Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2009, 17:02   #541
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Od rana z narastającym zaciekawieniem obserwowała chudą umorusaną dziewuszkę, jedensto–dwunastoletnią. Mała donosiła jej wody do balii i prała ubrania i cały czas łypała. Na sakiewki, na skórznię, na miecz, na nóż, a kiedy myślała, że Elizabetha nie widzi zajrzała nawet do jej plecaka.
Na wieczornych tańcach dziewczynka pomagała karczmarzowi. Elizabetha bogatsza o złote korony sama wchodziła posługaczce w drogę. Co prawda w pozornie wypchanej sakiewce zostawiła tylko jedną monetę, ale była ciekawa, jak dziewczynka sobie poradzi.
I trzeba powiedzieć, że poradziła sobie bardzo dobrze. Wykorzystała moment, kiedy Elizabetha zziajana po szaleńczym tańcu z Benem zajęta była obserwacją Lorda. Rudowłosa zauważyła małą złodziejkę dopiero, gdy ta był już obok. Kątem oka dostrzegła błysk maleńkiego nożyka. Mieszek kowalówny zmienił właściciela.

Łowczy wyglądał prawie sympatycznie, podobały jej się jego za długie kły. Ale to, co mówił było denerwujące.
- Przed śmiercią zabawimy się jeszcze wiele razy. - Elizabetha dodała swoje trzy grosze, zaraz po Sili. Opryskliwie, zważywszy na fakt, że myśliwy nie był winny temu, że śmierć towarzyszyła im ostatnio, za to adekwatnie do grubiańskiej uwagi.

Wieczór był długi, Lord spowijał ich w opary dymu. Dosiadła się do niego kilka godzin później.
- Powiedz mi lepiej, co tam takiego jest, Lordzie. W tym lesie.
- Znaki. A za znakami ONI. - wyraźnie podkreślił to słowo - Czasem zostawiali mi wiadomość. Wiem, że nie wolno przekroczyć linii. Ale popatrzę, ach tak.
- Oni czyli elfy? I na co chcesz patrzeć? – jednocześnie zastanawiała się intensywnie, co myśliwy palił, i jak zwędzić mu mały noszony w kieszeni na piersi woreczek.
- Na to jak smakujecie ich mięsa! Tak jest! - zaniósł się szaleńczym śmiechem - I nie wiem, czy to elfy, śmierdzą inaczej niż ona.
Wskazał ruchem głowy na Silię. Duże kły, znakomity węch i szaleńczy błysk w oku - chyba przez to zioło myśliwy nabrał w oczach Elizabethy złowrogiego uroku.
- Dlaczego tak dobrze czujesz zapachy? – zapytała po swojemu, szybko i prosto z mostu, jednak Lord nie poczuł się urażony. Odpowiedział bez najmniejszego wahania,
- Wejdziesz tam, to sama zobaczysz, maleńka, słodziutka istotko! Węch to twój przyjaciel, twój zbawiciel i stróż! Tylko węch, inaczej ich nie wyczujesz...
Rozmowa która była sztuka samą w sobie, nie przyniosła konkretnych wiadomości. Podobnie jak nie powiodła się Elizabethcie próba zakupu magicznych eliksirów od gnomów.

Za to przy kolejnym tańcu rudowłosa wpadła na Lorda pozbawiając go zawartości kieszeni. Na uboczu, niewidziana przez nikogo odsypała sobie połowę, drugą podrzuciła pod ławę, gdzie myśliwy siedział. Przy następnym skręcie znalazł zgubę.

***

Wstała wcześnie. Słońce grzało przez brudne okno dokładnie na jej łóżko. Hałasowały ptaki. Straszliwie zatęskniła za domem.

Kupiła prowiant, wyczyściła broń. Długo modliła się do swojego nowego boga. Potem spotkała się ze wszystkimi przy śniadaniu. Nie było domu, ale byli domownicy. Uśmiechnęła się do wszystkich.

-To co idziemy do tego lasu, choć zdaniem miejscowych nie ma tam żadnych elfów? - zachrypiała wcinając jajecznicę. Jak zwykle poprzedniego wieczoru nie piła prawie alkoholu, ale wszechobecny wczoraj dym nadal drapał ją w gardło – Jestem całkiem ciekawa, co za potwory siedzą w tej kniei – rozmawiali jeszcze przed nadejściem przewodnika – Wiecie, zatrzymałabym się na linii znaków, o których mówił Lord. Bo widzę dwie opcje: albo idziemy do granicy jawnie wtedy czekamy aż mieszkańcy pilnujący granicy zauważą nas, dajemy im jakoś znać, że chcemy pogadać i prosimy o zaproszenie. A druga to skradamy się od początku, po puszczy, w której jesteśmy intruzami i w której zdaje się jest cholernie … cieniście – roześmiała się wcale nie wesoło – ta druga opcja jakaś samobójcza się wydaje. I jeszcze jak dodamy do tego fakt, że w Mauzoleum, mimo, że świeczka nie była prawdziwa, Aerandir mógł być Aerandirem…
- Zawsze pod górkę.
- Nie ma jakichś czarodziejsko –kapłańsko- psionicznych metod na przeszukanie tych kniei? A może wypuścimy na zwiad Jensa? – szturchnęła łowczego w końcu wybuchając prawdziwym śmiechem - Szkoda, że ten pierścień jest tylko jeden i tak krótko działa. Byłby najlepszym rozwiązaniem.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 08-09-2009, 19:16   #542
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Dziwny człek wszedł absorbując sobą całą uwagę. Lilla spojrzała na niego ze zdumieniem pomieszanym z ciekawością, o takich jak on matka zwykła mówić „ludzie-śmiercie”. Mimo, że wyraźnie był niespełna rozumu sam nazwał ich szaleńcami. Wyborny dowcip istotnie! Jego zachowanie było coraz bardziej szokujące, taniec dziwny i chaotyczny. Patrząc na niego paladynka miała wrażenie, że kręci jej się w głowie. Może to była też kwestia oparów unoszących się w powietrzu. Czując, że powinna wydostać się spod ich wpływu dziewczyna przysunęła się bliżej Alberta, który tak jak i ona nie zerwał się do tańcowania. Widząc jego pytające spojrzenie czuła, że szybko musi znaleźć powód by wyjaśnić czemu znalazła się tak blisko.
- Powiedz mi dlaczego Kelemvora nie zgadza się na wskrzeszanie dobrych ludzi?
O tak, wybornie, nie ma jak miły nastrojowy temat do letniej zabawy na wsi. Lilla czuła, że coraz bardziej kręci jej się w głowie.
- Bo szczególnie dobrzy ludzie powinni mieć spokój po śmierci. - odpowiedział Albert bez zastanowienia. Spojrzał jednak zaraz na paladynkę i zastanowił się. W kontekście śmierci Aldyma zasługiwała chyba na bardziej szczegółowe wyjaśnienie.
- Kapłani Kelemvora wierzą, że w chwili śmierci vis vitae zrywa swą więź z ciałem na zawsze i wędruje przez oblicze Pana Zmarłych. Wyrywanie jej później z Planu Letargu jest czymś przeciwnym naturze, niezależnie jak szlachetne pobudki, czy jak zasłużony i dobry był zmarły. Tutaj nie ma wyjątków Lillo. Zmarli powinni mieć spokój - powtórzył.
- Jest też i drugi bardziej przyziemny powód. Zerwanie więzi jest definitywne. Zespalanie magią, na siłę duszy z ciałem prowadzi do wynaturzeń, obłędu, morderczych skłonności. Z prostej przyczyny. Człowiek nigdy nie zrozumiał i pewnie w pełni nie zrozumie czym jest vis vitae. Powroty zza grobu zawsze kończą się tragedią.
- Nieprawda - zaprzeczyła gwałtownie - słyszałam o ludziach, którzy mogli wrócić by podkańczać swe sprawy, kochających ojców rodzin. Wracają tylko Ci, którzy chcą. Kapłani dobrych bogów sprowadzają ludzi. Nie robili by tego przecież by ściągnąć morderców...
- Sprowadzają, to prawda. Ale tak jak mówiłem, nigdy nie są to już ci sami ludzie , którzy żyli wcześniej. Dla sługi Kelemvora, śmierci jest tylko krokiem, kolejnym etapem. Człowiek po Przejściu nie powinien wracać do tego co poza nim. Nikt nie powinien podążać w przeciwnym naturze kierunku. Tyle, że nie wszyscy to rozumieją. Nie zrozum mnie źle, znam kilku ludzi, którzy żyjąc dalej, mieszkając wśród nas przyczynili by się pewnie do tego że świat byłby lepszy. Tyle tylko, że w oczach Kelemvora, ta droga już jest poza nimi.

