Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2009, 20:47   #62
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Do Quidro będzie z pięć dni drogi. A potem do granicy jeszcze z trzy – odpowiedział Revellisowi, Quomio. – Ale z tym Nidaris bym uważał, ponoć niebezpiecznie tam teraz. Zanim zdecydujesz się jechać lepiej zaciągnij języka odnośnie tego, co się tam dzieje.
- Może i zawisnę - tym razem zwrócił się do Wulfstana. - Jak to mawiają: co ma wisieć, nie utonie. Decyzji nie zmienię. A teraz słuchajcie, bo pewnie nie wiecie gdzie jest to całe Eferelto i dolina Peres. Do siedziby Anzelmo Pirry macie stąd dwa dni drogi na zachód. Eferelto leży na tym trakcie, więc nie sposób przeoczyć. Peres to rzeczka spływająca z wzgórz Sartosy, na północny wschód od Ventre. Ta leśniczówka, z tego co mi się zdaje nie należy do samego księcia, ale kogoś z Niskich Rodów, blisko spokrewnionego z Valdesem. Nie wiem gdzie jest dokładnie, ale chyba droga do niej nie prowadzi przez Ventre. Będziecie musieli dopytać.
- Bywajcie i niech bogowie, a w szczególności Morth, czuwają nad Waszymi losami - Quomio uścisnął mocno dłonie wszystkich pozostałych i kłusem odjechał traktem prowadzącym na północ, w stronę stolicy. Po chwili także Suuru pożegnał się, życzył szczęścia i ruszył ku domowi, na południe.

Pozostali sami na rozdrożach. Thorgar najwidoczniej postanowił zakończyć podróż na dzień dzisiejszy, gdyż zaczął zbierać chrust na ognisko i przygotowywać posiłek. Najwidoczniej nie przeszkadzało mu ogólne przekonanie prostego ludu, że przebywanie w takim miejscu nie jest zbyt bezpieczne. Przecież wiadomym jest, że skrzyżowania dróg to miejsca szczególnie nawiedzane przez duchy i demony. Po krótkim zastanowieniu pozostali dołączyli do niego. Tym razem przesądy okazały się tylko przesądami i nic złego w czasie nocy się nie wydarzyło.

Następny dzień przywitał ich deszczem. Z nisko zawieszonych chmur bez przerwy lała się woda, zamieniając trakt w grzęzawisko. Przez błoto mozolnie brnęły pękate kupieckie wozy i objuczeni towarami ludzie. Nic nie wskazywało na to, że deszcz przestanie padać. Wlekli się traktem w kierunku Eferelto przez cały dzień, mijając kilka biednych i zaniedbanych wiosek, w których nawet psom nie chciało się obszczekiwać podróżnych. W końcu, popołudniem, z ulgą powitali widok jaki ukazał się ich oczom, ukrytym pod ociekającymi deszczem kapturami.
W oddali stały zabudowania, których nie sposób było pomylić z czymś innym. W ten sposób budowane były wszystkie zajazdy przydrożne, będące w posiadaniu Ligi Kupieckiej. Za wysokim, drewnianym ostrokołem, w sąsiedztwie stajni i magazynu stała dwupiętrowa, pobielana karczma. Nad wrotami w palisadzie wisiał szyld przedstawiający blondowłosego wojownika, niechybnie okaryjczyka.



Nie zastanawiając się długo, przemoknięci podróżni zjechali z traktu i przez bramę wjechali na dziedziniec. Zaraz podbiegł do nich młody stajenny, który zajął się końmi a oni weszli do gwarnego wnętrza gospody.
Było tu miło i przytulnie. Ogień wesoło buzował w kominie. Goście, siedzący przy długich ławach posilali się apetycznie pachnącymi posiłkami, a w kącie siedział grajek i zabawiał gości jakąś balladą.
- Witamy w karczmie "Pod Wojownikiem". Mili panowie spoczną - powiedział inny młodzieniecm który powiódł gości do stojącej pod ścianą ławie, przy której znalazło się kilka wolnych miejsc. - Dziś podajemy gulasz z kaszą i korzenne piwo. Jakieś specjalne życzenia?
 
xeper jest offline