonego mężczyznę w twarz. Johny nie tracił czasu wybiegł ze swojego ukrycia, sądząc że może uda mu się zwiać jeśli zdoła tylko dobiec do drzwi. Na jego nie szczęście przy drzwiach stało dwóch słusznej budowy Japończyków. Jedno spojrzenie na nich wystarczyło by Johny wiedział, że to rzeczywiście ludzie Changa. Końskie ogony, ciemne okulary, pokryte tatuażami twarze i kurtki ze znakiem gangu. Tak.. to na pewno byli ludzie od złotego smoka.
Odwrócił się by zobaczyć jak trzeci z nich wstaje z podłogi z gniewnym wyrazem na twarzy i przekrzywionymi okularami na nosie które o dziwo wciąż tkwiły na swoim miejscu choć nie nadawały się już do wywierania respektu na otoczeniu.

-Jak zwykle chojrak co Johny..?


Pstryknął palcami i jego dwóch kompanów złapało go pewnie wykrzywiając mu ręce do tyłu tak szybko, że nie zdążył nawet zareagować. Zdjął okulary i bez cienia uśmiechu włożył go sobie do ust. Tamci nawet na niego nie spojrzeli tylko zaczęli wpychać Johnego do jednej z otwartych na oścież kabin. Próbował opierać się nogami, wyrwać ręce, gryźć, wierzgał na boki jak wściekła klacz, ale nic to nie dało. Trwało to z jakąś minutę kiedy poczuł wlewającą się do jego ust i nosa wodę z kibla. Dobrze, że Pete utrzymywał to miejsce w czystości, czy mama nie uczyła go by dostrzegał dobre strony każdej sytuacji? Kiedy był już na skraju przytomności usłyszał jak silne ręcę wyciągają go na powierzchnię. Łapczywie chłonął powietrze ze wzrokiem utkwionym w podłogę łazienki a ręką przytrzymując się sedesu.

-Macie 3 sekundy zanim wpakuje wam w dupy ołów z tej dubeltówki skośnookie zasrańce. I nie będę się powtarzał.

-Pożałujesz tego O'Malley.

Chwila zawahania i wszyscy nieproszeni goście opuścili toaletę. Pete odprowadzał ich wzrokiem do momenty kiedy nie wyszli z pubu do końca trzymając rękę na pulsie.

-W porządku młody? Wyglądasz jakbyś przejechał się na drugi koniec tęczy i z powrotem.

Słysząc stary ulubiony tekst przyjaciela w tak niecodziennej sytuacji Johny zaczął się śmiać a śmiał się tak szczerze, że Pete szybko do niego dołączył i wydawało im się później że śmiali się tak jeszcze przez wiele minut.

---

Hove Beach 225

Pukanie do drzwi rozlegało się raz po raz a miał takie piękne sny. Szedł sobie nagle plażą jak zwykle bajerując dupki aż tu nagle spotyka Maraie Carrey która prosi go o dokładne wysmarowanie olejkiem całego ciała. Choooolera człowieku co za widok, nawet nie zdążył dokładnie wysmarować jej ramion a już rozległo się to jebane pukanie.

-Aisha otwórz wreszcie te jebane drzw..

No tak Mamadou, zapomniałeś że dziewczyna wzięła swoje graty i podobno już nie wróci, chociaż pewnie wróci do Papy Mamdou. One zawsze wracają. Uśmiechnął się do własnych myśli i zaczął ubierać spodnie.



-Idę.. idę.. ciągle idę bracie..

Potknął się o własne buty klnąc po francusku na czym ten świat stoi. Dobiegł do drzwi, przekręcił zamek w drzwiach i lekko je uchylił z wciąż zaciągniętym łańcuchem. Po drugiej stronie bynajmniej nie była Mariah co znaczyło, że kompletnie się obudził był za to ktoś kogo wolał już nigdy nie oglądać. Próbował szybko zamknąć drzwi, ale natręt wpakował już pomiędzy nie swój but i znosił dosć spokojnie wszelkie próby przytrzaśnięcia mu nogi.

-Mamadou, co ty kurwa wyrabiasz, to boli!

-Nie znam żadnego Mamadou, człowieku to pomyłka, spadaj stąd!

-Zaraz tak cię kurwa urządzę że rodzona matka cię nie pozna czarnuchu.

Facet za drzwiami zaczął napierać tak mocno że mimo zaciągniętego łańcucha było tylko kwestią czasu zanim wyważy je siłą.

-Johny? To ty?

Senegalczyk widocznie zrozumiał swoje położenie - mężczyzna nie zamierza ustąpić. Przestał blokować drzwi, odciągnął łańcuch i otworzył je ostrożnie na oścież.

-To ty człowieku! To naprawdę ty! Człowieku gdzieś ty był kiedy cię nie było?

Johny dawno nie widział tak wielkiego i jednocześnie wymuszonego uśmiechu. Mamadou był w porządku ale jako diler był paranoikiem i raczej nie lubił wpadać niespodziewanie na starych znajomych.

-Daruj sobie Mamadou, potrzebuje twojej pomocy.