- Ale dlaczego? Dlaczego taka jest natura? Jest tyle okrutności w przypadkowej śmierci i mamy się na nią godzić, ot tak? Można to zmienić i to bogowie dając moc by dokonać zmiany. - Lilla czuła się lekko i tak dziwnie. Świat zaczął nabierać nietypowych kolorów, jakby ostrzejszych.
- Śmierć nigdy nie jest przypadkowa - Albert uśmiechnął się smutno. Popatrzył mimo woli na Elizabethę, tańczącą wśród śmiechów i oklasków na środku sali.
- Nas uczono wierzyć, że to wola Kelemvora. Inni uważają, że to los, przeznaczenie. Nie wiem czy natura jest okrutna, ale wiem że z darów bogów trzeba korzystać ostrożnie i z rozwagą - rozmyślenia na dręczące go tematy znowu powróciły. Siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu.
- Widzisz, ja jednego się nauczyłem. Kelemvor wzywając kogoś do siebie zawsze ma powód. A ludzie nie muszą go znać i nie powinni go kwestionować. Także wtedy gdy zmienia zdanie, bądź... coś sprawia... coś wpływa na tą zmianę - dokończył ciężko.

- Wiem, że nie znamy intencji bogów, wiem, że zuchwalstwem było by domagać się tego. Ale co w chwili gdy intencje bogów ścierają się ze sobą? Co pozostanie nam, ludziom?

- Wiara - powiedział twardo i poważnie. Czasami pozostaje tylko wiara.
Albert popatrzył na Lillę, której oczy się błyszczały w oparach dziwnie pachnącego dymu. Jemu samemu kręcił się trochę w głowie. Odstawił pusty kufel i odsunął go od siebie. Spojrzał na paladynkę i spytał:
- Ciebie nie nachodzą nigdy wątpliwości? Co do tego co jest słuszne?
- Rzadko - przyznała uczciwie - Ścieżka Lathandera, a teraz Tyra jasno oświetla moje ścieżki. ale teraz jest czas by się bawić, by tańczyć. Słyszałeś tego mężczyznę przed chwilą jesteśmy szaleńcami, którzy wkrótce staną przed obliczem twego boga. Zatańcz ze mną!
Zażądała dość gwałtownie, Czuła, że nogi same jej się rwą do tańca, a pozbyta zbroi czuła się niezwykle lekko. I nawet świadomość, że nie potrafi tańczyć, tak hamująca na wszystkich innych zabawach tym razem nie hamowała.

Nie miał nastroju do tańców, ale nie chciał sprawiać jej przykrości odmową. Zresztą nigdy nie czuł się dobrze na takich zabawach. Nie był odludkiem i garnął się do ludzi, ale lata w Mauzoleum zrobiły swoje. Ten wieczór wydawał się nierealny. Skorzystał z pierwszej chwili, gdy muzykanci zrobili sobie przerwę i dziękując za taniec odprowadził Lillę do ławy. Pożegnał się szybko i wyszedł przed karczmę. Nie chciał dłużej przebywać w tej karczmie. Usiadł zaraz przy wejściu i popatrzył w mroczne niebo.

Paladynka kompletnie nie przejęła się odejściem Alberta, tańczyła dalej wirując i pozwalając się rozsypać jasnym włosom. Dziwne uczucie nasilało się, zmysły się wyostrzyły. Czuła się niczym ptak, unoszący się nad podłoga karczmy. Jej wzrok w pewnym momencie zawisł na Alexandrze. Oczy psioniczki zdawały się być wściekle fioletowe, a pełne wargi połyskiwały szkarłatem. Paladynka poczuła coś dziwnego w podbrzuszu, uczucie dziwnie przyjemnego ucisku. Nie analizując kompletnie swych poczynań usiadła koło przyjaciółki i spytała bez zastanowienia.
- Dlaczego ze mną już nie rozmawiasz?
- Ostatnio nie było okazji do rozmowy -
Alexa uśmiechnęła się lekko - Bardzo byłaś zajęta nauką, a atmosfera w twierdzy zaczęła się robić strasznie... gęsta - popatrzyła przez chwile na Jensa i dodała:
- Zwłaszcza po śmierci Drago.
- Nieee, rozmawialiśmy ze sobą, ale nie tak jak przedtem. Inaczej, tak jakbyś rozmawiała z Sillą czy Bethy. I to nie kwestia Drago, zaczęło się już wcześniej...

Psioniczka popatrzyła uważnie na paladynkę, a potem delikatnie dotknęła symbolu na jej piersi:
- Uwierz mi Lillo tak będzie o wiele lepiej...
- Dla kogo?
- to proste pytanie zostało zadane z jakąś dziwną brutalnością, natarczywością, jakby dziewczyna była gotowa na najgorszą prawdę.
Przez chwilę fioletowooka dziewczyna nic nie mówiła, a potem zaczęła ostrożnie:
- Z pewnością będzie prościej... dla Ciebie, dla mnie, dla reszty - zatoczyła ręką niewielki krąg.
- A co ma do tego reszta? - zdziwienie w jej głosie było nieomal namacalne - A co do mnie, to sama o tym decyduje. I w takim przypadku pozostałaś tylko ty...
- Tak... pozostaję ja... - Alexandra patrzyła przed siebie z dziwnie pustym wyrazem twarzy. Potem jakby podjęła jakieś postanowienie. Popatrzyła na złotowłosą talgijkę i powiedziała pewnym głosem:
- Lubię Cię bardzo Lillo, ale nie oczekuj ode mnie nic więcej.
- Jak wolisz -
krokiem zupełnie pozbawionym radości, ciężkim jakby paladynka znów była okuta w zbroję powędrowała do pokoju im przeznaczonego. Była tam pierwsza i, sądząc po odgłosach z dołu, mogła zostać dłuższy czas sama. I dobrze bo palące pod powiekami łzy musiały gdzieś znaleźć ujście.

***

Chmury wiszące rano nad bezimienną wioską doskonale kontrastowały z uczuciami. Pierwsze odrzucenie jej uczuć bolało strasznie mocno. Z ponurą miną spakowała ekwipunek na te kilka dni, racje podróżne na dekadzie, pochodnię i olej do niej. Przez cały czas unikała Alexy czy choćby patrzenia na nią, trzymała się blisko Alberta, którego naturalna powaga bardzo jej w tym momencie odpowiadała.
 
Nadiana jest offline  
Stary 08-09-2009, 19:26   #543
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Pyszna i ciepła strawa wypełniła żołądek kapłana. Albert usiadł wygodniej za ławą, prostując nogi i opierając ręce na blacie. Sączył powoli piwo i rozmyślał o przyszłej wyprawie. Nie miał pojęcia co będzie ich czekało w Cienistej Kniei. Kiedy myśliwy przyszedł do karczmy i przysiadł się do nich, jakieś złe przeczucie poruszyło kapłana. Przyglądnął się dość oryginalnemu łowczemu, który zrobił jednak dość pozytywne wrażenie. Jego wypowiedzi były dziwaczne, no i te o kniei, niepokojące – ale zdaje się że był jedynym przewodnikiem na jakiego mogli liczyć. Gdy wskoczył na stół i zaczął grać jakąś skoczną melodię, kapłan odsunął nieco od ławy. Zaraz też przysiadła się Lilla i zaczęli rozmowę. Kolejną trudną rozmowę.

Albert nie siedział długo przed karczmą. Do zabawy w karczmie jakoś go nie ciągnęło, postanowił więc wykorzystać wieczór w bardziej pragmatyczny sposób. Podszedł do karczmarza, który znalazł chwilkę czasu w harmiderze jaki urządził myśliwy. Powiedział mu że potrzebuje fiolek, po czym spędził dłuższą chwilę odpowiadając drapiącemu się po głowie szynkarzowi na pytanie „a co to za cholerstwo, jasny panie”. W końcu dostał dwa niewielkie gliniane słoiczki z korkową zatyczką, używane do szczelnego przechowywania wonnych ziół. Albert pomyślał przez chwilę, że po rzuceniu w cel łatwiej tym będzie pewnie podbić oko, niż spryskać wodą święconą. No ale to była jedyna możliwość jaką w tej chwili dysponował. Zaraz potem zapytał:
- A opowiedz mi jeszcze co wiesz o tym waszym myśliwym. Długo on z wami w wiosce?
- Ze wszystkimi przylazł i od początku we wiosce siedzi. Ale to jasny panie mruk, całe dnie w tej paskudnej kniei siedzi. Wieczorami wraca, do mnie tu przychodzi, te tutki swoje pali. Skórami handluje.
- A jak mu naprawdę na imię?
- A kto by go tam wiedział? Wszyscy o nim mówią „myśliwy” i pomyłki nie może być bo tylko jednego takiego mamy, co się waży do kniei na przemysł chodzić.

