Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2009, 19:16   #542
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Dziwny człek wszedł absorbując sobą całą uwagę. Lilla spojrzała na niego ze zdumieniem pomieszanym z ciekawością, o takich jak on matka zwykła mówić „ludzie-śmiercie”. Mimo, że wyraźnie był niespełna rozumu sam nazwał ich szaleńcami. Wyborny dowcip istotnie! Jego zachowanie było coraz bardziej szokujące, taniec dziwny i chaotyczny. Patrząc na niego paladynka miała wrażenie, że kręci jej się w głowie. Może to była też kwestia oparów unoszących się w powietrzu. Czując, że powinna wydostać się spod ich wpływu dziewczyna przysunęła się bliżej Alberta, który tak jak i ona nie zerwał się do tańcowania. Widząc jego pytające spojrzenie czuła, że szybko musi znaleźć powód by wyjaśnić czemu znalazła się tak blisko.
- Powiedz mi dlaczego Kelemvora nie zgadza się na wskrzeszanie dobrych ludzi?
O tak, wybornie, nie ma jak miły nastrojowy temat do letniej zabawy na wsi. Lilla czuła, że coraz bardziej kręci jej się w głowie.
- Bo szczególnie dobrzy ludzie powinni mieć spokój po śmierci. - odpowiedział Albert bez zastanowienia. Spojrzał jednak zaraz na paladynkę i zastanowił się. W kontekście śmierci Aldyma zasługiwała chyba na bardziej szczegółowe wyjaśnienie.
- Kapłani Kelemvora wierzą, że w chwili śmierci vis vitae zrywa swą więź z ciałem na zawsze i wędruje przez oblicze Pana Zmarłych. Wyrywanie jej później z Planu Letargu jest czymś przeciwnym naturze, niezależnie jak szlachetne pobudki, czy jak zasłużony i dobry był zmarły. Tutaj nie ma wyjątków Lillo. Zmarli powinni mieć spokój - powtórzył.
- Jest też i drugi bardziej przyziemny powód. Zerwanie więzi jest definitywne. Zespalanie magią, na siłę duszy z ciałem prowadzi do wynaturzeń, obłędu, morderczych skłonności. Z prostej przyczyny. Człowiek nigdy nie zrozumiał i pewnie w pełni nie zrozumie czym jest vis vitae. Powroty zza grobu zawsze kończą się tragedią.
- Nieprawda - zaprzeczyła gwałtownie - słyszałam o ludziach, którzy mogli wrócić by podkańczać swe sprawy, kochających ojców rodzin. Wracają tylko Ci, którzy chcą. Kapłani dobrych bogów sprowadzają ludzi. Nie robili by tego przecież by ściągnąć morderców...
- Sprowadzają, to prawda. Ale tak jak mówiłem, nigdy nie są to już ci sami ludzie , którzy żyli wcześniej. Dla sługi Kelemvora, śmierci jest tylko krokiem, kolejnym etapem. Człowiek po Przejściu nie powinien wracać do tego co poza nim. Nikt nie powinien podążać w przeciwnym naturze kierunku. Tyle, że nie wszyscy to rozumieją. Nie zrozum mnie źle, znam kilku ludzi, którzy żyjąc dalej, mieszkając wśród nas przyczynili by się pewnie do tego że świat byłby lepszy. Tyle tylko, że w oczach Kelemvora, ta droga już jest poza nimi.

- Ale dlaczego? Dlaczego taka jest natura? Jest tyle okrutności w przypadkowej śmierci i mamy się na nią godzić, ot tak? Można to zmienić i to bogowie dając moc by dokonać zmiany. - Lilla czuła się lekko i tak dziwnie. Świat zaczął nabierać nietypowych kolorów, jakby ostrzejszych.
- Śmierć nigdy nie jest przypadkowa - Albert uśmiechnął się smutno. Popatrzył mimo woli na Elizabethę, tańczącą wśród śmiechów i oklasków na środku sali.
- Nas uczono wierzyć, że to wola Kelemvora. Inni uważają, że to los, przeznaczenie. Nie wiem czy natura jest okrutna, ale wiem że z darów bogów trzeba korzystać ostrożnie i z rozwagą - rozmyślenia na dręczące go tematy znowu powróciły. Siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu.
- Widzisz, ja jednego się nauczyłem. Kelemvor wzywając kogoś do siebie zawsze ma powód. A ludzie nie muszą go znać i nie powinni go kwestionować. Także wtedy gdy zmienia zdanie, bądź... coś sprawia... coś wpływa na tą zmianę - dokończył ciężko.

- Wiem, że nie znamy intencji bogów, wiem, że zuchwalstwem było by domagać się tego. Ale co w chwili gdy intencje bogów ścierają się ze sobą? Co pozostanie nam, ludziom?