---

15 minut później

-Mówiłem że dobry shit człowieku. Towar z Kuby pierwsza klasa, nie to co te miętówki z południa, kumasz o czym nawijam?

Johny musiał się z nim zgodzić, będzie całkowity porobiony zanim przyjedzie reszta. Przynajmniej łatwiej będzie przejść przez całe to gówno. Kaszlał przez chwilę próbując powiedzieć cokolwiek i splunął na ziemię.

-Taaa.. dobry shit Mamadou, ale słuchaj pomożesz nam tak?

-Mamadou może wszystko człowieku, mówisz masz. Jeśli chciecie urządzić tu sobie metę bracie to nie ma sprawy, tylko macie nie sprawiać problemów człowieku, kumasz o czym nawijam? Najlepiej by było gdybyś skombinował jakieś laseczki .Duże tyłeczki.. kumasz o czym nawijam? Mamadou lubi duże tyłeczki człowieku.

-Coś się znajdzie. Doceniam to bracie.

Johny przekazał mu szklaną lufkę i stuknęli się pięściami na znak przypieczętowanej umowy.

-O tym mówię człowieku o tym mówię...

Starym indiańskim zwyczajem trzeba było jeszcze wypalić fajkę pokoju.

---

Johny siedział na schodach mieszkania na Hove Beach 225 i czekał. Słońce lada chwila miało już zajść a on spokojnie dopalał trzeciego papierosa kiedy ostatni z nich - Frank - pojawił się wreszcie na miejscu. Wręczył go niewysokiej pół-Azjatce i sam skierował się do auta.

-Kluczyki.

-Że co? Też cieszę się na twój widok ale chyba za długo siedziałeś na słońcu żeby tak do mnie mówić.

-Prosiłem o coś nie rzucającego się w oczy, myślałem że załatwicie jakiegoś starego vana z przyciemnianymi szybami ale to? Chyba jaja sobie robisz. Kluczyki.

Frank pokręcił tylko głową, wyłączył silnik, wyjął kluczyki ze stacyjki i wręczył je Johnemu zgodnie z życzeniem.

-Dziękuje. A teraz.. muszę pochwalić was za sprowadzenie dla mnie takiego cacka, chyba zaraz wybiorę się na jazdę próbną. Reszta jest już w środku.

Obaj mężczyźni usłyszeli śmiech, która należał do siedzącej na schodach Angie. Znała go na tyle, że pewnie wiedziała kiedy Johny żartuje sobie z ludzi. Przejechał ręką po błyszczącej karoserii, otworzył drzwi i wsiadł do środka

Frank najwyraźniej lekko zbity z tropu machnął tylko ręką i poszedł w stronę domu a Angie z papierosem w ustach zasalutowała mu na co on odpowiedział tym samym z udawaną powagą.

---

Pół godziny później Hove Beach 225



Johny pojawił się wreszcie w drzwiach ucinając wszystkie rozmowy w środku dało się słyszeć tylko muzykę i wentylator nastawiony na najwyższe obroty.
Mamadou bajerował Sue prężąc swoje muskuły. Flaga na ścianie jego plażowo urządzonego mieszkanka nie pozostawiała wątpliwości, że gospodarz jest dumny ze swoich korzeni. Siergej zdążył już najwidoczniej wypić trochę tego co skombinował częstując wszystkich którzy mieli ochotę.
Lodówka była otwarta na oścież, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Muzyka regge i aromat zioła w mieszkaniu Mamadou musiało działać dość odprężająco na całe towarzystwo. Johny nie wiedział czy to dobrze czy źle jednak wiedział, że zapas ich czasu kurczył się coraz bardziej.
Najwyraźniej Mark i Sue załatwili niezłe giwery bo część z nich leżało bezpańsko na stole. Widać nie docenił ich albo dał im za dużo kasy.
Mimo, że każdy go widział zapukał demonstracyjnie we framugę drzwi i padł na kanapę pomiędzy Marka i Angie obejmując bez pardonu tą drugą i posyłając Markowi bezczelne wyzywające spojrzenie.

-A więc..? Może zaczniemy?

Żuł przez chwilkę wykałaczkę w ustach czekając aż każdy powie co mu leży na sercu. Czuli się podobnie jak on, tylko że jako ich nieformalny przywódca był kimś od kogo oczekiwali, że powie im co robić tylko, że nie zajmował się jeszcze niczym na taką skalę. Wielka liga Johny, wielka liga. Poczekał, aż każdy kto ma na to ochotę powie co myśli o całym tym bagnie.

-Ok.. trzeba odstawić nasze małe nieporozumienia na bok, przestać rozmyślać czemu to spotkało właśnie nas i wziąć się do roboty bo czas leci. Mamy jakieś 40 godzin zanim orzeł zabierze jajo z powrotem do gniazda więc ruszać dupy ludzie, ruszać. Wystawa już pewnie zamknięta, ale otwierają ją rano. Musimy już tam być, mam plan. Do tego czasu panowie i panie noc jest jeszcze długa.

Powiedział to biorąc od Siergeja butelkę wódki i pociągnął spory łyk.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ikzQmC3S-mE&feature=channel[/MEDIA]
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 07-09-2009 o 16:48.
traveller jest offline