Albert popatrzył na karczmarza i spytał jeszcze:
- A co w tej kniei takiego strasznego, że inni tam nie chodzą.
- To złe miejsce, jasny panie –
karczmarz odruchowo wtulił głowę w ramiona i łypnął okiem na okno wychodzące na las. Od lat nikt tamój nie chodzi, chyba że nie więcej niż na półsta kroków, po chrust. To złe miejsce.


Nic więcej z karczmarza Albertowi nie udało się wydusić, mimo tego że, niby mimochodem medalion pod nos mu podtykał. Udał się więc szybko na górę, gdzie zostawił swoją torbę i korzystając, że reszta towarzyszy bawiła się na dole, przystąpił do dzieła. Wyciągnął niewielki kuferek, podarowany przez Holdena. Otworzył misternie wykuty skobelek i zajrzał ciekawie do środka. Okazało się, że praktyczność i życiowe podejście krasnoludów jeszcze raz go zadziwiło. W trzech równych przegródkach znajdowało się sprasowane sproszkowane srebro, natomiast w dwóch innych stały dwie puste buteleczki z cienkiego szkła. Dwie przegródki były puste, z wszystko wyłożone warstwą wysuszonego mchu, aby się nie potłukło. Albert w świątyni nie raz robił święconą wodę, gdyż szczególnie kapłani Kelemvora często jej używali. Zastanowił się chwilę i napełnił niewielką miskę litrem czystej wody. Wziął dwa sześciany srebra, które okazały się zaskakująco ciężkie, ale tak jak mówił kapłan kruszyły się łatwo na drobny pył w palcach. Skupił się zaraz na modlitwie do Pana Zmarłych, prosząc go o uświęcenie wody jego łaską, tak aby mogła stanowić skuteczną broń przeciwko wynaturzeniom nieumarłych. Gdy skończył, przelał płyn do fiolek i słoiczków, kwaterkę do każdego. Nie miał pojęcia co spotkają w kniei, ale lepiej się przygotować zawczasu na wszelkie możliwości. Sprawdził jeszcze zapasy jedzenia otrzymane ze świątynnej kuchni. Dopełnił też bukłak z wodą. Zdecydował też, że od razu wyjmie swój płaszcz z torby aby zrobić więcej w niej miejsca. Wreszcie stanął w skupieniu z kosturem w obu dłoniach i zmówił cowieczorną modlitwę. Po dłuższej chwili położył się spać.

Wstał o świtaniu i umył się szybko. Zjadł ze smakiem śniadanie, przysłuchując się słowom przyjaciół. Na pytanie Elizabethy pokręcił przecząco głową, wycierając chlebem resztki jajecznicy z talerza. Wykrycie magii, którym dysponował dzięki łasce Kelemvora działało jedynie na krótki zasięg, podobnie zresztą wykrycie nieumarłych. Innych sposobów detekcji na odległość nie znał.
- Według mnie wyjście pierwsze jest lepsze. Jens i ty Elizabetho może dalibyście rady podejść niezauważenie. Ale ja na ten przykład skradać się nie umiem. Zresztą my przecież na wojnę z tymi całymi małpami tam nie idziemy, ani – tu skrzywił się wyraźnie, wspominając uwagi myśliwego – jeść ich mięsa. Aha, żebym nie zapomniał. Nie mam pojęcia co spotkamy po drodze, karczmarz nic powiedzieć nie chciał bo i pewnie niewiele tutejsi ludzie, oprócz Lorda wiedzą, ale mam trochę święconej wody. W walce z nieumarłymi jest niezastąpiona. Wydaję mi się, ze najlepiej jak po jednej fiolce weźmie każdy co nie walczy w pierwszej linii.
Szklaną buteleczkę krasnoludzkiej roboty zostawił dla siebie, a drugą i dwa słoiczki położył na stole przesuwając w stronę Silii, Alexy i Elizabethy.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 08-09-2009 o 19:28.
Harard jest offline  
Stary 08-09-2009, 21:41   #544
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Alexandra patrzyła błyszczącymi od powstrzymywanych łez, fioletowymi tęczówkami, na wyprostowane plecy odchodzącej paladynki. Wiedziała, że wypowiedziane przez nią słowa zraniły dziewczynę boleśnie, i choć zrobiła to całkowicie z premedytacją, jakaś część jej duszy pragnęła pobiec, przytulić przyjaciółkę i mocno ucałować. Zacisnęła jednak boleśnie dłonie, wbijając sobie paznokcie głęboko w ciało. Ból przypomniał jej dlaczego zdecydowała się postąpić w ten sposób. Nadal uważała, że miała racje, iż dla prostodusznej Lili zwyczajny związek, ze zwykłym chłopcem, będzie o wiele lepszy. Zwłaszcza teraz gdy została paladynem Tyra. Jej własna postawa powinna być nieposzlakowana, a Alexa miała świadomość, iż były miejsca gdzie związki osób tej samej płci nie były akceptowane, a nawet jeśli akceptowane były przez prawo, ogólna opinia ludzi nie potrafiła ich zaakceptować. Paladyn reprezentujący prawo i sprawiedliwość nie powinien być narażony na ostracyzm z powodu swych odmiennych od przyjętych norm, zainteresowań seksualnych.
Lila powinna wieść normalne życie. Zasługiwała na to i Alexa bardzo żałowała, że zaczęła z nią cokolwiek, tak samo jak żałowała swego zainteresowania Aldymem. Może gdyby od początku okazywała mu obojętność, chłopak nadal byłby wśród nich cały i żywy?

Nie chciała o tym myśleć, więc dała się porwać do tańca Alexowi. To był miły taniec, ale choć usta psioniczki uśmiechały się do chłopaka nie sięgał on zupełnie jej oczu. Kiedy skończyli wyszła na zewnątrz w drzwiach mijając się z Albertem.
Nie miała ochoty wracać do gwarnej gospody. Usiadła na ziemi i oddała się myślom. Przypomniały jej się słowa myśliwego:
- Ludzie, przywitajcie odpowiednio naszych gości! Niech się zabawią przed śmiercią!
Czy rzeczywiście w lesie czekała na nich śmierć? Dziewczyna zdała sobie, ze nie ma ochoty umierać, że najchętniej uciekłaby stąd jak najdalej. Że nie ma ochoty wchodzić do Cienistej Kniei. Czuła strach! Tak prosto byłoby powiedzieć reszcie: Nie idę z wami. Chcę tu zostać... czy na pewno? Znała kogoś kto nie byłby zadowolony z takiej jej postawy, i kto nie zawahałby się tego niezadowolenia zaraz okazać. Choć psioniczka nie miała pojęcia do jakiego stopnia Kallor jest w stanie przenikać przestrzeń i czas, wiedziała że raczej nie odważy się mu sprzeciwiać.
Doszła w końcu do wniosku, że i tak niczego nie zmieni. Pójdzie jutro za resztę, choćby wszystkie komórki jej ciała wołały przeciw temu w zgodnym proteście. Pójdzie i zrobi wszystko by jak najwięcej z nich uratować od śmierci, przede wszystkim zaś zrobi wszystko by ochronić paladynkę. Może nowe umiejętności, które ostatnio przećwiczyła pozwolą jej tego dokonać? Z tymi myślami udała się na spoczynek, by nabrać sił przed nadchodzącym dniem próby.

***

Rano Alexandra widziała jak Lila unika jej wzroku i ogólnie stara się trzymać z daleka. Z bólem w sercu wspominała podobną postawę u Aldyma i w tym momencie przyrzekła sobie już więcej nie angażować się w głębsze relacje międzyludzkie. Najwyraźniej potrafiła tylko ranić innych, sprawiać im ból i... zabijać!
Poszła na śniadanie zastanawiając się co powinna zabrać ze sobą w głąb kniei. Wstyd było przyznać, ale choć mieszkała przez większość życia przy lesie nie wchodziła do niego nigdy głębiej niż na kilka metrów. Kiedyś po prostu zapytałaby Jensa, ale teraz starała się unikać rozmowy z tropicielem. Na szczęście rozwiązanie problemu nadeszło w postaci myśliwego i jego przywitania.