- Wiara - powiedział twardo i poważnie. Czasami pozostaje tylko wiara.
Albert popatrzył na Lillę, której oczy się błyszczały w oparach dziwnie pachnącego dymu. Jemu samemu kręcił się trochę w głowie. Odstawił pusty kufel i odsunął go od siebie. Spojrzał na paladynkę i spytał:
- Ciebie nie nachodzą nigdy wątpliwości? Co do tego co jest słuszne?
- Rzadko - przyznała uczciwie - Ścieżka Lathandera, a teraz Tyra jasno oświetla moje ścieżki. ale teraz jest czas by się bawić, by tańczyć. Słyszałeś tego mężczyznę przed chwilą jesteśmy szaleńcami, którzy wkrótce staną przed obliczem twego boga. Zatańcz ze mną!
Zażądała dość gwałtownie, Czuła, że nogi same jej się rwą do tańca, a pozbyta zbroi czuła się niezwykle lekko. I nawet świadomość, że nie potrafi tańczyć, tak hamująca na wszystkich innych zabawach tym razem nie hamowała.

Nie miał nastroju do tańców, ale nie chciał sprawiać jej przykrości odmową. Zresztą nigdy nie czuł się dobrze na takich zabawach. Nie był odludkiem i garnął się do ludzi, ale lata w Mauzoleum zrobiły swoje. Ten wieczór wydawał się nierealny. Skorzystał z pierwszej chwili, gdy muzykanci zrobili sobie przerwę i dziękując za taniec odprowadził Lillę do ławy. Pożegnał się szybko i wyszedł przed karczmę. Nie chciał dłużej przebywać w tej karczmie. Usiadł zaraz przy wejściu i popatrzył w mroczne niebo.

Paladynka kompletnie nie przejęła się odejściem Alberta, tańczyła dalej wirując i pozwalając się rozsypać jasnym włosom. Dziwne uczucie nasilało się, zmysły się wyostrzyły. Czuła się niczym ptak, unoszący się nad podłoga karczmy. Jej wzrok w pewnym momencie zawisł na Alexandrze. Oczy psioniczki zdawały się być wściekle fioletowe, a pełne wargi połyskiwały szkarłatem. Paladynka poczuła coś dziwnego w podbrzuszu, uczucie dziwnie przyjemnego ucisku. Nie analizując kompletnie swych poczynań usiadła koło przyjaciółki i spytała bez zastanowienia.
- Dlaczego ze mną już nie rozmawiasz?
- Ostatnio nie było okazji do rozmowy -
Alexa uśmiechnęła się lekko - Bardzo byłaś zajęta nauką, a atmosfera w twierdzy zaczęła się robić strasznie... gęsta - popatrzyła przez chwile na Jensa i dodała:
- Zwłaszcza po śmierci Drago.
- Nieee, rozmawialiśmy ze sobą, ale nie tak jak przedtem. Inaczej, tak jakbyś rozmawiała z Sillą czy Bethy. I to nie kwestia Drago, zaczęło się już wcześniej...

Psioniczka popatrzyła uważnie na paladynkę, a potem delikatnie dotknęła symbolu na jej piersi:
- Uwierz mi Lillo tak będzie o wiele lepiej...
- Dla kogo?
- to proste pytanie zostało zadane z jakąś dziwną brutalnością, natarczywością, jakby dziewczyna była gotowa na najgorszą prawdę.
Przez chwilę fioletowooka dziewczyna nic nie mówiła, a potem zaczęła ostrożnie:
- Z pewnością będzie prościej... dla Ciebie, dla mnie, dla reszty - zatoczyła ręką niewielki krąg.
- A co ma do tego reszta? - zdziwienie w jej głosie było nieomal namacalne - A co do mnie, to sama o tym decyduje. I w takim przypadku pozostałaś tylko ty...
- Tak... pozostaję ja... - Alexandra patrzyła przed siebie z dziwnie pustym wyrazem twarzy. Potem jakby podjęła jakieś postanowienie. Popatrzyła na złotowłosą talgijkę i powiedziała pewnym głosem:
- Lubię Cię bardzo Lillo, ale nie oczekuj ode mnie nic więcej.
- Jak wolisz -
krokiem zupełnie pozbawionym radości, ciężkim jakby paladynka znów była okuta w zbroję powędrowała do pokoju im przeznaczonego. Była tam pierwsza i, sądząc po odgłosach z dołu, mogła zostać dłuższy czas sama. I dobrze bo palące pod powiekami łzy musiały gdzieś znaleźć ujście.

***

Chmury wiszące rano nad bezimienną wioską doskonale kontrastowały z uczuciami. Pierwsze odrzucenie jej uczuć bolało strasznie mocno. Z ponurą miną spakowała ekwipunek na te kilka dni, racje podróżne na dekadzie, pochodnię i olej do niej. Przez cały czas unikała Alexy czy choćby patrzenia na nią, trzymała się blisko Alberta, którego naturalna powaga bardzo jej w tym momencie odpowiadała.
 
Nadiana jest offline