Opowieści starego rybałta
Stary rybałt przerwał na chwilę swoją opowieść. Popatrzył w okno, które mimo że mocno zaśnieżone dawało nieco światła. Po chwili rybałt odnalazł kawałek okna wolny od śniegu – spojrzał weń mocno wytężając starcze oczy. Na dworze nadal sypał się biały puch – całkiem jakby ktoś dla draki wysypywał pierze z wielkich poduch.
W tym czasie w karczmie trwała cisza – wszyscy byli tak zasłuchani w opowieść rybałta, że ledwo zauważyli, że ją przerwał. Być może niektórzy sami brali w udział w tamtych sprawach? Być może byli jednymi z kancelistów, wywołańców czy inszych duchów niespokojnych. Kto to wie? Pewnikiem jeno Verena.
Rybałt milczał dalej, wydawał się o wiele bardziej zaciekawiony pianą w piwie i polewką niźli zaciekawionymi spojrzeniami współbiesiadników. Trzeba tu dodać, że nie tylko goście karczmy, ale i cała obsługa słuchała z pełną uwagą opowieści.
– I cóż było dalej? zapytała młoda karczmarka, z pewnością nie pamiętająca tamtych spraw,a może i samego rokoszu?
– No właśnie mości minstrelu? Cóż było dalej? Ciekawyśmi … dorzucił jeden z gości siedzący nieco dalej, w głębi karczmy, w największym cieniu.
Rybałt wydał się wyrwany z zadumy, spojrzał na karczmarkę i w ów cień. Uśmiechnął się pod nosem, co zauważył każdy kto siedział nie dalej niż dwa łokcie od rybałta.
– Minstrel? … Ech panie … A propos Waszmościowie wybaczcie starcowi, że zaniki pamięci się go imają … zaśpiewam acanom i acankom coś a później opowiem co było dalej w rzeczonej sprawie... bard wyraźnie żachnął się na miano minstrela, lecz ów który go tak nazwał nie odpowiedział. Widocznie był ciekaw pieśni.
Rybałt rozprostował palce z wyraźnie słyszalnym trzaskiem kości, wielu w karczmie wzdrygnęło się na ten dźwięk. Brzmiało to bowiem, jakby sam śmierć prostował swe gnaty. Chwilę później rybałt sprawdził naciąg strun liry korbowej, zakręcił delikatnie. Lira zaśpiewała z lekka bekliwie, lecz po chwili wprawna ręka starego barda wydobyła z niej czyste dźwięki.
Przynoszę przypowieść potworną prawdziwie,
Zaczęta od plotki, urosła straszliwie.
Człek, rumak i krąg są zaś jej tematem,
Ruszajmy więc dalej z naszym poematem...
Opowieść o losach „bardzo odważnego i wielce dzielnego” barda opowiedziana słowami pieśni nie ciągnęła się zbyt długo, a do tego miała w sobie wiele humorystycznych i śmiesznych akcentów. Po jej zakończeniu wszyscy w karczmie śmiali się do rozpuku. Najwięcej i najmocniej śmiała się młoda karczmarka. Po pieśni patrzyła jakby łaskawszym okiem na starego rybałta. Ten nie odkładał instrumentu … Po chwili ktoś z sali zapytał
– A Dzwon znasz?.
– A jużci Panie, grajmy zatem w dzwon, oj podwówczas winny dzwony bić w całym Imperium, zwłaszcza Objawiciel. Ha, nie wiem czy wiecie, ale drzewiej mawiano „Kiedy zadzwoni Objawiciel”, tudzież „W dniu Objawiciela” … rybałt poprawił lirę i zagrał.
Znowu dziś widzę zachód słońca
Znowu udało się doczekać końca
Mniej szczęścia mieli, ilu ich było
Wielu, nawet ich nie liczyłem …
A po chwili podjął swoją opowieść …
– Cne panny, panie, panowie i panicze … wówczas w Kancelarii van Eickmar...