- Skoro uważasz że nie jesteśmy gotowi powiedz co powinniśmy ze sobą zabrać do lasu, by móc bezpiecznie przez niego przejść i żywo wrócić? - Zapytała.
- Słyszałem o czymś takim! To się nazywało... zaraz... wiem! Armia!
Alexa, która właśnie przełykała łyk świeżej maślanki parsknęła z powrotem do kubka.
- A coś powiedzmy co byłabym w stanie zmieścić do plecaka? - spróbowała doprecyzować swoje pytanie.
- No to nie wiem... niektórzy bogowie chyba są mali...
- A jakieś pożyteczne przedmioty? - Podsunęła dziewczyna skwapliwie.
- Przyprawy. I coś do rozpalenia ognia. Wtedy mięso jest pyyyyszne!
- No to już coś do pieczenia, a by dotrzeć do pieczeni w jednym kawałku?
- To wystarczy trochę za znaki i już. Są tam polany, można rozpalić ogień! Już mi ślinka cieknie.
- Czyli pójdziesz jednak z nami za znaki?
-Oj nie, polany są przed znakami. Mięso można tam przynieść.
- wyszczerzył się
~Cierpliwości moja droga. Twój umysł potrafi panować nad odruchami ciała~ Alexa przekonała samą siebie, że roztrzaskanie kubka z maślanką na czyjejś łepetynie nie przyniesie raczej pozytywnych skutków.
- A co ty zabierasz ze sobą jak idziesz do lasu? - Zapytała słodkim głosem
- Kuszę, nóż i linkę do ciągnięcia mięsa – Myśliwy oblizał tłuszcz spływający mu po brodzie.
- Czy tym polujesz na ICH mięso?
- Nie, ile razy można powtarzać, że nie wychodzę za znaki. Nudni jesteście.

Dziewczyna westchnęła. Chyba dalsza rozmowa nie miała wielkiego sensu. Albo nie potrafiła zadawać odpowiednich pytań, albo umysł myśliwego był na tyle pokręcony, że nie miała szans na uzyskanie właściwych odpowiedzi. Myśl o przejrzeniu jego umysłu odrzuciła od razu. Bała się zagłębiać w umysł szaleńca. Westchnęła tylko i nie pytała o nic więcej.

Słysząc pytanie Elisabethy zastanowiła się chwilę, a potem odpowiedziała ostrożnie:
- Jeśli wskażecie mi miejsce, które powinnam sprawdzić. Mogę wam wtedy powiedzieć czy w odległości około sześćdziesięciu męskich stóp znajdują się jakieś istoty inteligentne. Mogę wam powiedzieć czy są do nas nastawione wrogo – Obrzuciła uważnym spojrzeniem wszystkich przy stole - Jeśli skupie się na nich dokładnie jestem może w stanie odczytać powierzchowne myśli.
Potem odpowiedziała Silii:
- Mam nową lampę i butelkę oliwy, oraz dwie pochodnie. Może mają jednak więcej we wsi? Pomysł z czymś do rozpalania ognia nie jest zły. Mam od Simmusa hubkę i krzesiwo w nasączonym skórzanym woreczku, więc nie grozi im zamoczenie nawet w razie silnych opadów, lub gdybym wpadła z nimi do wody – Uśmiechnęła się lekko – Moje umiejętności strzelania są raczej nędzne, ale zabiorę kusze i bełty, może się przydadzą.
Po śniadaniu podeszła jeszcze do karczmarza i tak jak Silia poprosiła o racje żywności na kilka dni, oraz metalowe naczynie i drewnianą łyżkę. Bukłaki napełniła wodą. Alexa nie miała wielkiego dobytku i większość z niego spakowała do plecaka. Postanowiła nie zabierać z sobą jedynie balowej sukni i pantofelków. Te z pewnością w głębi lasu na nic jej się nie przydadzą. Jeszcze w twierdzy krasnoludów, zapakowana je w zgrabną paczkę i teraz w całości powierzyła karczmarzowi ze smutnym uśmiechem i słowami:
- Jeśli nie wrócę po nią przez miesiąc, proszę to ofiarować swojej żonie, córce albo jakieś innej kobiecie.

Na koniec pożegnała się z odchodzącymi gnomami. Była gotowa do drogi.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 10-09-2009 o 14:38. Powód: słusznie wypomniana przez Liliel ignorancja anatomiczna :D
Eleanor jest offline  
Stary 10-09-2009, 15:40   #545
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Czy byli bohaterami? Czy ta wyprawa do kniei różnić się będzie od pozostałych niebezpieczeństw, którym już sprostali na swej drodze? Niczym już nie przypominała wyprawy do w miarę bezpiecznego lasu tuż przy Midd. Niczym nawet nie przypominała wędrówki po górskich szlakach z krasnoludzkimi przewodnikami. Tu musieli radzić sobie zupełnie sami. No, może nie sami, towarzyszyła im wyjątkowo ponura tego dnia dwójka czarnowłosych nożowników. A także długowłosy myśliwy, pachnący węglem drzewnym i skórami. Śmiejący się często niezdrowym śmiechem i ukazujący swoje białe kły. Łatwo było sobie wyobrazić krew, która mogła po nich spływać. Czy był ich jedyną nadzieją, ich sojusznikiem? Nikt nie wiedział, prócz samego Lorda, kryjącego głęboko swoje tajemnice. Nie było jednak nikogo innego.

Życzliwy gospodarz, a może bardziej przestraszony i cieszący się z tego, że szli dalej, już wcześniej przygotował prowiant. Uzupełnili podróżny ekwipunek, zaopatrzyli się w dodatkowe bukłaki z wodą, bo i nie wiadomo było, czy uda się znaleźć jakieś strumienie. Najmniejszą sakwę miał oczywiście Lord, który wcale w końcu się nie wybierał nigdzie dalej, a znając las bez trudu na pewno umiał trafić do strumienia czy wytropić zwierzynę. Nikt z nich takiego komfortu nie miał, za to każdy miał zdolności, które mogły uratować od pewnej śmierci. Zdolności magiczne, nadprzyrodzone lub ponadprzeciętne. Nie można było ich nie doceniać. Może i dlatego nieboskłon pokryła gruba warstwa groźnych chmur, zasłaniając wskazujące kierunek słońce. Ale chmury się rozwiały w końcu, miały być tylko ostrzeżeniem. Lub niezwykłym kaprysem przyrody.

Myśliwy prowadził pewnie, idąc przed siebie raźnym, wręcz wesołym krokiem. Mógł być wariatem, ale mógł równie dobrze cieszyć się powrotem do swojej domeny. Mówiono, że wieczorem wraca, ale czy zawsze? Nawet Jensowi zdarzało się w Talgijskim lesie nocować. Teraz jednak prowadził.
-Droga wam na południe! Tam serce lasu. A do znaków dotrzemy wieczorem. Oj tak, będziemy mogli wziąć coś na ząb!
Dźwięczny, głośny i obłąkany śmiech zatrzymał się na ścianie lasu. Weszli pomiędzy pierwsze drzewa lasu, który nie różnił się wyglądem od innych, takich, w których już bywali. Swoim ogromem przewyższał je jednak wielokrotnie. Gdy słońce zniknęło gdzieś nad koronami drzew, obejrzeli się ostatni raz za siebie. Czy powrót będzie możliwy?

Raźny krok zamienił się w ostrożny wczesnym popołudniem. Lord zatrzymał się, węsząc, mimo, że nikt inny nic nie czuł. Zdjął z pleców pokaźną kuszę i nałożył na nią dwa bełty na raz. To nie mogło być zbytnio celne, ale może to się nie liczyło? Zapytany, odpowiedział.
-Nie masz czasu na finezję! Zabić, zabić, zabić! Jednym strzałem, a będą blisko, ach tak.
Las zagęścił się, a trzeba dodać, że nie było tu żadnych ścieżek. Myśliwy prowadził sobie tylko znanymi, przedzierając się przez chaszcze, zarośla i nieznane prawie nikomu rośliny. Jens tylko mógł stwierdzić, że zna nawet ich nazwy. Ale to nic nie dawało, gdy zmęczeni już zatrzymali się na dziwnej polanie.


Lord zatrzymał się i głęboko wciągnął powietrze. Teraz i oni czuli lekki zapach jakiejś zgnilizny, podrażniającej zmysły i trochę wręcz natrętny. Wydawał się pochodzić od posągu, który stał na środku polanki, pokryty mchem i wyraźnie bardzo stary. Nie mieli pojęcia kogo mógł przedstawiać.
-Tutaj zaczynały się ich ziemie. Czujecie? Tak, tak, słodkości! To ich zapach. Ślinka cieknie. Do znaków już niedaleko, chodźmy!
Ominął wyrzeźbioną postać i ostrożnie ruszył dalej. Nie wydawał się już tak pewny siebie i wesoły, a wybuchy śmiechu zniknęły zupełnie. Przeżył tu już długo, a nie dałby przecież rady bez tej ostrożności.
-Lepiej patrzeć pod nogi. Czasem jeszcze tu bywają! Ich bożkowie... ciągle się do nich modlą! Ale nie można ICH lekceważyć, oj nie!
Las zagęszczał się. Każdy krok podczas kolejnych dwóch godzin, był już niemal męką. Nie mieli wielu odpoczynków, przewodnik nie pozwolił, ostrzegał. Przed zmrokiem musimy być przy znakach. Ale czemu? Kolejna dziwaczna tajemnica wżerała się w ich umysły. Ale dotarli wreszcie, a zauważyć się tego nie dało.

Znaki - dziwaczne i nieznane symbole - wyryte były na drzewach i pokryte ciemną substancją. Lord obnażył swoje zęby, znów węsząc. Uśmiechał się do nich, z jakiegoś powodu coś go cieszyło.
-Krew. Całkiem świeża. Celebrują to, wracają tu i robią to od nowa. Czujecie? Zdajcie się na wasze nosy!
Czuli. Zapach lasu mieszał się z innym, nieznanym. Przypominającym połączenie piżma, krwi i śmierci. Groźny zapach, odstraszający obcych. Taka była jego funkcja? "Odejdź, to miejsce należy do mnie". Może właśnie o tym mówiły symbole. Myśliwy tylko kiwał głową.
-Och tak, szaleńcy! Teraz już rozumiecie, prawda? Zmierzycie się z samą śmiercią!
Zachichotał, ale cicho. Pokazał na południowy wschód.
-Tam bezpieczna przystań. Kilka kroków. Nie idę dalej, ale będę tu w nocy. Rozpalę ogień i poczekam na mięso. Pyszności moje. Czy zobaczymy się jeszcze? Oczywiście! Nasze duchy będą spółkować u twojego bożka, kapłanie!
Podbiegł i ucałował symbol Kelemvora, w niemal pogardliwym geście. A potem uciekł w las, zwinnie i szybko klucząc między drzewami. Zostali sami. Ale czy na pewno? Gdzieś niedaleko rozległo się wilcze wycie. A słońce zniknęło już prawie całkowicie.

Przekroczyli linię znaków, gdy w lesie była już wieczorna szarówka. Było na szczęście lato, zmierzch zapadał późno. Ale zapadał, a po nim przychodziły cienie. Zapachy. I odgłosy, których nie znali. Wkroczyli na teren jakiś starożytnych ruin i wtedy dostrzegli coś jeszcze. Kobieta w szacie z kapturem falowała wraz z ruchami powietrza, unosząc się nieco nad ziemią. Jej duch przerażał i uspokajał jednocześnie. Albert nie wyczuł nieumarłego, to było... to było jak wspomnienie, które pojawiło się w określonym celu.


Istota, bowiem nie była to ludzka kobieta, spojrzała na nich smutnymi, eterycznymi oczami i wskazała na coś na południu. Nie dostrzegli tam nic, a ona już rozwiewała się w powietrzu. Czy to był kierunek, który im wskazywała? Ale po co? Dalej las znów gęstniał. Ruiny budynków, w których byliście, musiały mieć już setki lat, chociaż kamień i zaprawa, z których je wykonano, trzymały się zaskakująco dobrze. Jeden z nich przypominał świątynię, część miała strukturę obronną. Jak przyczółek graniczny na skraju państwa. Noc zapadała, czy o tym miejscu mówił Lord? Alexandra użyła swojej mocy, od razu "dostrzegając" swoim umysłem kilka stworzeń, których umysły były proste. Ale był też inny, wybijający się ponad zwierzynę. Skupiła się na nim i prawie natychmiast wycofała, czując jego złość i rządzę. Czuła ją jak przez mgłę, jakby uczucia pochodziły od tej istoty, ale jednocześnie nie od niej. Stojący przy niej Alex dotknął jej ramienia, jakby też to wyczuwając. Wyzwolił ją spod tego uczucia i uśmiechnął się przyjaźnie. Ale psioniczka i tak miała jeszcze mrok w sercu i duszy.
Wskazała kierunek, ale gęste skupisko drzew i krzaków nie pozwalało oczom na działanie. Ktoś ich obserwował, ale nie robił jeszcze nic. Może czekał na innych? A może nie chciał atakować? Angela wspięła się zwinnie na jedną z ruin, słabym świetle przyglądając się otoczeniu. Pokręciła głową przecząco, nie dostrzegając nic. Alex wypuścił przytrzymywane powietrze.
-Ta zjawa, nie była człowiekiem. Może to była jedna z nich, może czegoś od nas chcą? Może wcale nie są małpoludami?
Wzdrygnął się, niezbyt dobrze ukrywając emocje. Angela zeskoczyła na dół, wyglądając dla odmiany na zupełnie nie przejętą.
-Teraz i tak dalej nie pójdziemy. - mówiła szeptem - Kto chce ze mną zapolować na mięso?
Nie uśmiechnęła się, ale w jej oczach pojawiło się coś na kształt złowieszczego rozbawienia. Wilcze wycie rozległo się jeszcze raz, gdzieś za nimi.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-09-2009, 15:20   #546
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Siedzenie w Kaar-Adun nie miało zdecydowanie korzystnego wpływu na kondycję Alexandry. Odwykła od wędrowania i prawie już zapomniała jak ciężko się wędruje z pełnym plecakiem na plecach. Dziwny przewodnik nie robił wielu postojów, na szczęście las był gęsty i nie poruszali się zbyt forsownie. Choć z drugiej strony przedzieranie przez gęste zarośla nie należało do przyjemnych. Pod koniec dnia miała już serdecznie dosyć. W sumie nigdy nie zadała pytana jak daleko jest do serca lasu, ale jak zaczynała sobie przypominać, to co pamiętała z geografii, wędrówka tam może zająć dobrych kilka dni, a bez doświadczonego przewodnika z pewnością nie będzie to łatwe. Miała nadzieję, że umiejętności Jensa okażą się wystarczające i nie zaginą w kniei na zawsze. Lord i jego dziwne zachowanie, nie przyczyniały się do zwiększenia pewności siebie wędrowców, a wręcz przeciwnie. Alexa nie wiedziała jak inni, ale ona z każdym krokiem była coraz mniej pewna tego czy maja realne szanse na szczęśliwy powrót.

Pierwszym śladem, że docierają do siedlisk jakiejś cywilizacji była dziwna rzeźba na cuchnącej zgnilizna polanie. Jeśli miała to być zapowiedz tego co ich czeka, nie była ona zdecydowanie przyjemna. Słuchając dziwacznego komentarza myśliwego poczuła ciarki na plecach. Czy jego wypowiedzi były tylko objawem chorego umysłu czy kryło się za tym coś więcej? Przyjrzała się mężczyźnie, jego postawie, wydłużonym zębom i poczuła, że coś zaczyna jej kiełkować w głowie.
Nie miała jednak czasu na dywagacje. Ruszyli dalej i jeśli wcześniej wydawało jej się, że droga jest męcząca, teraz przekonała się co to prawdziwa droga przez mękę. Jednak ewidentny niepokój przewodnika nie pozwolił jej wypowiedzieć słowa protestu.

W końcu jednak dotarli do miejsca, które uznał za odpowiednie na wieczorne schronienie. Cały teren znaczyły tajemnicze symbole. Najbardziej niepokojące było w nich to, że wyglądały na zupełnie świeże!
Wszystkie nawet najmniejsze zakończenia nerwów krzyczały jej dokładnie to samo, co mówił chichocząc cicho myśliwy: "...szaleńcy!... Zmierzycie się z samą śmiercią!"
Wskazana przez Lorda "bezpieczna przystań" okazała się kamiennymi resztkami jakichś starych ruin i resztek zabudowań.
Wyczuwała nerwowość i pośpiech myśliwego. Odbiegł w las, znikając miedzy drzewami. Gdy wraz z zachodzącym słońcem z tego samego kierunku dobiegło jej uszu wilcze wycie, nie miała już wątpliwości z kim mają do czynienia. Najwyraźniej likantrop nie chciał by go widzieli w drugiej, zwierzęcej postaci.
Zaczęła się rozglądać po otoczeniu. Nagle przed jedną z ruin ukazała się zjawa, prawdopodobnie była to kobieta rasy, która żyła tu kiedyś, a może w głębi lasu zamieszkuje i teraz? W każdym razie nikogo takiego Alexa nie widziała nigdy wcześniej, nawet na licznych rycinach Kallora, przedstawiających istoty zamieszkujące znane światy. Istota przez chwilę wskazywała wyraźnie kierunek, który wcześniej przewodnik wyznaczył jako serce lasu, a potem rozwiała się w nicość.

Zaniepokojona psioniczka skupiła się na badaniu otoczenia mocą swojego umysłu. Poza prostymi umysłami zwierząt wyczuła umysł bardziej skomplikowany, przepełniony agresją. Pochłonęło, ja to doznanie, wciągając w odmęty.
Dopiero lekkie dotknięcie Alexa przerwało połączenie jakie przez chwilę scalało Alexandra z przepełnionym złem umysłem nieznanej istoty. Z pewnym zaskoczeniem popatrzyła na chłopaka, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z jego obecności, a przecież cała drogę kręcił się w jej pobliżu i pomagał na trudniejszych odcinkach drogi:
- Też to poczułeś? - Zapytała szeptem.
Pokręcił głową.
-Wystarczyło patrzeć na ciebie. Co tam jest?
Zastanowiła się chwilę, analizując to czego doświadczyła:
- Jakaś prymitywna istota. Wściekła i przepełniona rządzą, ale nie do końca... tak jakby... ta istota tutaj była tylko sterowana przez kogoś potężniejszego i będącego daleko.
- Pewnie tutejszy mieszkaniec. Ja zostanę tutaj, ale wskaż go Angeli, najwyraźniej już jej się nudzi.

Alex uśmiechnął się lekko, a Angela od razu przytaknęła pomysłowi udania się na łowy.
- Może udałoby mi się go obłaskawić? Nie wiem do jakiego stopnia silne jest to co nim kieruje... ale mogłabym spróbować - Alexa nie była pewna czy jej pomysł jest realny, ale może warto było spróbować?
Angela kiwnęła głową.
-Spróbuję go nie zabić.
W oczach psioniczki pojawił się niepewny uśmiech:
- Chodźmy więc. Wskażę Ci miejsce, gdzie wyczułam go przed chwilą.
- Ty zostań, wskaż palcem. To wystarczy. Może pójść któreś z was, zajdziemy z dwóch stron.

Wskazała na Elizabethę i Jensa.

Alexandra z niepokojem patrzyła na znikające w lesie sylwetki.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 11-09-2009 o 20:53.
Eleanor jest offline  
Stary 12-09-2009, 23:44   #547
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wkraczała do lasu w dobrym nastroju, mimo, że nic nie uzgodnili. Przecież las to las, wokół Talgi było ich dużo. Podśpiewywała sobie nawet pod nosem ulubioną sprośną piosenkę Radgasta. Coś o biuście, kotku i okrutnym mordzie, ale zbyt dokładnie metafor w khazalidzie jeszcze nie rozkminiała.

Wzorem Lorda węszyła zawzięcie. Oczywiście sam cyrk marszczenia nosa i naśladowania cudzej mimiki był wart tego wysiłku, ale poza nim Elizabetha naprawdę była skupiona na doświadczaniu ile można dowiedzieć się węchem. Pomijała dotąd ten zmysł w swoich eksperymentach i zamierzała to nadrobić. Niemniej wwąchując się w Silię nie poczuła nieznajomego zapachu.
- Bardzo mi przykro, że muszę ci to powiedzieć – oświadczyła zziajanej przyjaciółce - Jensem cię czuć. Nie elfem.

Nie była jednak osamotniona w wygłupach. Talgijski łowczy również zachowywał się nieco ekscentrycznie. Zrywał roślinki, oglądał je i mamrotał pod nosem ich dziwne nazwy. A to spowodowało u Elizabethy chęć zwierzeń.
- No zaczekaj. –Pociągnęła go obcesowo na tył kolumny. – Niech się ciut oddalą, bo muszę pogadać.
Nie opierał się. Wyciągnęła zza pazuchy skradziony woreczek. Ale najpierw przypomniała sobie inną pretensję.
- Dlaczego ty wczoraj w ogóle ze mną nie tańczyłeś? Zrób tak jeszcze raz a pożałujesz.
Jens patrzył na to co miała w dłoni.
- No –kiwnęła głową. - Znalazłam. Ale jakbyśmy wiedzieli, czego szukać można by zawartość uzupełnić. I o co chodzi z tymi roślinami, co je sobie zrywasz?
W dłoni kowalówny spoczywały mizernej wielkości szarozielone ususzone kwiatki o zwartej budowie i charakterystycznym zapachu przywodzącym na myśl wczorajszy wieczór. Myśliwy wziął jeden z nich do ręki i roztarłszy kawałek w palcach przystawił do nosa. Po chwili zamrugał oczami jakby mu coś do nich wpadło i szybko potarł skręcający go nos.
- Uwidźka... - mruknął pod nosem jakby nie usłyszawszy jej pierwszego pytania. I w istocie tak było. Od początku podróży różne nazwy roślin pchały mu się na myśl ilekroć na jakiejś się skupiał. Jak to się działo, nie był pewien, ale podejrzewał w tym sprawkę tego emblematu Mielikki co go do Lilli dostał, a dziś pierwszy raz założył. Sam nie wiedział, co go podkusiło - Jasper też coś takiego zrywał, ale nigdy nie wypalał... a przynajmniej nie przy mnie. Po zjedzeniu, lub wypaleniu powoduje rozluźnienie, ukojenie, a także otwiera umysł na głos natury... - nagle urwał i zmarszczył brwi - nie pytaj skąd wiem.
- A nie tańczyłem? Naprawdę? - popatrzył teraz z kolei na nią zdziwiony i znów na zioło - Dałbym głowę, że tańczyliśmy...
No tak, uwidźka. Jej się uwidziało, że tańczyła tylko z gnomami, a mu, że tańczył i z nią. Roześmiała się głośno.
- To co szukamy jej więcej? Po drodze?
Ruszyli za oddalająca się grupą.

***

Oczywiste było, że pójdzie z Angelą.

Już posąg na polanie, jego słodkawy mdlący zapach sprawił, że rudowłosa bez odwrotu wkroczyła na ścieżkę kolejnej tajemnicy. Nie lubiła zostawiać za sobą na wpół przeczytanych książek i o ile mogłaby nie wejść do tego lasu i nawet przez chwilę wczoraj to rozważała, teraz znowu chciała wiedzieć wszystko.
- Czemu tak pachnie? – zerwała porastający rzeźbę mech – Nie od tego. - Kamień był wilgotny. Tu na polanie słonce powinno go w dzień osuszać.

Po kolejnej absurdalnej uwadze myśliwego zaczęła patrzeć pod nogi.
- Lord – wyszeptała na wpół poważnie na wpół kpiąco - Mógłbyś nam powiedzieć, na co mamy uważać? Nie chciałabym rozdeptać nawet wymyślonych idoli.
-Idoli? Och nie, kruszynko. Nie rozdepczesz, wasz zapach jest nawet bardziej kuszący. Poczują mięsko.
Miała nadzieję, że chcące ją zjeść bożki, to jakieś insekty. Choć, trzeba przyznać, droga do metafory czyniącej kleszcza bogiem musiała być niewyobrażalnie skomplikowana.

***

Spoważniała, gdy przekroczyli znaki.

Zastanawiała się, czy Lord rzeczywiście przybrał wilczą postać? Kolejna opowieść, która może być prawdziwa, a o którą brała za bujdę dla małych dzieci. Zastanawiała się, czy jako wilk mógłby chcieć spróbować jej mięsa. Przez chwilę skutecznie wypierana świadomość, że igrają ze śmiercią, powróciła. Może jedynie tym razem, to nasuwało się Elizabethcie na myśl za każdym razem, gdy widziała Alberta, pod bardziej adekwatnym patronatem.
Ruiny a w nich zjawa, która wskazała im kierunek. Rudowłosa miała ochotę zawołać głośno, przekrzykując przenikający ją strach, że to tylko następstwo Lordowskiej uwidźki. Wielkie oczy patrzące prosto na nią z kobiecej, nieludzkiej twarzy powstrzymały ją przed okrzykiem.

Cieszyła się, że Jens również zdecydował się iść w las.

***

Faktycznie Lord nie kłamał, prawie nic nie było widać. Za gęsto rosły drzewa, światło gwiazd nie przebijało się przez ich korony. Dodatkowo powietrze jakby zgęstniało od tego zapachu obcości, który drażnił ich nozdrza już od polany ze skrzydlatą kobietą. Ale szli bardzo cicho. Rudowłosa kowalówna, Angeli idącej po jej lewej stronie, nie słyszała w ogóle, z prawej, od Jensa, raz tylko wydawało jej się, że trzasnęła gałązka. Sama narobiła najwięcej hałasu rozdzierając bluzkę o kolec jakiegoś krzaka. Ot próżność ukarana, trzeba zapinać skórznię, nawet, jeśli jest czym się chwalić. Niemniej wiedziała, że zdali z łowczym ten egzamin, jeszcze kilka miesięcy temu nie mieliby szans poruszać się tak bezszelestnie. Okrążyli przeciwnika i dostrzegli go, siedzącego na gałęzi skarłowaciałego dębu, raptem metr nad ziemią. Stwór skoczył pierwszy. Prosto na Jensa.
To Jens walnął go tak, że małpoluda zamroczyło. Najdziwniejsze, że wszystko rozegrało się tak cicho. Może to pod wpływem Angeli, oni we dwoje też walczyli bezgłośnie. Nawet powstrzymując głośne oddechy. Tylko szelest podłoża i uderzenia. I jęk obezwładnionego stwora. Związali go. Coś próbował powiedzieć w nieznanym im języku.
Czuła ból w ramieniu, w które oberwała maczugą istoty. Widziała pochwałę w oczach Angeli. Miała ochotę zaprotestować. Napadli kogoś w jego domu, cieszyła się, że im się udało, ale powód to do chwały żaden.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 12-09-2009 o 23:47.
Hellian jest offline  
Stary 13-09-2009, 14:19   #548
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Knieja wyglądała posępnie i nadzwyczaj nieprzyjaźnie. Pomimo pory dnia tutaj panował półmrok. Masywne korony prastarych drzew zaborczo strzegły swojego terytorium niechętnie przepuszczając promienie słoneczne. Zewsząd tańczyły cienie, wokoło zalegała złowieszcza cisza. Nawet śpiewu ptaków specjalnie nie było słychać.
Głuszę przerywał jedynie chrzęst gałązek i liści pękających pod podeszwami butów. Silia miała wrażenie, że jest niezgrabna i niedyskretna. Słychać ją pewnie na milę.

Posąg obejrzała pobieżnie. Nie miała pojęcia co przedstawia ale jego obecność przywoływała ciarki. No i ten przejmujący swąd. Od tego momentu była pewna, że w tym przygnębiającym miejscu nie czeka ich nic dobrego. Zapragnęła nagle zawrócić, ale stłumiła w sobie czym prędzej to życzenie. Mieli zadanie. Jeśli je porzucą co im pozostanie? Co będzie trzymało ich razem?

~Las jak las, nie ugryzie - Silia pocieszała się w duchu, choć naprawdę nie specjalnie wierzyła we własne słowa. - Trzeba też docenić zaletę płaskich powierzchni. Przynajmniej marsz nie jest tak forsujący jak niedawne górskie wędrówki.~

Forsujący bardzo nie był, oczywiście do momentu kiedy las zgęstniał tak bardzo, że nie szło się swobodnie poruszać. Ostre cienkie gałęzie raz za razem smagały Silię po twarzy. Odgarniała kępy roślinności obiema rękami aby przedrzeć się na przód i dotrzymać kroku reszcie. Nawet Kołtun wydawał się przygnębiony. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku i spoglądał od czasu do czasu na czarodziejkę, możnaby rzec, z przestrachem.
W końcu przeklęła w myślach knieję. Może te cholerne góry wcale nie były takie znów niegościnne?

Lord wskazał im wreszcie wyryte na drzewach świeże znaki. W Silii wzmogło się tylko uczucie lęku. Głośno przełknęła ślinę.
~Co to za dziwne nacięcia w korze? Co oznaczają? Kto je wykonał? Na pewno nikt o zdrowych zmysłach. Ile tych tajemniczych istot, o których wspominał łowczy zamieszkuje okolicę? Czy przypadkiem nie są żukami, które dobrowolnie wchodzą w kopiec mrówek? Lord ciągle mówił o mięsie. A może to ich zeżrą żywcem? Widać, że mieszkańcy tej puszczy lubują się we krwi... Może taki właśnie czeka ich los? Zaszlachtują ich, po porcjują i ułożą schludnie w spiżarniach? Krew natomiast spożytkują równie roztropnie co tą tutaj, malując okoliczne drzewa. Cudna nawet perspektywa. Skończyć jako posiłek małpoludów.

- Nie podoba mi się to miejsce - szepnęła zatykając nos i pospiesznie wyminęła posążek. - Cuchnie gorzej niż w garbarni.

Minęła posąg jakby samo przebywanie w jego pobliżu mogło grozić śmiercią. A później była już tylko coraz bardziej milcząca. Uważnie rozglądała się wokoło ale dostrzegała jedynie ciemną zieleń roślinności. Żadnego ruchu, żadnego dźwięku.
~Tak musi brzmieć cisza przed burzą.~

Wkrótce Lord ich opuścił. Pognał w głąb lasu jaj jakieś dzikie zwierzę. W gruncie rzeczy takowe właśnie przypominał, ze swoimi ostrymi jak szpilki zębami i tendencją do niuchania nordrzami. Aleksa wyraziła na głos to, co chodziło pewnie po głowach ich wszystkich. Likantrop. Czy to możliwe? A jeśli tak, to czy przypadkiem nie jego powinni się właściwie obawiać?

Wkroczyli na teren ruin. Serce Silii przyspieszyło nerwowo kiedy nagle zza drzew wypłynęła półprzezroczysta zjawa. To chyba przelało kroplę w kielichu jej psychicznej równowagi. Uczyniła kilka kroków w tył, nastąpiła na bulwiasty poskręcany korzeń i upadła. Nawet ją nie zabolało, ale jakoś nie miała ochoty podnosić się ponownie do pionu. Czekała w bezruchu aż duch zniknie wreszcie z pola widzenia. Niczego nie komentowała. Zupełnie jakby bezpowrotnie odjęło jej głos.

Nagle Aleksa wyczuła... Kogoś? Coś? Prymitywna zła istota. Marionetka w dłoniach kogoś potężnego. Aerandira?

- Kto chce ze mną zapolować na mięso? - Angela nie wydawała się przejęta kaskadą nienormalnych wydarzeń, których dziś doświadczyli. Można by nawet rzec, że była skora do zabawy. Polowanie? Nawet nie wiedzą co się tam na nich czai. I jeszcze chcieli odłączyć się od grupy. Silii ten pomysł wydał się lekkomyślny ale na całą sprawę machnęła tylko ręką. Niech robią co chcą, dziećmi nie są.

- Pomyślnych łowów – głos czarodziejki był nad wyraz szorstki.
Zerknęła na Angelę z ukosa i zawlokła się pod, na wpół zrujnowany, mur jakiegoś budynku. Oparła się plecami o chłodny kamień i rzuciła zaklęcie wykrycia magii. Nic nie spostrzegła. Miejsce można by uznać za wymarłe gdyby nie zapewnienia Aleksy, że jest inaczej.
~Zobaczymy co upolują - pomyślała jeszcze pijając łapczywie wodę. - I oby nic nie upolowało ich.~
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 13-09-2009 o 14:25.
liliel jest offline  
Stary 13-09-2009, 17:47   #549
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Wędrówka przez las była ciężka. Lord nie narzucił przesadnego tempa, ale gęsta i dzika knieja i tak sprawiła mu wiele problemów. Było coś w myśliwym, co przerażało kapłana. Gdy mówił o mięsie, ciarki chodziły mu po plecach. Czasami myślał, że Lord specjalnie prowadzi ich w leśne ostępy, aby wystawić ich dla tych małpoludów jak na tacy. Gdy dotarli do polanki, Albert podszedł do posągu i obejrzał go dokładnie.

Potem doszli do znaków. Także i te kapłan obejrzał dokładnie, ale nic nie odkrył. Zachowanie myśliwego go zdumiało. Z jednej strony ściszył głos, zachowywał się wyraźnie jakby się czegoś obawiał. Z drugiej strony zostawił ich! Jedyny człowiek który zdawał się wiedzieć co się tu dzieje uciekł do lasu, samotnie. Myśli, że ich wystawił znowu powróciły. I jeszcze te słowa skierowane do niego. Albert cofnął się nawet w zdumieniu gdy Lord podbiegł do niego i pocałował symbol zawieszony na jego piersi. Gdy przeszli przez linię znaków, kapłan ścisnął mocniej kostur i zmówił krótką modlitwę do Kelemvora. Trafili tu chyba w najgorszym czasie. Powinni chyba zanocować wcześniej i wejść w te ruiny rankiem. Teraz jednak nie było odwrotu. Gdy pojawiła się zjawa, Albert zamarł w pół kroku. Nie wyczuł jednak aury nieumarłych. Zwykle promieniowali oni chłodem, nadnaturalnym zimnem, które nauczono go wyczuwać w Mauzoleum. Duch pokazał tylko ręką kierunek i po chwili rozwiał się na lekkim wietrze.

Gdy Elizabetha i Jens ruszyli na zwiad, kapłan podszedł do miejsca w którym się pojawiła zjawa i zbadał je dokładnie. Nie znalazł niczego, co mogłoby wskazywać na pochodzenie, czy przywiązanie ducha do tego konkretnego miejsca. Wsparł się na kosturze i pochylił głowę w modlitwie:
- Panie, użycz mi swej mocy abym mógł dostrzec i zniszczyć nieumarłych. Obdarz mnie łaską abym mógł wykryć ich obecność w tym miejscu.
Głowica na kosturze zabłysła mleczną poświatą, która po chwili rozprzestrzeniła się w krąg nikłego światła. Krąg zaczął się rozrastać i obejmować swym zasięgiem coraz większy obszar. Światło przechodziło przez zrujnowane resztki budynków, łuków i arkad, przez drzewa. Albert nie zauważył najmniejszej oznaki obecności nieumarłych. Żadnej aury nie wyczuł także w miejscu w którym jeszcze przed chwilą pojawiła się zjawa. Utwierdziło go to jedynie w sądzie, że ta vis vitae nie była zdeprawowana. Niemniej jednak nie miał pojęcia co zrobić aby odprowadzić ją na Plan Letargu. Być może sama zjawa wskazywała na coś co ją trzyma w bezcielesnej formie na tym świecie. Popatrzył na kompanów, ale wiedział przecież że wszyscy przyszli tu jedynie po świeczkę. Być może przy okazji uda się odesłać zbłąkaną duszę na należny jej spoczynek.

Zupełnie nie wiedział co robić dalej. Oczekując na powrót Elizabethy i Jensa wraz z innymi rozglądnął się niepewnie po ruinach. Zmierzch zapadał powoli, ale wkrótce zapanują ciemności. Świadomość dzięki zdolnościom Alexy, że nieprzyjazna i wroga im siła czai się w pobliżu powodowała, że kapłan nerwowo rozglądał się na boki i wsłuchiwał w nieznane mu odgłosy. Powonienie nie pomagało mu w niczym. Nie wyczuwał niczego poza gnijącą ściółką i żywicznym zapachem lasu. Spojrzał jeszcze na Alexę i spytał:
- Ta siła… Czy czułaś coś podobnego, podczas ostatniego spotkania z Aerendirem?
 
Harard jest offline  
Stary 13-09-2009, 19:42   #550
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wilk zastrzygł uszami gdy przeciągłe wycie dało znać o tym, że poza dziwną istotą, którą wykryła Alexa, coś jeszcze im towarzyszy. Wilki? Nie. Na pewno nie. Wilki unikały ludzi gdy miały tylko taką możliwość i tylko zimą gdy głód im doskwierał, bywały odważniejsze. Nikt nie wiedział o tym lepiej od Miszki. Skowyt więc i jego napawał niepokojem, bo choć z jednej strony nie był przecież niczym innym jak tylko oznajmieniem o swoim położeniu i swoistym pytaniem o resztę... to nikt mu nie odpowiadał. A jednak pytanie padło i instynkt nakazywał odpowiedzieć watasze. Skonfundowany spojrzał pytająco na Jensa i zaskomlał. Myśliwy nie miał wątpliwości, że Miszka był zaniepokojony. Nie mógł mu jednak udzielić żadnej odpowiedzi. Zmarszczył tylko brwi i obejrzał się za źródłem, które zważywszy na zwartość drzew mogło być zarówno paręset metrów jaki i parę kilometrów od nich. Potem znów spojrzał bezradnie na wilka. Musieli iść i nie miał czasu szukać tropów innych zwierząt. Skinął na zwierzę w sposób przyzwalający mu to co zapewne chciało zrobić. Poszukać śladów samemu. Jeśli były tu jakieś wilki, to znaczyły teren. Miszka wskoczył w gęstwiny i zniknął tak jak przed chwilą Lord.

Jens dopiero później zaniepokoił się o towarzysza gdy po postanowieniu o wspólnym polowaniu wycie powtórzyło się.
[MEDIA]http://microcys.wrzuta.pl/sr/f/1hbUabFpUhw/wycie.mp3[/MEDIA]
Nie należało do Miszki i było znacznie dłuższe. Trzeba się było jednak skupić jeśli mieli coś podejść w trójkę. Skinął Aleksie głową gdy wskazała miejsce gdzie prawdopodobnie coś ich oczekiwało i wciągnąwszy powietrze głębiej do płuc, wskazał obu dziewczynom najlepsze drogi, z których ich podejdą. Nożowniczka swoim zwyczajem nie obdarzyła żadnego z nich specjalnie zainteresowanym spojrzeniem, a tylko ruszyła od lewej. Zostawiwszy torbę podróżną wziął ze sobą wyłącznie rohatynę i nóż schowany w bucie, wszedł w zarośla. Nie minęło nawet parę uderzeń serca gdy gęste poszycie sprawiło, że myśliwy poczuł przyjemny dreszczyk emocji. Taki jak wtedy gdy z Jasperem polowali na rysia. Tylko, że las talgański nie był, ani tak ciemny, ani tak dziki. Na słabo widocznym podłożu zalegała cała masa posuszu aż prosząca się o naruszenie i trzaskanie. Parę pajęczyn przykleiło mu się do twarzy gdy zaczął zakręcać, by okrążyć ofiarę. Była u siebie. Znała teren. I wiedziała, że ktoś jest w pobliżu. To nie stawiało ich w zbyt dobrej sytuacji i normalnie Jens celowo zbliżając się narobiłby hałasu. Ślady krwi i smród, a także zło, które wyczuła psioniczka nie pozostawiały myśliwemu wątpliwości, że należy mieć się na baczności i nie ryzykować zaufania jeśli to możliwe. Szkoda tylko, że Miszka jeszcze nie wrócił...

Zobaczył. Ciemny kształt przykucnięty na jednej z gałęzi rozłożystego dębu, oraz w tym samym momencie dwoje ślepiów, które błysły złowrogo w ciemności. Myśliwy zastygł w miejscu. Przez sekundę wydającą się wiecznością oboje mierzyli się spojrzeniem. Cień skoczył. Gałąź zatrzeszczała, a postać na chwilę zniknęła Jensowi z oczu. Serca zabiło szybciej gdy próbował wyłowić postać, której towarzyszył szelest poruszanych przez intruza gałązek. Gdzieś dalej usłyszał jeszcze kogoś. Libby? Nie poruszył się póki nie był pewien, którędy dokładnie pobiegnie postać. Dopiero wtedy. Skoczył do tyłu. Okrążył szeroki pień drzewa gdzie było trochę więcej miejsca i uderzył tępą stroną rohatyny na wysokości kolan. Coś wrzasnęło i runęło jak długie w zarośla. Jens skoczył na przeciwnika, ale był zbyt wolny. Ten podniósł się i warknąwszy coś niezrozumiale machnął długą ręką uzbrojoną w maczugę przed sobą omal nie trafiając Jensa. Trafiając za to Libby, która przed Angelą dopadła ich. Dziewczyna krzyknęła, a zaskoczony stwór cofnął o krok. Myśliwy nie czekał. Drugą stroną rohatyny uderzył przeciwnika w brzuch i poprawił w łeb. Ten zachwiał się i legł na ziemi. Angela spóźniła się na zabawę. Myśliwy rzucił nożowniczce linę, by związała intruza i podszedł do Libby chcąc obejrzeć jej ranę. Odtrąciła jego rękę i powiedziała, że nic jej nie będzie. Wydawała się zła, że dała się trafić i że w ogóle uczestniczyła w tym polowaniu. Swoja drogą chyba nic jej ni było, bo ruszała ramieniem normalnie. Stwór zaś bardzo powoli dochodził do siebie mrucząc coś niezrozumiale pod nosem. Angela dość sprawnie go związała i po chwili odrzuciła skórzany kaptur, który zakrywał mu głowę. Mimo to nawet w tak mizernym świetle można było dostrzec kontury jego nieludzkiej twarzy.


- Emm... co to u licha jest?
Angela wzruszyła tylko obojętnie ramionami.
- Musimy go przenieść do obozu zanim się ocknie... Jak zacznie uciekać, trzeba go będzie zabić. Pomóż mi go ciągnąć.
Jens podniósł wzrok ze stwora na nożowniczkę z wyrazem niezrozumienia.
- Ty chyba lubisz zabijać, co Angela?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Po paru minutach byli w obozie wraz z jeńcem. Ubrany w prymitywnie wytrawiane skóry i uzbrojony w prostą maczugę nie sprawiał wrażenia kogoś niebezpiecznego.

Gdy reszta przyglądała się stworzeniu, które upolowali, Jens oddalił się na moment. Już wcześniej zauważył niedaleko drzewo, które obsiadały nietoperze i mimo że las był już ciemny, trafienie w to miejsce bez pochodni nie było specjalnie trudne. Wziął ze sobą tylko trochę dzikiego agrestu, którego zrywał po drodze. Matka go nie raz i nie dwa po te owoce wysyłała, bo rzeczywiście były bardzo smaczne. Smakowały też nietoperzom. Dotarłszy na miejsce ułożył je na jednej z niższych gałęzi na liściu łopianu, a jedno grono dodatkowo roztarł w rękach, by wzmóc zapach. Potem odetchnął parę razy i próbując skupić się na otoczeniu przywołał w sobie tę gnębiącą go moc. Wiedział, że może to zrobić. Wiedział, że to możliwe. Nadal nie wiedział dlaczego. Ale była to kwestia tej mocy. Wystarczyło to poczuć. Poczuć i... narysować symbol... Na drzewie dało się słyszeć parę pisków budzących się do nocnego życia zwierząt. Myśliwy podniósł patyk z ziemi i na korze drzewa pozwolił mu kierować się tą dziką energią. Pozostawiwszy dziwny wzór na nim usiadł niżej i czekał. Sam nie będąc pewnym, czy to co robi to nie jest czasem jakieś szaleństwo.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 13-09-2009 o 21:04.
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172